Dusza, jako odpowiedź na moje pytania (cz. I)

Każdy człowiek ma swoją drogę, która prowadzić ma do tego jedynego, upragnionego celu – szczęścia. Jednakże czymże jest owo szczęście? Kiedyś myślałem, że wiem, lecz teraz jestem pełen wątpliwości. Pragnąłem być kochanym. Dostałem miłość, lecz nadal czułem, że czegoś mi brakije. Upatrywałem w niej odpowiedzi na wszelkie tujące mnie pytania. Miłość – natchnienie poetów. Ponoś każda piosenka jest właśnie o niej. Coż z tego, jak nadal, mimo tego, że jest przy mnie, to jednak dominuje marność. I to na dodatek ta marność nad marnościami. Siedząć samemu, popijajać zimne piwo i oglądająć bezwartościowe filmy na popularnym kanale internetowym, mardzyłem o tym, aby dostąpić tego zaszczytu. Dla mnie była ona odpowiedzią na wszelkie nurtujące mnie pytania. Jakże się myliłem. Czytałem o tym, że właśnei ten bohater, który tak długo pozostawał w objęciach smutku i beznadzieji, właśnie w niej odnalazł sens. Sam tak chciałem.  
     Książki – na coż one komu. Przecież to wszystko kłamstwo. Wymysł znudzonych umysłów, które poszukująć idealnej formy, wtłaczając w czytelnków te frazesy, co ponoć maja urastać do roli fizolofii i wielkiej poezji. Nic bardziel mylnego. To wszysko jest nic nie warte. Sam się o tym przekonałem. Co prawda, miłość może dostarczyć wielu przyjemności i radości, ale nie jest wcale źródłem szczęścia. To za mało. Bo czyż woda może być zupą?  
     No dobra, była miłość. I co dalej? Nie jeden by odpowiedział, że teraz należy o nią dbać, starać się i pielęgnować. Tak, zgodzę się z tym. Wy,  podwórkowi filozofowie, mędrcy z osiedli, powiedzcie mi, czy w takim razie miłość równa się szczęście. Czy kochając swoją Zosię, Krystynę, Basię czy jak jej tam na imię, czujecie, że świat należy do was? Żyjecie pełnią życia? Coś mi się zdaję, że chyba nie. Raczej narzekacie  swój los. Stoicie pod murkiem sącząc piwo i narzekając, jak to jest wam źle. Kobieta ciągle marudzi, a politycy kradną. Tylko wy jesteście bez winy. Aż nasuwa się pewien cytat z biblii.  
     Z drugiej strony, patrząc przez pryzmat czasu, samotność była równie dobra. Hmm… dobra? Nie wiem czy to jest odpowiednie słowo. Zarówno w samotności, jak i w miłości czuję się tak samo. Z jednej strony wolność, a z drugiej akceptacja. Chociaż… Sam teraz nie wiem. Wszak miłość to wyrzeczenie. Czy mam znosić humory drugiej osoby, która w spaźmie egoizmu, mówi najpier, że mnie kocha, a potem nienawidzi i wyzywa od najgorszych? Czy to nazywamy miłością? Jeżeli tak, to ja się z tego wypisuję. Przecież jedynie chodzi o przedłużenie gatunku. Po to przedstawiciele ludzie łączą się w pary. Kieruje nimi instynkt. Nic więcej. Zaczynaliśmy jako zwierzęta niezdolne rywalizować fizycznie z innymi gatunkami. Na drodze ewolucji wykształciliśmy niezwykłą umiejętność myślenia. Tak, tylko to nas różni od zwierząt. Tygrysy i lwy poluja – posiadają kły, pazury i isntynkt zabójców. My natomiast mamy mózg, który pozwolił nam opanować tę planetę. Cóż z tego, jak zabija nas bezsens i marność?
     Dopadła mnie niechęć. Egzystencjalny arcykryzys. Rano wstaję i wiem, że ten dzień będzie kopią dnia poprzedniego. Nie jest to przyjemne uczucie. Samotność mnie pożera. I kurwa podobnie było, gdy spotkała mnie miłość. Tak jej pragnąłem, a ona stała się moim przekleństwem. Teraz nie ierzę już w nic. Przestałem marzyć. Ponoć brak marzeń jest oznaką śmierci. Ja jednak żyję i czuję to bardzo dotkliwie. Aż za bardzo.

szejkan

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 648 słów i 3631 znaków, zaktualizował 21 lip 2018.

1 komentarz

 
  • dreamer1897

    Świetnie napisane. Wielkie  :bravo:  dla Ciebie

    21 lip 2018