Miecz i zmora cz. 1

Miecz i zmora cz. 1-mówiłem, że łajza z niego- powiedział jeden z mężczyzn zgromadzonych na dworze za karczmą.  
-Niech ktoś się nim zajmie, bo wygląda jak ciepłe gówno- dorzucił drugi. Właśnie skończyła się walka pomiędzy młodym, czarnowłosym chłopakiem, a starszym, barczystym mężczyzną o siwych, tłustych włosach i zaniedbaną brodą. Pojedynek odbył się na drewniane miecze. Zasady polegały na tym, aby tak stłuc przeciwnika, by ten nie mógł wstać. Młody szatyn leżał posiniaczony na trawie. Wokół zebrało się kilkunastu mężczyzn, którzy akurat przebywali w karczmie.
-hola gospodarzu! Dajcie tu jaki kompres dla tego chłopaczyny, bo w siniakach cały!- huknął przez drzwi frontowe jeden z gapiów
-wała! Nie dość, że ci hultaje rozbili mi kufel, to jeszcze mam zbierać z podłogi jednego. Myślałby kto!- warknął karczmarz z wnętrza izby.
-zlitujcie że się panie miły! Jego Stan kiepski!- gospodarz zaklął pod nosem prawdopodobnie zły na siebie i swoją dobrotliwość, bo Zaraz posłał po swoją żonę, która przygotowała zimny kompres dla poobijanego biedaka
-aleś go zlał Mukslig. Mogłeś go trochę oszczędzić- rzekł siedzący na beczce łysy mężczyzna z fajką w ustach
-sam się prosił. Nie lubię takich chojraków jak on- odparł grubym głosem barczysty mąż. Drzwi frontowe otworzyły się i przeszła przez nie starsza kobieta w fartuchu niosąc wiadro wody i szmatę.  
Wtem panowie odwrócili głowy, usłyszawszy dźwięk tętentu kopyt. Pomiędzy budynkiem karczmy a jakąś stodołą przemknął biały, piękny rumak z jeźdźcem na grzbiecie.
- a Niech mnie! Piękny koń- rzekł Mukslig
-pewno jakiś wielmożen do Chmielownicy przyjechał.- zaciekawieni panowie ruszyli się z miejsc I weszli z powrotem do tłocznej gospody. W środku roiło się Od przejezdnych wieśniaków I handlarzy. Wszyscy jedli, pili I rozmawiali. Drzwi do karczmy otworzyły się. Stał w nich niewysoki, chudy młodzieniec w podróżnej pelerynie nałożonej na ciemnozielony, skórzany kaftanik, przepięty pasem u którego zwisał miecz. Mukslig zaciekawiony przybyszem podszedł do niego.
-kimżeś ty jest?- spytał opierając się o ścianę. Przybysz zdjął kaptur. Miał długie, blond włosy I raczej delikatną urodę. Gładką twarz zdobiły jasnoniebieskie oczy.
-Jonas Hart. Syn Vagana- przedstawił się młodzieniec
-a Niech mnie diabli. Syn naszego lorda we wsi. Hyżo jakiś trunek gospodarzu!- na Jonasa Harta Wtem zwróciło się parę zaciekawionych oczu
-usiądźmy- zaproponował młody lord, po czym obaj usiedli przy wolnym stole w rogu, gdzie nie było tak gęsto Od dymu fajkowego ziela. Po chwili gospodarz podał dwa, pieniące się kufle.  
-cóż porabiacie w Chmielownicy paniczu?- spytał Mukslig zaciekawiony, biorąc łyk złocistego piwa.
-Ojciec wysłał mnie do Rybiego Grodu. Mam spisać raport o sytuacji gospodarczej, przestępczości, spis mieszkańców I takie tam..- odparł Jonas
-Ja na takich rzeczach to się nie znam. Prosty chłop jestem. Ale dziwota, żeście z traktu zeszli na Chmielownicę się zatrzymać a nie na Wiśniołkę. Tamto po drodze bardziej.- rzekł stary drapiąc się po siwym zaroście
-prywatne sprawy, mnie tu ściągnęły, stare wspomnienia- odpowiedział Jonas łykając piwa
-a o tym Rybim Grodzie to złe historie teraz krążą. Ludziska powiadają, że w wieży starej to zmora jakaś siedzi I baby straszy.
-zmora?- zdziwił się Jonas
-a no. Ta stara latarnia morska, to tera ponoć zamieszkana przez licho jakieś- Mukslig wyciągnął drewnianą fajkę i nabił do niej trochę ziela.
-zaskoczony jestem. Popytam ludzi, gdy do miasteczka dojadę- z ust starego wyleciał siwy dym, po czym rozpłynął się w powietrzu. Wtem do karczmy wszedł poobijany, czarnowłosy młodzieniec, który wcześniej leżał przed karczmą.  
-to ten gówniarz, com go poobijał kijem w walce- rzucił Mukslig. Jonas popatrzył na niego spodełba
- To Gama. Mój stary znajomy- odparł
-łaski paniczu! Ja nie wiedziałem! Tak to.. to bym go za cholerę nie tknął. Nie karzcie mnie!- rzucił spanikowany starzec kręcąc głową.
-niepotrzebnie się sromasz dobry człowieku. On taki jest- odparł Jonas, po czym wstał I podszedł do posiniaczonego młodzieńca. Ten siedział właśnie na ławce przy ścianie gospody.
-Znowu wpakowałeś się w kłopoty? Kiedy ostatnim razem cię widziałem, to nie było z tobą wesoło..- zagadnął spoglądając z politowaniem.
-ty nie wiesz co to znaczy pakować się w kłopoty, prawda Jonasie?-odparł ten drugi, po czym wstał I uściskał przyjaciela-To już ze dwa lata mija, odkąd byłeś w Chmielownicy. Co słychać w wielkim świecie?  
- właściwie to nie wiem. Spokój w całym kraju. Północ przeżywa kryzys. Plony były słabe.
-Dobra dobra. Ja się nie znam na takich pierdołach. Co u Kim?
-Ee..-żachnął się Jonas- raczej dobrze. Ojciec I matka dalej zdają się Jej nie akceptować. A przecież jest dla mnie, Danna I Diany jak siostra. Znamy ją odkąd pamiętamy.
-nie ma co się dziwić. Twoi rodzice noszą nazwisko Hart. Najbogatszego rodu na Północy. Nie podzielą się nim z kimś, kogo znaleźli szesnaście lat temu na ulicy.- zapadło dość długie milczenie w gospodzie przerywane tylko stukaniem łyżek I kufli.

