Zakręty losu #71

Mężczyzna go wpuścił, lecz patrzył nieufnie na Davida.  
– Chodź ze mną – nakazał i poprowadził chłopaka w głąb lokalu.  
Przy barze siedział Ice z innym wielkim facetem i z miejsca zmierzył Davida gorzkim spojrzeniem. Tego ciarki przeszły, bał się olbrzyma.
– Poczekaj – rzucił ochroniarz i zniknął na zapleczu.
David był już maksymalnie spięty, zwłaszcza, że Ice nie odrywał od niego wzroku. Szybciej. – Prosił, chciał, żeby Judy już przyszła. Dziewczyna pojawiła się po dłuższej chwili. Oznaka niemałego zdziwienia wypłynęła na jej twarz, gdy zobaczyła chłopaka.
– Co tu robisz? – syknęła, nie była chyba w najlepszym humorze.
David poczuł się głupio i natychmiast zrozumiał, iż źle zrobił, przychodząc tu. Kurwa, przecież to prawie jak mafia, nikt nie będzie zawracał sobie głowy moimi kłopotami. – Stwierdził.
– David. – Szturchnęła go.
– Przepraszam, niepotrzebnie przyjechałem. To już nieważne – mruknął chłopak i chciał wyjść, ale go zatrzymała.
– Wyluzuj, mam trochę zamieszania w interesie i to zepsuło mi cały dzień. Wymiękasz? Jak już przyszedłeś, to mów, po co. Chodź. – Judy chwyciła go za rękę i posadziła na końcu pubu. Za moment postawiła na stoliku dwa drinki.
– No więc? – zapytała chłodno.
Davidowi wszystkie słowa ugrzęzły w gardle. Nieprzyjemna maniera dziewczyny nie skłaniała go do zwierzeń.
– Kurwa, David, mów, nie mam czasu. – Judy się zdenerwowała.  
– Chciałem… chciałem cię prosić o pomoc, ale to już nieważne – bąknął chłopak.
Chciałby już wyjść, czuł, że przez tę wizytę narobi sobie tylko kłopotów.
– Pomoc? W czym? – zapytała blondynka, posypując na blat biały proszek, który w okamgnieniu zniknął w nosie.
– Pobili moją dziewczynę, chcę się odegrać – wywalił wprost.
– Odegrać? A co ja mam z tym wspólnego?
– My… Myślałem, że mi pomożesz. Typ ją zastrasza, chciałbym, aby przestał. Mógłbym sam go oklepać, ale to go raczej nie przekona, a ty… – wyjąkał David.
– A ja? – powtórzyła Judy; minę nadal miała nietęgą.
– Myślałem, że mogłabyś mu przetłumaczyć…
– Ja mam mu przetłumaczyć, czy nasze chłopaki?  
David miał już dość tej rozmowy, Judy wyglądała, jakby wściekła się jego prośbą. Jej sarkazm tylko utwierdził go w przekonaniu, że niepotrzebnie poprosił o przysługę właśnie ją.
– Pójdę już. – Chłopak podniósł się z miejsca.
– Siadaj!
W mig wrócił na krzesło.
– Uważasz, że znamy się na tyle dobrze i na tyle długo, że powinnam ci pomóc? – kontynuowała Judy.
David miał nieodparte wrażenie, że dziewczyna mści się za seks, do którego nie doszło. Ale przecież przeprosiła, przecież było jej głupio… Nie odzywał się, nie miał pojęcia, jak dalej rozegrać tę rozmowę.
– Jest robota. – Judy zmieniła temat. – Tyron mówił, że robisz przy samochodach.
– Zdarzało się.
– Poczekaj – rzuciła dziewczyna i zniknęła za barem.  
Gdy wróciła, położyła przed chłopakiem niewielką kartkę.
– Tu masz dwa adresy i dwie bryki. Jak jesteś zainteresowany, Bokser płaci pięć procent.
David spojrzał na kartkę – oba domy znajdowały się na przedmieściach.
– Jak mam niby to zrobić? Są zaparkowane najpewniej w garażu – fuknął chłopak.
– Nie zawsze. Koleś często zostawia auto pod bramą, gdy przyjeżdża na chwilę do domu. Drugi podobnie. Musisz wyczuć moment. To świeża sprawa, więc jesteś pierwszy, którego zapytałam. Więc jak?
– Jaki zarobek?
– Oba warte powyżej trzystu tysięcy, więc swoje dostaniesz. Tylko żebyśmy nie czekali zbyt długo, bo kupiec też czeka. Mamy kolesia, który sprzątnąłby je właścicielom sprzed nosa w biały dzień, ale proponuję to tobie. Zastanów się i daj mi znać do wieczora, podam ci adres, gdzie masz je dostarczyć.
– A zabezpieczenia?
– Nic nie wiem, musisz sam się rozeznać.
– Dobra, dam znać. Pójdę już. – Chłopak ponownie wstał.
– Poczekaj, jeszcze nie skończyłam – fuknęła Judy.
Po raz kolejny wrócił na miejsce. Nie był zadowolony, czuł, że znowu zacznie się dziwna dyskusja.
– Co to za koleś? Masz jaja, żeby tu przyjść i prosić o pomoc. Nasi chłopcy nie zajmują się straszeniem małolatów, powinieneś o tym wiedzieć – stwierdziła Judy.
