Samotny podróżnik- cz. 3 - Uśmiech losu.

Samotny podróżnik- cz. 3 - Uśmiech losu.Skoro świt wstałem, by przemyć się w rzece oraz spróbować coś upolować.  
Wpadłem na pomysł aby upolować rybę, za pomocą zaostrzonego patyka.  
Po dwóch godzinach udało mi się upolować średniej wielkości pstrąga.
Szkoda że nie widzieliście wtedy mojej miny...  
Zwłaszcza jak próbowałem go wypatroszyć...    
Szczęście umiałem rozpalić ognisko, choć i tak robiłem to nieudolnie.
Po zjedzeniu nieziemsko słabo wybebeszonej ryby, wyruszyłem w dalszą drogę.  
Po drodze udało mi się upolować nieco mniejszego Klenia.
Po dotarciu do wsi, udało mi się go sprzedać za 7 srebrników.
Nie spodziewałem się że tyle dostanę, za zwykłą rybę ale nie protestowałem.
W tej chwili stan mojego portfela wynosi 7 srebrników i 12 miedziaków.
Oczy mi świeciły jak nigdy.  
Wynająłem pokój na 6 dni za sześć srebrników, po czym wyruszyłem na połowy.  
Po sześciu dniach stan mojego konta wynosił 8 srebrników i 2 miedziaki.
Nie wielki zysk, ale zawsze to jeden srebrnik na jedzenie więcej.  
Przed opuszczeniem wsi wydoiłem krowy za 60 miedziaków po czym wyruszyłem w dalszą drogę.
Po dotarciu do miasta Hellen; nadal musiałem spać na ulicy, ponieważ  
noce zaczynają się tu dopiero od 20 srebrników.  
Gdy wędrowałem tak właściwie bez celu, zaczepił mnie pewien szlachcic.  
-Hej ty! przybłędo w podatrej koszulce! - Zawołał mnie.
-Ja? - Odpowiedziałem lekko wystraszony, że coś zrobiłem, czego nie powinienem.
-Tak, ty!, podejdź! - Odpowiedział szlachcic przyjaznym głosem.
Gdy podszedłem ten zszedł z konia i przykucnął, bym mógł lepiej go dojrzeć.
-Jak cię zwą?- Spytał kordialnie szlachcic.
- Jestem... - Zamyśliłem się...  
- Jestem...  
"Nie pamiętam własnego imienia!, skup się!" - wrzasnąłem do siebie w myślach.
- Nie...
- Pamiętam...
- Ha, Ha, Ha - Zaśmiał się szlachcic.  
- No dobrze, spróbujemy inaczej, gdzie twoi rodzice?- dopytywał się arystokrata.
- Nie wiem, moje miasto zostało zaatakowane a wtedy kazali mi uciekać. - Podczas mówienia ledwie powstrzymywałem łzy.  
Twarz możnowładcy spochmurniała.  
Powiedział coś na ucho swojemu słudze, ten natychmiast odjechał.
- Pójdziesz ze mną dobrze? opowiesz nam co się wtedy wydarzyło.- Zaproponował łagodnie.
- Dobrze, ale dlaczego ja?- Spytałem bogacza.
- Jakby ci to powiedzieć... Jesteś jedynym ocalałym, jeżeli twoje zeznania zostaną uznane  
za wiarygodne to bardzo mi pomożesz, lecz jeżeli łżesz, to słono za to zapłacisz, więc jeśli tak jest
to lepiej powiedz to w tym momencie.- Powiedział zaostrzonym tonem.
- NIE KŁAMIĘ!- Szybko odpowiedziałem wystraszony, że będę musiał płacić.
Pragnę dodać że to był pierwszy raz, kiedy usłyszałem tą przenośnię.  
Efekt był ten sam, więc nie ma co się wiele rozgadywać w temacie.
- Dobrze więc. Potrafisz jeździć koniem? - Spytał się mnie, jakby nie mógł się już domyśleć.
- Nie umiem. - Mruknąłem.
-  Więc ci pomogę wsiąść. Nie bój się, będę go prowadził.  
Szlachcic pomógł mi wsiąść, po czym poprowadził konia.  
- Przepraszam? - Spytałem się.
- Tak? - Odpowiedział lekko zamyślony.  
- Gdzie jedziemy? - Dopytałem.  
- A przepraszam!, nie powiedziałem ci!, jedziemy do pałacu. Będziesz opowiadał
o dniu w którym zaatakowano twoje miasto, ale pierwsze pójdziesz do łaźni się wykąpać.  
Na myśl o gorącej kąpieli moja twarz wybuchła w ekstazie.
Po kąpieli i w nowych ubraniach ruszyliśmy do pałacu.  
Miałem ten jeden raz w życiu przywilej chodzenia w szlacheckich ubraniach a do tego  
będę mógł być w pałacu! Nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak wtedy.
Po drodze opowiadałem szlachcicowi o mojej wędrówce, tyle że trochę bardziej szczegółowo  
więc musiał słuchać i tych nudniejszych dni w których prawie nic się nie działo.  
Pałac był dalej niż myślałem.  
Szybko można było dostrzec, iż piękno idealnie współgrało z technikami obronnymi pałacu.
Przed wejściem można było zauważyć wielką statuę anioła symbolizującą bezpieczeństwo.  
Koło pałacu znajdowało się wielkie jezioro, którego odpływ z morzem utrudnia most od okrągłego dziedzińca prowadzący do głównej bramy.
Na samym pałacu można było dostrzec pomniejsze statuy wyglądające równie majestatycznie.
Po lewej stronie pałacu rozlewał się wodospad, dzięki któremu pałac nie został zalany przez jezioro.
Rozwarta paszcza dotrzymywała mi kroku do aż do końca przejażdżki.  
Po uderzeniu się w buzię parę razy nadal myślałem że to sen.
- Jeden z siedmiu tak pięknych pałaców w mocarstwie, powiedział z dumą szlachcic.
Natomiast ja nadal nic nie mogłem powiedzieć.
Gdy dotarliśmy do samego pałacu, to było już dawno po zmroku, więc znów dostąpiłem przywileju  
przenocowania w pałacu. Po zjedzeniu wieczerzy oraz ponownym przemyciu się postanowiłem
usiąść na krawędzi i spoglądać na rozlewający się poniżej wodospad.

Rozmyślając o spokojnym życiu.  

Tej nocy, zauważyłem pierwszą gwiazdę swojego życia.  
Gwiazdę, która zmieni moje życie.

Dodaj komentarz