Tylko Ty. Rozdział 12

Ostatni raz sprawdzam formularz podania o wizę. Zrobiłam to chyba z dziesięć razy, ale mam obsesję.
- Ola, zjedz coś – Julia patrzy z dezaprobatą na moją wymęczoną jajecznicę – zasłabniesz tam.
- Zaraz zjem – grzebię widelcem w talerzu, ale nie dam rady niczego przełknąć. Wreszcie pękam – A jak mi nie dadzą wejść, tylko każą czekać na końcu kolejki? Justyna z Maćkiem zapisali się jesienią i jeszcze nawet się nie szykują. Tam się podobno czeka poł roku, a za pół roku będzie lipiec!
- Nie panikuj – Adam jak zwykle zachowuje spokój – mówiłem Ci, że wczoraj rozmawiałem z wicekonsulem i wiem jak Cię wprowadzić. Oni do tego nic nie mają, musimy tylko przejść przez bramę.
     Słyszę, jak Julia głęboko wzdycha. Zdaje się, że "tylko przejść przez bramę” jej nie uspokaja. Nie pomaga mi to.  
- Wybacz Michael, ale nie dam rady – odsuwam od siebie talerz.
- Dobra, czas na nas – Adam zerka na Michaela – możesz nam zamówić taksówkę?
     Nie mam pojęcia, co on kombinuje, ale ja mam złe przeczucia. Przecież ludzie z kolejki nas tam zlinczują. Oczywiście, swoim zwyczajem, w nic mnie nie wtajemniczył, ale akurat w tym przypadku, chyba wolę nie wiedzieć…
     Jedziemy kremowym mercedesem wzdłuż ulicy, przy której stoi ambasada. Z daleka widać tłum ludzi po jednej i drugiej stronie. Jest zimno, więc cały czas się poruszają, machają rękami, przytupują. Wygląda to jak zbiorowy taniec. Słabo mi!
- Proszę nas wysadzić jak najbliżej – Adam płaci kierowcy, nie pytając nawet o cenę.  
- Mogę prawie pod samą bramę – odwraca się do nas i błyska w uśmiechu złotym zębem.
     Wysiadamy i natychmiast owiewa nas mroźny wiatr. Kulę się, ale chyba bardziej ze zdenerwowania, bo mam na sobie wełniany płaszcz, a wokół szyi kaszmirowy szal, prezent od Julii i Michaela.  
- Tylko się nie odzywaj – Adam uśmiecha się do mnie uspokajająco i wystawia łokieć. Biorę go "pod rękę” i idę niepewnie, starając się nie patrzeć na stojących obok ludzi. Prawie czuję na sobie ich spojrzenia. Jakiś mężczyzna w szarej kurtce robi krok w naszą stronę, ale Adam wyciąga z kieszeni paszport i pewnym krokiem podchodzi do okienka – Jesteśmy tu służbowo – stwierdza – wczoraj rozmawialiśmy – uśmiecha się czarująco do rumianej pani w średnim wieku. Rozmawiają jeszcze chwilę, ale nie słyszę, o czym, bo moją uwagę przykuwają podniesione głosy stojących najbliżej nas kobiet. Kilka nieprzyjemnych słów pod moim adresem sprawia, że przysuwam się bliżej Adama. Mam szczerą ochotę zdezerterować, kiedy pani z okienka przywołuje do siebie pana w szarej kurtce.
- Państwo służbowo – patrzy groźnie spod mocno utuszowanych rzęs i potrząsa miedziano-rudymi lokami – zaprowadź ich do ochrony – obdarza Adama ciepłym spojrzeniem.
- Państwo służbowo! – Powtarza za nią pan w szarej kurtce i głosy milkną, jakby to stwierdzenie załatwiało wszystko.  
     Podchodzimy do bramy i po chwili pojawia się amerykański żołnierz w ciemnozielonym mundurze i czarnej kamizelce kuloodpornej, na ramieniu ma dziwną, nowoczesną broń, a przy boku jeszcze pałkę i kaburę. Wygląda jak z filmu. Adam pokazuje mu paszport, a potem wyciąga z koperty jeden z moich dokumentów i coś mu szybko tłumaczy po angielsku. Niewiele mogę z tego wyłapać, bo mówi z takim akcentem, że aż mnie zatyka z wrażenia.
- That’s OK. – żołnierz tylko rzuca okiem na dokument i uchyla nam bramę.  
     To wszystko? Tak po prostu? Nie mogę w to uwierzyć! Idziemy szybko we wskazanym kierunku i po chwili wchodzimy do niewielkiego pomieszczenia z czymś w rodzaju portierni. Każą nam zdjąć płaszcze i zaglądają mi do torebki. Potem możemy iść dalej.  
- No, Mała – Adam mruga do mnie wesoło – ja swoje zrobiłem. Teraz Ty się musisz wykazać.
- To znaczy? – znów czuję niepokój – Ty ze mną nie pójdziesz?
- Nie. To Ty idziesz na rozmowę z urzędnikiem konsularnym. Od niego zależy, czy dostaniesz promesę na wjazd do Stanów, więc weź głęboki wdech i spokojnie odpowiadaj na pytania. Wczoraj z nim rozmawiałem, biorąc formularze dla Ciebie. Pokażę Ci, który to.
     Na końcu korytarza są szklane drzwi, a za nimi poczekalnia z rzędami siedzeń, pełna ludzi. Siadamy grzecznie na samym brzegu. Okazuje się, że musimy poczekać, bo tu obowiązuje kolejność, w jakiej wchodzimy do pomieszczenia. Nie wiem, jak oni to ogarniają, ale co kilka minut rozlega się z głośnika jakieś nazwisko i któraś z osób podchodzi do wskazanego okienka.  
