Chłopiec z Czarnego Lasu- rozdział 18

Po śniadaniu wybrali się w dalszą drogę. W stajni odebrali swoje konie i kupili kolejnego, dla Nate. Stajenny chłopiec był miły i szybko przyszykował ich zwierzęta do dalszej drogi. Ven postanowił podarować mu za to kilka monet, a chłopak schował je czym prędzej i podziękował za nie. Podróż nie była specjalnie interesująca, chociaż widoki o tej porze roku były nieziemskie. Jednak wszyscy skupiali się wyłącznie na drodze, nie na rozmowach. Szlak do Kamiennego Miasta nie był specjalnie niebezpieczny jednak teraz po tym jak nieco się ociepliło i śnieg stopniał ponownie nastały mrozy co sprawiło, że śnieg stawał się teraz lodem. Konie nie radziły sobie ba nim zbyt dobrze, więc musieli ciągle uważać. Ven postanowił, że będą zatrzymywać się tylko, jeśli naprawdę będą do tego zmuszeni.  
Im bardziej zbliżali się do stolicy, tym więcej starych, kamiennych budynków wyłaniało się na horyzoncie. Kiedyś ludzie budowali mieszkania z kamienia, ponieważ w tej części kraju wiatry były tak silne, że domy z drewna były szybko przez nie niszczone. Natomiast kamienne domy były w stanie wytrzymać zdecydowanie więcej. Poza tym dodawały krajobrazowi niesamowity klimat. Ale te domu nie były wcale takie tanie, więc nie uświadczyło się tutaj zbyt wielu chłopów, a jeśli już to tych, którzy pracowali na ziemiach swojego pana. Prawo wprowadzone prze Torenów pozwalało arystokracji na wykupienie dużych połaci ziem i uczynienie mieszkającej tam ludności poddanej sobie. Oczywiście teraz żaden rolnik nie pracował w polu, było na to za zimno. Ludzie oddawali się innym zajęciom ciągle jednak związanymi z pracą.
Tą niekończącą się ciszę przerwał Nate podjeżdżając bliżej Vena.
- Ten widok jest niesamowity… Wiesz, nigdy nie byłem tak daleko od mojego rodzinnego miasteczka.
- Naprawdę? W takim razie masz jeszcze masę rzeczy do zobaczenia.
- Wydaje mi się, czy ty dużo podróżowałeś?
- Zgadza się. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak piękne są wybrzeża Zjednoczonego Królestwa. Wieczorem kiedy słońce zachodzi na horyzoncie masz wrażenie, że zanurza się ono w morzu, a żar jaki się wtedy wydobywa sprawia, że niebo staje się czerwone. Tego widoku nie sposób porównać do czegoś innego… Może kiedyś się tam wybierzemy!
- Mówisz poważnie?! – zapytał podekscytowany Nate – Ale musimy chyba poczekać, aż ta wstrętna zima przeminie.  
- Oczywiście, że mówię poważnie. Zresztą, chyba nie mamy nic lepszego do roboty niż podziwianie zachodów słońca. Ale masz rację, musimy poczekać aż nastanie lato.
- Wiesz… - zaczął niepewnie Nate – Muszę ci coś powiedzieć…
- Oho, brzmi poważnie. Mów więc.
- Widzisz… Musisz wiedzieć, że Grace zginęła przeze mnie…
- Mówiłem ci już żebyś się tym nie zadręczał, zrobiliśmy tyle, ile mogliśmy. Nie dało się jej uratować…
- To nie o to chodzi… Widzisz, oskarżono ją o czary…
- Tak, wiem. Mówże o co ci chodzi.
- Myślę… myślę, że to przeze mnie. Widzisz ja… ja potrafię rozmawiać ze zwierzętami. Czasem przychodzą do mnie, słyszę ich myśli, opowiadają mi o tym co je spotkało, mówią mi czego się boją, jak się czują. Czasem nawet jestem w stanie im rozkazywać. Czasem rozumieją moje myśli, to co do nich mówię i odpowiadają mi… Pewnie myślisz teraz, że zwariowałem.
- Wiesz, odwiedziłem wiele miejsc i widziałem wiele dziwnych obyczajów i spotkałem się z przeróżnymi wierzeniami. Mało jest rzeczy, które mogą mnie zdziwić czy zaskoczyć. A to o czym mówisz – Ven złapał na rękawicę płatek śniegu, a ten jakby ożył i zaczął tańczyć w jego dłoni nie topniejąc przy tym – może okazać się bardziej normalne niż ci się wydaje.
- A więc ty też?! Ty też je rozumiesz?! – zapytał z nadzieją.
