Polskie Święta

Boże za dwa miesiące święta - nienawidzę tego. Po pierwsze nigdy nie mam pieniędzy na prezenty. W sumie to nie mam też nigdy pomysłu na prezenty... Ja nie wiem dlaczego w moim domu nie może być tak jak w innych... Podarki daje się tylko małym dzieciom i gitara. Ale nie ! Musze coś kupić dla siostry i brata, dla faceta siostry, dla mojego faceta, na szczęście mój brat ma dopiero 5 lat i nie ma dziewczyny, chociaż wciąż chodzi po domu i mówi, że kocha Ole z przedszkola i że chce zaprosić ją na obiad, ale wracając do tematu to jeszcze oczywiście i mama i tata, babcia i dziadek, rodzice mego faceta i moja chrześnica. Toć to oszaleć można! Ja nie wiem jak dwadzieścia złotych ma mi starczyć na to wszystko...  

Nienawidzę świąt ! Po drugie ta cała atmosfera przy stole, w sumie kolędy są nawet miłe, można na choinkę zerknąć, może i śnieg zacznie padać, wszyscy się do siebie uśmiechają, są życzliwi - jednym słowem jest miło. Ale nie u nas ! Wszyscy zawsze spotykamy się u babci - babcia ma 11 wnuków i jedną prawnuczkę, czyli jest nas od cholery. Bardzo rzadko do domu jeżdżę, ale jak już się pojawię to się zaczyna seria pytań i domniemań.  

Najlepsze są ciotki, ich szczerość i brak wstydu a także zażenowania doprowadza mnie do ciągłego zdumienia. Uwielbiam, gdy podczas dzielenia się opłatkiem zamiast NORMALNYCH życzeń słyszę: "
- Alka kochanie, życzę Ci abyś nareszcie się ustabilizowała... Zobacz w rodzinie już wszyscy mają dzieci, na weselach się razem bawiliśmy tylko Ty nam zostałaś... - zaczyna monolog.  
- Ciociu ależ ja mam stabilizację życiową, uczę się, pracuję, mam faceta, więc czego chcieć więcej? - pytam już poirytowana.  
- Jak to czego?! Dziecka Wam brakuje! No ileż czekać można, mówię Ci, nie ma co czekać, bo im później tym gorzej... Masz już do Jasnej Anielki 25 lat! Alicjo, czas ucieka... - w sumie dalej już jej nie słucham, bo po cholerę.  

Gdy myślę o porodzie, pieluchach, płaczu, rozstępach to aż mi źle. Dlatego też wbrew Kościołowi i wszystkim Ciotkom wciąż przyjmuje z dokładnością maniaka tabletki antykoncepcyjne - co więcej taka ze mnie diablica, bo się z tego nie spowiadam. W sumie z wielu rzeczy się nie spowiadam, bo nie wiem jak zareagowałby ksiądz, gdyby usłyszał w konfesjonale, iż dwa miesiące temu klękałam przed swym facetem na balkonie. Noce ciepłe, więc czemu by nie skorzystać z tego, zawsze można nabrać nowych doświadczeń i dać odrobinę radości sąsiadom.  

