Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Przygody Jasia i Małgosi - Olbrzym na Górze cz.5

Ta część będzie dłuższa niż wcześniejsze, ostrzegam o tym na wstępie. Mam napisane inne materiały Przygód Jasia i Małgosi, choć muszę się na razie zastanowić nad ich publikacją
***
Następnego wieczoru na rynku zgromadziła się cała ludność miasteczka. Byli tam rzemieślnicy z dłońmi zrogowaciałymi od ich ciężkiej pracy, kupcy w ich bogatych szatach jak i gospodynie domowe ze zwyczajowymi wyrazami zamartwienia na twarzach. Spodziewali się zobaczyć upokorzenie potwora który tak długo ich prześladował i niszczył podstawy ich utrzymania. Tuż przed mieszkańcami była umiejscowiony wielki podest z wnętrzem zakrytym kurtyną.  Ci którzy na niego spoglądali mogli zobaczyć swojego może nie ukochanego ale na pewno dobrze znanego Wójta Wójtowicza, jego młodego pomocnika oraz trójkę dzieci o czarnych włosach i szaroniebieskich oczach.  Większość mieszczan nie miała pojęcia kim te dzieci są. Słyszeli jednak wieści o ich niezwykłym przybyciu do miasta i o tym że podobno to właśnie one ujarzmiły niecnego olbrzyma. Kiedy zegar wybił godzinę 8 po południu z podestu dobiegły odgłosy wzywające do ciszy a następnie Wójt Wójtowicz ze swoim majestatycznym brzuchem wyszedł i oznajmił że olbrzym siedzi właśnie za tą kurtyną.

- A siedzi on tutaj dzięki zasługom tych oto dzieciom - stwierdził Sołtys pokazując na rodzeństwo.  
- Małgosi, Jasia i Kasi.  
Rodzeństwo się ukłoniło a mieszczanie odpowiedzieli na to pochwalnymi wiwatami. Sołtys tymczasem oddał głos dzieciom.
- Chcielibyśmy podziękować za pomoc waszemu Sołtysowi. Bez niego nie mielibyśmy żadnych szans w starciu - zaczął Jasio ze sztucznym uśmiechem na twarzy
- Oczywiście. Może to by go bezpośrednio złapaliśmy ale gdyby nie rzeczy które nam dał nigdy by się to nam nie udało - ciągnęła Małgosia z jeszcze sztuczniejszym
. - Jest wielki, wielki - wykrzyknęła Kasia. Dzieci bowiem umówiły się z Wójtem, że przedstawią poddanie się Olbrzyma jako jego zasługę w zamian za pomoc w powrocie do domu. Uwaga tłumu skierowała się na Wójta którego wielka, rumiana twarz omal nie pękła z dumy.  
- A teraz… czas na olbrzyma! - powiedziała Małgosia rozpościerając do góry kurtynę.
Oczom widzów ukazała się wielka, włochata postać przypominająca człowieka. Jego ręce, twarz i  nogi były jednak bardziej kosmate to znaczy większe i miały wyraźniej zaznaczone kształty. Co jednak było najważniejsze postać nie była niczym związana. Była wolna i stała trzymając kartkę papieru w ręku. W tłumie zabrzmiał zatem odgłos przestrachu.

