Przeklęty cz. 10 i cz. 11

Przeklęty cz. 10 i cz. 11Mała uwaga: imię głównej bohaterki Arlene / Amber używane jest zamiennie, w zależności od tego, czy opisuję perspektywę Kaidana (dla którego ona jest Amber), czy Arlene. Mam nadzieję, że nie wpłynie to na płynność czytania.  

                                                                 Część 10
        Arlene czuła, jak z nerwów serce podchodzi jej do gardła. By się uspokoić, zaczęła spokojnie i miarowo oddychać. Im bliżej była lądowiska dla helikopterów, gdzie czekał na nią Kaidan, tym jej lęk rósł. Gdy wczoraj do niej zadzwonił i zaproponował, by odwiedziła Wilcze Serce, aż zaniemówiła z radości. Ogarnęła ją taka euforia, że niewiele spała dzisiejszej nocy. Teraz euforię zastąpiła obawa przed tym, co przyniesie najbliższy czas. Patrzyła niewidzącym wzrokiem na mijane zabytkowe budynki Edynburga, przygryzając nerwowo dolną wargę. Tyle razy wyobrażała sobie, jak to będzie, kiedy w końcu ona i Kaidan się spotkają, a teraz, gdy ten moment nastąpił, nie wiedziała, co robić.  
        Kiedy limuzyna Jasona wjechała na płytę lotniska, zauważyła śmigłowiec i stojącego przy nim mężczyznę. Skórzana kurtka, którą miał na sobie, świetnie leżała na jego szerokich ramionach, jeansy podkreślały długie, umięśnione nogi, a „aviatorki” Ray-Ban skrywały oczy. Wysiadając z samochodu, Arlene czuła na sobie męskie spojrzenie.
        Kaidan z satysfakcją patrzył na wysoką, smukłą sylwetkę Amber. Wyglądała niezwykle uroczo i pociągająco w zimowej kurtce koloru kawy z mlekiem, czarne, skórzane spodnie mocno przylegały do zgrabnych nóg, a spod ciemnej, wełnianej czapki z wielkim pomponem  wystawały pukle kasztanowych włosów. Zaczął do niej iść, stawiając długie, szybkie kroki. Gdy chwilę później zatrzymał się przed nią, na jego twarzy pojawił się leniwy uśmiech.  

– Cieszę się, że przyjęłaś moje zaproszenie – mruknął, po czym pochylił się i musnął wargami kobiecy policzek. Wspaniały męski zapach otulił ją tak samo, jak jego ramiona. Przymknęła na chwilę oczy i nozdrzami wciągnęła tę urzekającą woń. Nawet nie zauważyli, kiedy kierowca Jasona wyciągnął walizki, pożegnał się i odjechał.

        Oczarowany Kaidan wpatrywał się w śliczną twarz Amber. Poznał najpiękniejsze kobiety swoich epok, biegłe w sztuce uwodzenia, ale żadna, poza Arlene i Aileen, tak na niego nie działa. Była uosobieniem kusicielki, która rzuciła na niego czar. Postanowił, że nie będzie walczył z tą wszechwładną siłą, która ich ku sobie pchała. Podda się temu, co wydawało się nieuniknione.
Zauważył zaróżowione policzki Amber i pomyślał, że to przez wiatr.  

– Zmarzniesz – odparł z troską Kaidan.  

        Wziął jej bagaż i oboje ruszyli w stronę śmigłowca. Walizki wrzucił na tylne siedzenie helikoptera, którym po nią przyleciał z Wilczego Serca, następnie pomógł jej usiąść na fotelu pasażera, a sam zajął miejsce pilota. Po kilku minutach śmigłowiec zaczął się wznosić i po osiągnięciu odpowiedniej wysokości Kaidan skierował maszynę w stronę zamku.  
     Arlene zerkała zafascynowana na siedzącego obok mężczyznę. Charyzma i męska energia, jaką emanował, sprawiała, że w jego obecności nie mogła opanować cudownego drżenia. Patrzyła na mocne dłonie i szczupłe palce, które pewnie trzymały stery. Zmarszczka między brwiami świadczyła, że albo jest skoncentrowany na pilotowaniu, albo intensywnie nad czymś rozmyśla. Podczas lotu niewiele rozmawiali.  
     Kobieta podziwiała piękno szkockiego krajobrazu, a potem, gdy znaleźli się nad Inverness, z ciekawością przyglądała się miastu. Po pewnym czasie jej oczom ukazała się zatoka Moray Firth i skarpa, na której zlokalizowana była spora posiadłość.  
     Zaskoczona zauważyła, że donżon, czyli wieża zamkowa łącząca w dawnych czasach funkcje obronne i mieszkalne płynnie przechodzi w ogromny dwór. Zbudowany z takiego samego szarego kamienia jak wieża, robił niesamowite wrażenie. W części pokryty bluszczem, o nieregularnej bryle, ze strzelistym dachem i dużymi oknami musiał wzbudzić podziw każdego obserwatora. Budynek stał na klifie i stwarzał wrażenie, jakby w zamyśleniu wpatrywał się w morze.  
     Kaidan nie spuszczał wzroku z Amber, a zachwyt, jaki malował się na jej twarzy, kiedy zobaczyła posiadłość, wywołała jego niewielki uśmiech. Gdy śmigłowiec stanął na specjalnie do tego przygotowanym placu, Arlene spojrzała na Kaidana. Ten czując jej wzrok na sobie, również na nią zerknął.  Utonął w jej magicznych oczach, nic się nie liczyło poza siedzącą obok kobietą, a niezwykłość tej chwili oszołomiła go. Jego szare spojrzenie przeniosło się na kobiece usta, które zachwycały swą miękkością i idealnym kształtem. Patrzyli na siebie w milczeniu. Nagle Kaidan oprzytomniał. Bez słowa ściągnął słuchawki i odłożył je na miejsce, odpiął pas i wysiadł ze śmigłowca.
     Arlene również opuściła helikopter. Zamyślona przyglądała się otoczeniu. Wspaniałe miejsce – pomyślała. Wciągnęła głęboko słone, chłodne powietrze.  Kiedy przeszli przez skwer, który zamienił się w ogród, ich oczom ukazał się dwór w całej swej okazałości. Okna mrugały wesoło, błyszcząc w  promieniach słońca, które od czasu do czasu przebijały się przez chmury. Bluszcz piął się po budynku i pomimo zimowej pory zaskakiwał zielenią, a strzelisty dach nadawał mu bajkowy wygląd. Szczególną uwagę przyciągał donżon, który mógłby opowiedzieć niejedną ciekawą historię o minionych wiekach. Arlene uśmiechnęła się. Już zdążyła pokochać to miejsce.  
     Kaidan udał się w stronę wielkich, dębowych drzwi i zastukał kołatką w kształcie wilczego łba. Po  chwili zabytkowe wrota otworzyły się i stanęła w nich niewysoka kobieta około czterdziestki. Jasne włosy otulały okrągłą, uśmiechniętą twarz a urocze piegi sprawiały, że przypominała Pippi Langstrumpf.  
Arlene od razu ją polubiła. Weszli do środka i Kaidan dokonał prezentacji.