A jeżeli chodzi o tabletki, Boże kochany! Zachorowałam ostatnio na anginę - tzn. ja tak uważałam, Pani Doktor powiedziała, iż to tylko wirusowe zapalenie gardła i antybiotyku nie da. Mam szałwią płukać gardło i tyle! No idiotka, przez pierwsze dwa dni, sumiennie to czyniłam, ale potem, gdy nadal nie mogłam ani mówić, ani przełykać - ta druga czynność smuciła nawet mojego faceta, postanowiłam iść i zakupić lek na wszystko czyli Duomox. W sumie bez recepty ani rusz, na szczęście dilerka wciąż kwitnie na rynku, więc bez problemu nabyłam złoty lek u jednej ze znajomych. Dawkowanie wszystkim znane, co 12 godzin i dzięki temu już po trzech tabletkach czułam się jako nowo narodzona. Niestety zaczynałam odczuwać dziwne swędzenie w miejscu intymnym... Chwile to potrwało zanim zrozumiałam, iż może mieć to związek z tym zasranym Duomoxem ! Idę więc do apteki, którą mam pod domem i mówię:
- Dzień dobry, zażywałam ostatnio Duomox i niestety odczuwam dziwne pieczenie w miejscu intymnym, czy to może mieć związek? - nie żebym się wstydziła, ale uśmiech faceta stojącego za mną z lekka mnie deprymował.  
- Oczywiście Złotko, trzeba brać coś osłonowego, ale Wy młodzi nigdy nie myślicie na zapas. Dam Ci takie tabletki, które wyleczą Twą grzybicę. - skwitowała.  
Na słowo GRZYBICA, do tego POCHWY, i wszyscy znajdujący się w aptece spojrzeli na mnie jakbym była kobietą z brodą.  
- Dobrze, rozumiem, ale czy biorąc teraz te tabletki mogę współżyć? - zapytałam.  
Ludzie już nie ukrywali oburzenia, no bo jakże tak można, nie dość, że mam grzyba, to jeszcze mi mało!
- Nie jest to zabronione, jednakże choroba zaraz przeniesie się na partnera, radzę więc albo założyć dodatkową ochronę w postaci prezerwatywy, albo zrobić kilka dni przerwy, gwarantuje, że potem będzie jeszcze milej - odparła z uśmiechem.  
To nic, że miała gdzieś z milion lat i przypominała moją babcię. Gdy dotarłam do domu, pokazałam facetowi tabletki, którzy oczywiście przez dziesięć minut się śmiał, że jestem Pieczarką a następne dziesięć ubolewał, że nie będzie mógł wsadzać swego przyrodzenia tam gdzie najbardziej lubi. No ale przyszła pora by zażyć tabletkę, czytam ulotkę i widzę, że ten Palant się śmieje, ale kompletnie nie wiedziałam z czego, po chwili wybuchł śmiechem niczym Kacper z Rodzinki:
- Głupia! Nie połyka się tego tylko wkłada do środka! - dalej był tylko śmiech...  
Pisze jak byk DOPOCHWOWE. Za kare Palant spał na podłodze. No ale nic, wsadziłam, nie piekło, jakoś przeżyłam.  

Na drugi dzień dzwoni do mnie, że chyba nadwyrężyła nadgarstek i prosił bym kupiła mu jakąś maść bo on nie zdąży zajechać do apteki. Ubrałam się więc i poszłam, moja Pani, gdy tylko mnie spostrzegła miała uśmiech od ucha do ucha:
- Pomogły tabletki? - spytała.  
- Póki co nie swędzi, dziękuję. Poprosiłabym dziś coś na bolący nadgarstek, jakąś maść rozgrzewającą... - z każdym mym słowem kobieta coraz bardziej się uśmiechała.  
- Nadgarstek rozbolał? - pytała i wciąż starała się ukryć uśmiech który coraz bardziej wypływał na jej twarz.  
Dopiero teraz zrozumiałam o co tej czerepie chodzi!
- Nie, to nie tak Proszę Pani. Mojego faceta rozbolał nadgarstek, nie mnie... - zaczęłam się tłumaczyć i wdepnęłam w jeszcze większe gówno.  
- Partnera? To ja może też dam taką opaskę uciskową, powinna pomóc, niech zakłada w chwilach zwiększonego wysiłku... - stara lampucera.  
Jak zwykle kolejka za mną, słyszę śmiechy. A niby Polska to taki tolerancyjny kraj!  
- Proszę Pani, boli go nadgarstek, bo sobie nadwyrężył w pracy, ja naprawdę nie wiem co Pani... - robiłam się coraz bardziej czerwona.  
Moje tłumaczenia nic nie dały. Głupia stara suka! Zapłaciłam i wyszłam a gdy dotarłam do domu kazałam mu wsadzić sobie tą maść w dupę.  

