"Twój dotyk rozpala" cz. 2

"Twój dotyk rozpala" cz. 2Spoglądam zdezorientowana na mężczyznę siedzącego w ekskluzywnym i pewnie niebywale drogim samochodzie i zastanawiam się co zrobić. Jest późno. Jest naprawdę bardzo późno. Mogłam przegapić ostatni autobus. Tak, na pewno na niego nie zdążyłam. Wzdycham i próbuję by na moje usta wpełzł obojętny uśmiech. Nie bardzo mi to wychodzi.  
- Nie dziękuję. Poradzę sobie. Zaraz ma coś przyjechać. –odpowiadam z nutą irytacji.  
I nagle on się śmieje. Do moich uszu dociera śmiech Jamesa, dźwięk przepełniony zarówno zdumieniem ( pewnie z mojej głupoty ), ale i rozbawiony śmiech, człowieka któremu właśnie próbowano wmówić bajkę, że o tak późnej porze jeżdżą jeszcze jakiekolwiek autobusy.  
- Wsiadaj. Nie spieraj się ze mną, nie lubię tego. Poza tym… nic już nie jeździ, nie chcę mieć Cię później na sumieniu, gdyby coś Ci się stało. – warczy poirytowany i nachyla się by nacisnąć klamkę od wewnątrz.  
Spoglądam jak drzwi się otwierają, lecz nadal stoję jakbym miała nogi wmurowane w chodnik. I patrzę. Nic nie mówię tylko patrzę.  
- Wsiadaj dziewczyno i mnie nie denerwuj! Albo Cię wsadzę do tego samochodu. – widzę, że jest już nieźle wkurzony. Ale dlaczego on się tak irytuje… CHOLERA!!
Wychodzi ze swojego samochodu, okrąża go i otwiera drzwi dosłownie wkładając mnie na przednie siedzenie swojego nieziemsko drogiego i pięknego samochodu.  
Jestem tak oszołomiona, że zastanawiam się co on zrobił. Co ja zrobiłam? Dlaczego? Czuję, że wzbiera we mnie niemała fala złości, która zaraz rozpryśnie się na przeszkodzie, a tą przeszkodą jest ten cholerny przystojny, nieziemsko irytujący człowiek.
- Co ty do cholery robisz? –wpatruję się w niego, gdy w końcu zajmuje miejsce obok. Nie jesteśmy w pracy, nie możesz mi rozkazywać. A ja nie muszę wysłuchiwać grzecznie twoich kaprysów, do cholery!! Wypuść mnie! – usiłuję nacisnąć klamkę i otworzyć drzwi, wyścielane skórą, lecz nadaremnie się męczę. Opieram się o fotel rozzłoszczona i zakładam ręce. Co za człowiek. Dupek!  
Widać, że jest z siebie dumny, bo spogląda na ulicę i płynnie rusza przed siebie, coś pomrukując. Po chwili słyszę jego irytujący, niewątpliwie męski głos.
- To gdzie panią podwieźć, panno Lander?  
Skąd on wie, że jestem panną? Achhh, dogłębnie przejrzał moje dane. Spogląda na mnie, czuję na sobie jego wzrok i kątem oka dostrzegam ten intrygujący uśmieszek.  
- Wilshire Boulevard, panie….?
- Fortman – i przez ułamek sekundy dostrzegam jego rozbawiony wzrok.  
Opuszczam głowę, cicho wzdycham i odwracam wzrok, spoglądając na ulice, które mijamy.  
Jadąc żadne z nas się już nie odzywa. Przystojny kierowca spogląda na drogę, nie zwracając na mnie uwagi, ja patrzę w boczną szybkę. Panuje między nami krępująca cisza, lecz żadne z nas się nie odzywa. Mimo to, nie przeszkadza mi ten fakt, ani trochę. Cicho wzdycham przypominając sobie wczorajszą imprezę. I czuję jak na moje usta wpełza uśmiech. Taak, wczoraj było naprawdę przyjemnie…  
- Co Cię tak rozbawiło? – nagle słyszę zaciekawiony głos Jonatana. Spoglądam w jego stronę.  
- Miałam wczoraj miły wieczór, no i teraz tak jakoś mi się przypomniało… czy już po prostu nie mogę się uśmiechnąć?  
- ależ oczywiście, że można. Do twarzy pani z uśmiechem, panno Lander. – puszcza mi oko, czym totalnie mnie zaskakuje. Mimowolnie się uśmiecham i speszona odwracam wzrok. Zaskakuje mnie ta jego zmienność, ale cóż. To tylko mój szef!  
I już chwilę później zatrzymujemy się przed moim mieszkaniem. Odwracam się w jego stronę i nasze spojrzenia się krzyżują. Widzę ten jego leniwy, mroczny uśmieszek.  
- No to jesteśmy na miejscu. Przynajmniej będę miał pewność, że dotarłaś bezpiecznie, chyba że dla pewności podprowadzę Cię pod drzwi i poczekam, aż wejdziesz?  
- Niee! Nie dzięki. Dziękuję, że mnie podwiozłeś… eee… chyba powinnam już iść. Jeszcze raz, dzięki, do jutra, szefie. – i pędem wysiadam. Zaczęło panować między nami dziwne napięcie, więc wolę się ulotnić. Nie chcę zrobić czegoś głupiego, przecież pracuję z tym facetem zaledwie kilka dni! Wchodzę po schodach do wysokiego wieżowca, jeszcze raz odwracam się w jego stronę, gdy stoję już przed drzwiami. Czeka. Nadal stoi, więc posyłam mu podenerwowany uśmiech i po wstukaniu kodu, wchodzę do bloku.

carmina

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 775 słów i 4471 znaków, zaktualizowała 12 lip 2015.

1 komentarz

 
  • Mela_110

    Super opowiadanie, czekam na kolejna część ;) pozdrawiam

    14 lip 2015

  • carmina

    @Mela_110 na kolejną część zapraszam jutro. Również pozdrawiam i dziękuję za opinie :)

    14 lip 2015