Pani w czerni, czyli opowieść Agnessowo-JoAnnowo-majówkowa (część 1)

Pani w czerni, czyli opowieść Agnessowo-JoAnnowo-majówkowa (część 1)W ramach wstępu informuję, że poniższe opowiadanie zostało napisane z okazji majówki 2020 na literacko-erotyczne grupy na facebooku, dziś już niestety w większości nieistniejące. Podstawą dla historii był fantastyczny cykl zdjęć (niestety z powodów technicznych mogę umieścić tutaj zaledwie jedno) mojej serdecznej znajomej JoAnny, oraz wysunięty przez nią ogólny koncept fabularny, „obudowany” przeze mnie właściwym tekstem.

Poniższa wersja przeszła jedynie lekkie dopieszczenie i korektę, zachowując pewne cechy epizodyczności, surowości stylu czy ogólnego skrojenia pod czytelnika mediów społecznościowych. Niektóre z nich natomiast celowo pozostały bez zmian, jak na przykład podtytuły pierwotnych siedmiu rozdziałów, połączonych na potrzeby publikacji na LOL w trzy większe, powiązane fabularnie części. Mam jednak nadzieję, że nie przeszkodzi to zbytnio w lekturze.

Uprzedzam – momentami będzie mocno, wręcz brutalnie, ze sporą ilością "seksów dla seksów". Chociaż może to i dobrze?


***

ROZDZIAŁ 1/7 – „Pani w czerni, czyli epizod pierwszy”
  
*
  
     Przekraczam próg pokoju, stąpając ostrożnie bosymi stopami po nieprzyjemnie zimnym parkiecie. Mimo niemalże zupełnego zaciemnienia, dostrzegam zarys postaci, opierającej się o ścianę.
     – Stój! – Rozlega się cichy, lecz władczy głos.
     Momentalnie wykonuję polecenie. Nie czekając na dalsze instrukcje, czym prędzej przyklękam i wyciągam ręce ponad opuszczoną w nerwowym oczekiwaniu głowę. Głośny stukot każe mi podejrzewać wysokie, czarne szpilki ze stalowymi flekami, przeznaczone jedynie na wyjątkowe okazje. Wzdrygam się, nie mając pojęcia, co myśleć o całej sytuacji.
  
     Podniesione z chrzęstem żaluzje rzucają blade światło na wyślizgany parkiet. Kątem oka obserwuję trafnie rozpoznane buty, zatrzymujące się o krok ode mnie. Czuję na plecach nie tylko badawczy wzrok, lecz i chłodny, miękki dotyk... czyżby rękawiczek? Pejcza? Palcatu? Wolę nawet nie myśleć. Wbijam spojrzenie w jedną z klepek, ostatkiem sił powstrzymując zarówno ciekawość, jak i oblewający mnie lodowatym potem strach. Od ostatniego spotkania minęło tak wiele czasu, że naprawdę nie wiem, czego się spodziewać.
     – Niżej! – Tym razem ton jest wręcz karcący, niemal otwarcie niezadowolony.
     Ucisk buta na zgiętym ku ziemi kręgosłupie wydaje się jedynie potwierdzać obawy. Zamieram w oczekiwaniu. Na cios? A może jedynie słowną reprymendę?
     – Muszę przyznać, że jak na razie nie zawodzisz moich oczekiwań! – Niespodziewana deklaracja do reszty wytrąca mnie z równowagi. – Niestety nie mamy tyle czasu, ile bym sobie życzyła, więc będę musiała się nieco pospieszyć. A ty postarać. Bardzo! Rozumiesz?
     – Oczywiście! – odpowiadam bardziej podłodze, niż rozmówczyni, nie ważąc się powstać bez przyzwolenia.
     – Wstań i powiedz, czy podobam ci się w nowym stroju? Tylko szczerze! Wiesz doskonale, że nie zniosę kłamstwa!
  
