Torri- dziecko z gwiazd ROZDZIAŁ V

Rozdział V  
GWAŁTOWNY I ULEWNY DESZCZ UDERZAŁ W GĘSTĄ KORONĘ DRZEW, A JEGO KROPLE przeciekały między listowiem. Torri przylgnął do pnia. Po chwili nie było nic widać na odległość trzech kroków.                                              
Chłopiec spędził noc pod gołym niebem i wędrował cały dzień bez odpoczynku. Dzięki surowym karom Oliviera to nie była jego pierwsza samotna noc spędzona w lesie, nie zmrużył jednak oka, podskakując na odgłos najcichszego nawet hałasu czy trzasku. Żeby dodać sobie odwagi i czymś się zająć, zajrzał do zapasów podarowanych mu na drogę prze Dirtsę i bezwiednie wszystko zjadł. Po pewnym czasie znów potwornie zgłodniał, a zmęczenie spowalniało jego kroki. Próbował postrzelić jarząbka, ale kiedy napiął cięciwę, zauważył, że wśród zeschłych liści mignęło coś czerwonego. Na chwilę odwrócił głowę i wtedy ptak odleciał. Torri przetrząsnął liście pod stopami, żeby znaleźć to, co odwróciło jego uwagę – na próżno. Położył się na suchych liściach u stóp drzewa, skulony obok torby, zaciskając pięści na łuku, i kołysany szumem deszczu, nie wiedząc kiedy, usnął.
     
Zbliżył się do niego pająk większy niż niejedna chata. Wydawało się, że jego osiem cienkich nóg z trudem dźwiga tłuste włochate cielsko.nad małymi czarnymi oczkami potwora sterczały dwa ostro zakończone czułki jadowe, które otwierały się i zamykały z głośnym chrzęstem. Pająk wykonywał gwałtowne ruchy, szykując się do złapania ofiary w pajęczą sieć, żeby zrobić z niej gulasz, swoją ulubioną potrawę. Mały człowiek oddychał spokojnie. Pająk położył jedną łapę na jego przedramieniu, żeby sprawdzić, jak kruche jest jego ciało. Zbliżył czułki jadowe do gardła dziecka, gotów je ukąsić...  
     
- Aaaaj !                                                               
Torri przebudził się gwałtownie. Promienie słońca przenikały przez koronę drzewa i tworzyły teraz wokół niego coś w rodzaju aureoli. Wstał, dotykając szyi, twarzy i włosów.                
To był tylko koszmar senny. Jednak bardzo namacalny...                         
czuł łapę gigantycznego pająka na swoim przedramieniu. A poza tym na skórze, w miejscu, w które pająk chciał ukąsić chłopca, pozostał czerwony ślad. Ślad, który wyglądał jak ukłucie czubkiem ostrego noża. Torri rozejrzał się z bijącym sercem. W lesie panował spokój. Deszcz który w nocy przestał padać, sprawił, że teraz liście lśniły w słońcu. Poza tym wszystkie kolory wydawały się bardziej intensywne, jakby ulewa odkurzała krajobraz. Torri schylił się, żeby drżącymi rękoma podnieść łuk, który w czasie snu przesunął się gdzieś na bok. Kiedy się podnosił, czuł uderzający o pierś pierścień. Uspokoił się, zaciskając na nim dłoń. Popatrzył na niebieskie niebo prześwitujące między gałęziami. Dalej, w drogę, trzeba odpędzić nocne strachy. Gdyby pająk gigant rzeczywiście przyszedł, gdy Torri spał, bez wątpienia by go zabił. No, a teraz czas ruszać w dalszą drogę.                
Z głodu chłopak czuł ssanie w żołądku dotkliwsze niż poprzedniego dnia. I bardziej niż poprzedniego dnia spieszył się, żeby opuścić las. Przezwyciężając słabość, starał się przyspieszyć kroku. Do zachodu słońca maszerował wśród grubych i chropowatych pni drzew i kiedy słońce zaczęło się różowić, zatrzymał się z ulgą na skraju polany. Przez cały dzień miał wrażenie, że ktoś za nim idzie i go obserwuje. Wiele razy przestraszony, gwałtownie się odwracał, mając nadzieję, że kogoś przyłapie, nie mógł bowiem przestać myśleć o swoim śnie. Może ten las jest królestwem pająka giganta, a on wdarł się na jego terytorium ? Może potwór czeka, aż chłopiec padnie ze zmęczenia i go zje ? Torri pocierał odruchowo ramię w miejscu, w którym wciąż widniał czerwony ślad.           
Z ulgą powitał otwartą przestrzeń. Przed nim płynęła wartko nieduża rzeczka zasilana wodą z górskich lodowców. Na drugim jej brzegu zobaczył wzgórze porośnięte niską trawą i gęstymi krzakami, usiane głazami różnej wielkości. Słońce zachodziło powoli, nie spiesząc się, jakbyb pragnęło dłużej pieścić krągłości ziemi. Siedząca na skale czajka ze sterczącym czubkiem głośno krzyknęła. Wzywała swoich pobratyńców. Właśnie rozpoczął się odlot i biedna czajka pewnie się zagubiła. Torri, żeby nie przestraszyć ptaka, powolnymi ruchami założył strzałę na cięciwę.napiął łuk, zastygł na chwilę bez ruchu i strzelił.strzała przebiła zieloną szyję ptaka. Torriemu zaburczało w brzuchu.ptak nie wydawał się tłusty, ale lepsze to niż nic. Żeby dotrzeć do zdobyczy, chłopiec musiał się przeprawić przez rzeczkę.                                                        

