Poszukiwani cz. 2

Mieszkańcy Aqua Chiquita Negra byli notorycznie nękani przez gang zepsutego rodzeństwa Donny i Jamesa Olsenów. Wszelkie wyprawy poza miasto zawsze wiązały się z ryzykiem. Chociaż najbezpieczniej podróżowało się za dnia, nie można było mieć całkowitej pewności, że za najbliższym wzniesieniem nie napotka się wozu Olsenów, który zwiastował rychłe rozstanie nieszczęsnego podróżnika z jego dorobkiem, czy nawet życiem. Napady na konwoje rzemieślników i handlarzy stały się nieodłączną częścią tych stron, przez co miasto rzadko gościło przyjezdnych. Stróżowie prawa byli bezsilni wobec rozbójników. Nie było mowy o pomocy z zewnątrz. Najbliższym miejscem, z którego należałoby spodziewać się posiłków, leżało ponad sto mil na zachód od miasta, a wiadome było, że i tam działała zorganizowana szajka rabusiów. Jednak wraz z nadejściem dzisiejszego dnia, życie obywateli Aqua Chiquita Negra miało przybrać nowy, nieoczekiwany kierunek.

     Dochodziło południe, kiedy do miasta ospale zbliżał się wóz bandy Olsenów. Pierwsze zauważyły go dzieci kupca Hermesa Carrillo Salcido i od razu zaalarmowały swego ojca. Ten, spodziewając się, że to tylko głupi żart, niechętnie wychylił się ze sklepu na zalane palącym słońcem ulice, by zadośćuczynić prośbom rozwydrzonej dzieciarni. Stał przez chwilę w milczeniu wytężając wzrok w kierunku ciemnej plamki na bladym horyzoncie. W momencie, gdy rozpoznał ów pojazd, który raz już w życiu miał nieprzyjemność oglądać z bliska, z przerażeniem pognał do kwatery szeryfa krzycząc na całe gardło:


     - Wóz Olsenów! Jadą na nas! Ludzie!


     Kiedy tak gonił drąc się wniebogłosy, z domostw i sklepów wychodzili zaskoczeni mieszkańcy patrząc na Hermesa z lekkim niedowierzaniem. Powóz Olsenów nigdy nie był widziany tak blisko miasta, stąd nikt z początku nie potraktował poważnie alarmu przerażonego kupca. Dopiero świadectwo kolejnych obywateli, którzy pokwapili się wyjść na ulicę, by osobiście zbadać sytuację, doprowadziło do prawdziwego poruszenia w Aqua Chiquita Negra. Zastępca szeryfa Michael Garcia wybiegł z posterunku zanim jeszcze handlarz Salcido zdążył do niego dobiec.


     - Kto ich wypatrzył? - zapytał stróż prawa.

     - Moje dzieciaki. Tylko go zobaczyły, to od razu do was przybiegłem! - wydusił z siebie zasapany sklepikarz.


     Garcia nie odrywał wzroku od zbliżającego się pojazdu. Bezpośredni atak na miasto wydał mu się przynajmniej podejrzany. Olsenowie nigdy nie zapuściliby się tak blisko bez dodatkowych jeźdźców. A skoro nikt nie jechał przy wozie, musieli go wykorzystać jedynie do odwrócenia uwagi.


     - Ma pan bystre dzieci, panie Salcido. - odezwał się zastępca szeryfa. - Niech wejdą na dach gospody i wypatrują jeźdźców. Olsenowie oszaleli, albo szykują atak z innej strony.


     Hermes przytaknął i pognał z powrotem w stronę swojego sklepu. Michael Garcia kazał wszystkim mieszkańcom zdolnym do walki dobyć rynsztunku i przygotować się do ataku. Każdy był w większym lub mniejszym stopniu zaznajomiony z bronią palną, ale wśród obywateli Aqua Chiquita Negra, prócz Garcii i kilku jego pomocników, nie było prawdziwych rewolwerowców. Rozstawieni wzdłuż ulicy, pochowani za budynkami, witrynami sklepowymi i wozami handlarze i mali przedsiębiorcy czekali w napięciu na nadchodzący pojedynek. Garcia wraz ze swoimi ludźmi przetoczyli kilka beczek na środek ulicy i schowali się za nimi. Dzieci Hermesa Carillo Salcido bacznie rozglądały się z dachu gospody wypatrując najeźdźcy.

