W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej... Po rozpatrzeniu sprawy o rozwód z powództwa... sąd postanawia... stwierdzić trwałość rozpadu pożycia... orzec rozwód bez orzeczenia winy... przyznać opiekę...
Zygmunt wpatrywał się mętnym wzrokiem w sędzinę. Powoli dochodziły do niego słowa wysokiego sądu, wypowiadane spokojnym, beznamiętnym głosem. No i dobrze. Dzieciak pójdzie do Grażyny, on dostał prawo widzenia się z nim raz w miesiącu. Nawet o to nie zabiegał. Męczył go ten szczeniak. Tak po prawdzie zawsze zastanawiał się, czy to dziecko jest jego. Nigdy nie odczuwał do niego jakichś większych uczuć, to co słyszał o miłości ojcowskiej to była dla niego czysta teoria. Nigdy nie przewijał pieluch, nie kąpał małego, rzadko pomagał małemu w lekcjach.
Od tego w końcu miał żonę. On sam zajmował się dostarczaniem rodzinie środków do życia, a mówiąc dosadniej, praca pochłaniała każdą sekundę jego wolnego czasu. Żona, a później dziecko, były tylko zbędnym balastem. Dziecko zresztą nieplanowane, ale on nie lubił w prezerwatywie. Później nawet seks go już nie pociągał, nie zauważył więc tego, co powinno przykuć jego uwagę: że żona zaczyna się stroić, znikać na całe godziny, że mały ma coraz gorsze stopnie w szkole, że powoli przestają się do siebie odzywać. Otrząsnął się dopiero, gdy listem poleconym przyszedł do niego pozew rozwodowy. A i to nie zmartwiło go specjalnie, do żony nie czuł już właściwie nic. Jakąś cipę do ruchania zawsze znajdzie, tego kwiata jest pół świata.
Zostawił jej mieszkanie, stare rozpadające się renault 19 i wyprowadził się z domu. Swój obowiązek rodzicielski ograniczał do dzwonienia do syna i pytanie się o postępy w szkole, sytuację w domu, choć czynił to wyłącznie pro forma, właściwie nic go to nie obchodziło, to tak na wypadek, gdyby była żona zarzuciła mu, że nie interesuje się dzieckiem. Co miesiąc posyłał zasądzone alimenty, czasem podesłał przekazem jakąś stówkę synowi, zwłaszcza przed wakacjami. Spotykać go nie miał zamiaru, bo i o czym będą ze sobą rozmawiać?
***
Pierwszy zawał dotknął go jakieś dwa lata po rozwodzie. Był w drodze do pracy, samochód
zostawił na parkingu przed hotelem "Poznań", szedł przeskakując przez kałuże po wieczornej ulewie. W pewnym momencie, jakieś dwieście metrów od pracy, na Ratajczaka, poczuł, że przez kolejną kałużę już nie przeskoczy. Potem obezwładniający ból w piersiach. Nagły lęk i nicość....
Ocknął się dopiero wśród bieli, spętany masą kabli i rurek. Patrzył na nie spode łba, wydawało mu się na początku, że został zaatakowany przez kosmitów. Dopiero głos pielęgniarki sprowadził go na ziemię.
– Panie Sobkowiak, słyszy mnie pan?
Zygmunt nie od razu zorientował się, że słowa są skierowane do niego. Gdy tylko zorientował się, skinął głową. Co się stało?
Szybko dochodził do siebie. Zawał na szczęście okazał się dość płytki, była szansa, że przy odpowiednim trybie życia są małe szanse na jego powtórzenie. Myślał właśnie, jak poradzić sobie z rzuceniem palenia, gdy do pokoju weszła pielęgniarka.
– Panie Sobkowiak, ma pan gościa. Wprowadzić?
– Ależ proszę bardzo.