Cholera ale to nie o tym miała być mowa, wróćmy do świąt ! Kolejnym elementem jest trafność prezentów. Pamiętam jakby to było dziś a miałam wtedy może z 12 lat, moja młodsza siostra kupiła mi na prezent ptaszka który śpiewał. Taki w drewnianej klatce - no babol jakich mało. Ja rozumiem, ze czasy ciężkie, ona mała, ale po jakiego grzyba dała mi tego ptaka skoro szybciej wyrwała mu sznureczek i biedak nawet nie śpiewał? Potem przez trzy kolejne lata dostawałam antyperspirant i grzebień. Do dziś się zastanawiam dlaczego akurat taki zestaw. Dla babci było to proste, nie myje się i nie czesze, jednak ja doszukiwałam się w tym głębszego sensu. W sumie ojciec to i tak ma zawsze najbardziej przesrane, co roku od dwudziestu lat dostaje skarpety i piwo. On mógłby postawić u bukmachera cały swój dorobek w ciemno już teraz, że na święta dostanie piwo i skarpety i wygrałby ! Co do jego majątku - są to wszystkie wędkarskie pierdoły typu wędki, spławiki, kotwice, baty, kamizelki, wodery itp. Matka w tym roku straciła cierpliwość i powiedziała mu, że ma zabierać ten cały barłog z dużego pokoju, bo Ojciec oczywiście przed każdą wyprawą rozkłada te wszystkie gówna w pokoju i każe nam to tu przytrzymać żyłkę, to uważać na kotwice porozkładane na dywanie. Mamy go podziwiać i najlepiej jeszcze klaskać. No i ojciec się wściekł, że matka mu dupę truje i zrobił sobie BIURO. Posprzątał w dawnym szałerku, postawił tam dwa stare taborety, radio i biuro ma. A ilu interesantów! Oho! Prawie jak w ZUS-ie. Czynne jest każdego dnia od 8:00 do 22:00. Ojciec jako prezes przyjmuje ich z otwartymi rękoma i raczy złotym napojem bogów. Matka wścieka się nadal. Ostatnio mieli zakończenie sezonu wędkarskiego w Borach Tucholskich. Ojciec podniecony od rana, nawet zanętę zrobił i matka pyta:
- Po cholerę Ty te kije bierzesz?! - to był warkot, nie mowa.  
- Bo jadę na zawody chyba nie? - odparł.  
- Przestań ściemniać, nie po to Związek Wędkarski wynajął busa, byście Wy łowić jechali. - skwitowała.  
Ojciec jednak swój dobytek zabrał i pojechał. Moja matka niczym Wróżbita Maciej, przewidziała jak to się wszystko zakończy, bo ten wrócił bez ryb ale jaki szczęśliwy. W sumie to szczęście tak go sponiewierało, że na korytarzu odbijał się od ściany do ściany. W rezultacie spał w kuchni. Bez kołdry.  
  
Święta. Boże już za niecałe dwa miesiące, nie mam ani się w co ubrać, znowu będę musiała przeżyć to szaleństwo zakupów. Znowu złapię depresję, bo co roku obiecuję sobie, że schudnę i założę czerwoną sukienkę na ten wyjątkowy dzień jednak od dziesięciu lat jeszcze mi się to nie udało. Lubię też te docinki kuzynostwa typu: "Alka! Jak Ty to robisz, że na zdjęciach na fejsie wyglądasz tak szczupło...?" Jak, jak?! Srak kurde!  

