Nie tak kolorowo

Powstrzymując się od nieprzyjemnego skrzywienia się, stuknęła dwukrotnie opuszkiem palca w czubek własnego nosa, a obraz prowadzonej właśnie video rozmowy zniknął sprzed jej oczu. Zamrugała kilkakrotnie, by pozbyć się cienia postaci, która pozostała w jej polu widzenia i ze złością pomasowała obolały kark. Niewiele to jednak pomogło – głowa nadal pulsowała jej nieprzyjemnie.
- Dom, podaj mi leki przeciwbólowe o natychmiastowym działaniu – powiedziała głośno, łapiąc za skraj koszulki. Pociągnęła ją lekko, a materiał natychmiast się rozstąpił, choć wcześniej stanowił jedną całość. Tak samo zrobiła z obcisłymi, dresowymi spodniami i koronkową bielizną. – Włącz prysznic. Temperatura wysoka. Dzisiaj truskawkowy szampan – zdecydowała, rozciągając się jeszcze nieco.
- Leków przeciwbólowych brak – usłyszała komunikat. – Prysznic gotowy.
Westchnęła i ruszyła do łazienki, z której dobiegał ją już plusk wody. Gdy tylko przekroczyła próg pomieszczenia, otoczyła ją para i pobudzający zapach szampana i truskawek. Obiecała sobie w duchu, że kupi sobie taki przy najbliższej okazji. I upije się, dając upust złości, która wciąż buzowała jej w żyłach. Weszła pod przyjemnie ciepłe strugi wody, czując niewielkie szczypanie skóry, gdy obmył ją zawarty w niej alkohol. Z westchnieniem ulgi oparła się plecami o nagrzane już płytki i zamknęła oczy.
– Dom, masaż włącz. Muzyka... – zawahała się na moment. – Puść coś ciężkiego.
Po chwili poczuła, jak płytki zaczynają wibrować, a przez szum wody przebiły się pierwsze dźwięki perkusji i charczący głos jednego z jej ulubionych wokalistów sprzed ponad wieku. I choć muzyka ta, przez większość już zapewne zapomniana, opowiadająca o odległych bitwach i dzielnych żołnierzach, dla niej, jako zapalonej historyczki, wciąż była żywa, pełna energii i podnosząca na duchu. Żadna inna tak nie potrafiła, a w szczególności obecna muzyka z syntezatorów. Potrzebowała porządnego kopa, a nie płaczliwych dźwięków zardzewiałej piły. Potrzebowała przynajmniej chwilowego zapomnienia o ostatnich wydarzeniach – o zerwaniu z chłopakiem, którego szczerze kochała, a który okazał się niewarty funta kłaków, ale przede wszystkim o zamknięciu jej projektu na studiach. Projektu, który przez ostatni rok był całym jej życiem, który pochłaniał ją bez reszty i który miał otworzyć jej drzwi do dalszej kariery. A przynajmniej na to właśnie miała nadzieję. Niestety rzeczywistość okazała się brutalna i jej opiekun na roku zdecydował, że jej praca nie ma przyszłości i kazał zlikwidować wszystko. Niestety oznaczało to również, że będzie musiała pożegnać się z uczelnią i niewykluczone, że będzie zmuszona zwrócić pieniądze rodzicom.
Czując ogarniającą ją coraz większą frustrację, wrzasnęła sobie od serca, dając upust przynajmniej części emocji. Pomogło. Niewiele, ale to zawsze jakiś początek. Dobrze, jeszcze nie wszystko stracone, wyniki badań i opisy miała również na swoim komputerze. Praca była jej, nie mogli jej odebrać wszystkiego. Jeśli nie ta uczelnia, to inna. Jeszcze znajdzie dobrego sponsora, który zainteresuje się jej intelektem. Ale póki co, czas na zmiany. Poważne. Skoro jej były twierdził przy rozstaniu, że jest nijaka, miała zamiar to zmienić. Stanęła przed lustrem, na którego powierzchni nie było ani śladu pary i przyjrzała się sobie krytycznie. No dobrze, rzęsy mogłyby być gęstsze, a kolor oczu też już dawno się jej znudził. Miodowy brąz wcale nie był tak seksi na dłuższą metę. Zamknęła oczy i delikatnie pomasowała powieki, skupiając się na kolorze, który chciała uzyskać, a gdy je otworzyła, tęczówki były jasne i błyszczące niemal oślepiającym srebrem. Uśmiechnęła się zadowolona i ostrożnie pstryknęła w górne rzęsy. Te niemal natychmiast podwoiły swoją objętość, a gdy mocno zacisnęła usta, wargi nabrały karminowego koloru. No dobrze, została jeszcze ogólna sylwetka. Co prawda nie przepadała za drastycznymi zmianami, jakie oferowała obecna technologia molekularna, ale czasami trzeba było iść na kompromis. A że zawsze chciała móc poszczycić się ładnym, dużym biustem... Cóż, już po chwili zwiększył się o dwa rozmiary, gdy nacisnęła odpowiednie fragmenty na swej klatce piersiowej. Jeszcze tylko włosy, które z miedzianorudych zmieniła na kruczoczarne z fioletowymi refleksami i była gotowa na podbój świata. A przynajmniej na wyjście do galerii handlowej. Co prawda oczywiście mogła zrobić zakupy, nie ruszając się z kanapy, a i tak wybrałaby dokładnie rozmiar i sprawdziła, jak wygląda w interesującym ją ciuchu, ale uznała, że takie wyjście dobrze jej zrobi. Przynajmniej może choć na chwilę przestanie myśleć o dręczących ją problemach.
Starannie dobrała strój na panelu przed lustrem i już po kilku chwilach, dzięki obecnej w każdym aspekcie życia nanotechnologii, miała już na sobie koszulkę z logo ulubionego zespołu, podarte, krótkie spodenki i wysokie, wojskowe buty, które wprost uwielbiała. Jeszcze szybki makijaż, który wykonała sama i po chwili wezwała już taksówkę. W tym celu stanęła przy niewielkiej skrzynce przed domem, wybrała cel podróży i szybkość, z jaką chciała podróżować. W ciągu kilku minut z nieba opadła tuż przed nią kulista taksówka. Wsiadła i natychmiast odchyliła oparcie do pozycji leżącej. Autolot bezdźwięcznie uniósł się w powietrze i popłynęli ku największej galerii handlowej w mieście. Joanna nigdy nie potrafiła zrozumieć, jak ludzie kiedyś potrafili podróżować w tym hałasie, jaki wydawały samochody i inne pojazdy mechaniczne. Teraz, włącznie z samolotami, wszystko poruszało się na wodór i energię słoneczną, a jedynym zachowanym środkiem transportu popularnym w dwudziestym pierwszym wieku, były motocykle. Obecnie niebywale drogie w utrzymaniu i stać było na nie naprawdę nielicznych. Ona sama należała do niewielkiej grupy fascynatów. Wiedziała jednak, że nigdy nie będzie mogła pozwolić sobie na tego typu fanaberię.