– Dobra, nieważne, daj już spokój. Nie chcesz mi pomóc, rozumiem, nie powinienem w ogóle cię prosić. – rzekł sucho David, zachowanie dziewczyny zaczynało go coraz bardziej drażnić.
– Co to za koleś? – powtórzyła Judy.
– Jej były. Napadli ją w domu, zniszczyli furę i skopali ją jak psa. Najpierw spalili jej sklep, powiedziała glinom i oto jest zemsta. Jej rodzina myślała, że to ja, więc Amy powiedziała prawdę. Teraz typ na pewno będzie chciał się zemścić, a ja nie mogę pilnować jej całą dobę.
– Czemu go nie sponiewierasz?
– I co to da? Oklepię mu ryj, to odbije się to znowu na Amy. Koleś ma towarzystwo i nie popuści.
– A jeśli ci pomogę, jak mi to wynagrodzisz? – zapytała Judy i w końcu się uśmiechnęła.
David nie odpowiedział.
– Gdzie można go znaleźć? Nie będę jeździć po mieście i szukać jakiegoś gówniarza.
– Podobno przebywa w Black, tej knajpie w centrum.
– Podobno przebywa w Black... – przedrzeźniała Judy. – Więc wezmę chłopaków, będę siedzieć pod knajpą i czekać, tak?  
– Znam jego adres.
– Adres? David, jaja se robisz? Daj mi konkretny namiar, konkretną godzinę, wtedy pogadamy – warknęła dziewczyna.
Zadzwonił telefon chłopaka. Gdy zobaczył, że to Polly, szybko odebrał.
David? David, oni znowu tu przyszli i odgrażają się przez bramę, a ja jestem sama w domu – oznajmiła wystraszona nastolatka.
– Poczekaj chwilę. Judy, oni są… on jest pod jej domem. – Spojrzał na blondynkę.
– Poczekaj przy Audi.
David szybko udał się do samochodu.
– Polly, zaraz przyjedziemy… przyjadę z kim trzeba. Nie panikuj, będzie dobrze.
David, z kim trzeba? Ich jest troje lub czworo – wyjaśniła dziewczyna. Mówiła szybko, niewyraźnie.
– Siedź w domu i czekaj, przez bramę przecież nie wejdą.
Dlaczego go wypuścili? Przecież Amy powiedziała…
– Nie mam pojęcia. Muszę kończyć, zaraz będziemy – oświadczył David, gdyż Judy właśnie wyszła z lokalu w towarzystwie dwóch groźnie wyglądających facetów.
– Siadaj z tyłu – nakazała, otwierając auto.
David zajął miejsce i samochód ruszył.  
– Facet wraca? – zapytał wielki koleś, siedzący obok kierowcy.
– David? – Judy zwróciła się do chłopaka.  
Tego zamurowało, nie sądził, że byliby w stanie zabić Ethana.  
– Nie… chyba nie, chcę tylko, żeby się odpierdolił – wycedził David.
Teraz jeszcze bardziej pożałował, że zgłosił się do Judy; jej koledzy nie wyglądali na takich, z którymi warto zadzierać. Bał się, żeby naprawdę nie zastrzelili Ethana i nie pogrzebali w lesie. I czym ja się przejmuję? W końcu mu się należy – pomyślał David, mając dość dołowania się. Co będzie, to będzie.
Niedługo potem dojechali na przedmieścia. David już z daleka dostrzegł jakieś zamieszanie pod domem Amy. Koleś siedzący obok dziewczyny przeładował broń i schował do kabury. Judy zatrzymała wóz bardzo blisko awanturników. Grupka, widząc auto, przestała malować sprayem bramę.  
– To oni, ci gówniarze? – Roześmiał się siedzący obok Davida facet. – Chyba wystarczy dać szlaban – zadrwił i wysiadł z auta.
David szybko opuścił pojazd, doskoczył do Ethana i uderzył go głową. Gdy chłopak upadł, złapał go za ubranie i zaczął okładać po twarzy.
– Skurwielu, zajębię cię – krzyknął, zadając bardzo mocne ciosy.
Kompani Ethana nawet nie ruszyli się z miejsca.
– Chu-ju je-ba-ny, zapier-dolę-cię! – grzmiał David, bijąc chłopaka bez opamiętania.
– David, zostaw już. – Podeszła Judy i zaczęła go odciągać.
– Zatłukę frajera – warczał chłopak, aczkolwiek po chwili usłuchał dziewczyny.
Ethan leżał półprzytomny, z twarzą we krwi.
– Zapraszam. – Wyższy z pracowników Boksera otworzył na oścież bagażnik. – A wy spierdalać. – Spojrzał na pozostałych, odchylając poły kurtki.
Znajomi Ethana, widząc broń, natychmiast się oddalili. Nie obejrzeli się nawet, zupełnie nie interesując się losem kolegi. Ten stał jak słup, zszokowany.
– Na co czekasz? – syknął olbrzym, uderzając Ethana w potylicę.
– Ale… ale o co chodzi? – wydusił chłopak.
– Ładuj się, kurwa! – zagrzmiał mężczyzna.
Ethan posłusznie położył się bagażniku i samochód ruszył.