Na progu pokoju stał chłopak. Zygmunt nie od razu skojarzył, kim on jest. Dopiero rzut oka na twarz uświadomił mu, że ma do czynienia z własnym synem. Jak ten chłopak urósł... No tak, będzie już miał chyba szesnaście lat. Spodziewał się kogoś innego, toteż nie mógł ukryć rozczarowania. Był w miarę przystojnym mężczyzną, kilka pań się nim interesowało. On nimi mniej, ważne by się dawały zaciągnąć do łóżka. Nawet w tym momencie czuł, jak cielþa, wilgotna, mięsista pochwa się od niego oddala...
Rozmowa przebiegała drętwo, w zasadzie nie wyszła poza standardowe "co słychać" i "jak leci".
– Tato... – powiedział w pewnym momencie Radek. Zygmunt dawno nie słyszał tego słowa. Wydawało mu się nawet, że nie było kierowane do niego.
– Tak?
– Jest jedna rzecz, o której chcę z tobą porozmawiać... Ale nie wiem, czy mogę teraz. Nie wyglądasz najlepiej, mimo wszystko. Boję się o ciebie.
Te słowa zaskoczyły Zygmunta. Rzadko ktoś wykazywał jakąkolwiek troskę o niego, zresztą sam czuł się silnym mężczyzną i nie znosił jakichkolwiek oznak litości, współczucia i podobnych.Jednak to co usłyszał, było przeszyte prawdziwą troską. Nie wiedział, jak się zachować?
– Wszystko OK, mną się nie martw. A o twoim problemie pogadamy, jak wyjdę ze szpitala, dobrze? Zadzwoń do mnie w tygodniu.
Zygmunt zdawał się nie zauważać rozczarowania na twarzy syna. Zresztą, niewiele go to
obchodziło. I wcale nie miał ochoty rozgryzać jego problemów. Niech idzie z tym do Grażyny – pomyślał.
Wyciągnął rękę i nacisnął na dzwonek. Po chwili przyszła pielęgniarka.
– Siostro, czy może mi siostra przynieść portfel z depozytu? – Tak naprawdę to z chęcią poprosiłby ją o coś innego. Miała to zawieszenie...
Gdy miał już w ręku saszetkę, wyciągnął książeczkę czekową, wypisał czek na dwieście złotych i wręczył go Radkowi.
– Na razie masz tyle. To powinno rozwiązać twoje problemy. A teraz przepraszam cię, ale czuję się już zmęczony...
Nie była to prawda. Nie miał po prostu ochoty na dalsze przebywanie z kimś, kto był dla niego tylko obcym człowiekiem z jego materiałem genetycznym. Radek schował czek, rzucił zdawkowe "do widzenia" i zniknął za drzwiami.
Zasnął. Gdy obudził się, zauważył swoją saszetkę na stoliku nocnym. Przypomniał sobie, co się stało. Bezwiednie rozpiął zamek i wyrzucił zawartość torebki na pościel. Paszport, dowód, karta bankowa... Po chwili trzymał w ręku szarą kopertę. Przypomniał sobie, że zawiera ona zdjęcia, które kiedyś wziął z wywołania i przez kilka lat nie miał jakoś ochoty ich przejrzeć. Koperta zyskała sobie prawo obywatelstwa w saszetce, nawet szukając czegokolwiek traktował ją jako "miejscową" i przekładał tylko między dokumentami. Teraz otworzył ją. Zawierała zdjęcia z ostatnich wakacji spędzanych razem. Byli w Londynie. Na jednym zdjęciu zauważył Radka karmiącego łabędzie w Regent Parku. I nagle zauważył coś, na co jeszcze do niedawna nie
zwróciłby uwagi. Twarz Radka. Powoli dochodziło do niego, że to co dzisiaj widział, zupełnie nie przypominało tego rozradowanego dzieciaka sprzed kilku lat. Dziś widział twarz człowieka zmęczonego, wystraszonego, a może jeszcze coś? Szybko złożył zdjęcia i schował je z powrotem do saszetki. Ale nie zakłóciło to jego niepokoju...
***
Jakiś czas później dostał SMS – a od Bożeny. Twój syn będzie powtarzał klasę. Zainteresuj się tym.
