Obietnice

Cały dzień czekałam. Właściwie, czekałam całe dwa tygodnie. Czułam znajome podniecenie, ekscytację. Czesałam włosy, chciałam się trochę dla niego wystroić. Wiedziałam, że będzie miał na mnie ochotę. Mimo mojego stanu, tymczasowego kalectwa. Mój skok z okna zamiast oddalić, zbliżył nas do siebie. Albo tylko jego do mnie ? Sama nie wiem, ale miałam przecież swoje potrzeby.  
Przyszedł nagle, wcześniej niż planował. Usiadł się jak zwykle, na krześle obok łóżka.  
-Spójrz w moje oczy. – Zaczął dziwnie posępnie.  
Podniosłam się na ile mogłam, ale w półcieniu nie zauważyłam nic szczególnego. – Już jesteś spizgany ?- zaśmiałam się. - Miałeś zacząć ze mną, a nie sam !
Westchnął. Pokręcił głową, zacisnął pięści. - Nie ma nic. - powiedział sztucznie spokojnie.  
- Jak to nie ma nic ?!- krzyknęłam, a cała ekscytacja nagle odeszła, zastępując miejsce rozczarowaniu. Szczotka utknęła mi we włosach.  
- Kurwa no, nie ma nic ! Kumpla od którego miałem mieć zabrali do ośrodka. Załatwię najprędzej za dwa tygodnie… I tak praktycznie się nie ruszasz, po co ci to teraz ? Jeszcze coś odwalisz i całkiem połamiesz ten kręgosłup.  
- Co ?!- odruchowo się podniosłam, czując falę bólu w złamanym kręgu. Wiedząc, że nie mogę siadać, opadłam na łóżko. - Mam sobie odmawiać, bo jestem kaleką ?- dodałam po chwili. - I co ty w ogóle pieprzysz, że nie masz ?
- Nie podnoś się!- krzyknął.  
- A chociaż palenie…- przegryzłam wargę aż do krwi, czując jak ogarnia mnie niezrozumiała panika.  
- Na wsi jest przestój z paleniem. Nie ma nic, rozumiesz ! Nie ma nic…- Ukrył twarz w dłoniach, jakby oznajmiał o niepojętej tragedii. Zauważyłam, że lekko się trzęsie i raczej nie było to z zimna.  
-Przecież masz tyle źródeł!- szlochałam. - Nikt nie ma ? Jesteś pewien ?
-Gdyby ktoś miał, nie byłbym trzeźwy, uwierz.  
- Jak to ? Nie, no nie !- jęczałam. Nie mogłam ochłonąć. - Nie chcę czekać dwóch tygodni !
- A myślisz że ja chcę ?- nagle się wzburzył, chwycił mnie mocno za rękę, wręcz agresywnie. Spójrz w moje oczy ! Szkliste, widzisz… ? Jestem na głodzie. Jestem kurwa na głodzie !  
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów. - O czym ty mówisz ?- zamknęłam oczy. Milion myśli przemknęło mi przez głowę. Byłam zaskoczona ? Podświadomie od dawna się tego spodziewałam. Ale sercem nie wierzyłam, nie mogłam przyjąć do siebie prawdy. Wolałam obłudę. Teatr, sztukę pod tytułem, , wszystko jest dobrze”. Robimy to kiedy chcemy i możemy przestać w każdej chwili. - Nie jesteś uzależniony, więc nie możesz być na żadnym pierdolonym głodzie !- krzyczałam w spazmach. Tak byłam w takim stanie. Do takiego rozstrojenia doprowadziły mnie jego słowa.  
-Nie jestem uzależniony. Ale nie chcę się oszukiwać. Przecież to czuję. Jestem czysty dopiero drugi dzień, a już myślę tylko o tym, żeby przerwać ten stan. - odpowiedział już spokojniej. Jak człowiek pogodzony z losem ? Nie. On tylko grał, grał ten spokój dla mnie. Próbował opanować emocje, żeby opanować choć trochę moje.  