– Do roboty – nakazał olbrzym, wręczając Ethanowi łopatę.
Tego zamurowało.  
– Kop – nakazał surowodrab, rzucając szpadel przed nosem chłopaka.
Zmuszony do usłuchania Ethan chwycił narzędzie i zabrał się do pracy. Ręce bardzo mu się trzęsły, praktycznie cały się trząsł.
– A kto go potem zakopie? – Zaśmiał się drugi z gangsterów.
– On. – Dziewczyna wskazała głową Davida.
Ten stał jak słup, nie wierząc, że chcą pozbawić Ethana życia. Przecież to miało być tylko ostrzeżenie. Spanikował, czuł, że wynikną z tego problemy.  
– Szybciej – warknęła Judy, widząc, że Ethan nie przykłada się zbytnio do pracy. – Nie przeciągaj, bo to nic nie da.  
– Ale ja nic nie zrobiłem – wystękał Ethan i się rozpłakał.
– Nic, kurwa, nie zrobiłeś?! – wrzasnął David i znów chciał zaatakować chłopaka, lecz Judy go zatrzymała.
– Zostaw, i tak ledwo macha tą łopatą – oznajmiła, przypalając papierosa.  
Mijały kolejne minuty, w końcu Judy się zniecierpliwiła, wyjęła broń z kabury kolegi i podstawiła pod nos Ethana.
– Ostatnie życzenie? – fuknęła się.
– Nie, proszę cię – krzyknął rozhisteryzowany chłopak, uderzając jeszcze rozpaczliwszym płaczem.
– Nadal nie wiesz, o co chodzi? – syknęła blondynka.
– Wiem, przepraszam. Już się do niej nie zbliżę, to był błąd. Przepraszam, naprawdę, byłem głupi. Co mam zrobić? Nie zabijajcie mnie, błagam – wystękał przerażony Ethan.
– Rozbieraj się – rozkazała dziewczyna.
Ethan w mig odłożył łopatę i zdjął wierzchnią część ubrania.
– Wszystko!
Po chwili chłopak był już nagi.
– Ładuj się. – Judy otworzyła bagażnik. – I rozumiem, że się więcej nie spotkamy?
– Nie, naprawdę, przysięgam – skamlał Ehtan.
David był zadowolony z takiego obrotu spraw. Był pewien, że koleś nie śmie więcej zbliżyć się do Amy.
– No, wskakuj – ponaglała Judy, gdyż Ethan zastygł w bezruchu.
Kilkanaście minut później wóz mknął już przez centrum.
– Chyba tu go wysadzimy. – Zaśmiała się kierująca, zatrzymując w miejscu, gdzie przewijało się najwięcej przechodniów.
Kolos z przedniego siedzenia bez słowa wysiadł, wywlekł Ethana z bagażnika, rzucił jak kukłę na ulicę i po chwili auto odjechało.


