„Co to to nie!” – część 13 i 14

by Koci & Hope
Uwaga! Czytasz na własną odpowiedzialność:)

13
Lidia

   Przez dwie minuty gapię się na zamknięte przed nosem drzwi.
   – Ty złamany ciulu! – mamroczę. – Za kogo ty mnie masz?
   Gotująca w żyłach krew, dochodzi do kreski limitu. On chce prawić kazania na temat postępowania z ludźmi, a sam nimi pomiata jak śmieciami? O ty pojebusie!
   Walę pięścią w imitację drewna tak długo, aż zostaje otwarta. Niczym rozpędzony czołg popycham zaskoczonego kutabaniarza. Bez słów, gnam do mini kuchni z czerwonym frontem mebli. „Teraz nie mam żadnych wątpliwości. Koleś jednoznacznie jest dupojebem.”
   Chwytam za należący do mnie koszyk, a kiedy się odwracam, widzę na twarzy Casanowy, że jest gotów na stoczenie kolejnej walki. „A w ciemnej dziurze cię mam!”.
   W cywilizowany sposób omijam łysą pałę.
   – Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera. – Gdy słyszę ten bełkot, w głowie następuje eksplozja. Przystaję, z koszyka wyciągam ciasto zapakowane w folię aluminiową. Z przesłodkim uśmiechem na ustach, odwracam się do facia i opuszczam wypiek na podłogę, zgniatając go podeszwą szpilek.
   – Smacznego. – Po tych słowach z klasą opuszczam mieszkanie, kulturalnie zamykając za sobą drzwi. Szybko wyjmuję i włączam paralizator, gdyby ciulowi przyszło na myśl, jeszcze raz mnie dotknąć. Nie zawaham się użyć elektryzującej broni. O nie!
   Chwilę później bez kolizji wchodzę do swojej siedziby. Zmieniam ubranie na wygodniejsze, przewiewne i bardziej ponętne. Z zamrażalki wyjmuję loda na patyku, potem odciągam grube firany tak, że śmiało „kurzy móżdżek” może widzieć umeblowany salon. Z telefonem komórkowym w ręku wychodzę na balkon, który wczoraj udekorowałam zakupioną parę dni temu osłoną.
   Odpakowuję zimną słodycz i czekam na bencwała, kiedy wyjdzie na tarasik, grożąc mi, że zadzwoni do spółdzielni. Proszę bardzo, niech spróbuje szczęścia. Ten kit z kamerką w oknie, może sobie w odbyt wsadzić tak samo głęboko, jak będący w nim kij. Tego już za wiele!
   Okno po drugiej stronie się otwiera. Macho dumny niczym pierdolony paw wychodzi na zewnątrz, a ja włączam w telefonie guzik REC, jednocześnie w namiętny sposób liżę lodzika.
   „Dawaj kutasie. Groź mi!”
   Ziomek odpala fajkę, nie spuszczając mnie z sokolego oka. Opieram się o balustradę i biorę zamrożonego lizaczka głęboko do ust. „A nich ci jaja spuchną!”
   – Musisz prowokować? – krzyczy z sykiem.
   – Nie wiedziałam, że jedzenie loda jest zabronione – odpieram, lekko ssąc czubek smakołyka.
   Co z tego, że gościu potrafi dobrze całować? Jednak ten strzał z jego strony poszedł do tyłu. Nie jest ostatnim samcem na tej planecie.
   – W twoim wykonaniu jest i powinien być karalny.
   – Jeśli ma pan z tym problem, to proszę się na mnie nie gapić jak sroka w gnat.
   – Wiesz, że stoisz na cienkim lodzie?
   – Kapitan Titanica też tak myślał – oddaję kontrę, prawie połykając całą długość mlecznego sopelka. Ssę go tak długo, aż wyciągam pusty patyczek. Prostuję się z pełną gracją, z zamiarem wejścia do środka.
   – Hej Marianku! Udał ci się projekt? – Słyszę piętro wyżej głos Majki. – Co sobie życzysz na śniadanie? Jak chcesz, to przygotuję porcję brownie z fasoli, które ci tak bardzo smakowało.
   OMG! BU-HA-HA!
   Powstrzymuję gardłowy rechot, gdy widzę przepiękną minę „Cebulki”. Wyłączam kamerę w fonie i wychylam łeb poza barierkę.
   – Majcia! Jestem oburzona, że nie raczyłaś podzielić się ze mną takim rarytasem twojego wykonania. Jak to dobrze wiedzieć, że dbasz o pracowników już od siódmej trzydzieści! – odwołuję, na co dziewucha promieniście suszy zajęcze jedynki.
   Nagle coś spada na beton mojej „posesji”. Rozglądam się i spostrzegam kawałek rabarbaru.  
   „O ty chuju!”
   Pokazuję ziomowi fuckera, on w zamian na róg w oknie, na co unoszę drugiego „fakjusa”.
   Niech mnie cmoknie w nabrzmiały dzyndzel. Niczego w górnym kącie nie ma. Byłam u niego w mieszkaniu i widziałam na własne oczy. Kogo frajer chce nastraszyć?
   – Dziękuję za troskę, panienko Mahuj. Nad projektem nadal pracuję. Mam nadzieję, że pracownicy są tak samo zachwyceni pani sztuką kulinarną, jak ja.
   AaaaHaaaa. Mnie nazywa projektem? Projekt mu dopiero pokażę!
   Złośliwy uśmiech maluje mi się na mordzie.
   Szabla w dłoń!