-Spokojnie nie macie się co martwić. Nie zaatakuje was. - powiedział Pomocnik
- Przecież nie miał problemu to robić z naszymi krowami! - wykrzyknął mężczyzna z tłumu.  
- Tak ale to było kiedyś. Olbrzym bowiem zgodził się nam poddać pod warunkiem że spróbujecie się z nim pogodzić. Cały, zebrany tłum nagle zamilkł. Nie z radości jednak a z gniewu. Kiedy wybuchli ich odgłosy mogłyby obudzić całe cmentarze umarłych.  
- Zdrada! - Jak można było na to pozwolić!- krzyczeli zgromadzeni  
- Lwom im na pożarcie!- wykrzykiwał mężczyzna który wypowiedział się wcześniej  
- Przecież w okolicy już nie ma żadnych lwów- ktoś mu odpowiedział  
- No to wilkom! Niech wilki ich zjedzą! -tłum kontynuował swoje propozycje.
- Proszę, ludziska, uspokójcie się! - wykrzyknął Pomocnik do tłumu.  
     - Olbrzym poddał się za obietnicę porozumienia z nami. Od tej pory nie będziemy dla siebie wrogami, będziemy współpracować a Olbrzym zadośćuczyni nam krzywdy w przewidziany porozumieniem sposób. Oczywiście przeprosi za swoje czyny, co zaraz nastąpi.
     Tłum zamilkł ponownie, tym razem w zaciekawieniu. Czyżby to naprawdę miało się stać? Czyżby ich krzywdy miały zostać dzisiaj zakończone tak drobny i zacnym sposobem?
     Olbrzym uniósł kawałek kartki swoimi wielkimi, włochatymi dłońmi i zaczął czytać zawarty na niej tekst:
     - Drodzy i szlachetni mieszczanie, dostojni panowie i piękne panie. Przez lata niszczyłem wasze zasiewy, porywałem wasze krowy i straszyłem was gdy przechodziliście nocą. Chciałbym jednak abyście poznali przyczyny tego zachowania. Jestem sierotą, wypędzoną z domu przez wojnę, która musiała odnaleźć się w nieznjom…niezjano…
     - Nieznajomym - szepnęła głośno Małgosia
     - Nieznajomym miejscu o tak! Zostałem źle potrakato…potrkato…
     - Potraktowany - dołączył się Jasio
     - Tak, potrakotowany przez los i chciałem aby z innymi było tak samo. Ale te cudne dzieci wytłumaczyły mi mój błąd. Chciałbym wam zatem powiedzieć, że tego żałuję  
     Tłum skupił się w oczekiwaniu na ostatnie słowa. Niektórzy ściskali się za palce, inni patrzyli jak najszerzej i najwyżej na twarz Olbrzyma

- i was za to przep..przepra…przeprawiam. - dokończył Olbrzym
- Co takiego u diabła robisz!? - wykrzyczał mężczyzna z tłumu
- Przeprawiam was przez rzekę wstydu! Za to że zniszczyliście moje warzywka! W tłumie ponownie rozległy się odgłosy gniewu.
- A ty zabiłeś nasze krowy! Łaciate, niełaciate, cielaki, niecielaki, mleczne, niemleczne! Nie miało dla ciebie znaczenia jakie były! - oburzyła się pulchna gospodyni domowa
Małgosia podbiegła do olbrzyma i wdrapała mu się na ramię
- Olbrzymie co ty robisz nie taka była przecież nasza umowa!  
- Może, ale jakie to ma teraz znaczenie? Oni nie chcą przeprosić to dlaczego ja mam ich przeprosić?  
-Ale olbrzymie, nie odpowiada się na zło złem. Jak ich przeprosisz na pewno to sprawi że lepiej będą o tobie myśleć.  
     - Nic mnie to obchodzi! - wykrzyczał Olbrzym opluwając dzieci i tłum swoją śliną
     Rzucił kartkę i skierował się prosto przed tłum
     - Przeklinam was i całe to przeklęte miasto! - wyryczał prosto na tłum
     - A my przeklinamy ciebie! - odryczał tłum
     I zaczęli się kłócić i przekrzykiwać
     - Uspokójcie się! Uspokójcie się! - krzyczał Wójt do tłumu
     Ale nikt go nie słuchał. Tłum zaczął rzucać butelkami i kamieniami w olbrzyma, ten im odpowiedział na to gniewnymi okrzykami i rzucaniem elementu podestu. Zrezygnowany Wójt usiadł w kącie, włożył palec do buzi i zaczął się kiwać tam i z powrotem. Jego pomocnik krążył po scenie, nie wiedząc co robić. A dzieci patrzyły się na to zrozpaczone
     - - Ech, było już tak dobrze - stwierdził Jasio zakrywając twarz rękami  
- Może zmienią zdanie? - wyszczebiotała Małgosia
     - Widziałeś ich twarze na końcu przemówienia? Prawie się do niego przekonali!
     - Ech oby ale w tym przypadku pomogłaby nam chyba tylko deus ex machina. - powiedział Jasio
- Co to takiego ta deus ex machina? -odparła zasmucona Małgosia  
- To niespodziewana i nieoczekiwana postać która pojawia się aby przynieść szczęśliwe zakończenie historii. Ale my niestety nie możemy na nią liczyć. Kasia spuściła głowę wraz z resztą rodzeństwa. Kiedy ją odwróciła do góry na jej twarzy wykwitł wyraz strachu a jej ręka skierowała się w górę.
- Co się dzieje Kasiu -odpowiedziała zaniepokojona Małgosia podchodząc do niej  
- Smok! To smok! - wykrzyknęła przestraszona dziewczynka.
- Co ty mówisz dziecko? - stwierdził Jasio ale kiedy odwrócił głowę wykrzyknął
- Masz rację! To rzeczywiście smok!  
- Smok! Patrzcie się! Smok nadleciał!  
Nadbiegły odgłosy z tłumu. Zielonoskóry potwór otworzył paszczę i wyzionął falę siarczystego ognia. Podpaliła ona kilka domów rozpoczynając pożar w mieście. Wójt spojrzał w górę i  zaczął krzyczeć w wniebogłosy
- Smook!!!Smoook!!!! One istnieją!!!!Naprawdę istnieją!!!