Rząd szarych skał tworzył bród. Torri przeskakiwał z kamienia na kamień, jednak żeby dostać się na przeciwległy brzeg, musiał wejść do wody. Ostrożnie stawał na leżących na dnie otoczakach, przezornie unosząc torbę najwyżej, jak się da. Nie mógł zamoczyć cennego krzesiwa potrzebnego do rozniecenia ognia, które dała mu Dirtsa. kiedy dotarł na brzeg, odwrócił się. Wtedy obaczył, jak ciemny był las, z którego właśnie wyszedł.                          

Wstrząsnął nim dreszcz, którego przyczyną nie było tylko zimno paraliżujące jego stopy. Po chwili znalazł upolowaną zdobycz i włożył ją do sakwy. Krążył nadnim szary drapieżny ptak z nakrapianym brzuchem, pewnie krogulec albo sokół. Torri za nic w świecie nie pozwoli, żeby jego kolacja odleciała.musi teraz bardzo szybko nazbierać gałązek, zrobić z pięciu lub sześciu kamieni palenisko i przed upieczeniem oskubać i wypatroszyć czajkę.                               

Pożarł ją łapczywie i z wielkim smakiem. Nigdy nie jadł nic tak dobrego jak chude mięso tego kościstego ptaszka. Yvir miałą rację, że głód jest prawdziwą przyprawą. Najedzony Torri wytarł usta rękawem i oparł się o skałę.  


Zerwał się lekki wietrzyk, więc wyjął skórę wilka, bo jego spodnie jeszcze nie wyschły. Owinął się skóra i zapatrzył w gwiazdy. Mimo iż przez ostanie dwa dni widoczność była zła, udało mu się nie zboczyć za bardzo z obranej trasy na wschód. Patrząc na punkt na horyzoncie, za którym zniknęło słońce, ocenił, ze zawędrował dość daleko. Jego serce z podniecenia zaczęło bić mocniej. Przy odrobinie szczęścia jutro lub njapóniej pojutrze dotrze do celu.  
   Torri westchnął i zamknął oczy.  
   A jeżeli niczego tam nie znajdzie? Poza tym Herald już kiedyś w tamtym miejscu szukał i znalazł tylko ten sześcioboczny pierścień – to było siedem lat temu. Torri odpędził te myśli. Herald oczywiście szukał, ale on poszuka lepiej. To, co mogło umknąć uwadze jego ojca, on na pewno dostrzeże. Musi się dowiedzieć, skąd pochodzi. Poczuje się wtedy mniej osamotniony. Spojrzał na niebo i zobaczył gwiazdę polarna.  
   Zastanawiał się, czy Herald w tym samym czasie robi to samo. Wyobrażał go sobie na dziobie drakkara z oczyma utkwionymi w niebo i z siwymi włosami rozwiewanymi przez słony wiatr.  
   Torri wysunął ręce spod wilczej skory, żeby podsycić ogień. Przy okazji przysunął do siebie luk. Herald zawsze powtarzał: "Mądry mężczyzna zawsze ma bron pod ręką” Opatulony w skore dotknął rękojeści noża przypiętego do pasa. Niepokój powrócił. Obraz pająka ze snu ożył i Torri bal się zasnąć. Mimo wszystko w końcu jednak usnął najedzony, zméczony i z obolałymi po dwóch dniach wędrówki nogami.  