- Nie. Ale moje umiejętności i twoje sprowadzają się do tego samego. Jednak najwyraźniej twoje są na tyle silne, że możesz używać ich bez przygotowania i bez wiedzy o tym co robisz. A to oznacza, że musisz być wyjątkowo potężny.
- Ja? Nie żartuj sobie ze mnie. Jaki ze mnie potężny człowiek? Jestem tylko zwykłym chłopcem, który wychował się w małym miasteczku.  
- Widzisz, to gdzie się urodziłeś nie ma żadnego znaczenia. Rodowód, pozycja społeczna, majątek nie mają tu nic do rzeczy. Moc płynie w żyłach każdego z nas. Ale nie każdy może nauczyć się ją kontrolować i z niej korzystać.
- Czy… czy mógłbyś pomóc mi to kontrolować?
- Myślę, że tak. Ale tak jak już powiedziałem twoje umiejętności są zdecydowanie silniejsze od moich, więc nie wiem na ile będę w stanie ci pomóc.  
Jechali tak przez dłuższy czas, jeden obok drugiego. Ven przekazywał Nate wiedzę, którą pozyskał od Mocy. Chciał pokazać jak wygląda to w teorii, ale musiał poczekać do następnego postoju. Chłopak wydawał się wyjątkowo szczęśliwy, że nie jest szaleńcem i to, że rozumie zwierzęta nie czyni z niego człowieka chorego na umyśle. Jednocześnie chciał dowiadywać się coraz więcej o tym co jest w stanie zrobić i jakie są tego koszta.  
Kiedy się zatrzymali Ven zaproponował wszystkim, że razem z Nate rozpalą ognisko. Wykorzystał ten moment aby nauczyć go wzniecać ogień za pomocą myśli. Wedle przypuszczeń młodzieńcowi poszło to zdecydowanie szybciej i sprawniej niż Venowi, mimo iż robił to po raz pierwszy. Kiedy się już posilili Ven urwał z drzewa małą gałąź i wręczył ją Nate. Nakazał mu próbować zwrócić jej życie, tak samo jak zrobiła to Moc. Jemu samemu udało się to dopiero po stu próbach. Mimo to efekt nie był idealny. Nate uznał, że to o co Ven go prosi nie jest możliwe, lecz ten odpowiedział mu, że jeśli dostatecznie dobrze opanuje się korzystanie z magii nie ma rzeczy niemożliwych.  Tak więc Nate ćwiczył cierpliwie i szczerze mówiąc bardzo szybko robił postępy. Tym razem Ven postanowił nie dawać mu żadnych wskazówek, aby efekt końcowy był tylko i wyłącznie wysiłkiem starań młodzieńca.  
Kiedy już wyruszyli w dalszą drogę chłopak ciągle trzymał w dłoni ten patyk. Ven zauważył, że kilka razy podskoczył tylko w dłoni Nate, ale ani liście, ale pąki kwiatów nie pojawiły się na nim. Ale on ciągle się nie poddawał. Mimo, że nie szło to po jego myśli dostosował się do zaleceń Vena i sam chciał dojść do tego jak ma tego dokonać.
Po drodze zatrzymywali się jeszcze kilka razy, w nocy aby przespać się w karczmach i popołudniami, aby odpocząć po wielogodzinnej podróży i napełnić brzuchy ciepłą strawą. Nate ciągle próbował wlać do patyka odrobinę życia. Ten chłopak był naprawdę utalentowany i naprawdę uparty. Z każdą próbą był coraz bliżej swojego celu. Kiedy tak jechali koło siebie, Ven i Nate, Rivian podjechał do nich i dumnym głosem powiedział im wyciągając rękę przed siebie.
- Panowie, wybaczcie że wam przeszkadzam. Chciałem wam tylko coś pokazać, spójrzcie przed siebie. – kiedy obaj postąpili zgodnie z poleceniem starca ich oczom ukazało się ogromne miasto, które swoją wielkością kilkukrotnie przewyższało miasteczko, które opuścili jakiś czas temu zabierając z niego Nate. – Panowie, witajcie w Kamiennym Mieście.

Vilgefortz

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 1329 słów i 7341 znaków, zaktualizował 13 sie 2018.

1 komentarz

 
  • emeryt

    na Drogi Autorze, wspaniałe , zawsze czekam z niecierpliwością  na kolejny odcinek. Tylko ten wyszedł Tobie jakiś króciutki. Może  byś spróbował troszeczkę dłużej pomęczyć się nad kolejnym odcinkiem. Na razie łapka w górę na tak i  pozdrowienia.

    13 sie 2018

  • Vilgefortz

    @emeryt Ależ to nie koniec. Jak zawsze gwiazdka w nawiasie to symbolizuje. :D

    13 sie 2018