Olbrzym przestał rzucać kawałkami podestu. Uspokoił się i podszedł do dzieci, oznajmiając im, że słyszał legendy o smokach ale dopiero teraz pierwszy raz zobaczył je na żywo. Tymczasem latający potwór wyrzucił z siebie kolejną falę ognia która podpaliła kolejne domy jak i spódnice kilku kobiet które odbiegły w podskokach. Ogień ogarnął prawie całą wschodnią część miasta zostawiając jego zachodnią część i mury obronne z katapultą nietknięte. No właśnie, katapultą.  Jasio wykrzyknął w wyrazie zdziwionego zrozumienia.  
- No tak katapultą. Olbrzymie chciałbyś jej użyć?  
- Jasiu co takiego masz na myśli - stwierdziła Małgosia.
- Pamiętasz co zrobiliśmy w jaskini? Można tego użyć w ten sam sposób. Tylko my sami tego nie będziemy tego w stanie powtórzyć.  
Dziewczyna wzięła za rękę olbrzyma i podbiegła z nim do Wójta.
-Wójcie, wójcie! - krzyknęła szarpiąc go za ramię.  
- Przecież wiem jak się nazywam, nie musisz mi tego powtarzać - odparł  mężczyzna z łzami na twarzy i oślinionym i ogryzionym kciukiem
- Nie o to chodzi -odparła dziewczynka
-Wiemy jak można pokonać smoka. Tylko musicie w tym celu połączyć siły wasze i olbrzyma!  
- Niby jak? -zapytał Pomocnik, któremu udało się jakoś opanować
- Katapultą! - wykrzyknął Jasio
     - Tą na murach! Olbrzym umieści tam kamienie a mieszczanie będą ją naciągać swoimi siłami. Tym sposobem strącimy smoka z nieba! - wyjaśnił chłopak
- To się bierzcie do roboty!Jak smok mi spali to miasto nie będę miał czym rządzić! - wychlipiał Wójt