Cholera, jeszcze tego brakowało. A przecież wszystko można było powiedzieć o Radku, tylko nie to, że nie był zdolny. Jeśli były o niego jakiekolwiek obawy, nigdy nie dotyczyły szkoły. Zygmunt wbrew swoim postanowieniom wyciągnął z biurka paczkę dumontów. Zapalił i przez moment rozkoszował znanym sobie nikotynowym kopem. Co się dzieje z tym dzieciakiem? Owszem, mówił coś o problemach, jednak chyba nie były zbyt poważne, skoro później się nie odezwał. Wyciągnął komórkę i wystukał: wpadnij do mnie wieczorem, Po chwili dostał odpowiedź: dobrze, będę o siódmej.
Radek przyszedł punktualnie. Zygmunt czuł się winny sytuacji, jednak zupełnie nie miał pojęcia, jak się zachować. Objechać gówniarza? Zrobić awanturę? W zasadzie nie miał do tego prawa, bo niewiele zrobił, żeby mu pomóc. Porozmawiać? O czym? Usłyszy masę szczegółów, które mu są obce i co on z tym zrobi?
Przez pierwszą godzinę rozmawiali jak obcy ludzie. Ściana dźwięków z telewizora stworzyła wygodną dla obu barierę.
– Już dziewiąta. Nie musisz iść do domu?
Radek milczał. Zygmunt obserwował go w skupieniu. Przypomniał sobie tę twarz ze zdjęcia, następnie ze szpitala. Miał przed sobą jeszcze innego człowieka.
– Nie pójdę do domu, Będę spał u ciebie.
– Nie mam warunków, aby cię przenocować, zrozum. Poza tym mama będzie się denerwować...
– Nie będzie, poślę jej esemesa. Nie chcę wracać do domu. Przynajmniej nie dzisiaj.
– Radek, mogę nawet zrozumieć że nie chcesz, ja też nie miałbym odwagi pokazać się matce gdybym nie zdał. Ale...
– Dobra, nie to nie, będę spał pod mostem. O to ci chodzi? – powiedział radek nieswoim głosem i odwrócił wzrok od ojca.
Zygmunt nie wiedział co powiedzieć.
– Dobrze, zrobię ci łóżko polowe. Ale powiedz co się stało...
Radek milczał dalej. Zygmunt pościelił łóżko, dał synowi swoją piżamę. Dzieciak wyrósł już tak, że jego ciuchy były dla niego prawie dobre. Radek wykąpał się, przebrał i położył się, by natychmiast zasnąć. Zygmunt popatrzył na zegarek – była już jedenasta. Też by się położył. Wszedł do łazienki. No tak, mógł to przewidzieć, cała zachlapana. W kącie pod kaloryferem leżał kłąb rzeczy.
Machinalnie schylił się, aby je ułożyć. Sięgnął po pierwszą – był to podkoszulek. Dziwny jakiś... Po chwili podniósł go bliżej światła i znieruchomiał. Kiedyś biały materiał był brudnej, brunatnoczerwonej barwy. Majtki były w jeszcze gorszym stanie, pokryte jakąś kleistą mazią. O Boże...
Poszedł do kuchni, wziął plastikowy worek, do którego włożył odzież. Po chwili już był w pokoju. Radek spał oddychając głęboko, rzucał się na łóżku. Zbyt duża bluza piżamy była rozpięta, Zygmunt zauważył, ze całe ciało jest pokryte sińcami i świeżymi zadrapaniami. Poczuł nagłe silne ukłucie w piersi. Czyżby znowu? Chwycił za puls. na szczęście był rytmiczny, choć słaby i szybki. Podszedł do łóżka polowego, usiadł na jego brzegu i chwycił syna za rękę. Ten poczuł to, otworzył oczy.
– Nie! Nie! Spierdalaj! – wrzasnął.
– Spokój, Dziura, co się dzieje?
Dawno już do niego tak nie mówił. Kiedyś złośliwie przekręcił jego imię, czego Radek nie mógł mu nigdy wybaczyć. Teraz jednak Radek, na dźwięk dawno zapomnianej ksywki rozchmurzył się, lekko uśmiechnął i znów opadł na posłanie.
