Ostatnie spojrzenie.

Był pogodny i niezwykle ciepły jak na wczesną jesień, sobotni wieczór. Większość studentów bawiła się w klubach w centrum
miasta, lub odwiedzała rodziny, mieszkające w całej Polsce. Adam postanowił spotkać się ze swoim przyjacielem Wojtkiem.
Dawno nie widział się już z kolegą, który uczył się na tym samym uniwerku co on. Co prawda Adam studiował grafikę  
komputerową, zaś Wojtek zgłębiał tajniki matematyki, ale nigdy nie brakowało im tematów do rozmów i oboje uważali siebie  
za najlepszych kumpli od czasów Flipa i Flapa. Adam założył swój ulubiony, niebieski T-schirt i sprane jeansy. Przechodząc
przez kuchnię zdążył jeszcze złapać jednego z kotletów, które 2 dni wcześniej usmażyła mu ciotka. Już chciał wychodzić, gdy  
nagle, cały pokój rozdźwięczył sygnał telefonu. Zmarszczył czoło i wrócił się do aparatu, którego ponad wszystko nie znosił.  
Chociaż miał już 21 lat, rodzice traktowali go jak 10-letnie dziecko i wciąż wydzwaniali, z pytaniem czy przypadkiem zjadł
obiad i czy nie zapomniał zapłacić czynszu za swoje nowe mieszkanie. Myślał, że po wyprowadzeniu się z domu,  
odzyska wreszcie względny spokój, tak naprawdę, był kontrolowany jeszcze bardziej.
Zdecydowanym ruchem podniósł słuchawkę i zapytał się, kto mówi (zwykle robił to swoim głosem - a’la macho, na wypadek gdyby
dzwoniła jakaś koleżanka ze szkoły, tym razem wydał z siebie tylko dziwnie brzmiący skrzek)
- Adaś? To ja... - Odrzekł głos w słuchawce
Chłopak jeszcze bardziej się skrzywił, jego marzenia o słodkiej Ani czy Ewie przesłoniła "ukochana”, ekscentryczna ciocia  
Hania.
- Eeee... Cześć ciociu, wiesz nie mam teraz za bardzo...
- Słuchaj maleńki! Koniecznie teraz do mnie przyjedź! Odkryłam coś, przy czym odkrycie Ameryki to jak ameba przy słoniu.  
(Adam zawsze podziwiał jej wyszukane porównania)
- Ciociu... Jestem teraz umówiony z Wojtkiem, nie mogę...
-Wojtek? Ten uroczy student grafiki, któremu tak smakuje moje zupa ogórkowa?
Weź go ze sobą! Jego wykształcenie, szalenie nam się przyda przy tym... co znalazłam
Ostatnie słowa Hanka wypowiedziała w tak tajemniczy sposób, że Adam zaczął się poważnie zastanawiać nad prośbą cioci.
Zaraz jednak pokręcił głową.
- Naprawdę, nie mogę, przyjadę jutro....
- Ależ Adasiu, mam to właśnie przed sobą... Jest niezwykłe, pełne dynamizmu temperamentu,  
Zaraz, co to jest?
Głos w słuchawce urwał się, chłopak usłyszał dźwięki przypominające przesuwanie niewielkiego przedmiotu.  
Powoli zaczął się niecierpliwić...
- Ciociu, możesz mi z łaski swojej powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? Co to za odkrycie?
Ciociu?
Nikt mu nie odpowiedział. Głucha cisza w słuchawce poczęła powoli przerażać Adama... On także nic nie mówił.
Przez 15 sekund czuł się jakby odłączony od świata... był zawieszony pomiędzy ciałem a duchem.... niebem a ziemią....
Spadł.
I wtedy obudził go krzyk. Paraliżujący, wręcz błagalny wrzask, należący niewątpliwie, do cioci Hani.  
Nagle umilkł.
Odłożyła słuchawkę.


**************************************************************

Tak szybko jak tylko mógł, podbiegł do swojego samochodu. Zaczął macać rękoma po kieszeniach w poszukiwaniu kluczyków.  
Zdenerwowany, wrócił do domu, otworzył lodówkę i wyjął klucze. Często zdarzało mu się wkładać przez nieuwagę różne rzeczy w  
dziwne miejsca, nie inaczej było tym razem. Wrócił do auta, odpalił i pojechał w stronę domu Wojtka. Droga, która zwykle
trwała niecałe 3 minuty wydawała mu się całymi latami. O mały włos nie przejechał babci przechodzącej przez zebrę, zaraz
potem, usłyszał kilka klaksonów, wymierzonych przeciwko niemu. W końcu dotarł na miejsce - wyskoczył jak oparzony z
samochodu i zadzwonił domofonem po kumpla. Czekanie na kolegę trwało całą wieczność - po twarzy Adama spłynęła strużka p
otu, żłobiąc ścieżkę dla kolejnych kropel. Wojtek wyszedł z domu w wyśmienitym humorze. Kiedy dowiedział się, co się stało
mina mu zrzedła i uaktywnił się jego tik nerwowy - "latający podbródek”.Obaj natychmiast wsiedli do samochodu i pojechali do  
cioci

