Złe drogi

Autentyk.

Warszawa. Wczesne lata sześćdziesiąte. Łokuciewski i Skalski, w drodze z jednego z licznych wtedy spotkań pilotów z czasów wojny z publicznością, postanowili wpaść do jakiejś restauracji na "dobrze podlewaną" kolację. Po niej, późnym wieczorem, Skalski miał odwieźć Łokuciewskiego do domu. Wsiedli więc do samochodu i, trzymając się prawej strony drogi, Alejami Jerozolimskimi kierowali się do wyznaczonego celu. Jechało im się okropnie – co góra kilkanaście metrów auto podskakiwało na dużych wybojach. Skalski klął więc na tragiczną jakość dróg, która najwyraźniej nie omijała nawet głównych "reprezentacyjnych" dróg stolicy. Słuchający tego przez dobrą chwilę Łokuciewski w końcu się odezwał:

– Stasiek, a nie byłoby ci wygodniej, gdybyś odbił trochę w lewo i zjechał na jezdnię?

Skalski posłuchał rady i po chwili dalszej jazdy orzekł:

– Wiesz, stary – dobrze poradziłeś.

Samochód częściowo jechał po chodniku, "wyboje na drodze" to były umieszczone w chodniku wjazdy do stojących przy ulicy budynków.

MEM

dodała dowcip do kategorii inne, zaktualizowała 28 wrz 2023. Tagi: #Skalski #Łokuciewski #droga #anegdota #Warszawa #PRL

2 komentarze

 
  • agnes1709

    Puenta robi swoje. Wyję, czubie, nie rób mi tego. Zaraz dla ojca to POKAŻĘ!!!

    28 wrz 2023

  • agnes1709

    Wariatka 🤣🤣🤣

    28 wrz 2023

  • MEM

    @agnes1709 "Wariatka 🤣🤣🤣"  

    Ja? Ja tak jak oni nie jeżdżę. ;)

    "Puenta robi swoje. Wyję, czubie, nie rób mi tego."

    :)

    To Ci opowiem inny autentyk. :) Mój dziadek, niedługo po wojnie, pracował jako kierowca ciężarówki w lokalnym GS-ie. Całe życie pił zdrowo (naprawdę w ruskich standardach – pół litra to po nim nawet widać nie było), i to nawet w podeszłym już wieku,* a w tamtych czasach to już szczególnie. No i często "pod wpływem" tę ciężarówkę prowadził, czasy takie były, że z jednej strony naród przez wojnę i później przez zarazę, która przyszła ze wschodu, rozpity wręcz niewiarygodnie, z drugiej, nikt się wtedy nie przejmował takimi "drobiazgami" jak jazda po pijanemu. I jednej zimy jechał tą ciężarówką i wszystko było fajnie aż do jednego zakrętu na drodze między wsiami, który praktycznie był pod kątem prostym. Był wtedy tak nawalony w trupa, że na tym zakręcie pojechał prosto, i to na tyle szybko, że praktycznie przeleciał nad rowem i najwyraźniej mu to wszystko zupełnie nie przeszkadzało, bo zatrzymał się dopiero głęboko w zaśnieżonych polach, gdy już nawet ta ruska ciężarówka nie dała rady jechać.  

    A wiesz, gdzie pracował po tym, gdy go w końcu wywalili z pracy kierowcy na tej ciężarówce? W PKP. Został maszynistą. :D To chyba tylko w PRL-u było możliwe.    

    *Wyobraź to sobie: 80 lat, jakieś 110 kg wagi, czyli tak z 30+ za dużo, wypite przynajmniej pół litra, i jazda rowerem, czasami po dziurawych polnych drogach. I do tego często w nocy, żeby było śmieszniej. I w sumie tylko raz się o mało nie zabił, gdy mu na takiej polnej drodze po niemal kompletnym ciemku przednie koło roweru w dziurę wpadło i przeleciał sobie nad kierownicą. Nawet dał radę po tym dowlec się na piechotę do domu i zawiadomić sąsiadów, żeby po pogotowie zadzwonili. Słowo. Taki "kaskader"... No cóż..., dolnośląskie... :) – tutaj, ładnych parę lat temu, policja złapała jadącego na rowerze faceta, któremu badanie zawartości alkoholu nabiło 6 promili (aż do gazet i internetu trafił) i gdyby nie to zatrzymanie, to pewnie bez problemu do domu by dojechał, w każdym razie podobno lepiej się trzymał na rowerze niż na własnych nogach. :)

    28 wrz 2023