– Katy to jest Amber Wanderer, a to gospodyni Wilczego Serca, Katy Rabell. Ona i jej mąż John dbają o dwór.  –  Kaidan ciepło patrzył na kobietę. Widać było, że darzą się szczerą sympatią. Arlene wyciągnęła dłoń na powitanie.  

– Pewnie chcesz się odświeżyć po podróży? – Katy skierowała na nią pytające spojrzenie.  

– Bardzo chętnie.  

     Kaidan  z  bagażem ruszył za kobietami na piętro domu, gdzie czekał pokój dla gościa.
Gdy szli, Arlene rozglądała się z uznaniem po wnętrzach. Nowoczesność mieszała się tu z tradycją. Zauważyła meble z różnych epok, nowe, ale pasujące do ogólnego wystroju dywany, grube zasłony, przyciągające wzrok kunsztowne bibeloty i piękne obrazy w efektownych ramach, przedstawiające szkockie krajobrazy oraz zamki. Była miło zaskoczona, kiedy zobaczyła także swoje prace.  
Ten dom miał w sobie coś, co trudno było określić, jakiegoś ducha, który łączył przeszłość z teraźniejszością. Niesamowity – pomyślała Arlene z podziwem. Jej dłonie delikatnie muskały poręcz z ciemnego drewna zdobiącą szerokie schody, którymi szli na piętro. Żadna rzecz w tym domu nie była przypadkowa. Każda dobrana i wykonana z niezwykłą starannością.  
     Gdy stanęli na szczycie schodów, Katy wyjaśniła, że na prawo są jej pokoje, a na lewo apartamenty Kaidana.  
     Jej część, jak wszystko w tym domu, była urządzona bardzo gustownie. Ściany pomalowane na gołębi kolor tworzyły idealne tło dla białych mebli. Gruby, jasnoszary dywan pięknie scalał całe wnętrze. W podobnej kolorystyce była kanapa, na której leżały białe poduszki. Duże okna wychodziły na zatokę, a widok, jaki się za nimi znajdował, wzbudzał szczery zachwyt. Na połyskujące w zimowym słońcu Morze Północne można było patrzeć bez końca. Arlene miała świadomość, że znajduje się w wyjątkowym miejscu.  

– Kiedy będziesz gotowa, zapraszam do mojego gabinetu. Na lewo od schodów, którymi weszliśmy. – Kaidan patrzył na nią z uśmiechem. Cieszył go zachwyt,  jaki pojawił się na twarzy Amber, gdy zobaczyła posiadłość. – Ok, to teraz cię opuszczam. –  I już go nie było.

– To jest pokój dzienny – wyjaśniała Katy. –  A tutaj jest sypialnia – mówiąc to podeszła do białych drzwi i je otworzyła, by pokazać gościowi kolejne pomieszczenie.  

     Sypialnia była ogromna, z wielkim łóżkiem stojącym na środku. Idealnie zasłane kusiło, by się na nie rzucić i sprawdzić, czy materac jest tak miękki, jak się wydawał na pierwszy rzut oka. Pościel w drobny deseń pachniała czystością. Katy otworzyła następne drzwi i oczom Arlene ukazała się łazienka z wolnostojącą wanną, z nóżkami przypominającymi łapy lwa. Kobieta ucieszyła się z wanny, bo uwielbiała moczyć się w ciepłej wodzie z dodatkiem soli czy olejków. Nie zabrakło również prysznica. Wszystkie przeznaczone dla niej pomieszczenia zachwycały pięknem i bezpretensjonalnością. Była ciekawa, kto urządzał to miejsce, bo wykonał kawał dobrej roboty.  

– Ja przygotowuję główny posiłek, który na życzenie szefa podaję o 17. –  Katy i Arlene wróciły do głównego pokoju. – Gdybyś mnie potrzebowała, razem z Johnem mieszkamy w oddzielnym budynku. Dziś zrobiłam wam lekki lunch, który czeka w piekarniku, a obiad, na prośbę Kaidana, zjemy we czwórkę.  

– Dziękuję – Arlene uśmiechnęła się z wdzięcznością.  

– Ok. A teraz wracam do swoich obowiązków – oznajmiła  gospodyni, znikając za drzwiami.  

     Arlene, przyglądając się otoczeniu, zaczęła zdejmować z siebie wierzchnią odzież. Wciąż była pod wrażeniem miejsca, w którym miała przebywać przez najbliższy czas i swoim  gospodarzem.  
     Odświeżona, udała się na poszukiwanie gabinetu Kaidana. Pokój został urządzony w zdecydowanie męskich kolorach: beżach i brązach. Duże, dębowe biurko stało w centralnym punkcie pokoju, a za nim znajdowało się wielkie okno, które ciągnęło się od sufitu po podłogę. Gdy się przez nie patrzyło, miało się wrażenie, że dom wisi w powietrzu i poza groźnym morzem nie ma nic.  
     Mężczyzna, jak tylko ją zauważył, od razu wstał. Arlene nie mogła oderwać od niego wzroku. Nawet zrelaksowany miał w sobie jakąś ciemność, która sprawiała, że drobne włoski na karku i rękach zjeżyły się jej z ekscytacji. Jako kobieta była bezbronna wobec wdzięku i urody tego nietuzinkowego mężczyzny.  
     Ruch w kącie pokoju przyciągnął jej uwagę. Z gracją, dostojnie i bez pośpiechu ruszył ku niej wilk. Był imponujący. Prawdziwy król leśnych zwierząt. Złote ślepia wpatrywały się w nią intensywnie i czujnie. Warknął cicho.

