Kiedy umierała była noc.

Kiedy umierała była noc.PR0LOG

    Siedziała na barierce mostu pod którym pieniły się buzujące fale.  
Zazwyczaj nienagannie uczesane jasne włosy nie mogły się zdecydować czy mają podrygiwać czy spocząć na ramionach.
Gołe stopy z pomalowanymi na czarno paznokciami ociera o siebie by choć na chwilę złagodzić uczucie  zimna. Ma na sobie długą suknię i choć rozkloszowana zasłania toń wody wie, że tam w dole fale rozbijają  się o przęsła.
Przywykła do tego widoku.
Wiele razy tu przychodziła, potrafiłaby z zamkniętymi oczyma opisać kiedy nastąpi kolejne głuche plaśnięcie o betonowy mur.
Gdyby fale mogły poznać jej myśli i je na głos wyjawić.....na szczęście nie są do tego zdolne.
Ściąga welon z głowy, który odrzuca za siebie, spada na betonowe płyty tuż obok jej szpilek równiutko ułożonych pod obramowaniem ochronnym.

    Zapada zmierzch i coraz trudniej dojrzeć cokolwiek dlatego dopiero teraz zauważyła, że jakieś trzysta metrów przed nią na przyrzecznej dróżce przysiadło dwoje ludzi.
Uśmiecha się widząc ich mowę ciała zdradzającą, że są szczęśliwi być może odliczają dni do ich wesela, planują, co i jak powinni załatwić.  
Jakby nie byli tak zapatrzeni w siebie to dostrzegliby jej drobną posturę w tej białej sukni ślubnej.

milegodnia

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe, użył 233 słów i 1284 znaków, zaktualizował 8 gru 2020.

Dodaj komentarz