Rozpustna eskapada

Rozpustna eskapadaPieściłem namiętnie jej piersi, co chwilę przygryzając przy pocałunkach. Prężyła swoje doskonałe ciało jak rasowa kotka. Mój szorstki ozor oplatał bajecznie zjawiskowe sutki. Sunął na zmianę, na około gigantycznych brązowych okręgów, by szerokim łukiem zlizywać kropelki potu zdobiące nabrzmiałe fragmenty piersi. Radośnie podrygiwała na piasku słysząc odgłosy namiętnie składanych pocałunków. Zjawiskowa kobieta w zjawiskowym miejscu świata. Nigdy nie pomyślałbym, że złocisty piasek Dominikany będzie tak genialnym miejscem na wilgotną eskapadę pod słomkowym parasolem wetkniętym bezczelnie po środku plaży.  

   Ochoczo oddawała mi się, podsuwając jędrne cycki i ściskając je leniwie, tuż przy mojej twarzy. Trzymałem łapą jej kruchą talię, co chwilę mocniej przyciskając do siebie. Kiedy zasysałem upojnie jej sterczące  sutki, wplotła delikatne palce w kruczki mojej krótkiej blond czupryny. Usiadła okrakiem masując kroczem miejsce, gdzie gruby olbrzym budził się do życia. Wilgotne majtki kostiumu, niesfornie szorowały po nabrzmiałym z podniecenia fragmencie slipek. Weekend w Punta Rucia był cholernie dobrym pomysłem.  

   Skradając się do jej zjawiskowych ust, szorstkimi wargami musnąłem obojczyk, by piruetem zakręcić przy jej uchu. Odchyliła głowę poddając się pieszczocie. Przez moment wkręcałem się w jej ucho, by w przerwach zasysać łapczywie jej sakramencko zmysłowe poduszki. Stękała wymownie kręcąc głową jednocześnie, dopasowując się do mojego języka, plądrującego jej rozkoszną dziurkę. Wciąż ocierała się zalotnie, dotykając sutkami moją klatę.  

- Całuj, cholera… całuj… ty przebrzydły draniu… - szeptała mrużąc oczy i mocniej oplatając filigranowymi ramionami.

   Chwyciłem jej głowę niezdarnymi łapami. Przysunąłem jej fantastyczne usta i musnąłem ozorem po jedwabiście gładkich poduszkach warg. Rozchyliła je pozwalając na buszowanie we wnętrzu zjawiskowych usteczek. Czułem jej zwinny, mokry języczek, który właśnie badał moje podniebienie. Namiętnie całowałem, rozkoszując się jej słodkim smakiem. Nieprzyzwoicie fantastyczna  kobieta, której inteligencja skutecznie konkurowała z żarliwą zmysłowością. Jak na panią kapitan, mojego zresztą katamarana, pieprzyła się nieziemsko. Suka.

   Uniosłem ją lekko, umożliwiając ześlizgnięcie wpijających się w jej pośladki majek. Przez moment rozkosznie jędrne uda pląsały na wysokości oczu. Króciutko przycięty meszek cipki kusił niemiłosiernie. Skąpane w wilgotnym słońcu różowe płatki wręcz prosiły o pieszczotę. Rozchyliłem drżącą z pożądania muszelkę. Dziurka pulsowała w hipnotycznym transie. Zanurzyłem twarz w jędrnych udach jednocześnie kosztując cudownie aromatycznych soków. Zjawiskowo - fantastyczne odczucie. Gorące wnętrze szczelnie oplatało mój jęzor. Jeździłem wzdłuż rowka, zataczając kręgi na guziczku. Rozchyliła szerzej nogi, jednocześnie mocniej przyciskając moją głowę do łona. Ssałem jej wargi powoli, po czym końcówką jęzora zacząłem pieścić łechtaczkę. Włożyłem gruby paluch i pieprzyłem obracając w środku gorącej cipki. Piszczała z rozkoszy kiedy kreśliłem językiem mapę jej najczulszych miejsc, zupełnie tak samo jak ona, gdy wyznaczała kurs, płynąc przez ocean. Podczas rejsu, w przerwach pomiędzy kreśleniem linii na rozległej powierzchni mapy, oddawała się ćwiczeniom na siłowni. Robiła to by w pełni wyrzeźbić zgrabne ramiona i smukłe uda, które właśnie teraz z rosnącym pożądaniem, pieściłem żarliwie, wszystkimi możliwymi zmysłami.

***

   Jasne słońce rozświetlało bezchmurny nieboskłon roztaczający się nad naszą łajbą. Dzień wydawał się idealny na kontynuację podróży, której zwieńczeniem miała być cicha, przytulna, wenezuelska przystań.