– Nie bój się – Kaidan oparł się o brzeg biurka, a ręce splótł na szerokiej piersi. – Nic ci nie zrobi. Jest zbyt dobrze wychowany. Daj mu tylko dłoń do powąchania, niech się oswoi z twoim zapachem.

     Zrobiła tak, jak radził. Wyciągnęła prawą rękę, by zwierzę mogło się z nią zapoznać. Poczuła na skórze zimny nos. Po chwili nos został zastąpiony przez  mokry język. Nie śmiała się poruszyć. Wciąż stała nieruchomo, kiedy zwierzę zaczęło łasić się do jej nóg, ocierać, nastawiać łeb do głaskania.  
Spojrzała na Kaidana, na jego twarzy malowała się konsternacja. Zmarszczył brwi, widząc, co robi Cień. Nigdy się tak nie zachowywał wobec nowo poznanych ludzi. Taki entuzjazm okazywał tylko jemu i czasami, jak miał dobry humor, jego braciom. Pierwszy raz widział, żeby tak reagował na nową osobę. Cień był bardzo nieufny i musiało dużo czasu upłynąć, nim poczuł do kogoś, chociaż odrobinę sympatii. A teraz radość wręcz od niego biła, gdy tak chodził koło kobiety, niczym niesforny szczeniak spragniony jej dotyku.  
     Arlene powoli uklękła i popatrzyła w złote oczy wilka. Więź, jaką poczuła, była czymś tak wyjątkowym, tak niesamowitym, że pod powiekami pojawiły się łzy wzruszenia. Uniosła dłonie i położyła po obu stronach jego pyska. Zaczęła go ostrożnie głaskać. Sierść miał miękką i błyszczącą. Jak zaczarowana wpatrywała się w to niebezpieczne zwierzę. Nagle wilk położył łeb na jej ramieniu i zaczął się przymilać. Rozczulona jego reakcją, tuliła się do wielkiego, ciepłego cielska. I ona i Cień pamiętali dawno minione, wspólne czasy, kiedy ich trójka spędzała razem każdą wolną chwilę.  
     Kaidan patrzył na to wszystko zszokowany. Jedyną osobą, poza nim, na którą zwierzę reagowało z takim zadowoleniem, była Arlene. Dla niej gotów był  nawet zabić. Nie mógł uwierzyć, że osoba, którą zobaczył po raz pierwszy w życiu, tak nim zawładnęła.  

– Cień – warknął Kaidan, zły za ten niecodzienny wybuch uczuć zwierzęcia – zachowuj się.  

     Wilk,  słysząc gniew w głosie pana  niechętnie, ale cofnął się i stanął obok nogi mężczyzny.
Oszołomiona Arlene nie bardzo wiedziała, co ze sobą począć, była totalnie rozbita postawą Cienia. Nie zapomniał jej. Przywitali się jak dwoje bliskich przyjaciół, którzy dawno się  nie widzieli. Rękami wytarła łzy, które płynęły po jej twarzy.  

– Dziękuję – powiedziała zachrypniętym głosem, kiedy mężczyzna bez słowa podał jej chusteczkę.  

Otarła policzki i głośno wydmuchała nos. Starała się uśmiechnąć, ale niezbyt jej  to wychodziło.

– Przepraszam, ale twój ulubieniec trochę wyprowadził mnie z równowagi.  

     Kaidan nic nie mówił, stał przy biurku, głaskał Cienia za uszami i wpatrywał się w nią w zamyśleniu. Jego przystojna twarz była ponura jak chmura gradowa, a szare oczy zimne niczym lodowce.

– Cień zapałał do ciebie wielką sympatią – zwrócił się do niej po bardzo długiej chwili milczenia.  

– To chyba nazywa się miłość od pierwszego wejrzenia – zażartowała,  

     Kaidan był zły na całą tę sytuację, na Amber i wilka. Miał poczucie, jakby Cień zdradził Arlene. No nic – pomyślał – musi być w niej coś wyjątkowego, co przyciągnęło do niej tak nieufne zwierzę, jakim był jego pupil.

– Proszę, usiądź – wskazał jej miejsce w wygodnym fotelu naprzeciwko biurka. Sam stanął przy wielkim oknie i zapatrzył się na morze. W słońcu jego czarne włosy lśniły, niczym skrzydło kruka. Nagle odwrócił głowę i przyłapał Arlene na tym, że gapi się na niego oczarowana. Zarumieniona spuściła głowę.

– Odpowiada ci twój pokój?  

– Tak, jest przepiękny, jak i cały dom i oczywiście okolica. –  Odpowiedziała ze szczerym zachwytem w głosie.

– Dziękuję – Kaidan uśmiechnął. – Może  chciałabyś obejrzeć resztę domu?

– Oczywiście! – Arlene nie mogła powstrzymać okrzyku radości, słysząc jego propozycję.  

– Świetnie – mężczyzna pokiwał głową. – Muszę jeszcze wykonać pilny telefon, ale ty możesz zacząć zwiedzanie. Za kilka minut dołączę do ciebie.  

– Tak jest – odpowiedziała po żołniersku kobieta i skierowała się w stronę drzwi.  

     Kaidan patrzył za nią, jak szła, na jej pociągającą sylwetkę, długie, kasztanowe włosy, które bujnie spływały na plecy, na niezwykle kształtną pupę w obcisłych jeansach. Znowu to poczuł, pożądanie, które z siłą huraganowego wiatru obejmowało jego ciało. Najchętniej wziąłby ją na ręce, zabrał do swojej sypialni i kochał się z nią, aż oboje mieliby dość. Westchnął ciężko. Miał nadzieję, że się nie popełnił błędu, zapraszając Amber do Wilczego Serca.  