     Podrywam się zdecydowanie zbyt szybko. Dopiero po paru sekundach przezwyciężam zawroty głowy i daję radę skupić wzrok. Tylko po to, by spłonąć rumieńcem na widok rozpartej wygodnie na sofie, przekładającej powolutku nogę na nogę kobiety. Bawiącej się wyzywająco długim, szklanym ustnikiem do papierosa. Odzianej od stóp po głowę w czerń.
     Dla wielu zapewne całkowicie zwyczajnej – być może nawet niespecjalnie atrakcyjnej – niewysokiej czterdziestoparolatki o pełnych policzkach, jeszcze pełniejszej figurze oraz mocno niemodnej fryzurze. Dla mnie zaś najcudowniejszej z cudownych Pani. Damy. Bogini. Jedynej Władczyni ciała oraz serca.
     – Jesteś przepiękna, moja Pani! Jak zawsze! – Wyraźnie zawiedziona mina uświadamia mi, że tanim komplemenciarstwem niczego nie osiągnę. Wręcz przeciwnie. Może jeśli skupię się na szczegółach... – Masz, Pani, niezwykle zgrabne nogi w tych butach oraz pończochach! Idealnie dobrałaś kostium, który wraz z rękawiczkami dodaje ci elegancji. Wybacz śmiałość, lecz przez materiał widzę twe cudne piersi... – przerywam zdecydowanie zbyt późno, oczekując nagany, malującej się na przysłoniętej woalką twarzy.
     A może nie? Podkreślone czarną szminką usta faktycznie powolutku się unoszą, podobnie jak kąciki poczernionych powiek. Lecz nie w gniewie, a nieco przekornym uśmiechu.
     – Oj, zapamiętam sobie tę impertynencję! – Pani rzuca wyraźnie żartobliwym tonem, teatralnie grożąc mi palcem. – Ale tymczasem dość tych podchodów! Czy pamiętasz nasze ostatnie spotkanie, na które założyłam te właśnie buty?
     Mrużę oczy, starając sobie przypomnieć... Już wiem! Tylko czy naprawdę mam to teraz powtórzyć? Tak bez wcześniejszego przygotowania? Od razu? A jeśli się mylę? Jeżeli postąpię zbyt pochopnie, i zamiast najwspanialszej nagrody dosięgnie mnie sroga kara?
  
     Ponownie podnoszę wzrok. Jednak mam rację! Wypięte ku mnie na stylowej sofie pełne pośladki mają rację. Kuszący słodyczą głos – tym bardziej.
     – No, na co czekasz? Całuj!
  
*
  
ROZDZIAŁ 2/7 – „Pani w czerni, czyli kontynuacja”
  
*
  
     Przyklękam tuż za Panią. Pochylam się ostrożnie ku dwóm kształtnym, opiętym półprzezroczystą tkaniną półkulom. Z niekłamanym, zapierającym dech zachwytem podziwiam najwspanialszy tyłeczek na calutkim świecie. Duży. Dojrzały. Doświadczony. Na samą myśl o nim odczuwam przyjemne ciepło, rozlewające się po dole brzucha, a co dopiero, gdy mam ową wspaniałość przed sobą, ledwie na wyciągnięcie ręki.
     Oddycham głęboko powietrzem wysyconym nieco staromodnymi, podkreślonymi ciężką nutą piżma, kwiatowymi perfumami. Ulubionym zapachem Pani, który zamiast mnie uspokoić, dodatkowo podnieca. Tym bardziej że gdzieś w tle czuję coś jeszcze – zniewalającą woń ciała jedynej kobiety, której prawdziwie pożądam. Do szaleństwa.
  
