Sofia spojrzała na Filipa, który z zainteresowaniem przysłuchiwał się ich rozmowie.
– Przepraszam – powiedział, zdając sobie sprawę ze swojego nietaktu.
– Nic nie szkodzi. Nalej nam wina – poprosiła.
– Oczywiście. Przepraszam – powtórzył zmieszany i chwycił za butelkę, która stała już na stole obok dwóch starannie wypolerowanych pucharów. Pospiesznie, z wyuczoną precyzją, napełnił kielichy. – Podać? – zapytał, nie patrząc na hrabinę.
– Nie trzeba – odparła. – Możesz odejść. W dzień też to słychać? – zwróciła się do narzeczonego.
Eckstein zaśmiał się i pokręcił głową.
– Tak – zerknął w stronę drzwi, które właśnie zamykał za sobą Filip – w dzień, w nocy…
– Dobrze, już rozumiem. – Podeszła do stołu i sięgnęła po puchary. Jeden z nich podała Arthurowi.
– Nie zawsze i nie wszyscy to słyszą – dodał. – Myślę, że to kwestia czasu, okoliczności…
– Może odporności psychicznej?
– Niekoniecznie – napił się – chociaż magów to nie dotyczyło. Może dlatego, że im zawsze towarzyszyło sporo ludzi. Skrybowie, słudzy, strażnicy miejscy i im podobni. Z nimi też nic się wtedy nie działo… – Zamyślił się na moment. – Widocznie to coś nie jest w stanie zapanować nad większą grupą, a możliwość ewentualnego odkrycia tej tajemnicy nie jest na rękę uwięzionej istocie… – Pokiwał głową. – Władca ściągał tutaj osoby, które ewentualnie byłyby w stanie coś z tym zrobić. Próbowali różnych rzeczy, a być może wszystkiego. Egzorcyzmy, rytuały, zaklęcia… Nic nie działa.
– Kapłani również są bezradni? – zapytała.
– Tak, to oni odprawiali rytuały.
– Ciekawe… – zamilkła, patrząc na świątynię. – Ale podniecające to to nie jest. – Spojrzała na Arthura i upiła łyk wina.
– Najwyższy czas, byś przestała o tym myśleć – stwierdził, po czym zasłonił okno i w pokoju zapanował półmrok. – Jeden z kapłanów Valmora roztrzaskał topór, kiedy próbował złamać pieczęć – ruszył w stronę stołu – a siła, jaką wtedy wyzwolił, odrzuciła go o kilkanaście kroków. Ponoć czucie w ramionach odzyskał po tygodniu. – Zapalił świecę.
– Czy to miało mnie wprowadzić w nastrój? – Z trudem udawała powagę.
– Nie, ale zaraz się tym zajmę. – Wyjął z jej dłoni kielich, objął ją dość gwałtownie, przycisnął do siebie i namiętnie pocałował.
Jej oddech przyspieszył, a dłonie niemal natychmiast zaczęły błądzić po jego ciele.
– Tak bardzo cię pragnę – wyszeptał, rozpinając jej bluzkę.
– UWOLNIJ MNIE.
Sofia nieoczekiwanie odepchnęła od siebie narzeczonego i zastygła w bezruchu.
Przez krótką chwilę patrzył na nią wzrokiem, który jednoznacznie świadczył o tym, że nie miał pojęcia, co się stało.
– Zrobiłem coś nie tak? – zapytał zdezorientowany.
– UWOLNIJ NAS!
– Słyszałeś? – Popatrzyła na niego, po czym szybko skierowała się w stronę okna i otworzyła je, by rozejrzeć się po terenie w pobliżu budynku.
Eckstein przeklął siarczyście.
– Nikogo tu nie ma. – Gwałtownie odwróciła się, zatrzymując wzrok na Arthurze. – Słyszałam coś.
– Przykro mi, ale powinniśmy wracać do domu. – Sięgnął po rzeczy, które zdążyła wypakować i zaczął je pospiesznie upychać do torby.
– Nas… – Nieobecnym wzrokiem obserwowała poczynania narzeczonego. – Nas. To nie jest jeden demon.
Łowca wyprostował się, trzymając w dłoni elegancki flakonik perfum.
– Co? – ton, jakim wypowiedział to pytanie, zdradzał nadzieję, że przed chwilą się przesłyszał, natomiast w jego oczach malował się niepokój. – Co powiedziałaś?
– Usłyszałam męski głos, w zasadzie to szept. Uwolnij mnie. – Nerwowo zerknęła w okno. – Pomyślałam, że mi się wydawało, i wtedy rozległ się krzyk. Zdecydowanie więcej… – zamilkła, wpatrując się w Arthura rozszerzonymi oczami – istot zażądało uwolnienia – dokończyła powoli.
Eckstein dopadł do okna, wyjrzał na zewnątrz, popatrzył do góry, a także na boki, po czym przeklął po raz drugi.
– Tam nikogo nie było. Sprawdziłam od razu.
– To jest zdecydowanie za daleko. – Wcisnął jej w dłoń flakonik. – Nie ruszaj się stąd. Zaraz wracam. – Zamknął okno i energicznym krokiem skierował się do wyjścia. – Ktoś tu musi robić głupie dowcipy. Zaraz mu wybiję ten humor z głowy.
– Kochanie…
Nie zatrzymał się, więc zdezorientowana usiadła na łóżku.
– UWOLNIJ MNIE, JUŻ CZAS – usłyszała stanowczy, niski, matowy głos dochodzący z zewnątrz.
Zadrżała.