Zebrał siły, biegł z podestu i razem z Pomocnikiem zaczął zbierać mieszkańców do obsługi katapulty. Smok tymczasem krążył w powietrzu jakby zbierając siły. Sołtys zebrał wokół siebie kilkunastu mężczyzn po czym wraz z olbrzymem udali się pod katapultę. Mężczyźni zaczęli ją przepychać z dołu, a olbrzym z góry. Szło im to opornie ponieważ olbrzym musiał uważać aby nie zgnieść mężczyzn swoimi wielkimi, cuchnącymi stopami. Kiedy przepchali ją na miejsce smok zaczął kręcić w powietrzu kółka stopniowo zbliżając się w jej kierunku jakby wyczuwając zagrożenie. Mężczyźni ściągnęli liny z wielkiego pomnika na środku placu który następnie olbrzym wyrwał z podstawy. Ułożył go na łyżce katapulty po czym mężczyźni całą siłą swoich mięśni wystrzelili pocisk w górę. Smok nie zamierzał pozostać bierny i wystrzelił z siebie strumień ognia. Ten trafił prosto w ramię olbrzyma który zatoczył się do tyłu i z krzykiem upadł na domki w zachodniej części miasta. Smok podzielił jego los po tym jak pocisk trafił prosto w jego brzuch przebijając go i wyrzucając na miasto olbrzymie ilości mięsa. Dzieci wraz z mieszkańcami podbiegli do gada, smoki bowiem do nich należały.  
- Już po nim - stwierdziła Małgosia patrząc na nieokazującego ani  śladu ruchu stwora.
- Po mnie też zaraz nie będzie jak mi nie pomożecie! - ryknął olbrzym.
- Rzeczywiście, zróbcie coś z ogniem na jego ramieniu! - krzyknął Pomocnik. Mieszkańcy podbiegli do studni i zaczęli pobierać z niej wodę którą następnie wylewali na ramię olbrzyma. Po kilku takich sesjach pożar olbrzyma został ugaszony.
- Uch, nie wiem jak wam dziękować - stwierdził stwór
- My też nie wiemy olbrzymie - stwierdził Wójt w imieniu całego miasta.  
Jego twarz była uśmiechnięta i istotnie zmienił on nastawienie do stwora. Jego chęć porozumienia nie była już zatem fałszywa czyli niezgodna z jego prawdziwym nastawieniem a jak najbardziej szczera i prawdziwa.

- Gdyby nie nasza współpraca całe to miasto byłoby spalone.
- Owszem jestem dumny z tego że tak wam pomogłem - odpowiedział olbrzym też się uśmiechając
- I przepraszam was za to że zabijałem wam krowy.  
Tłum westchnął, Wójt i Pomocnik westchnęli, a  dzieci westchnęły najbardziej  
Ich misja pogodzenia olbrzyma i miasta w końcu się udała!
-Ale to nie była do końca moja wina. To smok tak na mnie wpływa. - rzucił nagle Olbrzym
Tłum się zdumiał i zaczął drapać po głowach.  
- Jak to nie słyszeliście? Smoki wytwarzają fale ze swojego umysłu które mogą zmusić innych do wykonywania ich woli.  
Tłum utrzymywał swoją wcześniejszą reakcję ale mężczyzna który był wcześniej zaciekłym wrogiem olbrzyma wychylił się z niego stwierdzając:  
- Rzeczywiście on może mieć rację. Pamiętam jak pewnego razu gdy któryś dzień z kolei wypasałem krowę w mojej głowie pojawiła się myśl aby wyprowadzić ją na pole olbrzyma. To musiał być ten obmierzły smok który umieścił tę myśl w mojej głowie! - mówiąc to wskazał palcem na jego zwłoki
Tłum zaczął krzyczeć i przeklinać smoka. Następnie wraz z olbrzymem zbliżyli się do jego cielska i zaczęli na nie spluwać i kopać. Rodzeństwo było załamane. Ukryło twarz w dłoniach i nawet nie próbowało przypatrywać się tej scenie.
- Cóż nie jest tak źle -stwierdził Jasio po chwili ciszy  
- Przynajmniej się pogodzili tak jak chcieliśmy.
Małgosia pokiwała z westchnieniem głową. Nagle w tłumie rozległo się wezwanie
- Patrzcie się ludzie! Przecież tu jest wszędzie mięso!
- Zróbmy miastowego grilla! - rozległo się wezwanie wśród mieszkańców. Dzieci przypatrywały się zgrai mężczyzn i kobiet którzy chodzili wśród ruin swoich domów aby zebrać wielkie kawałki smoczego mięsa.
- Mięsko - powiedziała Kasia oblizując się  
- Chodźmy -dodała.  

