"Podróż w nieznane..." cz. 1

"Podróż w nieznane..." cz. 1Zachód słońca swym blaskiem zatapiał się zza piaszczyste góry, tym samym zabierając jakiekolwiek światło na pustynnej drodze, oraz prowadząc podróżną parę w kierunku niewielkiego skromnego miasteczka, znajdującego się w pobliżu morza, w którym jednak panuje każdego ranka spokój aż po zmrok.  

- Mówiłeś, że mnie zabierasz na krótkie odwiedziny do swoich rodziców, a mimo to, nasza podróż nieubłaganie się dłuży… - uśmiechnęła się szeroko dziewczyna do swojego wybranka, podkulając nogi pod swoje uda na przednim siedzeniu pasażera, opierając łokieć o okno samochodu.  

- Nie wydaje mi się abym wspominał że ta podróż będzie krótka, kochanie. Zresztą… nie wydaje mi się byś rzeczywiście miała ochotę jechać do mojej mamy w odwiedziny. W dodatku ojciec dopiero co wrócił z polowań, a wiesz co Ona myśli na ten temat. – zaśmiał się mężczyzna, dopalając papierosa.  
Dziewczyna uśmiechnęła się, ukazując swoje zęby, chwilę później schylając się pod siedzenie i wyciągając piwo. Panował upał, wręcz uporczywy, jednak kobiecie jak i mężczyźnie humor dopisywał. Czekała ich noc jazdy, nie wspominając oczywiście o noclegu, musieli gdzieś bowiem zregenerować siły do dalszej podróży, oraz móc się odświeżyć. Mężczyzna zaplanował tę podróż w ramach uczczenia kupna nowego domu, oraz awansu na stanowisko managera w wielkiej korporacji nieruchomościowej.  

Charlotte – bo tak miała na imię kobieta, o blond lokowanych włosach. Zgrabnej niskiej, budowie ciała. Niebieskich oczach i bladej cerze. Była pewną siebie dziewczyną, która wiedziała czego chce w życiu, mimo iż nie miała w dzieciństwie łatwo i mogła tylko liczyć na swoich braci. Wiedziała jednak, że chce zaznać w przyszłości prawdziwej miłości, jaką czuje będąc z Trevorem – mężczyzną, jakże przystojnym, o brązowych oczach, czarującym uśmiechu. Nienagannej budowie, i gdyby tak zapomnieć o nadmiernym paleniu papierosów i częstym spożywaniu alkoholu wraz z Jego kumplami, to można by ująć chłopaka w jednym słowie – ideał. Jednakże Charlotte to nie przeszkadzało. Sama popalała. Nie narzekała nigdy na ten związek. Byli po prostu szczęśliwą parą, świeżo po zaręczynach.  

_  


Dobijała 2:07 na zegarku zamontowanego radia w samochodzie. Charlotte spała już odkąd słońce odeszło wraz z nadmiernym upałem, zaś Trevor z godziny na godzinę coraz częściej sięgał po Camela. Ze zmęczenia. Rozbudzało go tylko ciche brzmienie Kendricka w radiu i delikatny wiatr zza okien auta, który dawał miłe ochłodzenie. Z oddali dostrzegł stację paliw, wraz z niewielkim, drewnianym motelem, widoczny dzięki mocnemu napisowi neonowemu. Mężczyzna aż zmrużył oczy, zjeżdżając z ulicy. Musnął ustami czoło ukochanej, i udał się na stację, ściągając z głowy okulary i zahaczając o koszulę. Westchnął, ujrzawszy puste regały, udał się mimo to lodówek, dostrzegając energetyki. Wziął tzw. czteropak i udał się do kasy.  

- Doba noclegu ile będzie kosztowała? – zapytał pewnym głosem, starszego mężczyznę, jakże "zafascynowanego” swoją pracą.  

- 50 dolarów. – burknął sprzedawca bez jakiegokolwiek entuzjazmu i przyjął banknot który chwilę później podał mu brunet.  
Mężczyzna wrócił do samochodu, wyjmując z bagażnika brązową, skórzaną torbę, zahaczając ją o ramię. Otworzył chwilę później przednie drzwi od auta, chowając do kieszeni paczkę papierosów oraz resztę piw. Wyjął kluczyki ze stacyjki, po czym skierował swój wzrok na kobietę. Ta, jednak już nie spała, patrząc sennie w jego kierunku, przejechała dłońmi po swych włosach. - Śpiąca jestem… - ziewnęła, leniwie otwierając drzwi, zaś mężczyzna uśmiechnął się, obchodząc auto i tuląc do swej piersi kobietę. Wziął od Niej torebkę i wspólnie udali się w kierunku motelu.  