I to gotowanie... To jest chore! Robisz sałatkę przez dwie godziny, a potem matka krzyczy: "NIE RUSZAJ TEGO! TO NA ŚWIĘTA!". Uwielbiam to. Pierniczków też nie jedz, bo to dla Gwiazdora, a pierogi są policzone. Wiadomo zawsze trzeba mieć pięć w zapasie, bo nie daj Boże się jakiś rozgotuje. Z barszczem jest zawsze ciekawa sprawa, nikt u nas w rodzinie go nie lubi. Wszyscy jemy pomidorową lub rosół. Ale co to ma być?! Rosół na święta?! Przecież Pan Jezus się rodzi i on widzi kto barszczu nie ma ! I nie daj Boże żeby był z paczki. Więc matka gotuje buraki a potem wciska je każdemu by jadł pyszny barszczyk. Nikt oczywiście nie ma takiego zamiaru, więc się wścieka, że nikt nie szanuje jej pracy. Patologia. awantura co roku o to samo.  

Na szczęście ja przyjeżdżam do domu albo w Wigilię, albo dzień przed, więc nie muszę sprzątać. Tutaj to dopiero sa cyrki. Czasami jak tak słucham matki i babki to mam wrażenie, że Pan Jezusek bez wytrzepanych dywanów i czystych okien to zwariuje. Ojciec dostaje wtedy permanentnego szału i jeździ ze swym wiernym towarzyszem na ryby na lód. W sumie to trochę współczuje siostrze, że musi brać udział w tym całym fermencie. Wycieranie tych wszystkich bibelotów u babci z kredensu - to jak złożenie puzzli z tysiąca elementów. Babcia jest okropnie pedantyczna i zawsze pastuje podłogi. Nowa wykładzinę sobie kupiła to ja pastuje. I pewnego razu przed świętami oczywiście zauważyła, że ten płyn do pastowania zostawia taki osad na tej cholernej wykładzinie. Więc ta zaczęła go skrobać... Gdy weszłam do niej leżała na ziemi i płakała a ja myślałam że się posikam. Pokój 15 metrów kwadratowych, a ta może jeden zdążyła "wyczyścić". No to siadam obok i płacze z nią, tylko, że ja za śmiechu, za co dostałam szmatą po nogach. W sumie absolutnie nie miałam na to ochoty ale zaczęłam z nią to ścierać, ten cholerny Sidolux, bo zagroziła, że odwoła święta. strasznie się bałam, że zadzwoni do Pana Jezusa i powie, że w tym roku świąt nie ma bo Sidolux jej nie zszedł, no i tylko dlatego jej pomogłam ! Skończyliśmy kilka minut po 4 nad ranem, ja poszłam spać, a babcia jak gdyby nigdy nic zaczęła skręcać jabłecznik - szalejąc mikserem w kuchni.  

Nienawidzę świąt. Jeszcze ubieranie choinki, wymyślanie dla ojca durnych wierszyków, które może wysyłać znajomym, kąpanie psa - on tez musi być czysty i wiele innych pierdół. Ale o tym następnym razem, pozdrawiam Pan Wesołek.

PanWesolek

opublikował opowiadanie w kategorii komedia, użył 2227 słów i 11964 znaków.

7 komentarzy

 
  • gość

    Jak można nie lubićwiczenia świąt

    13 gru 2017

  • PanWesolek

    Nie przejmuj się - na mnie za każdym razem też tak patrzą ;-)

    8 lis 2014

  • Grzeg

    Niezłe opowiadanie. Czytam je w autobusie, a ludzie gapią się na mnie jak na szaleńca :)

    7 lis 2014

  • Renifer :D

    Cala prawda :D

    28 paź 2014

  • PanWesolek

    Małgosiu, postaram się coś naskrobać :) Seksi (...) 69- oryginalny nick :D dziękuję za poświęcony mi czas.

    28 paź 2014

  • seksi dupa 69

    Czytając to miałam wrażenie jakbyś czytała mi w myślach :D
    U mnie święta podobnie wyglądają :D  
    Ale z tą wizytą w aptece to na prawdę dałaś czadu :D Usmiałam się do łez :D

    28 paź 2014

  • Oczekująca

    Genialne opowiadanie, lekkie i przyjemne, czytam i nie mogę przestać się śmiać. Liczę na szybkie dodanie kolejnej części. Pozdrawiam  
    - Małgosia :))

    28 paź 2014