Wieczna Ciemność - prolog "sny i wizje"

– Auuuuu – Omega ledwo powstrzymała jęk, powoli odzyskując już pełną świadomość. Wiedziała, że musi zachowywać się bardzo cicho, inaczej nie przeżyje tych dni. Z bólem podniosła się z twardej ziemi. Założyła kosmyk czarnych loków za ucho, odsłaniając kontrastujące z upiornie bladą cerą równie ciemne oczy. Miała rozdarte na kolanach jeansy, a na granatowej koszulce pobłyskiwał srebrny naszyjnik. Był w kształcie koła, na którym zostały wygrawerowane morskie fale. Rozejrzała się. Nie widziała niczego. To nie była zwykła noc. Nie widać było jasnego księżyca przedzierającego się przez konary drzew i dającego choć trochę światła. Było nienaturalnie cicho, a niebo przybrało krwiście czerwony kolor. Powietrze był bardzo gęste, jakby przepełnione wszelkim złem. Dziewczyna z trudem oddychała, a dla normalnego człowieka wzięcie oddechu skończyłoby się szybką śmiercią. Omega bardzo się bała, choć nie panikowała, zachowała spokój. Wiedziała, że tylko to może uratować świat w którym żyje…



Obudziła się zlana potem. Ten koszmar ostatnio ciągle ją prześladował. Wiedziała, że musi coś oznaczać. Podświadomość chce ją najwyraźniej przed czymś ostrzec. Wstała z łóżka i zaświeciła światło. Zauważyła, że ma pobrudzone ziemią stopy, choć nigdzie nie była. Oprócz lasu ze snu…  – Nie, nie, nie, to nie mogło dziać, to tylko wytwór mojej wyobraźni – uspokajała samą siebie. Zaczynała panikować…




Las, ciemność, ból w płucach, i ta przerażająca, nienaturalna cisza… Sen był coraz bardziej realistyczny! Jakby zło zbliżało się wielkimi  krokami… na początku był to tylko przebłysk w najzwyczajniejszym marzeniu sennym. Sekunda widzianego z góry lasu. Można było to uznać za normalne. Gdyby nie coraz wyraźniejsze sny. Teraz Omega czuła, że bierze w tym rzeczywisty udział….


Poczuła zimne kafelki. Wszystko ją bolało. Leżała tak chwilę, nie będąc w stanie się ruszyć, a potem z trudem otworzyła oczy. Znalazła się w łazience. Nie pamiętała jak się tu dostała. Ale było to jej obojętne, byle nie znaleźć się więcej wśród drzew z koszmaru. Wstała, lecz prawie natychmiast się przewróciła, wciąż osłabiona. Westchnęła cicho i przesunęła się do umywalki, by przemyć wodą twarz. Trochę to pomogło, gdyż tym razem nogi się pod nią nie załamały. Udała się do kuchni po szklankę soku. Wróciła do łóżka, lecz przez resztę nocy już nie spała.  



Następnego dnia, siedząc na nudnej lekcji matematyki, znów nawiedziła ją wizja. Upuściła swoje pióro wieczne, którym notowała właśnie jakieś skomplikowane obliczenia. Dziewczyna nigdy bowiem nie używała długopisów. Jak przez mgłę widziała piękne, kolorowe notatki. Temat lekcji był napisany kaligraficznym pismem i podkreślony. Teraz znajdował się na nim wielki kleks. Omega osunęła się na ławkę. Znów znalazła się w śnie. Biegła przez las, wpatrując się w niebo koloru świeżej krwi. Musiała zdążyć na czas…
Dalfina, urocza blondynka o falach opadających lekko poniżej ramion, spiętych opaską z kocimi uszkami odsłaniającą duże, szare oczy. Usta miała pociągnięte różowym błyszczykiem. Była najlepszą przyjaciółką Megi, teraz tylko ona zauważyła, że dzieje się z nią coś niedobrego. Próbowała ją obudzić delikatnie potrząsając jej ramionami.
– Proszę pani, Lily źle się czuje, mogę ją zaprowadzić do pielęgniarki? – zapytała Fina, gdy tylko koleżanka otworzyła oczy, pod którymi od niewyspania miała cienie. Omega tak naprawdę miała na imię Lily, jednak w swoim świecie pseudonim mogła wybrać sobie sama.
– Tak, oczywiście – zgodziła się matematyczka.
Dalfina wzięła pod ramię niemrawą przyjaciółkę i wyprowadziła ją z sali. Znalazły się na korytarzu. Było to długie i wąskie pomieszczenie na które wychodziły drzwi wszystkich klas. Na końcu znajdowała się mała gablotka z historią szkoły. Popchnęła ją delikatnie na ławkę.
– To coś związane z mocą i drugim światem? – szepnęła. Dziewczyna w ogóle nie chorowała, tylko to mogło doprowadzić ją do takiego stanu. Pokiwała głową na tak. Chwilę potem została objęta przez zmartwioną koleżanką. Odwzajemniła uścisk.




Kilka godzin później, gdy leżała na łóżku czytając książkę, zabrakło prądu. Niezbyt się tym przejęła. Chciała oświetlić pokój latarką w telefonie, jednak on również nie reagował na dotyk. W głowie zapaliła się jej czerwona lampka, gdy zauważyła zegar ścienny wskazujący siedemnastą: na początku jesieni nie powinien tak szybko zapadać zmrok. Wyjrzała przez okno. Od frontu nadciągała czerwona chmura zakrywając powoli całe niebo...

Onyx

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i horrory, użyła 865 słów i 4829 znaków.

1 komentarz

 
  • shakadap

    Ciekawe. Zapowiada się na świetne opowiadanie.  
    Czekam na dalszy ciąg.  
    Pozdrawiam i powodzenia.

    16 paź 2020

  • Onyx

    @shakadap dziękuję bardzo, również pozdrawiam

    16 paź 2020