Rozległ się trzask drzwi, gdy tego samego dnia wieczorem, do pustego pokoju wyłożonego sianem wszedł Gama. W środku wyłożył się wygodnie Jonas. Pomieszczenie oświetlał płomień świecy, rzucając lekki blask na drewniany pokój.  
-gdzie byłeś?- spytał Jonas
- u Kiry. Pomagałem Jej w praniu- na dźwięk tego imienia w powietrzu zawisła niezręczna atmosfera. Kira była siostrą Gamy, która ongiś rozwinęła romantyczną więź z Jonasem. Pamiętał to dobrze. Wrócił myślami do tego dnia, gdy ostatnim razem zawitał do Chmielnicy. Wtedy się poznali. Chudy I niski blondyn I piękna dziewczyna z czarnymi jak smoła włosami I oczami koloru ciemnego złota. Czy to miłość? Na to pytanie Jonas szukał odpowiedzi Od dawna. Myśl o pięknej szatynce napawała ostrą nutą wyrzutów sumienia. Wielu spytałoby dlaczego. Byłoby to dziwne gdyby nie to, że miał już jedną wybrankę. Wspaniała Natalie. Córka Lorda Gregora z rodu Blackwater, który zamieszkiwał odległe miasto Port Kina. Stolicę wschodniego wybrzeża kraju. Piękna Natalie o kasztanowych włosach.
-aleś się zamyślił. Namieszała ci w głowie co?- rzekł Gama wyrywając towarzysza z zadumy
-Aaa nie wiem. Sądzę że przyjazd tu był błędem. Jutro ruszam do Rybiego Grodu.- odparł Jonas.
- aaah już rozumiem. Jesteś niezdecydowany. Albo dzika szatynka ze wsi, albo bogata dama! A ciebie gryzą wyrzuty sumienia. Boisz się, że twoje uczucie do jednej lub drugiej panny zgaśnie. Jesteś rozdarty.
-bredzisz- przerwał Jonas
-Wcale nie mój drogi wydaje mi się, że próbujesz szukać winy w obu dziewczynach. że to one są wszystkiemu winne a prawda jest o wiele prostsza
-próbujesz mnie rozgryźć, ale z kiepskim skutkiem- powiedział Jonas, chodź wiedział, że Gama trafił w czuły punkt
-myślisz się. Znam cię na tyle, by cię zdefiniować. Jesteś kochliwym romantykiem, który chciałby zabłysnąć w oczach ojca Lorda. Nie ma w tym nic skomplikowanego.- nagle Jonas poczuł się niesłychanie głupio. Gama rozgryzł go I przed obliczem prawdy, Sam nie chciał się do niej przyznać.
-koniec o tym...- odparł spiętym głosem.
- a więc wybierasz się do Rybiego Grodu- rzekł Gama- zatem możemy zabrać się z tobą. Ja I Kira. Musimy odwiedzić tamtejszy jarmark- tego Jonas obawiał się najbardziej. Do Grodu był prawie dzień drogi. Cały ten czas będzie musiał spędzić w towarzystwie Kiry.

hejszyszki

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 1359 słów i 7743 znaków, zaktualizował 8 kwi 2016.

2 komentarze

 
  • wjałany

    Bardzo dobre

    27 kwi 2016

  • anonim..gal

    przepiękna dziewczyna na obrazku!

    6 kwi 2016