                                                   Część 11

     Punkt 17 czworo ludzi zasiadło do wspólnego posiłku. John okazał się równie sympatyczny, co jego żona. Wysoki, dobrze zbudowany, z długą brodą robił wrażenie przyjaznego krasnala ogrodowego. Kiedy się śmiał, to miało się wrażenie, że trzęsie się cały dom. Nie sposób było go nie lubić. Kaidana, Katy i Johna łączyła ogromna sympatia, czuli się bardzo swobodnie w swoim towarzystwie. Kobieta wyjaśniła Arlene, że John jest byłym policjantem, który został ciężko ranny podczas działań przeciwko zorganizowanej grupie przestępczej. Gdy to mówiła, sięgnęła po dłoń męża i patrząc mu prosto w oczy, mocno uścisnęła, jakby na nowo przeżywała tamte niezwykle traumatyczne chwile.  
     John długo leczył obrażenia, ale najgorsze miało nadejść. Kiedy już myśleli, że wszystko, co złe mają za sobą, Johna dopadł zespół stresu pourazowego. Silny, odważny mężczyzna, zamienił się w pełnego lęku człowieka. Wtedy Kaidan zaproponował im pracę w Wilczym Sercu, bo poprzednia para, która opiekowała się tym miejscem, postanowiła przenieść się na południe kraju. Katy bez wahania podjęła decyzję o przeprowadzce do Szkocji. I jak się okazało, słuszną, bo John w tym niesamowitym zakątku, zaczął szybko dochodzić do siebie. Teraz już w pełni przypominał dawnego siebie.
     Arlene zazdrościła łączącego ich uczucia. Kolejny raz spojrzała na Kaidana. Nie mogła się powstrzymać, by na niego nie zerkać. Uśmiechnięty i rozluźniony był duszą towarzystwa. Ciężko nie ulec jego urokowi – pomyślała.  

– Kaidan mówił, że jesteś malarką – zagadnęła ją Katy, lubiła wszystko o wszystkich wiedzieć. Była uroczo wścibska.
  
– Tak – z uśmiechem odpowiedziała Arlene.  

– A co dokładnie malujesz? Jakichś sławnych ludzi? –  zapytała z nadzieją.

– Głównie przyrodę, chociaż portrety też się zdarzają, ale nikogo sławnego  jeszcze nie malowałam.

– Ach – Katy nie mogła ukryć rozczarowania. –  Lubisz to?

– Bardzo – Arlene nie wyobrażała sobie życia bez sztalug, płócien, farb i tego dreszczyku emocji, który czuła przed pierwszym pociągnięciem pędzla, gdy zaczynała tworzyć coś nowego.  

– Pewnie dużo czasu spędzasz w samotności? – zauważył John.

Przez całą rozmowę Kaidan świdrował ją wzrokiem, jego szare oczy leniwie muskały jej twarz, zatrzymując się dłużej na lśniących ustach.  

Arlene wzruszyła ramionami. –  Czy ja wiem? Jeśli maluję w plenerze, wokół mnie tyle się dzieje. Przyroda żyje, zmienia się. Ani chwili się nie nudzisz, a towarzystwo masz zawsze. Od małego żuczka, który z ogromną determinacją próbuje zdobyć twojego buta, po mniejsze lub większe dzikie zwierzęta. Do tego drzewa, które szumią blisko ciebie i wydaje ci się, że plotkują na twój temat. Kobieta zamyśliła się, jakby wracała do miejsc szczególnie bliskich jej sercu.  

     Kaidan słuchał zafascynowany. Zapomniał już, jak to jest czerpać radość z najprostszych rzeczy. Jego od dawna nic już nie cieszyło. Żył, funkcjonował, bo nie miał innego wyjścia, ale nie było w tym nic poza obowiązkiem.

– Bardzo pięknie to opisałaś – Katy patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami.

     Arlene wzięła łyk wody – malowanie to coś więcej niż odwzorowywanie krajobrazu, postaci, rzeczy. Najpierw muszę się zachwycić, poczuć śpiew w duszy, wejść w taki stan, że palce same działają, bez udziału krytycznego i analizującego umysłu. Niestety taka sytuacja nieczęsto się zdarza. Mogą minąć tygodnie, zanim coś mnie tak poruszy, że nie mogę się doczekać, żeby przelać to na płótno.  

Dlatego jest tak świetną malarką – pomyślał Kaidan.

     Przez chwilę w kuchni panowała cisza. Katy pierwsza wróciła do rzeczywistości. Bez słowa chwyciła za talerze i zaczęła zanosić je do zlewu. Pozostała trójka rzuciła się z pomocą. Kiedy wszystko było już posprzątane John wraz z Katy pożegnali się i poszli do siebie.  
     Pomiędzy Kaidanem a Arlene zapanowało niezręczne milczenie. Wilk, jak zawsze trzymał wartę przy nodze mężczyzny. Pasowali do siebie – stwierdziła, patrząc z przyjemnością to na zwierzę to na jego pana.

– Co sprowokowało ten uśmiech? – pytanie mężczyzny wyrwało ją z zadumy.

– Uważam, że zgrany z was duet. Z ciebie i  Cienia.  

Kaidan spojrzał na swojego najwierniejszego druha i delikatnie podrapał za uchem. –  Bardziej niż ci się wydaje.

     Arlene patrzyła oczarowana, jak smukłe palce Kaidana powoli przesuwają się po sierści wilka. Ciekawe jak by to było, gdyby te dłonie tak samo pieściły jej ciało. Momentalnie zalało ją gorąco, a na policzkach pojawiły się urocze rumieńce. Kaidan przyglądał się jej podejrzliwie. – Nie masz, aby gorączki? Może to przeziębienie?  

– Nic mi nie jest – wydukała, wstydząc się swoich myśli i reakcji ciała. –  Chyba już pójdę do siebie, jestem trochę zmęczona po podróży.  

– Oczywiście – mężczyzna ze zrozumieniem kiwnął głową. – Odprowadzę cię.  

– Dzięki.  

     Otworzył jej drzwi i w milczeniu ruszyli przez dom. Kiedy byli już na szczycie schodów, uwagę Arlene przyciągnął portret tycjanowskiej piękności, który wcześniej jakoś umknął jej uwadze. Kobieta poczuła, jak zimny pot oblewa jej ciało. Zapatrzyła się w zielone oczy z obrazu, jakby czegoś w nich szukała. I znalazła. To była ona. Tak wyglądała, zanim nóż Lugovalosa wbił się w jej ciało, a Nathaira wyrwała ją śmierci.  

– Kim jest ta kobieta? –  zadała pytanie, zanim zdążyła pomyśleć.  

     Mężczyzna milczał, ze ściągniętymi brwiami patrzył na namalowaną postać. Była to ta sama podobizna Arlene, która znajdowała się na miniaturze. Niby obojętnie przyglądał się obrazowi, ale jego ciało zdradzało zdenerwowanie. Widać było, że ze wszystkich sił starał się nie okazać emocji.  