– Jedziesz z nami do sklepu? – zapytała Lauren, gdy David pojawił się w kuchni.
– A co z matką?
– Przecież nie ma klucza.
– Klucza?! – uniósł się chłopak. – Ona potrafi wyjść bez klucza, nie wierzę już jej za grosz.
– Spokojnie, przecież pieniędzy też nie ma. Jutro zapiszemy ją na terapię.
– Na terapię… – Parsknął David. – Gdzie chcesz jechać?
– Nie wiem, zobaczymy. Kupimy coś dla młodej i może tobie. – Lauren się uśmiechnęła.
– Nie trzeba, wystarczy, jak kupisz coś Lilly. Mała wyrasta z ciuchów, a ja nie mam kasy.
– David… – Bąknęła ciotka. – Ja mam nadzieję, że nie wybierasz się do żadnej „pracy”.
– Nie, mam pracę.
– David, a powiedz mi, dlaczego ci nie wierzę?
– Czemu miałbym kłamać?
– Bo znam Judy.
– Judy? A co ona ma do tego? – warknął chłopak, czuł, że ta rozmowa idzie w złym kierunku.
– David, ja już podczas spotkania przy knajpie wszystko wiedziałam, przecież głupia nie jestem.
– To był jednorazowy wyskok.
– Z Judy można sporo zarobić, więc czemu nie masz pieniędzy? Wystawili cię? – drążyła Lauren.
– Kurwa, przecież straciłem kasę, nie pamiętasz? I skończmy już ten temat.
– David, ja cię proszę, nie szalej. Masz uczciwą pracę, to się jej trzymaj, mimo że kasa mniejsza. Nie ładuj się w brudną robotę, bo jak wpadniesz, co wtedy? Pomyślałeś o Lilly? A matka? Jak cię posadzą, kto jej przypilnuje? I wtedy Nick na pewno zabierze młodą – tłumaczyła spokojnie ciotka i do Davida właśnie dotarło, że nie może ukraść tych aut. Lauren miała całkowitą rację.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2120 słów i 12761 znaków, zaktualizowała 5 lis 2023.

1 komentarz

 
  • Iga21

    I tak ukradnie te samochody bo w końcu musi się odwdzięczyć KOLEGĄ Judy  :)

    6 lis 2023

  • agnes1709

    @Iga21 :D

    6 lis 2023