W trawie z szelestem wił się waz. Był taki długi, ze trudno było dostrzec koniec jego ogona. Miał małą głowę i ogromne oczy otoczone rzęsami, nadającymi im ludzki wyraz. Zbliżył się do śpiącego chłopca opatulonego w skore wilka. Zatrzymał się i patrzył. Wydawało się, ze ziemia faluje. Waz nie był sam. Dziesięć innych węży, sto węży, tysiące, zbliżało się z takim samym syczeniem. Pierwszy waz był już blisko chłopca. Otworzył pysk i wysunął rozwidlony język "Sssss... Torri... Ssss…’’.  

                                          ()  

- Co to... ?!  
   Torri zerwał się błyskawicznie. Tym razem to nie był sen! Waz! Waz, który mówi! Wypowiedział jego imię chłopiec szybko spiął się na skale, która osłaniała go od wiatru, gnany jedna myślą: stanąć jak najwyżej, żeby uchronić się przed wijącymi gadami. Ogień prawie wygasl; zarzylo się tylko jeszcze parę drew. Torri, drżąc, zmrużył oczy i próbował wypatrzyc w trawie podłużne kształty. Chmura przesłaniała księżyc, lecz nagle się przesunęła i Torri mógł nareszcie cos zobaczyć.  
   Jednak w trawie nic nie było.  
   Skulony na skal chłopiec długo obserwował okolice z dłonią zaciśniętą na rękojeści noża. Gdyby tylko miał pochodnie lub chociaż płonące polano... Ale nie miał odwagi zejść ze skały.  
   Został na niej za do świtu, bojąc się ruszyć. Szeroko otwierał oczy bezbrzeżnie samotny, tęskniąc za wioska, za swoja chata, ciepłym spojrzeniem Heralda i jagodnym, uspakajającym głosem Yvir.  
   Wreszcie wzeszło słońce. Torri z ulga przyjął oczywista prawdę, ze węże mu się przyśniły. Mimo to, zeskakując ze skały, zachował ostrożność. Pragnął jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Chciał dotrzeć na plaże, na której Herald go znalazł, i... I wrócić do domu. Potem przypomniał sobie postanowienia, jakie podjął przed wyruszeniem w drogę: przemierzyć Hel, spotkac Fenrira... A teraz przestraszył się wytworów swojej wyobraźni! Gdzie podziałała się jego odwaga? Gdyby inni wiedzieli... Gdyby Olivir albo Herald dowiedzieli się, ze przestraszył się snów, gdyby Bjourn albo Dirtsa zobaczyli go trzęsącego się z powodu obrazów powstalych w jego wyobraźni, nigdy nie uznano by, ze zasługuje na to, żeby być wikingiem, to pewne. I dopóki nie pozna swoich korzeni, będzie musiał się o to starać!  
   Torri schylił się, by podnieść skore wilka, która zostawił na ziemi, uciekając na skale. Kiedy jej dotknął, zauważył, ze pod spodem cos się rusza. Rzucił skore, odskoczył i przywarł plecami do skały. Węże! Wszystkie węże schowały się pod futrem. Zacisnął dłoń na rękojeści noża i wyciągnął go z pochwy (bez skojarzeń XD) Musi zachować zimna krew. Zrobił krok w stronę skory, potem drugi... I chwytając futro za jeden róg, gwałtownie pociągnął, wydając wojowniczy okrzyk:  
-Nie, nie, litości, nie rób mi krzywdy!  
   To nie był waz. Był to dziwny mały ludzik, który sięgał Torriemu do polowy łydki. Miał długą, białą, krzaczasta brodę i podobne brwi, stożkowatą czerwona czapkę, a oskard trzymał w reku. Krasnolud!