Budynek ten, wyglądał na mający już swoje lata. Zbudowany był z drewna, zaś schody niezwykle skrzypiały, gdy stąpali po nich, idąc do pokoju. Wcześniej Trevor dostał od "sympatycznego” sprzedawcy klucze z numerem 79. Ściany pomieszczenia były czerwone, gdyby się bowiem rozejrzeć, po prawej stronie znajdowała się lampa, oraz komoda. Po lewej zaś stronie łóżko dwuosobowe, z białą pościelą i obrazem u góry, rodem z jakiegoś amerykańskiego westernu. Facet rzucił bagaże na ziemie i usiadł na krańcu łóżka, rozpalając kolejnego papierosa.  

- Którego Ty już palisz? Pokaż paczkę. – mruknęła kobieta, kucając przed nim, chwilę później tracąc równowagę i siadając na podłodze. Wzięła paczkę do dłoni i wyjęła jedną sztukę, wkładając pomiędzy wargi.  
Mężczyzna się uśmiechnął, rozpalając zapalniczką Jej używkę. Zapadła cisza. Dziewczyna cały czas rozglądała się po pokoju, zaś mężczyzna bacznie obserwował każdy jej ruch ciała. Zgięcie kolana, ruch barku, karku, poprawienie włosa opadającego na jej twarzy. Oparcie dłoni o ziemie, czy też naciągnięcie koszuli.  

- Wiesz, mam coś dla Ciebie, skarbie. – szepnął mężczyzna i wyjął z kieszeni gram zielonego bóstwa. Dziewczyna rozpromieniła się i momentalnie zerwała się z podłogi siadając obok niego po turecku.  
Mężczyzna wstał, zabierając z komody wcześniej odłożony tam portfel i wyjmując bibułkę z niego. Skręcił sprawnym i wprawionym już ruchem jointa, dając swej kobiecie go rozpalić. Niczym zaczarowany wtapiał swe tęczówki w Jej postać. Różowe, piękne usta. Moment, kiedy zaciągała się, zamykając oczy. Widział jak się rozpływa i wyobrażał sobie jaki spokój dziewczyna musi teraz czuć. Nie czekał na swoją kolej, tylko napawał się widokiem rozluźnionej dziewczyny. Ta, zaś położyła się, z zamkniętymi oczami, momentami leniwie je otwierając. Oddała używkę mężczyźnie, zwracając głowę w jego stronę, dłonią zaś jeżdżąc po jego udzie. Uśmiechała się uroczo, wyraźnie także ciesząc się z tego widoku.  
Mężczyzna kończąc blanta, ujął Jej talię swą dłonią, przejeżdżając opuszkami palców po plecach. Zaczął ją delikatnie, aczkolwiek subtelnie całować, piszcząc drugą ręką ramię, po chwilę uda. Kobieta zaś zaczęła rozpinać koszule Trevora, pozbywszy się jej, pieszcząc jego idealnie zarysowane mięśnie. Ich pocałunki z każdą chwilą, były coraz to namiętniejsze, napędzane ich wspólnym podnieceniem. Mężczyzna położył w pewnym momencie kobietę na pościeli, pozbywając ją koszuli oraz obcisłych spodni, które wcześniej, w zmysłowy sposób eksponowały Jej krągłości. Wciąż przejeżdżając rękoma po jej ciele, zaczął muskać wybrankę po szyi, schodząc w dół. Miała teraz na sobie piękną, czarną, koronkową bieliznę. Charlotte wyglądała fantastycznie. Była po prostu piękna. Chłopak jednak nie na tym zaprzestał. Ręką bowiem zszedł do jej kobiecości, delikatnie pieszcząc, lecz zwiększając szybkość swych pieszczot, wraz z cichym pojękiwaniem kobiety. Dziewczyna się rozpływała, wyginając co chwilę się w łuk i pieszcząc swoje ciało. W tym też momencie, ukochany pozbył się Jej dolnej części bielizny, i zaczął zaspokajać Ją językiem. Jęki dziewczyny, zamieniły się w krzyki, zaś jej ruchy pod wpływem podniecenia były głębsze i intensywniejsze, tak samo jak doznania. Była bliska rozkoszy i spełnienia. A gdy już do tego doszło, opadła zmęczona na łóżko, głęboko oddychając. Na sam koniec Trevor pocałował kobietę w usta, zakrywając cienką kołdrą ukochaną.  
Wstał, zakładając na siebie koszulę, jednakże już jej nie zapinając. Stanął przy oknie, czując delikatny wiatr oplatający jego ciało. Chwila ta, bowiem nie trwała długo. Mężczyzna, zmęczony, położył się obok wybranki, tuląc Ją swym ciałem. Obaj spełnieni i zrelaksowani usnęli w cichej atmosferze, śniąc aż po sam poranek…

wildbirdy

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 1408 słów i 8020 znaków.

2 komentarze

 
  • k

    Orginalne..... super czekam na wiecej....

    21 sty 2014

  • nick

    Fajne ^^

    21 sty 2014