– Nie wiem – odparł w końcu spokojnie. – Kiedyś, na jakimś targu staroci wypatrzyłem ten portret, spodobał mi się, więc postanowiłem go kupić.  

– Wydaje się szczęśliwa – zauważyła w zamyśleniu Arlene.

– Tak – powiedział miękko, zbyt miękko jak na kogoś, kto nie ma pojęcia, kim jest nieznajoma. –  Też tak uważam.  

     W milczeniu rozeszli się do swoich pokoi. Arlene w ubraniu położyła się na swoim łóżku. Podłożyła ramię pod głowę i zapatrzyła się na ozdobne freski na suficie. Ale nie widziała delikatnych chmurek, na których przysiedli cherubini.  Ciągle przed oczami miała twarz Kaidana, która zmieniała się, gdy patrzył na kobietę z obrazu. Łagodniała, malowała się na niej melancholia i uwielbienie. Pomyślała, że oddałaby wszystko, co posiada, żeby znowu tak na nią patrzył.  
     Kiedy Kaidan znalazł się w swojej sypialni, od razu zaczął się rozbierać. Cień ułożył się na swoim legowisku, a jego pan poszedł do łazienki, by wziąć gorący prysznic. Przez kilka minut stał nieruchomo, a woda przyjemnie obmywała jego ciało. Ponure myśli powoli go opuszczały, aż zostało znajome odrętwienie. Podczas wycierania jego wzrok przykuł widoczny w lustrze  tatuaż. Na piersi, tam, gdzie biło serce, znajdowało się wytatuowane po łacinie zdanie: „Semper in corde meo” – „Zawsze w moim sercu”. Widok tego tatuażu, który zrobił dla Arlene, uspokajał go. Potem nago wślizgnął się pod chłodną kołdrę. Zmęczony natychmiast zasnął.  
     Rano mieszkańców Wilczego Serca przywitała mgła. Kaidan nie spał już od godziny 6, kiedy to wypuścił wilka na poranny spacer, a sam udał się do swojej mini siłowni mieszczącej się na tyłach zamku. Lubił intensywny wysiłek fizyczny, podnoszenie ciężarów, mierzenie się z różnymi maszynami do ćwiczeń, pompki. Dopiero gdy pot zalewał mu czoło, a organizm krzyczał dosyć, opuszczała go obojętność, która towarzyszyła mu od wielu lat. W dawnych czasach jego salą treningową były pola bitewne. Wywijanie przez kilka wieków ciężkim mieczem sprawiło, że ciało miał twarde niczym taran, mięśnie rozbudowane i wyselekcjonowane, siła jaka w nich tkwiła, była ogromna.  
     Po skończonym treningu, spocony, w samych spodenkach szedł już do siebie, gdy natknął się na Arlene, która widząc go, mało się nie potknęła o własne nogi. Piekło i szatani – wykrzyczała w myślach – cóż za wspaniały okaz mężczyzny! Starała się nie gapić na niego, ale lśniąca od potu klatka piersiowa, przyciągała jej spojrzenie jak magnes. Kaidan, nie zatrzymując się, mruknął tylko „dzień dobry”. Nim zdążyła mu odpowiedzieć, już go nie było. Oszołomiona niespodziewanym widokiem pół nagiego bóstwa, ruszyła do kuchni. W zamyśleniu zrobiła jajecznicę i zaparzyła kawę. Ukroiła sobie kawałek chleba i posmarowała grubą warstwą masła. Mimo mgły miała zamiar udać się na spacer, więc kalorie się przydadzą.  
     Właśnie nalewała sobie drugi kubek gorącego napoju, gdy jej gospodarz zawitał do kuchni. Z włosami wciąż  wilgotnymi po kąpieli, w jeansach i czarnej bluzie z kapturem, prezentował się bardzo pociągająco.  
     Szare oczy Kaidana powoli prześlizgnęły się po jej szczupłej, ale kobiecej sylwetce. Ciepły sweter, który miała na sobie, podkreślał krągłość piersi, a spodnie przylegały do nóg jak druga skóra. Włosy związane w koński ogon eksponowały idealne rysy kobiecej twarzy.

– Jajecznicy? –  zapytała Arlene odpalając kuchenkę.

– Poproszę – odpowiedział jej aksamitny, męski głos.

– Dziesięć jajek? Na boczku? – wciąż miała przed oczami jego prawie nagą sylwetkę, więc domyślała się, że takie ciało potrzebuje odpowiedniej ilości konkretnego pożywienia.  

– Tak – kiwnął głową. – Zostało jeszcze kawy? – zainteresował się Kaidan, pokazując ręką na dzbanek.  

– Oczywiście – oznajmiła Arlene, zawzięcie mieszając drewnianą łopatką po patelni.

     Mężczyzna sięgnął ponad jej głową do szafki, gdzie znajdowały się kubki. Poczuła woń cytrusowego żelu pod prysznic, zmieszaną z jego unikatowym zapachem i ciepło ciała, które wyczuwała mimo grubych warstw ubrań. Rozkoszne mrowienie powoli sunęło wzdłuż jej kręgosłupa, rumieniec zabarwił  policzki, a serce zgubiło swój rytm.
     Kaidan zamarł z ręką zaciśniętą na kubku. Bliskość Amber spowodowała, że poczuł tęsknotę za kobietą, ale nie w sensie erotycznym, przynajmniej nie tylko – poprawił siebie w myśli – ale za tym kobiecym ciepłem, troską, delikatnością. Przez te wszystkie wieki bez Arlene nie chciał i nie czekał na tę stronę kobiecego towarzystwa, ale teraz... teraz nagle zrozumiał, jak bardzo tego potrzebuje.  
     Arlene działając jak w transie, odwróciła się w jego stronę i najpierw spojrzała mu w oczy, a potem na usta. Koniuszkiem języka oblizała swoje nagle wyschnięte wargi. Kaidan zmrużonymi oczami śledził ten ruch, który momentalnie wzniecił w nim ogień. Powoli pochylił głowę i tym razem on, swoim językiem obrysował jej wargi. Dwa oddechy połączyły się w jeden, a przyjemność buzowała w nich, jak gotująca się w czajniku woda. Arlene ugryzła go delikatnie. Mężczyzna, aż westchnął z rozkoszy. Przyciągnął ją gwałtownie do siebie, posadził na kuchennym blacie, ustawił się między jej nogami i pocałował głęboko, atakując ją swoimi twardymi wargami. Czuł jej piersi na swoim torsie. Całowali się, jakby jedno chciało wchłonąć drugie. Dłonie błądziły po ciele, a każdy dotyk sprawiał, że ich pożądanie rosło.  