– NIE OBAWIAJ SIĘ MNIE, NIE ZROBIĘ CI KRZYWDY – zapewnił. – CHCĘ TYLKO WRÓCIĆ DO SIEBIE, DO DOMU. WY NAZYWACIE TO DOMEM.
Gwałtownie podniosła się z miejsca i niemal doskoczyła do swojej torby. W pośpiechu zaczęła wkładać do niej rzeczy, których nie zdążył spakować Arthur. Dość miała Mroku w ostatnim czasie i nie zamierzała dłużej zostawać w Heimingen. Poczuła złość, że znów ją to spotkało.
– NIE SKRZYWDZĘ CIĘ. ZROZUM, CHCĘ TYLKO WRÓCIĆ DO DOMU.
Odruchowo spojrzała w stronę zamkniętego okna.
– To znaczy gdzie? – zapytała szeptem.
– WIESZ GDZIE. WIESZ, WIDZĄCA… TO TY, PRAWDA?
– Nikogo nie będę uwalniać – mruknęła pod nosem.
– MOŻESZ POMÓC MIESZKAŃCOM TEGO MIASTA. TYLKO TY JESTEŚ W STANIE TO ZROBIĆ.
– Pomóc czy może zabić, co? – Nawet nie starała się ukryć irytacji, która wyraźnie wybrzmiała w jej głosie.
– JESTEM SŁABY. POTRZEBUJĘ SIŁY. SIŁY, KTÓRĄ MOGĘ ZDOBYĆ TYLKO PO POWROCIE DO DOMU. TO PRZEKLĘTE MIEJCE UNIEMOŻLIWIA MI ODEJŚCIE. TO WIĘZIENIE, TE KRATY, TE MURY, JEGO OBECNOŚĆ…
– UWOLNIJ NAS! – rozległ się chóralny krzyk.
Hrabina sięgnęła po swój kielich i opróżniła go duszkiem.
– Czyja obecność? – zapytała.
– PRZECIEŻ WIESZ…
– A – spojrzała na świątynię – Valmora.
W momencie, gdy wypowiedziała imię patrona Estsharr, rozległ się przeraźliwy wrzask wielu istot. Był tak głośny, że wydawało jej się niemożliwym, by wszyscy mieszkańcy Heimingen go nie usłyszeli. Natychmiast doskoczyła do okna i rozejrzała się. Nieliczni ludzie snuli się po ulicach tak jak wcześniej. Wśród tych na gruzowiskach także nie widać było poruszenia.
„Oni naprawdę tego nie słyszeli” – pomyślała.
– NIGDY WIĘCEJ TEGO NIE RÓB – zażądał właściciel matowego głosu, nieco tłumionego przez ciche jęki.
Sofia aż podskoczyła, gdy otworzyły się drzwi do izby. Jej dłoń odruchowo podążyła w stronę noży do rzucania, które nosiła na przedramieniu.
– Jesteś głodna? To, co dla nas przygotowali, nie nadaje się do jedzenia. Kazałem im ugotować jeszcze raz, ale to może trochę potrwać. Filip dopilnuje, by tym razem poszło im lepiej – oznajmił Arthur, wchodząc do środka. – Nasz dowcipniś zdążył uciec. Nie widziałem nikogo na zewnątrz.
– A ja cały czas to słyszę – powiedziała, patrząc na narzeczonego.
– Co słyszysz? Co mówią? – Ruszył w jej stronę, ale zatrzymał się trzy kroki od niej.
Przykucnęła, by spakować resztę rzeczy i powtórzyła mu wszystko, co zapamiętała. Gdy skończyła, głośno przełknął ślinę, nie spuszczając z niej wzroku.
– Zaczekaj. Nie ruszaj się – poprosił.
– Co się dzieje? – zapytała przestraszona.
– Odłóż to. – Wskazał na jej torbę.
– Dlaczego? – Wyprostowała się i odwróciła w jego stronę.
– Oddaj mi swoją broń – ton jego głosu nadal był łagodny.
– Dlaczego? – powtórzyła poważnie zaniepokojona.
– Zrób, o co proszę.
Powoli odpięła pas z nożami do rzucania i wyjęła sztylet, który nosiła ukryty w bucie. Spojrzała na pistolet i rapier leżące przy bagażach.
– To niedługo się skończy – zapewnił, zabierając jej broń. – Nie chcę, by stała ci się krzywda.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak przerwał jej gestem ręki.
– Muszę na chwilę wyjść. Wszystko jest w porządku. Zachowaj spokój – poprosił, uważnie ją obserwując.
4 komentarze
xptoja
Aż żałuję, że zaczęłam tak szybko czytać i teraz nie zostaje nic innego jak czekać na kolejne części ; ) Bardzo fajny pomysł, czekam na rozwinięcie : )
Fanriel
@xptoja Cieszę się, że się podoba. Jutro będzie kolejna część, więc już serdecznie zapraszam. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
Fanka
Świetny rozdział :bravo;
Fanriel
@Fanka Dziękuję!
Fanka
@Fanriel
AnonimS
Bardzo ciekawie się zapowiada. Umiejętnie dziękujesz emocje. Pozdrawiam
Fanriel
@AnonimS Dziękuję. Cieszę się, że się podoba. Również pozdrawiam.
AnonimS
@Fanriel znowunten słownik. Miało być dawkujesz a dziękuję to ja Tobie za to że oiszesz
Fanriel
@AnonimS Domyśliłam się. Naprawdę nie ma za co. Dla mnie to przyjemność, ogromna, gdy komuś podobają się moje teksty.
Somebody
Coraz większe napięcie, cudownie
Fanriel
@Somebody Dziękuję bardzo.