Poczekalnia do raju

Znalazłem się w pustym pokoju. Nie było w nim ani drzwi, ani okien. Na środku sufitu znajdował się duży niebieski żyrandol. Jego blask rozświetlał całe pomieszczenie. Nagle usłyszałem głos wypowiadający moje imię. Rozejrzałem się i zobaczyłem za mną mężczyznę ubranego na biało. Na początku lekko się przestraszyłem, ale on uspokoił mnie i kazał iść za nim. Wtedy w jednej ze ścian pojawiły się troje drzwi. Mężczyzna kazał mi wybrać jedne z nich i wejść do środka. Wydawało się proste, ale jego dziwny uśmiech sprawił i zacząłem się wahać. Do tego zauważyłem, że jego nogawki zaczynały robić się czarne. Nie wiedziałem, co czeka za tymi drzwiami. W końcu dokonałem wyboru i wskazałem na pierwsze od prawej. Pomyślałem, że prawa strona to ta najlepsza, więc i drzwi po prawej stronie będą najlepsze. Wtedy mężczyzna wrzasnął z wściekłości, a jego oczy zaczęły płonąć. Zachowywał się, jakby wstąpił w niego diabeł. Uniósł rękę, po czym z jego palców wytrysnęły strumienie krwi, oblewając wszystkie ściany. Szybko otworzyłem wybrane drzwi, a mym oczom ukazała się piękna polana i siedzący na niej ludzie. Byli tak szczęśliwi, że uśmiech ani na chwilę nie znikał i ich twarzy. Już miałem przekroczyć próg, kiedy poczułem, jak coś owija się wokół moich nóg. Spojrzałem w dół i zobaczyłem paskudnego węża z wydłubanymi oczami. Próbowałem uwolnić się z jego uścisku, ale im mocniej na niego napierałem tym on mocniej zaciskać się wokół mnie. W pewnym momencie poczułem, jak moje kości pękają przebijając skórę. Upadłem, a wąż nadal owijał se wokół mnie, nie zważając na moje krzyki. Byłem w pułapce bez wyjścia. Wtedy mężczyzna podszedł do mnie. I złapał gada za łeb, po czym oderwał go i rzucił w stronę jednej z zakrwawionych ścian. Pomyślałem, że to gest choćby niewielkiej litości z jego strony, ale grubo się myliłem. Ze ścian zaczęły wypełzać dziesiątki węży. Ze zmiażdżonymi nogami nie mogłem wiele zdziałać. Jednak nie zamierzałem się poddać. Od wejścia do najprawdziwszego raju dzieliło mnie tylko kilka kroków. Z ogromnym bólem zacząłem powoli czołgać się do nich. Byłem już na skraju wytrzymałości, straciłem bardzo dużo krwi, a do tego węże zbliżały się bardzo szybko. On sobie nic z tego nie robił, jakby wiedział, że mi się nie uda. Jednak jak byłem już tylko ze trzy kroki od progu drzwi. Wystarczyło jeszcze trochę wysiłku. Już miałem przed oczami ten wspaniały obraz tamtego miejsca. Złapałem rękoma za futryna i nagle poczułem jak węże zaczynają wciągać mnie z powrotem. Trzymałem się z całych sił, czego nie można było powiedzieć o moich nogach, które ledwo trzymały się mnie. Spojrzałem jeszcze raz na tę cudowną polanę i wiedząc, że to już koniec poddałem, się.

marok

opublikował opowiadanie w kategorii sen, użył 556 słów i 2916 znaków.

Dodaj komentarz