– Pragnę cię – szepnął w jej wilgotne i wrażliwe od pocałunków usta.

– Ja ciebie też – odparła zachrypniętym głosem Arlene. Chciała być jego tu i teraz, natychmiast.

     Mężczyzna oderwał się na chwilę od jej ponętnego ciała. Patrzył długą chwilę w zielone oczy i widział w nich tę samą żądzę, która trawiła i jego.

– Nie chcę, żebyś się czuła w jakiś sposób przymuszana, czy wykorzystana – zaczął Kaidan.  

Arlene podniosła szczupłą dłoń i delikatnie musnęła nią policzek mężczyzny.  

– Pragnę, żebyś mnie kochał. Nieważne co będzie jutro, pojutrze, za tydzień czy za miesiąc. Spraw, żeby nie liczyło się nic poza tobą i mną.  

     Mężczyzna wziął ją na ręce i bez żadnego wysiłku zaniósł do swojego pokoju. W sypialni wciąż było ciemno, mimo wstającego dnia, a to za sprawą gęstej jak mleko mgły, która spowiła wszystko swą szarością.  
     Kaidan położył Amber na wielkim łóżku. Przyglądał się jej, jakby szukając na uroczej twarzy jakiegoś wahania, a kiedy zobaczył w nich nieskrywaną namiętność, ponownie jego wargi zawładnęły jej ustami. Całowali się chciwie, gorączkowo penetrując swoje ciepłe wnętrza. Kaidan pieścił jej szyję, ręce błądziły pod ubraniem w poszukiwaniu piersi.
      Kiedy w końcu je znalazł i dotknął twardych jak kamień sutków, Arlene westchnęła przeciągle z rozkoszy. Wygięła ciało w łuk, by być jak najbliżej mężczyzny. W tej chwili nie liczyło się nic poza dotykiem Kaidana. Jęczała głośno, kiedy usta ukochanego zaczęły pieścić jej piersi. Krew zamieniła się w gorącą lawę, która paliła żyły.  
     Nagle zerwała się i dwoma ruchami zdjęła z siebie sweter i spodnie. Kaidan patrzył zafascynowany na jej śliczne ciało okryte cieniutką, prześwitującą, czarną koronką. Sam również wstał i rozebrał się do naga. Chłonąc wspaniały widok, zbliżył się do niej. Uniósł dłoń i przejechał palcem między jasną, satynową skórą kobiety a materiałem stanika.  
     Już teraz z trudem oddychali od szaleństwa, które ich ogarnęło, a to był dopiero początek. Kaidan zataczał kciukiem nieśpieszne kręgi na sutku, który nieśmiało prześwitywał przez delikatną koronkę. Cały czas patrząc jej w oczy, sunął ciepłą dłonią po cudownym ciele w dół do sekretnego miejsca między nogami. Obserwował jej namiętną reakcję, gdy odchylił brzeg fikuśnych majteczek i natrafił ręką na śliski i tęskniący za jego dotykiem wzgórek.  
     Arlene musiała oprzeć ręce na ramionach mężczyzny, bo bała się, że zaraz upadnie. Gdy nieznośnie wolno wsadzał w nią palec, myślała, że zemdleje z rozkoszy. Mocno zaciśnięte usta Kaidana i zmarszczone brwi zdradzały, jak bardzo jej pragnie i ile wysiłku kosztuje go zapanowanie nad swoim podnieceniem. Ale on nie przestawał, w skupieniu obserwując doznania widoczne na kobiecej twarzy.  Wsunął w nią kolejny palec, a kciukiem leciutko gładził najwspanialsze kobiece źródło rozkoszy.  
     Arlene zamknęła ciężkie powieki, oddech miała szybki i urywany, a w pokoju słychać było tylko jej zachwycające westchnienia rozkoszy. Kaidan wiedział, że ta zniewalająca kobieta jest już blisko szczytu, mimo to wciąż leniwie pieścił to wspaniałe miejsce między udami. W końcu Arlene nie wytrzymała i poszybowała w stronę gwiazd. To, co w tym momencie czuła przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Dotyk Kaidana sprawił, że mało się nie rozpuściła od jego sprawnych, magicznych dłoni. Cała dygotała od ekstazy, którą właśnie przeżyła. Nie upadła tylko dlatego, że z całej siły trzymała się męskich ramion.                  
     Po bardzo długiej chwili, gdy w końcu trochę doszła do siebie spojrzała na Kaidana. Jego szare oczy zrobiły się grafitowe od pragnień, które malowały się na jego twarzy. Uniósł dłoń i przyłożył do jej rumianego policzka. Kciukiem, na którym wciąż był jej zapach, przejechał po jej dolnej wardze. Następnie wsunął dłoń w bujne włosy i pochylił się, by musnąć wargami jej ponętne usta. Gdy w końcu uniósł głowę, Arlene znów poczuła głód zmysłów, który tak łatwo potrafił  wywołać w niej ten mężczyzna.  
     Kaidan świadomy narastającego w Amber pragnienia, uwolnił od stanika nabrzmiałe piersi. Następnie uklęknął przed nią i bardzo, bardzo powoli zaczął ściągać czarne figi. Zsuwająca się koronka ocierała się o rozpaloną, wrażliwą kobiecą skórę. Gdy bielizna leżała już na podłodze, Kaidan jednym ruchem wziął Amber na ręce, zaniósł do łóżka i delikatnie ją na nim ułożył.
     Arlene wyciągnęła dłonie, by dotknąć męskiego ciała, ale Kaidan stanowczo je od siebie odsunął. Kobieta mruknęła coś niezadowolona. W odpowiedzi mężczyzna położył palec na jej ustach, by nic nie mówiła. Sam poszedł do garderoby, a wracając, niósł dwa jedwabne krawaty. Arlene patrzyła zdumiona, jak przywiązuje do kolumienek łóżka najpierw jedną, a potem drugą rękę.

– Chcę cię dotykać – zaprotestowała.  

– Potem – odparł ochrypłym głosem Kaidan, wiedział, że gdyby teraz poczuł na sobie jej dłonie, nie mógłby już zapanować nad gorączką, która trawiła go od chwili, gdy pierwszy raz skosztował jej ust, a nie chciał jeszcze kończyć erotycznych tortur.  