– A to ty... fajnie że jesteś... – wyciągnął rękę i objął ojca za szyję.
Zygmunt poczuł kolejne ukłucie w klatce. Gest, którego już nie pamiętał, ostatni raz Radek zrobił to, gdy miał może sześć lat...
– Radziu, co się dzieje? – takiego naporu czułości Zygmunt dawno nie przeżył. Nie od prostytutki przecież...
Radek przycisnął ojca do siebie tak, że Zygmunt czuł na twarzy jego gorący oddech a po chwili łzy cieknące po jego szyi.
– Radek, powiedz, kto to ci zrobił. Przecież to jest coś strasznego...
– Jak to kto? To ta kurwa!
– Możesz jakoś bardziej zrozumiale? Byłeś z jakąś prostytutką? Coś wam nie wyszło? A może ona chciała...
– No Adrian przecież, mąż mamy – przerwał nerwowo Radek.
– Tylko cię zbił?
Radek usiadł na łóżku.
– Tatusiu... Mówiłem ci kiedyś że mam problemy? Nie chciałeś mnie słuchać...
– To już się wtedy zaczęło?
– Nawet wcześniej... Pewnej nocy czułem, ze nie jestem w łóżku sam. Obudziłem się, a ta świnia mnie onanizowała... Później mówił mi, że jak komuś o tym powiem, to mnie zabije. Później już to było mu mało, zaczął robić gorsze rzeczy. Zawsze, kiedy mama już spała. Dziś, kiedy przyszedłem ze świadectwem, najpierw przerżnął mnie, mówiąc, że się do niczego innego nie nadaję, a później stłukł. Kiedy matka przyszła do domu, powiedział jej tylko, że dostałem to na co zasłużyłem i skoro ona nie potrafi wychować dzieciaka, on się za to zabierze. Ja tam nie wrócę... – Radek osunął się na pościel.
Zygmunt rozpiął piżamę syna i dokładnie obejrzał całe ciało. Robił to ze wstydem, choć Radek nie protestował. Z przerażeniem konstatował że było zmaltretowane i to w perwersyjny sposób, a najgorzej w miejscach, do których nikt nie miał prawa. To był jego syn...
– Śpij dziś na moim łóżku.... syneczku... – dodał to słowo po długim namyśle, ale z pełną świadomością.
– Tatusiu... najgorsze jest to, że po tym wszystkim podobają mi się wyłącznie chłopacy...
– To jest akurat najmniejszy problem.
– Jak to? To nie ty powiedziałeś kiedyś, że wyrznąłbyś wszystkich pedałów w pień? Gdyby nie to, i opowiedziałbym ci o tym wszystkim już wcześniej, a nawet napisał w liście gdyby nie dało się ciebie spotkać... Ale wiem, co o tym myślisz...
– Tylko krowa nie zmienia poglądów. A poza tym synku... wiem, że to moja wina i wiem, że to będzie kara bardziej dla mnie niż dla ciebie... Bo to ja jestem temu wszystkiemu winien... Trak– owałem cię jak obcego człowieka. A teraz widzę, że ...– zamilkł.
Kocham cię... – powiedział szeptem i osunął się na podłogę.
***
Tu Radio Merkury Poznań, podajemy ostatnie wiadomości. W mieszkaniu na Piątkowie poznańska policja dokonała makabrycznego odkrycia. Znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn, jeden w wieku
czterdziestu lat, drugi około szesnastu. Na tym etapie policja odmawia podania szczegółów, z naszych ustaleń wynika, iż starszy mężczyzna zmarł nagle, niewykluczone że wskutek otrucia, a ciało młodszego nosi ślady długotrwałego molestowania seksualnego. Prawdopodobnie chodzi o porachunki w środowisku homoseksualnym. A oto pozostałe wiadomości z regionu. Radni Mosiny...
Mężczyzna wyłączył radio. Ma gnój czego chciał... Uśmiechnął się z zadowoleniem. Ale będzie ruchańsko, już ta kurwa nie będzie mu przeszkadzać.
Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.
Dodaj komentarz