- To którędy tym razem płyniemy, pani kapitan? – rzuciłem zaczepnie widząc jak pochyla się nad rozłożystym kawałkiem mapy.

- Myślę nad kursem do Caracas, chodź kusi mnie żeby przy Grenadzie zawinąć po prowiant na dalszą podróż. – odpowiedziała, wciąż przypatrując się narysowanym przed chwilą kręgom.

- Może Barbados będzie bardziej sprzyjające? – wtrąciłem uszczypliwie, lekko ją prowokując.

- Czasami myślę, że to ty powinieneś być kapitanem, a ja właścicielką tej cholernej krypy. - odparła, uśmiechając się i spływając rumieńcem.

   To nagłe speszenie okryło ją mgiełką zmysłowej, niewymuszonej kobiecości. Wrodzona skromność była jej subtelnym atutem. Niemniej biorąc pod uwagę jej niedoścignioną biegłość i dokładność przy planowaniu takich projektów jak ta wyprawa, powinna się puszyć się jak paw. Z arcy dokładnością celebrowała każdy szczegół przedsięwzięcia, który jej zleciłem. Chodź w tedy jeszcze nie przypuszczałem, że stanie się towarzyszką fascynującej podróży, pośród rozgrzanych palącym słońcem wysp, w przestrzeni łączącej obie ameryki.

   Objąłem ją w pasie i przytuliłem. Zjawiskowy zapach rudych pasemek pobudził kolejny raz zmysły, pozwalając ponieść się niezwykle przyjemnemu doznaniu. Staliśmy tak chwilę dogadzając sobie dotykiem i wzajemną obecnością. Łajba, ocean i my dwoje – istne szaleństwo w głębi Karaibów.

- Wiesz… – powiedziała, przebudzając jednocześnie z przytulnego transu – nie boisz się, że po drodze napotkamy burzę, albo deszcz?

- Wiem, że możemy napotkać na swej drodze, wiele niesprzyjających okoliczności, jednak jedyne co da się zrobić, to wyznaczyć drogę i ruszyć przed siebie. – odpowiedziałem, zaspokajając jej ciekawość.

- Ale jak to…? – powtórnie zapytała mocniej się we mnie wtulając.

- Będąc po środku oceanu jedyne co możesz zrobić, to zaplanować podróż. Możesz dobrać załogę, zakupić prowiant i postawić żagle, po czym wyznaczyć kierunek i się go trzymać, nie ważne co się wydarzy. – podsumowałem, jednocześnie lekko ja uspokajając.

- To zupełnie jak z życiem. – pisnęła z zaciekawieniem.

- No, tak jakby.  Nie mamy wpływu na to co nas spotka jutro, ba nie wiemy co nas spotka za godzinę. Jesteśmy w stanie jedynie wyznaczyć kurs i płynąć w stronę wymarzonego, wcześniej obranego celu. To co napotkamy jest nie więcej, niż czekającą na nas niespodzianką. Najważniejsze to właśnie obrać kierunek i płynąć…  

- A co z tą pogodą? – spytała z niepokojem.

- Bo widzisz, to czy jutro będzie burza, sztorm, a może piękne słońce, jest poza naszym zasięgiem. Trzeba szeroko rozłożyć żagle i uchwycić mocno ster, aby łapać te dobre podmuchy, które poniosą nas dalej i dalej…  To do nas należy decyzja, aby codziennie podążać wcześniej obranym kursem.  Reszta wyprawy jest już w rękach Boga i Archanioła, który ochroni nas zawsze, gdy będzie z nami krucho. Wszystko co trzeba, to każdego dnia zbliżać się do obranego celu, gdziekolwiek by nie był i cokolwiek by nie znaczył… – dokończyłem kładąc rękę na planie wysp, na którym przed momentem kreśliła zgrabnymi dłońmi, trasę naszej podróży.

- Kocham cię ty mój nieznośny strategu. – szepnęła dociskając zmysłowe usta do moich spierzchniętych warg. Poczułem jej wilgoć i ciepło kruchego oddechu.

***

   Chwyciła mnie za kruczki blond czupryny i z niemałą ochota pociągnęła w stroną zmysłowych ust. Mijając falujące z podniecenia piersi, musnąłem językiem sterczący bezwstydnie sutek. Przebrzydłe uczucie podniecenia przeszyło moją duszę. Złapałem paluchami delikatny podbródek i pocałowałem namiętnie plądrując wnętrze szorstkim ozorem. Oddychała mocno równocześnie odwzajemniając delikatnymi usteczkami pocałunek. Gruby, nabrzmiały towarzysz, bezpardonowo szorował po udzie. Kreślił kółka, dogniatając, by za chwilę potrzeć o delikatnie przystrzyżony meszek łona. Niezdarnie przejeżdżałem łapą po tyłku co chwilę ściskając i puszczając jej jędrne, soczyste pośladki. Piszczała zalotnie, mocniej się wyginając.