     Przez moment patrzył na leżącą na łóżku nagą kobietę, która kusiła go niczym ponętna syrena, ale nie śpiewem, tylko swym olśniewającym ciałem.  A potem ruszył do rozkosznego ataku. Nachylił się nad nią, kładąc dłonie po obu stronach jej twarzy. Patrzyli na siebie zachłannie, wręcz lubieżnie. Żadne z nich nie kryło się ze swoim seksualnym głodem.
     Arlene szarpnęła jedwabnymi kajdanami. Chciała czuć pod palcami jego nagą skórę, pragnęła go pieścić tak, jak on pieścił ją, niestety nie dał jej szansy. Jeszcze się zemszczę – obiecała sobie w duchu.  
     Kaidan podjął swoją zmysłową wędrówkę od damskich ust. Bardzo sumienne badał każdy ich zakamarek. Potem jego uwagę przyciągnęła apetyczna szyja. Kąsał ją i lizał, czując, jak ciepła krew pulsuje mu pod wargami. Perfidnie się nad nią znęcał, muskając ją powoli, za nic mając jej błagania, żeby skończył te męczarnie i dał jej ukojenie, którego tak bardzo pragnęła. Ale Kaidan w ogóle nie przejmował się prośbami kobiety, ponieważ skupiony był teraz na dwóch ślicznotkach. Jasnoróżowe sutki aż się prosiły, żeby je drażnić najpierw językiem, a potem zębami. Arlene ogarnął szał zmysłów, wyginała się w łuk, napierając na usta mężczyzny a krawaty, od ich ściskania, wbijały się jej mocno w nadgarstki. Była bezwstydna w swoim dążeniu do przyjemności, ale mężczyzna nie zamierzał rezygnować ze swojego planu. Zawędrował w okolice brzucha, językiem obrysował pępek, gryzł urocze krzywizny bioder, dłońmi wciąż masując cudowne piersi. Arlene nie mogła złapać tchu. Napięcie w jej ciele było tak wielkie, że myślała, że nie zniesie więcej, ale to nie była prawda. W tej chwili nic jej nie obchodziło poza tym mężczyzną, który grał na jej ciele jak prawdziwy wirtuoz i jego czarodziejskimi dłońmi.  
     Kaidan oderwał się od płaskiego brzucha i uklęknął między gładkimi udami kobiety. Spojrzał na nią i zobaczył wbite w siebie zielone oczy, które od ogarniającej ją żądzy lśniły niczym szmaragdy. Tylko jego niebywale silna wola sprawiała, że jeszcze w nią nie wszedł, by w jej rozpalonym wnętrzu poszukać upragnionej ulgi. Ale zanim da sobie prawo do przyjemności, musiał skończyć to, co zaczął. Zarzucił nogi Amber na swoje ramiona, pochylił głowę i zbliżył usta do jej rozpalonej kobiecości. Zapach Amber odurzał go, właśnie tak pachnie kobieta dla swojego mężczyzny.  
     Arlene, gdy poczuła język Kaidana w tym wyjątkowym miejscu, które tak bardzo chciała, żeby dotknął, o mało nie zemdlała z rozkoszy. Lizał ją powoli, jakby w ogóle mu się nie śpieszyło. Czując zbliżającą się do niej ekstazę, wzmocnił i przyśpieszył swoje intymne pocałunki. W Arlene narastała euforia, każda jej cząstka nastrojona była na przyjemność, która była tuż tuż. Jedwabne więzy, którymi była przywiązana, nie wytrzymały siły, z jaką je ciągnęła i puściły z trzaskiem. Uwolnione dłonie wsunęły się w męskie włosy i mocniej przycisnęły jego twarz do tego najważniejszego teraz punktu. W końcu rozkosz eksplodowała w niej jak wulkan. Głośny jęk rozniósł się po sypialni. Arlene rzucała się na łóżku, jakby jej ciało nie było w stanie przyjąć tak wielkiej przyjemności. Leciała w górę, mijając chmury, a potem gwiazdy, aż sięgnęła aksamitnej czerni Wszechświata.  
     Po długiej chwili, gdy trochę oprzytomniała popatrzyła w napiętą twarz Kaidana. Zauważyła, jak mocno zaciska zęby i ile kosztuje go zapanowanie nad własną chęcią satysfakcji. Dwa razy podarował jej niebo, trzecie chciała przeżyć razem z nim.

– Chodź – szepnęła do niego Arlene i wyciągnęła dłoń.  

     Mężczyzna znowu zaczął ją całować, a smakował kobiecą rozkoszą. W końcu Kaidan nie wstrzymywał, rozsunął nogi Arlene kolanem i jednym ruchem wszedł w jej mokre wnętrze. Był tak rozpalony seksualną gorączką, że nie wysilał się na finezję. Kobieta objęła udami biodra mężczyzny, a Kaidan tylko na to czekał. Zaczął się  w niej poruszać szybko, szybciej, nic innego się nie liczyło, poza  namiętnością, która nim zawładnęła. Arlene trzymała go z całej siły ramionami, chcąc czuć go w sobie jak najgłębiej. W końcu ekstaza rozlała się po niej niczym wielka fala, która obmywała ją raz po raz, by w końcu zostawić wyczerpaną i spełnioną.  
     Kaidan wkrótce po niej doznał tak silnego orgazmu, który niczym tajfun, zabierał ze sobą wszystko, co stanęło mu na drodze. Ledwo mógł oddychać, a pot zalewał mu oczy. W nozdrza uderzył go zapach ich zaspokojonych ciał. Dawno nie przeżył czegoś takiego. Tak totalnego poddania się zmysłom i obezwładniającej  ekstazie.  
     Gdy doszedł trochę do siebie, przeturlał się razem z Amber w ramionach tak, aby jej głowa spoczywała na jego piersi. Nic nie mówił, tylko głaskał kobiece włosy powolnym ruchem. Czuł jak równo i mocno bije jej serce. To, co przed chwilą przeżył, poraziło go swoją intensywnością. Dotknęło głęboko ukrytego miejsca, które zamknął na cztery spusty po śmierci Arlene. Amber zrobiła wyłom w tych zatrzaśniętych drzwiach.  
     Poczuł, jak unosi się na łokciu i spogląda na niego. Otworzył oczy i napotkał jej zielone spojrzenie. Przez jedną, krótką chwilę pomyślał, że to sama Arlene patrzy na niego. Dziwny dreszcz wstrząsnął jego ciałem. Kobieta uśmiechnęła się i ten niezwykły stan minął.  

