Zew Krwi cz.7

Zew Krwi cz.7Jechaliśmy pustą drogą. Gdzie niegdzie leżały ciała zombie z poodrywanymi głowami od tułowi, lub pół głowy przyczepione do torsu bez nóg. Jechaliśmy w milczeniu. Czułam się zażenowana siedząc obok Rood 'a. Nie patrzyłam na niego, czułam się źle, że mnie pocałował. Przecież ja mam chłopaka!!! Chociaż nie wiem, co teraz robi Hase. Czy myśli o mnie? Czy daje radę na służbie pod rządami mojego bezwzględnego ojca? Czy nadal mnie kocha? Te pytania zadawałam sobie raz po raz. Ale nie zaprzeczę. Rood jest naprawdę... piękny. Inteligentny, sprytny, pomocny i zaradny. Ciekawe jakie są jego uczucia wobec... mnie? STOP! Co się ze mną dzieje?! Ja mam chłopaka, ON mi się nie może podobać. Nawet z względów przyzwoitości!!! Spojrzałam na drogę przed siebie. Wraz z linią lasu zaczynała się bardzo wyboista droga. Licznik w jeep'ie wskazywał 157 km/h. Jadąc z taką prędkością czułam się jakbym biegła sprintem po gnijących ciałach zombie, z tą różnicą, że samochód wyskakiwał w powietrze. Postanowiłam zwolnić. Nie zdążyłam nacisnąć pedału, a jeep wpadł w poślizg. Odbiwszy się od jakiejś stromej wyboi samochód przewrócił się na dach. Próbowałam uwolnić się z pasów. Poleciałam do przodu, walnęliśmy w drzewo. Po chwili poczułam ogromny ból w głowie i ostatnie co widziałam to Rood, próbującego uwolnić mnie z pasów...
- Proszę cię, obudź się! - słyszałam kobiecy szept. Nicole. Otworzyłam gwałtownie oczy i zerwałam się do przodu, ale ktoś przygwoździł mnie do ziemi.
- Nie ruszaj się. - powiedział męski głos. Rood. Uspokoiłam się. Chciałam, żeby mówił dalej. Jego głos działał na mnie kojąco, dlatego zapytałam:
- Co się stało? Nic nie pamiętam odkąd uderzyliśmy w drzewo...
- To nie było drzewo. - powiedział spokojnie. Opowiedział mi, że uderzyliśmy w jedno stworzenie. Przypominało bardzo "włochate" drzewo. Rood i Nicole musieli zurzyć po pół magazynku na głowę, żeby go zabić. Niestety z auta nic się nie dało odzyskać, więc wziął mnie na ręce i przeniósł w bezpieczniejsze miejsce. Mam poważną ranę w głowie, ale udało się zatamować krwawienie, oraz mnóstwo sińcó i zadrapań. Im nic się nie stało.
- Takie obrażenia są jak order dla żołnierza. - stwierdziłam z uśmiechem. Rood i Nicole zaśmiali się serdecznie. Powoli, centymetr po centymetrze podnosiłam się i po kilku minutach stałam już z pomocą, ale na własnych nogach. Rozejrzałam się po okolicy.
- Ej, słuchajcie! Widzicie te wąwozy i kanion. To tuż za nimi.  
- No to w drogę. Może uda nam się dotrzeć tam za 2 dni. - powiedziała uradowana Nicole. Chyba, że wcześniej zdechniesz w pysku jakiegoś zombie. Nie mogę się przyzwyczaić do jej towarzystwa.  
- Jeśli mamy zdąrzyć przed zmrokiem do jakiegoś bezpiecznego miejsca to radzę wam się ruszyć. - powiedziałam, założyłam plecak i kukśtykając pomaszrowałam do przodu.

Gabi14

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 562 słów i 3008 znaków.

Dodaj komentarz