- Wejdź, teraz… – rozkazała, w miłosnym uniesieniu.

   Przesuwając leniwie łapę po jej plecach pochwyciłem oburącz zmysłową głowę. Powoli zacząłem obracać ozorem przy pocałunku, specjalnie przedłużając moment penetracji jej zjawiskowej muszelki. Wyginała się jak rasowa kotka, ocierając się nagim ciałem. Oplotła mnie udami, tym samym nabijając się na grubego przyjaciela.  

- Ahhhhhhh – westchnęła z nieskrywaną satysfakcją – pieprz mnie ty cholerny…

   Pchnąłem mocniej, wchodząc po same jądra. Docisnęła lekko obracając miednicą. Była gorąca i niezwykle mokra. Szorowała cipką łapczywie o moje udo. Chwyciłem jej biodra nabijając na męskość.  

Taaaaaaaakkkkkk – piszczała.

   Nasze ciała tańczyły w szalonym tempie. Piach, pot i zapach sakramencko dobrego seksu unoszący się pod jedynym słomkowym parasolem w promieniu mili. Dyszała mocno, jednocześnie odchylając głowę do tyłu, tym samym podając zjawiskowe piersi, z bajecznie fantastycznymi sutkami. Zatopiłem nich łeb szorując dwudniowym zarostem. Oplatałem jej duże sutki językiem, jednocześnie śliniąc i całując namiętnie.  

   Trzymając zachłannie moją głowę delikatnymi nadgarstkami, nabijała się z uwielbieniem na sterczącego z podniecenia olbrzyma. Coraz intensywniej kręciła pupką jednocześnie rytmicznie podskakując. Jej mokra cipka szczelnie oplatała fiuta, miło masując pokrytą żyłkami powierzchnię. Jedwabiście różowymi płatkami pieściła pożądanego w zachwycie gościa jej rozkosznych ud, który właśnie nieznośnie się rozpychał, plądrując jej spragniony pieszczot zakamarek.

   Po kolejnym pchnięciu, wsunęła go w siebie głęboko, zaś jej cipka zaczęła intensywniej pulsować. Przylgnęła do mnie głośno oddychając. Trwała tak długą chwilę, drżąc z podniecenia. Objąłem ją silnym ramieniem i pogładziłem po głowie.  

- Dobrze, że jesteś – szepnęła, otwierając oczy.

   Ostrożnie zeszła i pochyliła się nad fiutem. Odgarnęła włosy i wsadziła głęboko, w krwisto czerwone usta. Pracowała intensywnie wciskając go w przestrzeń pomiędzy migdałkami. Był cały mokry i błyszczał w słońcu od nadmiaru śliny. Odchylała się zmysłowo, by za moment znów przyjąć go w zachęcająco pojemną przestrzeń podniebienia. Mruczała przy tym rozkosznie jak kociak, strasznie mnie tym podniecając. Wierciła się cały czas, nie dając spokoju moim zmysłom. Objęła delikatną dłonią i poruszała rytmicznie, wciąż śliniąc obficie. Muskała delikatnie moje uda, pachnącymi słońcem włosami. Tym razem to ja wpiąłem paluchy w zmysłowe pasma jej pięknych rudych loków. Dyszałem głośno czując jak jej opuszki suną zmysłowo po moich jądrach. Szum fal zwieńczył eksplozję ciepłej, białej spermy. Spijała łapczywie aromatyczny nektar, oblizując koniuszkiem języka, wilgotny dowód uniesienia. Nadmiar spoczął wokół ust by leniwie skapywać długimi ścieżkami na rozgrzany piasek.  

   Ująłem jej głowę i uniosłem na wysokość oczu. Delikatnie pocałowałem, pieszcząc łagodnie. Przylgnęła mocno, nieświadomie wbijając paznokcie w moje plecy. Położyłem się na złotym piasku. Jej policzek spoczął tuż przy mojej klacie. Widziałem jej zamknięte, zmysłowe powieki. Unosiła delikatnie plecy w rytm spokojnych, miarowych oddechów. Rozkoszując się jedwabistym dotykiem, głaskałem powoli dłońmi, pokrytą gdzieniegdzie kropelkami słonej wody, opaloną,  nagą skórę. Mój wzrok powędrował na morze. W oddali puchate kłębki cumulusów, sunęły leniwie po niczym nie zmąconym niebie. Nieopodal cumował nasz katamaran, gotowy do dalszej podróży.

Dodaj komentarz