****************************************************************

-Jak myślisz, co tak na prawdę się tam mogło stać? - Zapytał się Wojtek, przerywając milczenie, które trwało już dobre  
10 minut. Adam prowadził samochód. Było już niedaleko do domu Hanny, jednak do niego wciąż nie dochodziło to, że za chwilę
może zobaczyć swoją ciotkę na podłodze - martwą, zgwałconą lub poturbowaną. Prawdę mówiąc nie chciał nawet o tym myśleć,  
przerażało go to bardziej, niż cokolwiek wcześniej, co widział w życiu.
- Nie wiem, Boże..... Może dostała ataku serca, to możliwe, miała miażdżycę..., albo wylew....
- Na prawdę w to wierzysz Adam? Z tego, co opowiadałeś bardziej prawdopodobny byłby atak jakiegoś złodzieja...
- Może
Adam doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie żadna dolegliwość zdrowotna.
Nie chciał jednak dopuścić do siebie mrocznej myśli, że ktoś mógł zaatakować jego ciotkę... że ona mogła...  
nie żyć...
Wkrótce, chłopcy zauważyli w oddali kontury domu Hanny. Mieszkała nieopodal lasu, najbliższymi sąsiadami była  
patologiczna rodzina z schizofreniczną matką i ojcem pijakiem na czele.
-Wymarzona okolica - wyszeptał Wojtek ironicznie.
Wysiedli z samochodu. Dom wyglądał tak jak zwykle, z jednym małym wyjątkiem. Obaj poczuli wszechogarniającą pustkę,  
wiejącą z domu a przy tym nieogarniętą ciekawość, aby zajrzeć do środka. Adam ze wstrętem nacisnął na klamkę. Ku ich  
zdziwieniu, drzwi okazały się być zamknięte. Wszystkie okna też wyglądały na dokładnie pozamykane.  
- Złodziej wszedł kominem albo... wydarzyło się coś innego, szepnął.  
Mężczyzna wyciągnął klucze i przekręcił zamek. Drzwi delikatnie się otworzyły. Wojtek i Adam weszli powoli do ciemnego  
korytarzu. Ich kroki rozbrzmiewały w całym domu, dźwięk uderzał o ściany i docierał do wszystkich zakamarków.
Wojtek zaczął odmawiać w myślach różaniec. Nigdy nie bał się tak bardzo, jak właśnie w tej chwili. Najchętniej odwróciłby się  
i uciekł z tego przeklętego domu. Nie chciał jednak zawieść przyjaciela, rozumiał jak czuje się w tej chwili Adam.
-Wojtek... tam... na pierwszym piętrze pali się światło.
Istotnie, w całym domu panowała ciemność, jednak z jednego pokoju na górze, dochodziły nieśmiałe promyki lampki nocnej.  
Mężczyźni spojrzeli się na siebie znacząco.
- Ja pójdę pierwszy - powiedział twardo Adam.
Złapał za poręcz schodów. Przez chwilę stał w miejscu, by zaraz potem ruszyć w górę. Wojtek odwracał się co chwilę do tyłu.
Miał wrażenie, że śledzi ich jakaś potworna bestia, ukrywając się za każdym możliwym rogiem. Schody wydawały się ciągnąć
w nieskończoność. W końcu, Adam stanął na pierwszym piętrze.  
-Musimy to zrobić - zadecydował.
Ruszył korytarzem prosto, do rozświetlonego pomieszczenia. Za nim, niepewnie sunął Wojtek, za Wojtkiem, wyimaginowana bestia...