Jej starsze rodzeństwo zareagowało na to zniesmaczeniem na twarzach po czym podążyło za dziewczynką aby zbierać mięso. Tego wieczoru był naprawdę wesoły i smakowity grill a dzieci były w stanie podczas niego doznać choć odrobiny radości. Niestety kiedy wstały wróciły do nich ich dawne wątpliwości.  
- Myślisz że wkrótce wrócimy do naszego domu? - zapytała się Małgosia podczas porannego mycia oczu.  
- Oczywiście - stwierdził Jasio, zawiesił się jednak i po chwili dodał:  
- Jak los nam na to pozwoli. Coś długo nie możemy do niego wrócić
     - Ale pewnego dnia wrócimy - odpowiedziała mu siostra
     - Znowu będziemy z naszymi rodzicami, znowu będziemy się bawić w naszej chatce w środku lasu i znowu będziemy szczęśliwi - rzuciła z szerokim uśmiechem na swojej twarzy
     - Znowu! Znowu! - dodała mała Kasia
     Rodzeństwo roześmiało i udało się do stodoły aby zasnąć w spokoju, wolni od zmartwień poprzednich dni. Wójt powiedział im, że jako nagrodę jutro czeka ich wielka niespodzianka i rodzeństwo nie mogło się doczekać co to mogło być.

Kiedy następnego ranka wyszli ze stodoły w której spali ich oczom ukazał się wóz wypełniony metalami, skórami i zbożem. Obok niego stali Pomocnik, Wójt oraz dwójka nieznajomych - mężczyzna z burzą włosów na głowie i kobieta nie mająca ani jednego.
- To dla nas? - zapytała Kasia wskazując na bogactwa na wozie  
- To? Och przykro mi dzieci ale nie - stwierdził Wójt
- Ale nie martwcie się, będziecie obok tego przebywać przez dłuższy czas - poprawił się
     - Och, to świetnie - rzucił niemrawo Jasio
- Udajecie się bowiem ze mną i z tą dwójką w drogę. Postaramy się odnaleźć wasz dom - do rozmowy włączył się  Pomocnik.
- Naprawdę? - wykrzyczały zachwycone dzieci.
- Tak, to nagroda za to że pomogliście naszemu miastu no i pomogliście utrzymać mi się na stanowisku - zarechotał Wójt Wójtowicz
     - Dlatego wam to funduję - dodał
- Funduję?- zapytała Kasia
- To takie słowo które oznacza że daje nam nagrodę za swoje własne pieniądze - stwierdził oczytany Jasio  
- A więc wsiadajcie dzieci! - wykrzyknął Pomocnik wskazując im ręką wóz. Dzieci po kolei wspięły się w domu gdzie zajęły wygodne miejsca na słomie. Koń ruszył do przodu i cała grupa wyruszyła w drogę oświetlona promieniami wschodzącego słońca. Przed dziećmi czaiło się jeszcze wiele przygód, ale odżyła ich nadzieja na to, że pewnego dnia znowu pojawią się w swoim domu. Tym razem nie była to nadzieja fałszywa czyli niezgodna z rzeczami istniejącymi a prawdziwa bo mieli podstawy wierzyć na pomoc Pomocnika i jego druhów. I oby dla dzieci ta nadzieja stawała się jeszcze prawdziwsza.

Dodaj komentarz