     Wóz zaprzęgnięty był w dwa muły i wlekł się od niechcenia. W miarę zmniejszenia odległości między nim a mieszkańcami, dało się już przyjrzeć sylwetce woźnicy. Nikt nie przyznał tego otwarcie, ale każdy z miejscowych nabrał wielu wątpliwości, czy aby rzeczywiście mają do czynienia z członkami gangu Olsenów, toteż wstrzymano się z pociągnięciem za spusty. Pojazd z pewnością należał do rabusiów, ale postać na nim siedząca wyglądała szczególnie nietypowo. Był to mężczyzna w eleganckim, piaskowym płaszczu, gdzieniegdzie poplamionym błotem i krwią. Jego twarz zdobiła jasna, skrupulatnie przystrzyżona broda, a w ustach trzymał dymiącą cygaretkę. I o ile w tym akurat nie było nic niezwykłego, człowiek ten miał na głowie związaną chustę, przez co dla niektórych z początku wyglądał jak zarośnięta baba z fajką. Do tego oślepiające słońce wykrzywiło jego facjatę w niedorzecznym grymasie, jakby ktoś kazał mu rzuć cytryny. Z taką miną i przewiązaną chusteczką przybysz wjechał do miasta nie zwracając uwagi na celujące w niego pistolety zaskoczonych obywateli Aqua Chiquita Negra. Zastępca szeryfa, gdy zobaczył zbliżającego się otępiałego jeźdźca, powoli wychylił się zza beczek. W ślad za nim poszli jego ludzie. Wszyscy patrzyli w milczeniu na tę pełną osobliwości scenkę. Wóz zatrzymał się zaraz przed Michaelem. Przybysz pozostawał w bezruchu patrząc Garcii w oczy. Po chwili odezwał się ciepłym, spokojnym głosem.


     - Dzień dobry.


     Ani zastępca szeryfa, ani jego ludzie nie odpowiedzieli. To zgoła nieoczekiwane przybycie dziwnego gościa było dla nich zbyt dużym zaskoczeniem, aby dobyć się na jakiekolwiek powitanie. Woźnica czekał jeszcze moment, utrzymując twarz w gorzkim grymasie.


     - Czy to jest Aqua Chiquita Negra? - zapytał nieznajomy.


     Michael Garcia oprzytomniał nieco z wrażenia, jakie zrobił na nim przybysz. Nabrał przekonania, że nie może to być żaden z ludzi Olsenów, a nawet nikt z okolic. Wyraz twarzy tego człowieka oraz jego ogólna aparycja sugerowały, że może być niespełna rozumu. Zyskując na pewności siebie zastępca odchrząknął i powiedział:


     - Tak, to jest Aqua Chiquita Negra. A ty to kto? - spytał, nie będąc pewny, czy chce znać odpowiedź.


     Mężczyzna nie odezwał się. Wyglądało, jakby szukał w pamięci swego nazwiska, albo próbował wymyślić jakieś naprędce. Zignorował jednak pytanie Garcii.


     - Mam pewne problemy... - powiedział w końcu.


     Michael zmierzył spojrzeniem chustkę na głowie mężczyzny i dopowiedział sobie w myślach, że zapewne przybysz ma więcej problemów niż tylko te, z których zdaje sobie sprawę.


     - Doprawdy? - spytał drwiąco. - A cóż to za problemy?


     Zastępca zaśmiał się, a jego towarzysze mu zawtórowali. Nieznajomy powiódł wzrokiem po twarzach pomocników.


     - To pańskie problemy. - powiedział woźnica. - Jest ich trzynaście i jak się nie mylę, nazywają się Olsenowie.


     Na te słowa uśmiech zszedł z twarzy Michaela Garcii i jego brygady.


     - Jeżeli pan pozwoli, chciałbym, żeby któryś z pańskich ludzi sprawdził pakę tego wozu. - kontynuował przybysz. - I by dał pan rozkaz złożenia broni, czuję się trochę niezręcznie.


     - Tego akurat na razie nie zrobię. - odpowiedział zastępca szeryfa. - Murphy, sprawdź, co ma w wozie.


     Jeden z mężczyzn stojących za beczkami ostrożnie podszedł do tyłu pojazdu. Michael niepewnie patrzył raz na niego, raz na obcego. Każdy z zebranych, który słyszał słowa gościa, wychylał z ciekawości głowę, żeby zobaczyć, co przywiózł w wozie Olsenów. Kiedy Murphy wdrapał się od tyłu na pakę, zobaczył ułożone w stertę ciała. Na ten widok rozdziawił usta, zeskoczył na ziemię i krzyknął do wszystkich:


     - Gang Olsenów! Wybił bandę! Zabił Donnę!


     Zaskoczeni mieszkańcy od razu rzucili się w stronę wozu. Każdy chciał na własne oczy zobaczyć poskromionych rabusiów. Zebrał się mały tłum, więc ciała wyciągnięto z wozu na ulicę, by wszyscy mogli poświadczyć tożsamość członków gangu Olsenów. Co prawda nie była to cała szajka, którą widywano w tych stronach, ale wśród poległych znajdowało się ciało Donny, a wieść o jej śmierci na pewno złamie morale pozostałych grup nawiedzających Aqua Chiquita Negra. Wśród pobudzenia oraz zgiełku jaki zapanował na ulicy w bezruchu pozostawał jedynie Michael Garcia próbujący rozczytać z twarzy przybysza jego intencje. Niecodziennie ma się gościa, który jak na tacy przywozi ubitych wrogów publicznych. Zastępca szeryfa pełen podziwu zmieszanego z osłupieniem wymamrotał do nieznajomego:


     - Nie wiem kim jesteś, ale właśnie zostałeś naszym bohaterem.


     Mężczyzna z zawiązaną na głowie chustą i tlącą się w ustach cygaretką nie odpowiedział nic na to oświadczenie, a jedynie jeszcze bardziej wykrzywił twarz. Garcia uznał to za uśmiech.

Soldierski

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1503 słów i 8586 znaków.

1 komentarz

 
  • Kuri

    Dobre, klimat starych westernów, czekam na więcej

    8 sty 2016