Też spróbowałam się uspokoić. To tylko sen. Pierdolony, nierzeczywisty sen. Albo teatr. Jesteśmy tylko aktorami. Nie żyjemy naprawdę. Takie myślenie mnie uspokajało.  
- Powiedz mi szczerze. Ile razy… ?- spojrzałam mu znacząco w oczy.  
- Myślisz, że wiem ? Ostatnio byłem w ciągu, tydzień codziennie. Potem ostro paliłem zioło przez kilka dni, pomagało. Przedwczoraj u Plinca była ekstaza. Zajebiście było, wiesz ? Jedna tabsa i jesteś królem…
-Przestań. - przerwałam mu. - Czułam się jak głodny, któremu opowiadają o najlepszym jedzeniu. -Jak to, byłeś w ciągu ? Przecież mieliśmy tylko od czasu do czasu…- nie mogłam zrozumieć, jak mógł przede mną to zataić. I dlaczego nie zauważyłam ? Przez ostatnie dni byłam w szpitalu, ale wcześniej… – Dlaczego nic mi nie powiedziałeś ?- odparłam z wyrzutem  
-Chciałem cię przed tym uchronić. Nie mogłem ci powiedzieć, że mam to codziennie, chciałabyś ze mną. Ale nie, ty sobie w tym samym czasie ćpałaś z Piotrusiem… Kleiłaś się do niego, latałaś za nim, byle tylko sypnął kreskę. - spojrzał na mnie z pogardą, ale też i dziwnym smutkiem.  
Nic nie odpowiedziałam. Nawet mnie to nie zabolało. Dobrze wiedziałam, że mówi prawdę. Nie chciałam się kłócić.  
-Ja przynajmniej nie mam żadnego głoda.  
- Zaśmiał się głośno. – Jeszcze… Poza tym jęczysz, że musimy czekać, jakby się świat zawalił, że ty nie zaćpasz przez całe dwa tygodnie.  
- To nie jest żaden głód. - Pokręciłam głową, pewna swojej racji. Ja po prostu mam ochotę. I tyle. - tłumaczyłam się.  
- Wiesz chyba w co weszłaś. Tyle ci na to odpowiem, bo mam dość prawienia bezsensownych kazań.  
- Wiem. - odpowiedziałam i nie wiedzieć czemu, po moim policzku spłynęła łza. - Tylko nie rozumiem, dlaczego ty w to wszedłeś.  
-Moje życie nigdy nie było łatwe. Teraz mam taki natłok problemów, że po prostu nie daję rady. Zresztą sama wiesz. Matka znowu trafi do psychiatryka, ojciec chleje jeszcze więcej niż zwykle…- uśmiechnął się pogardliwie, jakby chcąc zaprzeczyć własnym słowom.  
- Wiem…- odparłam ze zrozumieniem. - ale zawsze mówiłeś, że to bagno. Tyle razy cię namawiałam, żebyśmy spróbowali. A ty wyciągałeś blanta i mówiłeś, że ten szajs nie jest dla nas. Częstowano cię, odmawiałeś. -przerwałam, przypominając sobie minione wydarzenia. - I nagle spróbowałeś, bo Król częstował. W szkolnym kiblu, na parapecie. A potem znowu i znowu… Czemu tak nagle zmieniłeś zdanie ?
- Ty byłaś kiedyś pewna, że nigdy, nigdy w życiu nie sięgniesz po jakiekolwiek dragi. I co… ? Ludzie się zmieniają, zmieniają własne przekonania, łamią swoje własne zasady. A we mnie po prostu coś pękło. Stało się, tak po prostu.  
- Tylko mi obiecaj. - odpowiedziałam łamiącym głosem. - Nigdy się nie uzależnisz.  
Znowu się zaśmiał, ironicznie i sztucznie. - a ty ? Możesz mi obiecać to samo ?
Chciałam powiedzieć, że nigdy w życiu. To spotyka innych, ale na pewno nie spotka mnie. Ale zamiast tego zamilkłam. Dlaczego… ?
