Bezdech # 1

UWAGA!!!

Opowiadanie zawiera treści wulgarne i niesmaczne, nieocenzurowane. Zastanów się, zanim będziesz chciał/a to przeczytać. Polecam dla osób o mocnych nerwach, najlepiej 18 +.

Zbliżała się noc, gdy ucichły ostatnie jęki dochodzące z piwnicy. Niewielki głośniczek milczał a Andy polerował srebrny trzon scyzoryka, na którym zostało jeszcze odrobinę zaschniętej krwi. Najgorszym elementem do wyczyszczenia zawsze stanowił niewielki grawer "Survival” a Andy nie należał do ludzi, którzy są nieściśli w swoich działaniach. Robota miała zostać wykonana perfekcyjne, od początku do końca.

Pozostało już tylko upewnić się, że wszystko poszło jak należy. Sprzątnął całe pobojowisko, niewielki pakuneczek owinięty w zakrwawioną szmatkę wrzucił do plecaka. Ze stołu zabrał klucz do piwnicy i wyszedł z mieszkania.

Los Candrahas szczyciło się bogactwem i nowoczesnością a przynajmniej jego centralna część. Niewielu pamiętało o obrzeżach wyspy tej nieco zapomnianej i nie do końca jeszcze zmodernizowanej.

Budynki taki jak ten, w którym się znalazł nie przypominały tamtych. Zaniedbane blokowisko, z wadliwą windą i mieszkańcami, których nie obchodziło absolutnie nic po za kolejną działką, alkoholem i imprezami w towarzystwie ulicznic. Miejsce stanowiło idealną alternatywę, wiedział, bowiem, że nikt mu w niczym nie przeszkodzi.

Drzwi zaskrzypiały, gdy pchnął je do przodu. Pomieszczenie tonęło w głębokim mroku. Sięgnął po latarkę, znajdującą się w tylnej kieszeni wytartych szortów. Pomieszczenie rozświetliło mocne, oślepiające światło, którego smuga powędrowała w najdalszy kąt. W oczy rzuciły mu się zakrwawione, smukłe długie palce. Za chwilę dojrzał pokaleczone nadgarstki i twarz, którą okalały mokre od krwi i potu ciemne włosy. Mężczyzna przed nim nie przypominał już człowieka, którego przywlókł tu jeszcze tydzień temu. Mnóstwo krwiaków i ran całkowicie zdeformowały jego twarz.

Podszedł bliżej, by móc dokładniej przyjrzeć się swojemu dziełu i przy okazji upewnić, że facet zdechł. Podniósł metalowy pręt leżący na komodzie i ze wzgardą odsunął mu z oczu kosmyk włosów. To samo narzędzie jeszcze kilka dni temu doprowadziło jego ofiarę do obecnego stanu.

Otwarte na oścież, wybałuszone oczy wpatrywały się w ślepy punkt na ziemi. Andy przykucnąłby móc zobaczyć tę pustkę, którą teraz wyrażały. Ciało cuchnęło moczem i gnijącym mięsem, odrywającym się od pokiereszowanej lewej nogi. Na szyi widniał splątany drut zakończony kolcami. Z rozdziawionej gęby zwisała gęsta ślina zmieszana z czerwoną cieczą. Wciąż był ciepły, ale Andy wątpił, aby ten człowiek mógł coś jeszcze z siebie wydobyć. Był sztywny.

Odetchnął, dłużej nie chciał siedzieć w tym odorze. Wstał i zabrał mikrofonik, który tam zostawił. Wrócił w stronę drzwi, wyszedł po czym je zakluczył. Wychodząc z budynku w oczy rzuciła mu się para tutejszych mieszkańców – czarnoskóry ćpun z kolejną swoją dziwką, którą obłapiał na klatce schodowej. Dziewczyna wydawała z siebie odgłosy ekstazy a koleś wyglądał tak, jak gdyby miał ją zaraz obrzygać. Zerknął tylko na nich czując, że jeszcze chwila i skończą tak samo. Powstrzymał jednak tą myśl, wiedząc, że nie należy to do jego zadania. Zresztą byłby to bezproduktywny czyn.

Szedł powoli w stronę metra. Musiał teraz dostać się do centrum. W nocnym kupił jeszcze szarą kopertę wraz z markerem. Jadąc już w odpowiednim kierunku wypisał na niej odpowiednie dane i wrzucił do środka kluczyk, którym zamknął drzwi od piwnicy razem z pakuneczkiem. Wszystko robił bardzo starannie, wręcz pedantycznie uważając by przypadkiem nie zostawić śladów. Rano paczka trafi w odpowiednie ręce…

Ciąg dalszy nastąpi…

Gealach

opublikowała opowiadanie w kategorii horror, użyła 662 słów i 3898 znaków.

Dodaj komentarz