Krasnoludy często pojawiały się w historiach opowiadanych przez skalda Ulfa i Torri wiedział, że te małe istoty mieszkają w sercu gór, gdzie kopią tunele w poszukiwaniu złota. Ulf opisywał je jako lud pokojowy strzegący ogromnych skarbów.  
  - Nie rób mi krzywdy – powtórzył krasnolud, mrugając oczami.  
  Torri opuścił rękę z nożem. Nie spuszczał ludzika z oczu, lecz nie miał śmiałości się do niego odezwać.  
  - Ja... jest mi przykro – powiedział krasnolud  
wyglądał na wycieńczonego i bardzo smutnego. Torri przykucnął  
  - Kim jesteś?- spytał  
  Mała istotka westchnęła.  
  - Nazywają mnie Thazzi  
  - Czy chcesz mi zrobić krzywdę ? – spytał Torri.  
  - Nie! Dlaczego miałbym chcieć zrobić ci krzywdę?  
  - Co tu robisz? Czy masz coś wspólnego z pająkiem gigantem i z wężami ?  
  - Pająk Gigant? Węże? Nie. Znam dobrze jednego węża, ale wydaje mi się, że nie mogłeś go spotkać!- Wykrzyknął Thazzi, którego zaskoczyły dziwne pytania ludzkiego dziecka.  
  - Więc dlaczego mówisz, że jest ci przykro ? – zaniepokoił się Torri.  
  Chłopiec schował nóż. Jak można bać się kogoś tak malutkiego ?  
  Thazzi znowu westchnął.  
  - Ja... ja chciałem cię okraść.  
  - Okraść? Mnie? Ale byś się rozczarował! Nie mam nic do jedzenia.  
  Krasnolud pokręcił głową.  
  - Nie chodzi o jedzenie. Chciałem ci ukraść to!  
  Wskazał pierścień wiszący na szyi Torriego.  
  - Mój pierścień? Zdziwił się Torri – Dlaczego? Nie sądzę, żeby miał jakąkolwiek wartość!  
  - Dla mnie ma – powiedział Thazzi  
  Jeżeli on chce mój pierścień, to może wie coś o jego pochodzeniu, pomyślał Torri. Może ten krasnolud będzie potrafił powiedzieć mu, kim jestem...  
  - Dlaczego tak bardzo chcesz go mieć – spytał Torri drżącym głosem – Czy wiesz, skąd on pochodzi?  
  Krasnolud pokręcił głową.  
  - Nie, właśnie nie wiem. I dlatego ma on dla mnie wielką wartość.  
  Torri zmarszczył brwi. Cóż to za zagadka?  
  -Nie rozumiem.  
Thazzi uśmiechnął się smutno.  
  -To bardzo długa historia...  
  Torri usiadł, opierając się plecami o skałę. Był zmęczony czuwaniem przez większą część nocy. Nagle nabrał ochoty, żeby odpocząć i posłuchać opowieści krasnoluda. Może dowie się czegoś o swoim pochodzeniu.  
  - opowiedz mi ją – poprosił  
  - Naprawdę chcesz to usłyszeć? – zdziwił się Thazzi  
  Torri potwierdził i poprosił:  
  -Ale najpierw powiedz mi, jakim cudem znalazłeś się w mojej wilczej skórze!  
  -Och, to bardzo proste. Już od trzech dni idę za tobą krok w krok…  

