Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Ty czy Ja? - Rozdział III

Ty czy Ja? - Rozdział III     Uniosłam ciężkie powieki, otwierając oczy. Pierwsze co zobaczyłam to niebieski sufit,a na nim namalowane biała farbą, różnej wielkości chmurki.Odwróciłam głowę w bok ujrzałam po jednej stronie przerażona mamę, po drugiej tatę z obojętna miną.

-O kochanie, w końcu się przebudziłaś. - powiedział spokojnym tonem damski głos.  


O wow, powiedziałaś do mnie kochanie, co się stało - pomyślałam.
-Co ja tu robię?Gdzie jestem?- Zszokowana zadałam pytanie rodzicom.
-W szpitalu. Przywieziono Cię tu wczoraj wieczorem. Byłaś cała we krwi to my powinniśmy Cię o to zapytać.- odpowiedział ojciec na moje pytanie. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc zamilkłam, nie za bardzo widziało mi się, opowiadać o ostatniej nocy, zresztą co miałabym powiedzieć. "No wiecie porwano mnie, prawie zabito, mówiono, że jestem nie wiadomo kim, a potem wbił ziomek z dziewczyna i mnie uratowali", no wątpię, żeby mi uwierzyli, żeby ktokolwiek mi uwierzył.


Mama widząc, że nie mam zamiaru odpowiadać stwierdziła, że po prostu pójdziemy się wypisać.
Wstałam, a tak w sumie to zwlokłam się z łóżka, strasznie bolała mnie ręka, teraz zauważyłam, że mam ją całą w bandażu. Wypisałam się ze szpitala i wróciliśmy do domu.  

***

Spędziłam wszystkie dni aż do weekendu w domu, przeglądając jakieś media społecznościowe i oglądając seriale. Rodzice nie pytali o wydarzenia, byli zbyt zabiegani, żeby ich to zainteresowało. Cały czas myślałam o wydarzeniach z tego tygodnia. Zastanawiałam się, dlaczego ten dziwny mężczyzna w tym przerażającym pokoju chciał mnie zabić. Zastanawiały mnie jego słowa, a co najważniejsze kto i dlaczego mnie uratował, jak mnie znaleźli. Miliony różnych myśli chodziło mi po głowie.

Nadeszła pora powrotu do szkoły. Wchodziłam po tygodniu przerwy do tego miejsca za którym naprawdę mocno nie przepadałam i czułam się co najmniej dziwnie, niby spędziłam z tymi ludźmi trzy lata, a wydawało mi się, że widzę ich pierwszy raz, czułam, że w ogóle ich nie znam, że nie wiem kim są, tak naprawdę w szkole rozmawiałam tylko z jedna osobą. Lily, która właśnie kierowała się w moja stronę.  
-Hejka, co Ci się stało?
-Aaa wypadek przy pracy. - Rzuciłam krótko.
Lily nie dopytywała o szczegóły, wiedziała, że nie chce o tym rozmawiać. Przyjaźniliśmy się już z dziesięć lat, wiedziała, kiedy mnie wypytać o sytuacje, a kiedy dać sobie spokój.  
-Co masz teraz? - zapytała mnie bez emocji.
-Matmę, a Ty?  
-Chem...ie - powiedziała,a w między czasie zadzwonił dzwonek. Udałyśmy się do sal lekcyjnych.

Weszłam do sali nr.43, gdzie siedział już Profesor Montgomery, był starszym mężczyzną z siwą bródką i siwymi włosami.

-Dzień dobry. - rzuciłam cicho, wchodząc.

Nie usłyszałam odpowiedzi. Usiadłam sama w ławce, przede mną siedziała Layla z Ash.

Dwie blondynki, strasznie irytujące, na każdej lekcji zadawały te same pytania w stylu  


"musimy mieć coś zadane", "musi być z tego sprawdzian", oh.

Jedyne co ich interesowało, to czy mają idealnie ułożone włosy, chłopcy z drużyny, czy kolor paznokci pasuje do ich dzisiejszego ubioru oraz najnowsza kolekcja Channel. Zero ambicji.