…Trzy godziny później…

   Chociaż za oknem ciemno, to nie zasłoniłam ani firan, ani żaluzji. Z tego, co zdążyłam zauważyć, sąsiad jest nie tylko goły i wesoły, ale nie posiada „kablówki” – telewizora.
   Szkoda chłopiny, dlatego ze współczuciem oraz z ogromną rozkoszą umilę mu wieczór.
   Synchronizuję fon z TV. Szukam odpowiedniego programu, a następnie klikam play.
Program porno z udziałem wyłącznie męskich bohaterów z pewnością zrobi na nim olbrzymie wrażenie.  

14
Marian

   Stoję przy oknie i nawet przez firanki widzę, jak goście na filmiku zapodanym przez Lidziunię, bawią się w najlepsze na cztery baty. Że im zwieracze nie pójdą, to szok jest i niedowierzanie. No, ale każdy lubi, co tam sobie upoluje. Przynajmniej wiem, iż czarna nie ma nic przeciwko „analizowaniu”.
   Z całego wieczornego spotkania wyciągnąłem kilka ciekawych wniosków. Wiem już na przykład, iż dziewucha umie piec, bo ciacho było całkiem niegłupie, chociaż oblizywania paluchów nie można uznać za wiarygodny taste test. Do tego całkiem nieźle chodzi w szpileczkach, co może okazać się przydatne w naszych dalszych kontaktach. A o takowe na pewno zadbam, bo przecież ani trochę nie dała rady mnie zniechęcić. Wręcz przeciwnie. Pomimo, że polizałem już czekoladkę, do nadzienia pozostała w ciul długa droga. „Ale czego się nie robi, wiedząc, iż słodycz wart jest zachodu?”.
   Patrzę jeszcze przez chwilę na darmowe kino, po czym odwracam cielsko, z zamiarem otworzenia paczki, przyniesionej wczoraj przez kuriera. Szybko jednak zastygam, a głowa wraca na poprzednie miejsce, bowiem mrużąc oczy, dostrzegam niewyraźną nazwę użytkownika w lewym górnym rogu ekranu telewizora sąsiadki. Mało zębów nie tracę, gdy potykam się o meble, lecąc do sypialni po lornetkę schowaną w kartonie pod łóżkiem. „A miałem dziadostwo wyrzucić przy przeprowadzce. Ach, te moje błogosławione zbieractwo!”.
   Wracam do salonu i uradowany stwierdzam, że nadal nie zmaksymalizowała okna filmiku, więc idzie ujrzeć rąbek portalu powyżej. Przystawiam lornetkę i jak na dłoni widzę login do popularnego „sajtu”. „Hehe, kto by pomyślał, iż z ciebie taka dumna_panna@, kochaniutka”.
   Zostawiam paczkę na później, siadam z lapkiem przy kuchennej wyspie i loguję się migiem do pornostronki. Chwilę szukam, aż w końcu odnajduję „dumę i oburzenie”, a dupa z podniecenia zaczyna parować na obrotowym stołku, gdy zauważam, że ma zaznaczonych kilka ulubionych filmików. „Najs, najs, bejbi, dowiem się o tobie czegoś więcej”.
   Włączam pierwszy z listy i widzę parkę w towarzystwie jeszcze jednego faceta. „Okej” – mruczę i idę dalej. Kolejny pornos jest z udziałem dwóch panienek i gościa. „Czyli kręcą cię trójkąty w różnych wariacjach” – stwierdzam i patrzę na następny klip. Tam zaś standardowy blowjob, a na jeszcze kolejnym dubble-bubble. Nie jestem jakoś mocno zdziwiony, bo dziołchy zazwyczaj mają właśnie takie fantazje. Na całe szczęście sam dam radę podołać niejednemu wyzwaniu.