*****************************************************************

Otwierając drzwi spodziewali się praktycznie wszystkiego. Adamowi przychodziły do głowy szalone pomysły z obrzędem  
voodoo czy jakiejś sekty włącznie. Kiedy więc nie zobaczyli tam niczego podejrzanego, mocno się rozczarowali.
Żadnej krwi, śladów zbrodni, ciała... uwagę mężczyzn przykuł jednak obraz oparty o ścianę. Podeszli do niego...
- Co to za dzieło? - zapytał zdziwiony Wojtek.
- Nie mam pojęcia pierwszy raz widzę to u cioci.
Obraz był imponujących rozmiarów. Przestawiał setki, a może nawet tysiące ludzi: kobiet, mężczyzn, dzieci, starców, noworodków...  
Wszystkich łączył ten sam, przerażony wyraz twarzy. Pod płótnem, widniał łaciński napis "tuvex ne resamlen, ce te qoui”
- Czegoś się boją... ale czego?  
- Może tego... - wyszeptał Adam i wskazał na sam środek obrazu. Pewna część dzieła zasłonięta była mahoniową deseczką,  
którą, można było zdjąć tylko odrywając ją od płótna.
- Ciekawe, co tam jest, zastanawiał się głośno Wojtek.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie chcę wiedzieć. Dzwonię po policję, nie będziemy szukać mojej ciotki na własną rękę.
- Muszę to zobaczyć, Adam, nie będę mógł spać po nocach, jeśli nie zobaczę, co jest pod deską.
- Rób co chcesz, ja idę zadzwonić.  
Wyszedł z pokoju. W czasie drogi do telefonu, przypomniała mu się wcześniejsza rozmowa z ciotką. Mówiąc o znalezisku,  
miała zapewne na myśli ten obraz, ale skąd go wytrzasnęła? Usłyszał dziwne dźwięki dochodzące z pokoju- to zapewne Wojtek  
mocował się z płótnem.  
Mężczyzna złapał za słuchawkę. Zaczął wykręcać numer... Już prawie połączył się z komisariatem, gdy znów to usłyszał...
krzyk... przeraźliwy... przerażający bardziej od jęków umierających... prawdziwy, krzyk rozpaczy.  
Adam niewiele myśląc, rzucił słuchawkę i zerwał się na równe nogi... wbiegł do pokoju z obrazem. Był sam. Wojtek zniknął,  
po prostu rozpłynął się w powietrzu. Mężczyzna dopiero teraz przerzucił wzrok na płótno. To co zobaczył, sprawiło, że cofnął
się kilka kroków i musiał złapać się ściany, aby nie zemdleć. Na obrazie, powoli, zaczęły pojawiać się delikatne kontury, z  
każdą sekundą było ich coraz więcej, coraz wyraźniejszych. Kształt, powoli przybierał postać Wojtka.  
Adam, otworzył usta, chciał krzyknąć, ale nie był w stanie. Wiedział co się stało... Wojtek rozbił deseczkę...  
rozbił deseczkę... Mętnym wzrokiem, spojrzał się w miejsce, w którym wcześniej widniało mahoniowe przykrycie... Nie zdążył  
się przyjrzeć dokładnie, gdyż szczątki deseczki poczęły podnosić się z podłogi, zrastać i zalepiać miejsce, które miało  
być przykryte. Adamowi mignął przed oczami wizerunek postaci, którą ukryto za mahoniem.  
Był to szatan.
Adam zaczął oddychać, bardzo głęboko. W myślach liczył powoli do dziesięciu, wmawiając sobie, że najgorsze ma już za sobą.  
Mylił się,  
w rogu obrazu zobaczył swoją ciotkę.  
Wcześniej jej nie zauważył, na płótnie namalowanych (czy aby na pewno) było tysiące twarzy, więc było to zrozumiałe...
"Boże, Boże, Boże”... zaczął modlić się w duchu - to znaczy, że ci wszyscy ludzie... oni...  
Nie wytrzymał. Zaczął krzyczeć, głośniej, niż kiedykolwiek wcześniej w życiu...
Nagle, coś go tknęło... Wybiegł z pokoju, zbiegł prosto po schodach, przez duży pokój, aż do biblioteczki ciotki. Zaczął  
wertować książki, wyrzucać je z półek, kopać w nich tak głęboko jak tylko mógł... i w końcu znalazł go, "Słownik łaciny”...  
-"Boże”- szepnął... "tuvex ne resamlen, ce te qoui” znaczy "ciekawość, to pierwszy stopień do piekła”.

Vinylz

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 1870 słów i 11024 znaków.

13 komentarze

 
  • UczenNr10

    Niesamowite.

    21 maj 2015

  • Raita

    Pisz horrory. Talent jest

    16 gru 2014

  • mhm

    wstaw cos nowego, bo nudy :3

    7 gru 2014

  • mhm

    nie mam twojego nr ^^

    8 lis 2014

  • Vinylz

    okey, pisz

    8 lis 2014

  • Vinylz

    Musisz polubić

    8 lis 2014

  • mhm

    nie lubie pisac pierwsza..

    8 lis 2014

  • mhm

    to ty masz pytanie ;3

    8 lis 2014

  • mhm

    pytaj albo ty pisz ;]

    8 lis 2014

  • mhm

    Jakub-pisarz :3
    twoja byla wychowawczyni bylaby dumna :P

    8 lis 2014

  • Cam

    O kurde.... Dobre naprawde niezłe... Trzyma w niezłym napięciu :)

    8 lis 2014

  • mhm

    no dobre, dobre ;dd

    8 lis 2014