     W ostatnim momencie nieco się odsuwam. Czy na pewno postępuje słusznie? Niby nie mam już wątpliwości, czego Pani ode mnie oczekuje, lecz wciąż nie dowierzam jej życzeniu! Przecież tę konkretną pieszczotę traktujemy absolutnie wyjątkowo – jako najwyższą nagrodę, będącą zwieńczeniem długiego, starannie zaplanowanego oraz wprowadzonego w czyn procesu dominacji Pani oraz mojej uległości. A tymczasem...
     Jednak nie mnie o tym decydować. Polecenie było nadto wyraźne i muszę je wypełnić. Chcę. Pragnę jak niczego innego! Zwłaszcza że – choć Pani nigdy nie przyzna się otwarcie – ja swoje wiem. Nie od dziś zauważam ulotne chwile, w których się zapomina i nieświadomie wychodzi z roli bezwzględnej dominy. Uśmiecha się wówczas dyskretnie sama do siebie, jakby odpływała ku wyjątkowo przyjemnym, zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla niej myślom. Oddaje najgłębiej skrywanym marzeniom, wzdychając cichutko, lub nawet czasami szepcząc niezrozumiałe słowa. Moja Pa... Ona po prostu lubi drobne, pozornie nieznaczące gesty! Pragnie być traktowana delikatnie. Z czułością. Jak prawdziwie kochana oraz równie szczerze kochająca kobieta.
     Dlatego właśnie dotykam dłonią odsłoniętych łydek. Składam drobne pocałunki na miękkich udach. Ostrożnie wsuwam palce pomiędzy śliski materiał kostiumu, a drżącą w oczekiwaniu na więcej skórę. Muskam wargami samą nasadę pleców, powolutku posuwając się coraz niżej i niżej. Kładę dłonie na pełnych pośladkach i rozchylam je z najwyższą ostrożnością. Znów przerywam na moment, napawając się nie tylko przewspaniałym widokiem, lecz także intensywnym, boskim wręcz aromatem, drażniącym nos.
     – Wyliż mnie całą. Dobrze wiesz, jak… – Nie był to rozkaz, czy nawet polecenie, a najszczersza prośba.
  
     Przeciągam językiem po drżącym ciele i składam pierwszy z długiej serii pocałunków. Dochodzę nimi pod samą krawędź ociekającej wilgocią kobiecości… i ani milimetra dalej! Choć marzę o tym, od kiedy pamiętam, nie zdarzyło mi się naruszyć najważniejszej z granic. Przenigdy! Nawet gdy Pani otwarcie kusiła mnie oraz prowokowała, sprawdzając moją lojalność. Testując wytrzymałość psychiczną oraz fizyczną. Badając odporność na skrajne bodźce: od ekstatycznej radości po nieznośny ból.
     Być może – jako najwierniejszy z wiernych poddany – zasłużę kiedyś, by ucałować najcenniejszy z cennych i ostatni, którego jak do tej pory nie było dane mi nawet dotknąć, fragment najukochańszej z kochanych królowej? Kto wie?
     Tymczasem słyszę coraz cięższy, rwany oddech. Czuję pełne pasji, obleczone satynową rękawiczką palce, rozpychające miękkie płatki. Od czasu do czasu jeden z nich zahacza o mój podbródek, pozostawiając lśniący, pachnący słodko ślad. Otwieram usta jeszcze szerzej i zagłębiam język w najsłodsze wnętrze Pani. Ocieram nadgarstkiem strużki śliny, spływające po rozpalonym ciele, po czym na powrót wbijam paznokcie w spragnioną pieszczot skórę. Tak mocno, aż zostawiają po sobie zaczerwienione odciski. W przypływie niepohamowanych emocji spinam mięśnie. Zdaję sobie sprawę, że nie dam rady powstrzymywać się dłużej. A może po prostu nie chcę?
  
     Odliczam sekundy do nadchodzącego nieubłaganie, szaleńczego szczytowania – mojej Pani, ale także i własnego. Rozsadzającego ciała oraz umysły, symultanicznego orgazmu pozornie obcych osób, złączonych niewytłumaczalną więzią we wspólnym czasie i przestrzeni.

***

Tekst (c) Agnessa Novvak
Ilustracja na okładce (c) JoAnna

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 01.05.2020. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na FB i Insta (niestety nie mogę wkleić linków, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

1 komentarz

 
  • Milenka

    :sex:

    8 maj 2022