Dojechawszy na miejsce, tuż przed wejściem do galerii spotkała przyjaciółkę, która wraz z pokaźną grupą nieznanych im ludzi, najwyraźniej na coś czekała.
- Kayleigh! – krzyknęła blondynka, widząc zbliżającą się od strony parkingu przyjaciółkę. – Chodź szybko! Zaraz się zacznie!
- Cześć, Leila – powitała ją, całując delikatnie w policzek. – A co konkretnie się zacznie?
- Występ Fomorian Faith! Nie mogę tego przegapić.
- Są tutaj? – zainteresowała się Kayleigh, ale nie wykazała przy tym większego entuzjazmu.
- Oczywiście, że nie, głuptasie. – Leila zachichotała rozbawiona. – To będzie występ hologramowy.
- Nuda. Idę, będę u Jeoffrey’a, gdybyś mnie szukała. Zamówię nam coś dobrego. Chcesz?
- Nie, dzięki... Spotkamy się tam za piętnaście minut.
- Piętnaście? To ile piosenek wykonają? Jedną?
- Podobno dwie. Ale czad!
- Do zobaczenia za chwilę – Kayleigh przerwała jej, nim przyjaciółka zdążyła się nieco zbyt entuzjastycznie rozkręcić i przepychając się między zgromadzonymi ludźmi, weszła do środka. Ruchomym chodnikiem w kilka chwil dostała się w pobliże ulubionej kafejki. Nie było tłoku, więc bez problemu znalazła najlepsze miejsce. Sięgnęła po tablet i zaczęła przeglądać menu. Była wciąż jeszcze w tak podłym nastroju, że dosłownie miała ochotę na wszystko. W końcu jednak wybrała trzy najbardziej interesujące ją pozycje i nim w pełni zautomatyzowana kuchnia uporała się z jej zamówieniem, do stolika dotarła Leila. Nie wyglądała na zadowoloną. Miała najbardziej ponurą minę, jaką przyjaciółka widziała u niej od lat.
- Było aż tak kiepsko? – zagadnęła ją czarnowłosa, gdy blondynka wzięła się za sprawdzanie menu.
- Daj spokój! – prychnęła tamta. – Hologram był kompletnie nieruchomy, dźwięk z głośników, trzeszczący, cichy, na dodatek mam wrażenie, że tylko puścili ich kawałek z taśmy... No i to była ich najsłabsza piosenka, której szczerze nie znoszę. Kompletna strata czasu. Przynajmniej tyle dobrze, że występ był darmowy.
- Szkoda. Będziesz ich dalej słuchać?
- Jeszcze nie wiem. Ale jak widzę, ty też masz raczej kiepski humor. O co chodzi?
- Zamknięto mój projekt na uczelni i wydalono z niej – wyjawiła przybita Kayleigh — Teraz będę musiała poszukać albo naprawdę dobrze płatnej pracy, albo innej uczelni.
- Rozumiem. Życie jest do bani. Chciałabym żyć w innym świecie. Albo przynajmniej innym czasie.
- Sto lat temu – Kayleigh kiwnęła głową ze zrozumieniem. – Koniec dwudziestego drugiego wieku wcale nie jest taki kolorowy.
- Masz rację... Ale dlaczego akurat dwudziesty pierwszy wiek? Czemu nie początek dwudziestego drugiego? Albo w ogóle wcześniej, na przykład osiemnasty? – zainteresowała się szczerze Leila.
- A czytałaś, jak wtedy było? W osiemnastym wieku? Nie miałyśmy żadnych praw, mężczyźni byli panami świata...
- Wciąż nimi są – przypomniała jej blondynka z wrednym uśmiechem, ale przyjaciółka zbyła ją tylko machnięciem ręki.
- Są, ale wtedy było gorzej. I te peruki. Nie, zdecydowanie wolę dwudziesty pierwszy. A dlaczego? Bo to ciekawy okres. Nowoczesny, ale mam wrażenie, że wciąż możemy się z niego wiele nauczyć. Teraz niemal wszystko mamy na wyciągnięcie ręki, prawda? Nawet urodę. Wtedy ludzie jeszcze o nią dbali, zmieniali kosmetykami, a nie nanotechnologią... Poza tym chciałabym spotkać muzyków z tamtych lat. Prawdziwych, nie hologramy, Li...