Zaczęła się już nudna lekcja matematyki. Nie ukrywam, że sinusy, cosinusy, tangensy i cotangensy nie intrygowały mnie, zawsze sobie dobrze radziłam z matematyką, ale wszystko nadrabiałam w domu. Pan Montgomery nie był najlepszym nauczycielem, przez pół lekcji myślał i wpatrywał się w brudną ścianę, a drugie pół sprawdzał obecność i zawsze kończyło się na tym, że podał dwie regułki i zrobiliśmy dwa zadania.

Nagle otworzyły się drzwi i wszedł pewien chłopak, lekcja matematyki stała się bardziej ciekawa niż zazwyczaj. Wszedł Gabriel.  Wszystkie dziewczyny, patrzyły na niego jak na obrazek, Ash od razu coś szepnęła do Layli i się zaśmiały.


-Dzień Dobry

-Usiądź tam.- Powiedział nauczyciel, zirytowany spóźnieniem chłopaka. Wskazał palcem miejsce za mną. Chłopak zauważył mnie i delikatnie się uśmiechnął. Teraz wzrok wszystkich dziewczyn, nie był skupiony na nim, a na mnie.  Siedziałam jak wryta, zastanawiając się co on tu robi i dlaczego akurat ON tutaj jest, byłam zbyt przerażona, żeby się odwrócić i zapytać.  


Zresztą nie musiałam długo czekać, właśnie poczułam wbijający się długopis przez koszulkę, w moją delikatną skórę. Odwróciłam się.

-No Hej. - rzucił zalotnie.  


-Yyyyy... cześć?

-No nie mów, że mnie nie poznajesz.- powiedział ze zdziwieniem.

-Poznaje.- Oznajmiłam go szybko, chcąc się odwrócić i skończyć tą krótką rozmowę, ale w tym momencie złapał mnie lekko za ramię, automatycznie skierowałam ciało w jego stronę i szepnął mi na ucho. Dziś, 19, starbucks  w  Coastland Center. Wyrwałam się ze strachem w oczach i wróciłam do patrzenia na tablice, na której ktoś rozwiązał banalne zadanie. Reszta dnia minęła spokojnie, w szkole nic się nie działo, na lekcjach były po prostu realizowane tematy, po kilku nudnych i ciągnących się godzinach wróciłam do domu.  


Zbliżała się 18. Miałam godzinę żeby pojawić się w Coast, ale czy to dobry pomysł. Bardzo chciałam się dowiedzieć, czemu zostałam porwana, dlaczego ktoś mnie chciał zabić, ale też bałam spotkać z obcą osobą, co prawda uratował mnie, ale go nie znałam. Nie wiedziałam kim jest, co robi, skąd tak dobrze umie walczyć. Znałam tylko jego imię.  
Mimo to, chęć dowiedzenia się, dlaczego mnie porwano, wygrała.  


Pomalowałam się, uzupełniłam braki w brwiach, nałożyłam podkład, korektor, puder, narysowałam kreski i podkreśliłam rzęsy. Do szkoły rzadko się malowałam, wolałam wyspać się  rano. Przeczesałam swoje długie czarne włosy. Wyjęłam z szafy niebieskie jeansy i zwykłą , nudną, szarą bluzę. Rodziców nie było, więc ubrałam swoje ulubione czarne trampki, wzięłam kurtkę i wyszłam kierując się w stronę przystanku.  


***

W końcu spóźniona kilka minut, dotarłam do starbucksa. Zauważyłam samotnie siedzącego Gabriela. Dasz radę. Podeszłam do stolika.

-O w końcu jesteś, już myślałem, że tu wrosnę. Hej. - Zażartował rozluźniony Gabriel.  


-No hej.- Odpowiedziałam nieśmiało, zdezorientowana i usiadłam na przeciwko.  


-No dobra, może od razu nie będę Cię straszyć. Jak Ci minął dzień?  


-Yyy, dobrze. Dzięki, że pytasz, ale wolałabym się dowiedzieć, dlaczego mnie porwano i, dlaczego chciano mnie zabić? No i kim był ten mężczyzna? - Odpowiedziałam, próbując się nie zająknąć.  