- Sama widzisz. Człowiek decyduje się na skok, spada, spada i choć wie, że czeka go bolesny upadek na twardy bruk, nie jest w stanie się zatrzymać. Ale ty nigdy nie upadniesz- dodał po chwili. - Nie pozwolę ci na to. - schwycił mnie za dłoń, tym razem delikatnie i z czułością. - twoje życie jest zbyt wiele warte.  
- A twoje życie ? Czemu o nim tak nie myślisz ?- ścisnęłam zachłannie jego dłoń.  
- Już nie mam ochoty o nie walczyć. Nie porównuj go do swojego życia, to dwie różne bajki. Postanowiłem bawić się do końca, a przy okazji niestety je zatracić. - przerwał, zastanawiając się nad czymś. - wiesz, powiem ci w tajemnicy, że nawet chcę spróbować czegoś mocniejszego.  
Usłyszałam już parę zaskakujących wyznań tego wieczoru, ale to jeszcze bardziej wytrąciło mnie z równowagi. - jak to, coś mocniejszego ? Przecież ćpasz fetę ! AM-FE-TA-MI-NĘ. - przeliterowałam imię naszej nowej przyjaciółki z wyjątkowym sarkazmem. - dla ciebie nawet to nie jest już wystarczająco mocne ?
- Jest zajebista. - uśmiechnął się sam do siebie, rozmarzony. Pewnie w wyobraźni właśnie szykował ścieżkę. Z nabytą precyzją dopieszczał, żeby była długa i cienka, takie lubił. Na początku to jest swoisty rytuał. A potem… ? Pewnie szybko i niedbale, byle by jak najszybciej znów TO poczuć. Przypływ energii, pewność siebie ? Niee to zdecydowanie coś więcej, coś czego tak właściwie nie da się opisać, to uczucie jest zbyt genialne. I nie da się przeżyć na trzeźwo.  
-Jednakże są inne rzeczy. – ciągnął. - Gorsze, ale być może lepsze.  
- Przychodzi mi na myśl tylko jedna rzecz. - odpowiedziałam, nie wierząc w jego skrajnie nierozsądny pomysł.  
-Czyli ?
- Sam powiedz. - oponowałam, chcąc usłyszeć to słowo wprost od niego.  
- Chyba wiesz o co chodzi ?
- Pewna grecka bogini…
- Hera. - dokończył zdecydowanie i spokojnie.  
Milczałam. Nie poznawałam go. Zmienił się, pogrążył, a ja nawet nie zauważyłam kiedy. Dopiero teraz dostrzegłam, że schudł, jego twarz była coraz bardziej blada a oczy nienaturalnie podkrążone. Oczy szkliste. Niby te same, ale inne.  
-Zawsze mówiłeś że to dno. – powiedziałam głosem wezbranym z emocji. Już zrozumiałam kimś się stawał. Powoli akceptowałam to co się działo, nie miałam wyjścia. A może sama się stawałam kimś gorszym, tak samo jak on ? Martwiłam się o niego, nie dostrzegając że ze mną dzieje się podobnie.  
- Bo to jest dno. Właściwie, nadal twierdzę o tym to samo. Tyle że jak wspominałem, ludzie łamią zasady. Nawet nie czyjeś, tylko swoje zasady.  
Znowu westchnęłam. Serce wyrywało się, żeby ratować go, ratować mojego najbliższego, może nawet jedynego przyjaciela. Przyjaciela, który najpierw pokazał mi uroki słodkiej, niewinnej trawki. Dilowania, bycia w tym pociągającym półświatku. A teraz pokazywał uroki… narkomanii ? Nie !- zaprzeczyłam sobie. Nie było tego słowa w moim słowniku. Albo było, ale odnosiło się tylko do postaci z filmów, książek. To nie istnieje w moim świecie. Najlepiej w ogóle powiedzieć, że moi znajomi nie ćpają, że ja nie ćpam. To słowo nie chce przejść przez gardło. Człowiek stwarza iluzje i wierzy w nie. Ja tylko wciągam biały proszek do nosa. JA NIE ĆPAM. Szkoda tylko, że to nie jest kreda jak w podstawówce (ja się tak "bawiłam”…). To jest trucizna. Jak trutka na szczury ? Niee, szczury chyba nie są na haju, gdy umierają.  