   - Od trzech dni?
   - To ja przedwczoraj ostrzegłem jarząbka, którego miałeś zamiar zabić.
   Torri przypomniał sobie coś czerwonego, co mignęło mu wśród liści. To była czapka Thazziego.
   - Ale dlaczego to zrobiłeś?
   Thazzi wzruszył ramionami.
   - Małe stworzenia mają obowiązek wspierać się nawzajem. Ten jarząbek był całkowicie bezbronny.
   Torri zrobił zmartwioną minę, ale bez poczucia winy pomyślał o czajce, którą zjadł z takim apetytem poprzedniego dnia. Na to wspomnienie żołądek zaczął upominać się o coś do jedzenia. Nawet gdyby miały to być małe bezbronne stworzenia.
   - Kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz, stałeś na stromym morskim brzegu i wtedy właśnie zauważyłem, co masz na szyi. My krasnoludy, potrafimy na pierwszy rzut oka rozpoznać każdy rodzaj metalu, więc zorientowałem się, że wreszcie znalazłem to, czego szukałem od dziewięćdziesięciu dziewięciu lat!
   - Od dziewięćdziesięciu dziewięciu lat!- wykrzyknął Torri  
   - Tak – Potwierdził Thazzi. - Od dziewięćdziesięciu dziewięciu lat i ani chwili krócej. Szedłem więc za tobą. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób zdołam się dostać do twojej chaty, ale ku memu wielkiemu zaskoczeniu, kiedy nadeszła noc, ty wyszedłeś i skierowałeś się do lasu. Ruszyłem więc, za tobą, postanawiając, że kiedy położysz się i zaśniesz, okradnę cię. – Słysząc słowa krasnoluda, Torri bezwiednie dotknął pierścienia. – Pierwszej nocy nie mogłem nic zrobić bo ani na chwilę nie zmrużyłeś oka. Następnego dnia usnąłeś w liściach. Podkradłem się do ciebie i próbowałem zabrać pierścień, lecz nagle się obudziłeś i musiałem uciekać.
   To ten okropny sen o pająku, który nawiedził mnie tamtej nocy, przypomniał sobie Torri.
   - Wyciągnąłem nóż, żeby przeciąć rzemyk na którym wisiał twój pierścień, i wydaje mi się, że zeskakując na ziemię, zraniłem cię w ramię.
   Czerwony ślad! Ten, który wziąłem za ukąszenie pająka! – pomyślał Torri.
   - Potem znów szedłem za tobą przez las – ciągnął Thazzi. – To było bardzo trudne, ponieważ masz bardzo długie nogi, a moje są króciutkie. Wyprzedzałeś mnie, ale zostawiałeś bardzo dużo śladów. Bez trudu szedłem twoim tropem. Kiedy głęboko zasnąłeś, kolejny raz chciałem cię okraść, ale ty snów się obudziłeś. Potem wlazłeś na skałę i już nie usnąłeś. Wiedziałem, że wystarczy mi sił, żeby iść za tobą jeszcze jeden dzień, w dodatku na tak odkrytym trenie. Postanowiłem więc schować się w twoim futrze. Miałem nadzieję, że nic o tym nie wiedząc, zabierzesz mnie ze sobą. To byłby najlepszy sposób. Ale... zdrzemnąłem się i...  
   - i wtedy cię znalazłem!- podsumował Torri. – A teraz powiedz mi, dlaczego ten pierścień jest dla ciebie taki ważny.  
   - Już ci mówiłem, to bardzo długa historia – westchnął Thazzi.
   - Uwielbiam długie historie – oświadczył Torri  
   Thazzi kiwnął głową.
   - No dobrze. Siedzisz wygodnie? – spytał, sadowiąc się obok chłopca.
   Mały stworek postanowił przy okazji skorzystać z przerwy w wędrówce, żeby odzyskać siły. Torri przyciągnął kolana do brzucha i nadstawił uszu.
   Thazzi rozpoczął swoją opowieść głębokim, łagodnym głosem.

  
sklejone wszystkie cześci ;)

meggies

opublikowała opowiadanie w kategorii felieton, użyła 2917 słów i 16485 znaków, zaktualizowała 15 lut 2016.

3 komentarze

 
  • Kuri

    Ok, przeczytałem :P Czekam na opowieść krasnala :D

    15 lut 2016

  • xptoja

    Mam tylko nadzieję, że chwilowa przerwa nie okaże się taką na amen ; ) opowiadania, że tak sobie pozwolę stwierdzić arcyciekawe, pisane w sposób zachęcający do czytania więcej i więcej. Jedynym mankamentem, który zauważam jest ilość, ale lepiej mniej niż więcej kosztem jakości. Pozdrawiam i czekam na rozwój wydarzeń ; )

    12 sty 2016

  • meggies

    @xptoja na amen nigdy XD myśle ze za tydzień będą gotowe 3 rozdziały ;)

    16 sty 2016

  • Kuri

    Króciutki, ale najważniejsze, że jest :D Czekam na kolejne

    10 sty 2016

  • meggies

    @Kuri  dzisiaj  :D

    12 lut 2016