-O, czyli jednak wolisz od razu zacząć. - Stwierdził.- No to zaczynajmy. Ten mężczyzna był wysłannikiem, Avagarda, a no tak, nie wiesz kto to, dobra od początku .Bardzo dawno temu bla bla... istniało tutaj kobiece pokolenie Posejdona, a przynajmniej tak mówiły o sobie. Miały zdolność kontrolowania wody. Większość z tych kobiet miała romans z ludźmi, przynajmniej tak myślały. Okazało się, że byli to wysłannicy, Emilianosa. Króla pewnej planety do dziś nie wiemy jakiej, ale zamieszkiwał on kosmos i wysłał tutaj swoich ludzi. Mieli oni się dowiedzieć czy mogą zmienić swoją planetę - na Ziemię. Chcieli wiedzieć, czy Ziemia ma odpowiednie warunki. Rzeczywiście mogli  tutaj swobodnie oddychać, poruszać się, zmieniać postać i używać mocy, a no powinienem dodać, że mogli kontrolować ogień.  Okazało się, że wysłannicy zakochiwali się właśnie w kobietach władających wodą. Przeciwieństwa się przeciągają. - Zażartował i kontynuował dalej. - Niektóre kobiety, zaszły w ciążę. Urodziły potomstwo, przez to, że jedni kontrolowali wodę, a drudzy ogień, dzieci były mieszańcami. Najczęściej mogli kontrolować wodę lub ogień, tylko nieliczni dostali moc, kontrolowania wszystkich żywiołów. Nie wiemy jak to się stało, że przez połączenie się tych dwóch żywiołów, nagle te dzieci są w stanie kontrolować  żywioły ziemi , powietrza, ognia i wody.  


Gdy matki dowiadywały się, że zachodzą w ciąże, a co najważniejsze ich dzieci kontrolują ogień, skonsultowały się z przywódczynią. - Cassandrą. Po długich przemyśleniach, gdy uświadomiły sobie, że nie mogą rozmnażać z zwykłymi ludźmi, porwały jednego z ojca dziecka. Przesłuchiwały go, torturowały, biły, okaleczały, aż wpadły na pomysł, aby zanurzyć chłopaka w zimnej wodzie. Woda wpływała na dzieci Emilianosa tak, że stawały się ogniem i gasły. Szybko zmieniali postać i bardzo cierpieli.  


Wyciągnęły go z zimnej wody i zaczęły przesłuchiwać, on bliski śmierci. Powiedział im wszystko. Opowiadał im o Emilianosie, że chce zamieszkać nasza planetę, że jest królem. Mówił o wysłannikach, zdających raport z ziemi, co jakiś czas.  

Zabiły go.  


Rozpętało się piekło, wysłannik nie wrócił na zdanie raportu. Emilianos dowiedział się, że jest ktoś, kto może mu przeszkodzić w podbiciu Ziemi. No i zabiły jego człowieka.  


Zaczęła się wojna. Wodne kobiety walczyły zawzięcie. Używały wody, próbowały ratować się dzidami, mieczami. Stały przeciwko wysłannikom Emilianosa. Nasze miasto upadło, było mnóstwo strat. Leżących ciał, bez nóg, rąk, głów. Emilianos popełnił błąd. Był bardzo zdesperowany, szukał kolejnych wojowników do pomocy. Przyjął pewnego mężczyznę, okazało się, że był to człowiek od plemienia Cassandry. Chłopak otruł króla. Jego syna zabrali i uciekli z nim. Wojna dobiegła końca.
Zginęły miliony "dzieci" Emilianosa oraz "wodnych" kobiet.- Powiedział poważnym tonem. - Tak ich nazywamy.    


Przywódczyni dziewczyn, została przy życiu, wygrały wojnę. Emilianos spłodził potomstwo, więc miał następce tronu, obiecał, że gdy jego syn dorośnie to zemści się na dzieciach kobiet wody, na nich samych i zabiję Cassandrę czy, każdą jej potomkini.  


Avangard jest już dorosłym synem Emilianosa. Chce się zemścić i pomścić ojca. Okazało się, że Cassandra miała romans z jednym z dzieci króla, no i tak, oto jesteś...

Dodaj komentarz