– Może masz ochotę pogrzebać trochę w starociach? – zapytał Kaidan, gładząc kobietę po jędrnym pośladku.  

– Jak bardzo starych starociach? –  zaciekawiła się Arlene.  

– Bardzo starych – zapewnił ją mężczyzna.  

– A więc mam ochotę.  

– Bardzo dobrze, bo przyda mi się pomocnik.  

     Kiedy Amber brała prysznic, Kaidan przysnął. Śniła mu się Arlene, taka, jaka była na obrazie, śliczna, roześmiana, szczęśliwa. Wołał do niej, ale go nie słyszała. Nagle urocza buzia jego ukochanej zmieniła się w piękną, ale okrutną twarz Nathairy. Patrzyła na niego z nienawiścią w bladych oczach. Kaidan rzucał się na łóżku, chcąc dopaść wiedźmę, by zapłaciła za to, co mu zrobiła. Ale ona wymykała się, śmiejąc się przy tym upiornie.  
     Arlene wróciła z łazienki. Zauważyła, że Kaidan śpi. Uśmiechnęła się czule na jego widok. Jej spojrzenie powoli wędrowało po imponującej, męskiej sylwetce. Uczyła się go na nowo, zarówno charakteru, jak i ciała. Czasami, gdy na nią patrzył, miała wrażenie, że nie było tych dziesięciu wieków rozłąki, że ona jest dawną Arlene, a on dawnym Kaidanem.  
     Ubrała się i podeszła do niego bliżej. Spał niespokojnie, mamrotał coś przez sen. Kobieta delikatnie potrząsnęła jego ramieniem. Raz, drugi. Nagle Kaidan  tak mocno chwycił jej szczupły nadgarstek, że myślała, że zaraz zmiażdży jej kości.  

– Kaidanie! – zawołała – to boli!

     Mężczyzna z początku patrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem, w końcu dotarło do niego, co robi i natychmiast puścił Amber.

– Przepraszam – wychrypiał zmieszany i natychmiast skierował się do łazienki.  

     Arlene masowała obolały nadgarstek i patrzyła przez okno na spowity mgłą świat. Zastanawiała się, co takiego mu się śniło. W jego życiu nie brakowało śmierci, brutalności i okrucieństwa. W jej również nie, chociaż nie w takim stopniu, jak u Kaidana.  
     Dumała nad tym, kiedy zdradzić mu swoją tajemnicę, ale bała się jego reakcji. To nie był już mężczyzna, którego tak doskonale znała. Nie wiedziała, co zrobi, co powie. Obawiała się, że jej nie uwierzy. Musi wybrać odpowiedni moment – myślała – ale czy taki kiedykolwiek nastąpi? Jej rozmyślania przerwał powrót Kaidana. Z ręcznikiem na biodrach podszedł do niej i przytulił.

– Przepraszam – szepnął, całując ją w czubek głowy. – Miałem zły sen. Nigdy umyślnie bym cię nie skrzywdził.  

– Wiem – Arlene odwzajemniła uścisk.  

     Po długiej chwili Kaidan odsunął się od niej i sięgnął po spodnie. Kobieta z wielką przyjemnością obserwowała, jak się ubiera.  Dostrzegł błysk uznania w oczach Amber, gdy na niego patrzyła.  

– Jeśli dalej będziesz mi się tak przyglądać, to nigdy nie wyjdziemy z tego pokoju – zauważył z szelmowskim uśmiechem na ustach.  

     W odpowiedzi na jego słowa Arlene ostentacyjnie zakryła oczy dłonią, ale zostawiła dużą szparę między palcami, przez którą i tak wszystko doskonale widziała. Kaidan nie wytrzymał, odchylił głowę do tyłu i wybuchnął gromkim śmiechem. Podszedł do niej, objął ją ramieniem i wciąż się śmiejąc, powiedział – najpierw śniadanie, a co do deseru to zobaczymy.  
W świetnych nastrojach udali się do kuchni.

Marigold

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użyła 7259 słów i 41458 znaków, zaktualizowała 4 maj o 16:51. Tagi: #miłość #przygoda

1 komentarz

 
  • unstableimagination

    Niezłe rezydencja. Bardzo podobały mi się opisy wnętrz :) Super przywitanie z Cieniem. Wspaniała scena erotyczna! Bardzo miło się czytało :)

    5 dni temu

  • Marigold

    @unstableimagination Przeklęci są obrzydliwie bogaci, co bardzo ułatwia pisanie  ;) Takiego wilczka jak Cień sama chętnie bym adoptowała  ;) A co do erotyki, to pierwszy opis, poszedł do kosza. Obecną scenę napisałam  po lekturze Twoich opowiadań. Jako autorce otworzyłeś mi oczy na detale! I postanowiłam więcej uwagi poświęcić właśnie szczegółom. Także Panie Autorze inspirujesz  ;)

    5 dni temu

  • unstableimagination

    @Marigold O jakże mi przyjemnie! :) Cieszę się bardzo, chociaż nie wiem, czy jestem na pewno dobrą osobą do inspirowania. Wiele osób zarzuca mi rozwlekłość i zbytnią szczegółowość. Ale ja tak lubię i Twoja scena bardzo mi się podoba :)

    4 dni temu

  • Marigold

    @unstableimagination Twoje pisanie ma tylu wielbicieli, że to mówi samo za siebie (zazdroszczę  ;)  )  W swoich opowiadaniach pokazujesz, jak super efekty daje skupienie się na detalach! Nigdy Ci pod tym względem nie dorównam, ale dzięki Tobie zaczęłam pisać z większą uważnością. Poza tym nie zadowoli się wszystkich, więc trzeba pisać, co w duszy gra, a to się zawsze obroni  ;)

    4 dni temu

  • unstableimagination

    @Marigold Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa! Myślę, że miałem dużo szczęścia na początku i dużo czytelników przyciągnęła kategoria erotyczna. Zgadzam się, że trzeba pisać tak, żeby autorce/autorowi się podobało! To najważniejsze chyba. Ja też cały czas piszę coraz uważniej, ale mam wrażenie, że to nie zawsze pomaga.

    4 dni temu