Problemy z narkotykami ? To mnie nie dotyczy, nie wiem o nich nic. "Takie rzeczy to tylko w telewizji”.  
-Ja nigdy tego nie spróbuję. - powiedziałam po chwili. A podświadomie- ciekawe jak to jest…
- Wierzę ci, powiedzmy. Nie zobaczę cię jak tkwisz w tym strasznym letargu. To już z całą pewnością nie jest twoje przeznaczenie. Ty masz cel, wiele celów w życiu i zrealizujesz je. Ja mogę upaść, ty nie masz prawa.  
Bo siebie nienawidzisz, a mnie kochasz. - pomyślałam.  
- Musisz żyć i przeżyć życie jak tylko można je najlepiej przeżyć. Umrzeć jako spełniona kobieta, w siwych włosach i własnym schludnym łóżku. A nie jak kolejna, młoda ofiara ćpania ze strzykawką w żyle, czy pętlą na szyi, nie osiągając w życiu nic. Obiecaj mi, że już nigdy nie zrobisz tego co ostatnio.  
- Już nie chcę umierać. - szepnęłam. Ale czy zawsze tak będzie ? Po co składać obietnice bez pokrycia ? To tak samo jak obiecać, że się już nigdy nie weźmie. - tłumaczyłam.  
Ostatnio coraz częściej schodziliśmy na takie tematy, ale pierwszy raz nie byliśmy zjarani przy tak filozoficznych rozmowach. Byliśmy przecież zupełnie trzeźwi, jak to rzadko bywało w naszej znajomości. A jednak rozumieliśmy się. Niepotrzebne THC żeby myśleć głębiej.  
-Ja też chcę żyć. Ale nie wiem jak długo pożyję. Nie wiem, czy pewnego dnia moje serce tak po prostu nie stanie, bo ileż można je przemęczać ?- jego ton głosu coraz bardziej był zabarwiony melancholią. Już nie rozpaczą, silne emocje osłabły. Choć oczy nadal się szkliły. – Ty masz dar- ciągnął. - Sensi, , możemy żyć wiecznie. Na papierze.  
-Jestem zwyczajną grafomanką. - pierwszy raz uśmiechnęłam się, szczerze.  
Uśmiechnął się również. - napiszesz o nas. Choćby miało to przeczytać kilka osób, ważne, że napiszesz.  
-Obiecuję. - W moim umyśle kręciła się karuzela sprzecznych emocji. Ale byłam pewna, że spełnię obietnicę.  
- Wiem że dotrzymasz słowa. - Roześmiał się cicho i tajemniczo.  
-Ale mam prośbę- diametralnie zmieniłam temat. - Skoczysz do apteki po acodin, kodę czy coś. Jakoś trzeba wytrzymać te dwa tygodnie.  
Westchnął, nie odpowiedział nic. Nie musiał obiecać. Wiedziałam jednak, że akurat tą prośbę z pewnością spełni.

Sensi

opublikowała opowiadanie w kategorii sen, użyła 2208 słów i 12107 znaków.

3 komentarze

 
  • Gabi14

    To jest jedno z najlepszych opowiadań na tej stronie. Brawo <3

    31 mar 2014

  • barabaku0

    Doskonale rozumiem tą iluzję, jaką się tworzy dla siebie. Sam przeżyłem to samo, ale wiesz co? Dałem radę i wyszedłem z tego! Da się!

    29 mar 2013

  • DiamondBitch

    Narkotyk- najgorsze ****. .Czlowiek sam sie powoli zabija :(
    Smutne... :sad:

    18 gru 2012