   Nie uchodzi również mojej uwadze, iż laski na filmikach zawsze noszą szpile i pończochy. Sam także bardzo lubię ów outfit. Trochę mi zatem szkoda, iż Lidzia wyszła dzisiaj w obuwiu, zrujnowanym przez rabarbar i cukrowo-maślano-mączny wierzch ciasta. „O, właśnie, niuniu. Od dzisiaj nadaję ci nową ksywkę. Jesteś, my sweet – Kruszonką! Bo aż mi rabarbar stoi na wspomnienie dotyku twych jędrnych warg”.
   Zostawiam filmy w zapamiętanych, aby wykorzystać je na samogwałt przed zapadnięciem w kimono i wchodzę w szczegóły profilu sasiadki. „Nosz chyba ją suty rwą, podała pełną datę urodzin, rozmiar stanika oraz buta! Kim jesteś dziewczyno z naprzeciwka i dlaczego codziennie odkrywam ciebie na nowo?”.
   Przelatuję wzrokiem po różnistych informacjach na koncie Lidiuni i poza tekstem, iż jest „zainteresowana mężczyznami”, nic ciekawego nie odnajduję. Już mam zminimalizować okno, kiedy wracam do dnia przyjścia na świat i oczy rozbłyskują od szybko poczynionej strategii. „Masz tylko dzień na złudny triumf, Kruszonko. Jutro zwalę ci cielsko na chatę, uzbrojony w prezent urodzinowy oraz kilka innych asów w rękawie. I tym razem nie dam się oszwabić z ciasteczka”.
   Wstaję i kieruję kroki do przedpokoju, po czym ściągam z szafy porzuconą paczkę. Rozrywam foliopak, przecinam taśmę oraz trytytki i voilà – kamerka na schwał! Maleńka niczym moneta, łącząca z fonem przez blu-fiuta. „No, cud techniki! Choćby skały srały, krucha nie da rady jej u mnie wypatrzeć”.
   Biorę L&M-y, odpalam jednego i cichaczem umiejscawiam miniaturkę w kącie równie czarnego jak „nagrywajło” parapetu. Idealnie się ze sobą zlewają. Lidia niech dalej myśli, że jest bezkarna. „Spokojna twoja rozczochrana. Jeszcze mi podziękujesz, jeśli ktoś nie daj Boziu, przyleci ci splądrować chałupę”.
   Gaszę niedopałek w pokrywkę, zauważając, iż rabarbarówa niezmordowanie katuje ten sam film po raz setny. „No, serio? Aż szkoda mi tego umęczonego pod koniec video żaczka. Faceci to jednak są świnie...”.
   Uśmiecham się krzywo i wchodzę do mieszkania. Już wiem, jaki widok będzie mnie nawiedzał pod wieczornym prysznicem. Wyobrażenie Kruszonki w akcji z inną lejdi, czy drugim (poza mną, oczywiście) ogierem, na pewno nie pozwoli zbyt szybko zasnąć.
   „Jakoś przetrwam jutrzejsze przedpołudnie. Muszę przecież kupić prezent dla przyszłej dziewczyny...” – stwierdzam we łbie i w tym samym momencie prycham pod nosem.
   Co jak co, ale pewności siebie, nie można mi ująć.

KociHopeCoop

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i komediowe, użyła 1680 słów i 10177 znaków, zaktualizowała 8 cze 2021.

1 komentarz

 
  • Mirka

    Dziewczyny, jesteście niesamowite. Co chwilę rechotałam czytając kolejne zwroty, powiedzonka i myśli obojga.
    Aż się nie mogę doczekać kiedy chłopina umoczy swego "rabarbara". Buziaki.

    7 cze 2021