- Błagam, nie przypominaj mi o tej porażce... Dalej jestem wściekła – blondynka pogroziła jej widelczykiem do ciasta. Mimo wszelakiej zaawansowanej technologii jedzenie wciąż stanowiło element nie do zmienienia. Tabletki jedzeniowe, które stały się hitem na początku tego wieku, szybko odeszły w zapomnienie, gdy do ludzi dotarło, jak mało ważnych składników dostarczają. Zastrzyki też się nie sprawdziły i królowały na rynku jeszcze krócej niż tabletki. Nikomu nie przypadło do gustu kilkurazowe nakłuwanie się w brzuch, w celu zjedzenia posiłku. Celebryci przecież nie mogli pozwolić sobie na nieestetyczny wygląd. W połowie wieku wrócono do standardowego jedzenia, z czego najbardziej ucieszyły się starsze pokolenia.
- O czym tak intensywnie myślisz? – zagadnęła ją Leila, gdy przesuwały się wolno na ruchomych chodnikach kolejnymi korytarzami galerii, a między nimi zapadła nieco niezręczna cisza.
- Wybacz – Kayleigh uśmiechnęła się do niej przepraszająco. – Myślałam o swoim projekcie. I zastanawiam się, dlaczego tak naprawdę uznano, że nie ma przyszłości... Przecież podróże w czasie, nawet jeśli to tylko pomysł, są warte zainwestowania w nie. Moje badania nie były niedopracowane.
- Oczywiście, pamiętam, ile nad nimi ślęczałaś... Myślisz, że ktoś zrobił to specjalnie?
- Nie wiem, ale zrobię wszystko, by się tego dowiedzieć.
Gdy zeszły z chodnika w stronę ekskluzywnego sklepu odzieżowego, do którego zaglądały zawsze, gdy miały zły humor, w celu poprawy nastroju, ich drogę zastąpił im patrol policji. Kilka metrów dalej dostrzegły kilku żołnierzy. Ludzie spoglądali na mundurowych z lekkim przestrachem i omijali ich szerokim łukiem. Dziewczyny również przystanęły zaniepokojone.
- Pani Kayleigh Hara? – zapytał jeden z funkcjonariuszy, patrząc uważnie na brunetkę.- Proszę, pójdzie pani z nami... Na wszystkie pani pytania uzyska pani odpowiedzi w swoim czasie. Koleżance dziękujemy.
- Odezwę się do ciebie później – zdecydowała Kayleigh, ściskając przyjaciółkę na pożegnanie. – Nic mi nie będzie – uśmiechnęła się jeszcze nieco niepewnie i odeszła wraz z policjantami, do których wkrótce dołączyła czwórka żołnierzy.
Godzinę lotu samolotem później, doznała szoku. W ogromnym hangarze stała kopuła – jej projekt, którym zainteresowało się wojsko. Ukończona i gotowa do użycia. Pozwolono jej ją włączyć i być tą, która jako pierwsza wykona skok. Niewiele myśląc, wbiła dokładną datę i miejsce docelowe na panelu kontrolnym. Weszła do środka. Pierścienie zaczęły się obracać. Zamknęła oczy. W chwilę później ogłuszyły ją krzyki dziesiątek tysięcy gardeł. Otworzyła oczy. Stała w pierwszym rzędzie pod sceną, na którą właśnie wbiegał jej ukochany zespół. A więc się udało. Była tam. W dwudziestym pierwszym wieku...


***

Tekst na konkurs "Magia Futura". Wstawiam po wynikach ;⁠)

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i science fiction, użyła 2215 słów i 12820 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto