Są takie dni, kiedy lepiej nie podejmować ważnych decyzji. Możecie mi wierzyć lub nie, ale jak zarazy wystrzegam się piątku, trzynastego. I nie przekonają mnie stada matematyków z ich dowodami ani nawet Kasia Sobczyk, która dowodzi, że trzynastego nawet w grudniu jest wiosna. Nad moim łóżkiem wisi długa lista wszystkich nieszczęść, które albo zdarzyły się w ten feralny dzień, albo miały miejsce co prawda później, ale były konsekwencjami trzynastopiątkowych decyzji. Cytuję in extenso.
1. W wieku czterech lat - dostałem lanie w dupę od ojca
2. W wieku siedmiu lat - rzuciła mnie pierwsza dziewczyna
3. W wieku ośmiu lat - nie udało mi się podstawić nogi koledze
4. W wieku dwunastu lat - okazało się, że była to ostatnia dziewczyna na dłuższy czas, właśnie trzynastego w piątek odkryłem, że mnie dziewczyny nie interesują
5. W wieku trzynastu lat - zapisałem się na niemiecki. Do dziś mówię po niemiecku jak francuski szpieg
6. W wieku piętnastu lat - przegrałem olimpiadę matematyczną. Jedno z zadań brzmiało: Udowodnij, że nie ma takiego roku, w którym trzynastego co najmniej raz nie przypadłoby w piątek. Mnie się udało udowodnić coś dokładnie odwrotnego
7. W wieku siedemnastu lat - uciekł mi kot
8. Również w wieku siedemnastu lat, tym razem w październiku - zgubiłem komórkę
9. W wieku dziewiętnastu lat - zgubiłem ściągi na maturę
10. Tego samego dnia - dowiedziałem się, że oblałem maturę z polskiego
11. W wieku dwudziestu lat - padł mi dysk z trzema gigabajtami porno
12. W wieku 21 lat okazało się, że dziewczyny jednak mnie interesują, zwłaszcza jedna. Niestety, ja jej nie interesowałem.
13. Rok temu - aby wkurzyć szefa, rzuciłem mu na biurko podanie o zwolnienie. Zwolnił mnie.
Czy jeszcze coś trzeba tłumaczyć? Dlatego - w miarę możliwości tego dnia nie wychodzę z domu, nie odpowiadam na SMS-y, nie podejmuję decyzji - nawet zakupy robię dwunastego, w czwartek. Tak jak wczoraj. A dzisiaj leżę sobie, oglądam telewizję, popijam piwo. I oczywiście sobie marzę. Zwłaszcza o Monice. Poznałem ją jakieś pół roku temu przez neta na jakiejś aplikacji do szybkiego seksu i szybko przypadliśmy sobie do gustu i to nie tylko w łóżku. To zastanawiające, jak naokoło muszą poznawać się ludzie mieszkający na tym samym osiedlu. A Monika mieszkała trzy bloki dalej. Nie minęły dwa miesiące i dotarło do mnie, że jestem zakochany. Monika zaś wykazywała ruchliwość słonicy (nie, nie tam). Trudno było ją rozgryźć, czy coś do mnie czuje czy tylko służę jej do rozładowania napięcia seksualnego. A to, przyznam, miała spore.
Z błogiego letargu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Na progu stała Monika, rozanielona jakby wygrała w totka. Od słowa do słowa i to co powinno być w odpowiednim miejscu, tam się znalazło. Ale nie było tak jak zwykle. To, co zwykle było dobrym, aż nieco mechanicznym seksem, dziś przybrało postać czułej gry miłosnej. Monika wykazywała inicjatywę, której dotychczas na próżno od niej oczekiwałem. Była troskliwa, opiekuńcza. Gdy już nasyceni, siedzieliśmy z kieliszkiem wina w ręce, usłyszałem to, o czym marzyłem od pierwszego spotkania.
– Kocham cię. Będziemy razem?
I w tym momencie mój wzrok padł na kalendarz, a później tę cholerną listę nad łóżkiem. Zrobiło mi się gorąco. Długo biłem się z myślami. W końcu, oszołomiony i seksem, i alkoholem, i nerwami odparłem.
- Mogę ci odpowiedzieć jutro?
1 komentarz
wram
Nie zastanawiaj się - Kochaj ją.