- To ten w trzeciej kabinie od lewej – spoglądam na blondyna z rudym zarostem. Ma około czterdziestki. Nie wygląda na sympatycznego, ale może tak ma być? Od jego stanowiska odchodzi młody mężczyzna z wyrazem złości na twarzy. Zdaje się, że mu odmówili. Przełykam głośno ślinę.
- Nie denerwuj się - Adam ujmuje moją dłoń i gładzi ją delikatnie – Ty prosisz o wizę, bo jedziesz do legalnej pracy, nie kombinujesz – tłumaczy mi.  
     Siedzimy już jakieś pół godziny, kiedy nagle rozlega się moje nazwisko. Wyznaczyli mi urzędnika obok tego, którego pokazał mi Adam. Podchodzę do okienka, starając się opanować drżenie łydek. Mężczyzna około pięćdziesiątki z łysiną i niesamowicie niebieskimi oczami przebiega wzrokiem wszystkie pisma, które mu podaję. Połyskuje przy tym okularami-połówkami w złotych oprawkach. Nagle drzwi za nim się uchylają i ukazuje się w nich twarz rudobrodego z sąsiedniej kabiny. Mówi coś półgłosem do "mojego” urzędnika i wraca do siebie. Albo lekko się uśmiechnął w moim kierunku, albo mam przywidzenia, ale wolę wersję z uśmiechem, więc tej się trzymam.  
- Jak długo pani zostanie w Stanach? – pada pytanie po polsku, choć słyszę obcy akcent.
- Chciałabym do końca sierpnia, bo jak skończę pracę, to myślałam o zwiedzaniu – mówię nieśmiało - najpóźniej we wrześniu muszę wracać do Polski, bo studiuję… - staram się coś wywnioskować z jego miny, ale ma "kamienną” twarz.
- Co to za praca? – pyta, nie unosząc głowy.
- Pracuję jako modelka – natychmiast żałuję tych słów, bo nie podoba mi się jego badawcze spojrzenie – zarabiam na studia – dodaję szybko i spojrzenie urzędnika jakby łagodnieje – Już dla nich pracowałam, ale w Europie. Zawsze w wakacje, jak nie mam zajęć…
- Dziękuję – przerywa mi – dostanie pani zawiadomienie za około dwa miesiące.  
- Dziękuję… - odchodzę od okienka, jak w transie.  
- Już? – Adam ogarnia mnie ramieniem – Po bólu?
- Chyba już? – zerkam ukradkiem na rudobrodego, ale jest zajęty czytaniem.
     Wychodzimy na korytarz.
- Adam, on mi nic nie powiedział – zdaję sobie sprawę, że nie mam pojęcia, czy dostałam tę promesę, czy nie.
- Spokojnie – całuje mnie w usta – poczekamy cierpliwie. Za ile Cię zawiadomią?
- Za dwa miesiące, czyli w kwietniu – wypuszczam ze świstem powietrze. Ależ się denerwowałam – To było gorsze niż egzamin.
- To dobrze, – znów mnie całuje – to znaczy, że Ci zależy.
     Ja bym tam wolała obejść się bez tego stresu, ale skoro się nie da, to trudno. W każdym razie dobrze, że już jestem po! Wracamy do mieszkania piechotą, bo po pierwsze, to niedaleko, a poza tym muszę ochłonąć. Dopiero teraz czuję, że jestem głodna. Adam ogarnia mnie ramieniem i idzie zapatrzony w dal, uśmiechając się do siebie.
- Coś Ty im powiedział, że pozwolili nam wejść? – zadaję w końcu głośno pytanie, które nurtuje mnie od co najmniej godziny – Co znaczyło to "służbowo”?
- Wczoraj wpadłem na taki pomysł, jak poszedłem po te papiery dla Ciebie. Pogadałem z urzędnikiem, że ta firma mnie poprosiła, żebym Ci pomógł, itd. No i on mi powiedział, że jak już wejdziemy, to nie ma problemu, jeśli to legalna praca i na wszystko jest pismo, tylko trzeba ominąć kolejkę – uśmiecha się, ale ja nadal nie rozumiem, jak omotał panią przy wejściu – Wtedy przypomniał mi się taki film "Rejs”.
- Adam, a co to ma do rzeczy? – prycham – Zaraz, może ma…  
- A pamiętasz, jak facet wkręca się na statek? – szczerzy do mnie zęby.
- Mów dalej – zamieniam się w słuch.
- Wczoraj porozmawiałem z tą kobietą o tym, że jest taka amerykańska firma nastawiona na produkcję bardzo naturalnych kosmetyków, produkowanych z poszanowaniem środowiska naturalnego, bla, bla, bla… i pewna panna ma brać udział w kampanii reklamowej na rzecz ochrony środowiska… - rozkłada ręce, jakby chciał zakończyć występ cyrkowy – i proszę!
- Rany boskie! Skąd Ci to przyszło do głowy? – zakrywam twarz dłońmi – chociaż, ta firma naprawdę ma naturalne kosmetyki, to znaczy, tak mówiła Monica… – przyglądam mu się podejrzliwie.
- Dzwoniłem w poniedziałek do mamy, żeby jej powiedzieć o zaproszeniu, które dostałaś – patrzy na mnie z niepokojem – Chyba nie masz mi tego za złe?  
- Nie, w porządku – wzruszam ramionami.
- Zapytałem, czy zna tę firmę i powiedziała, że czasem kupuje ich kosmetyki, bo są dobre, chociaż drogie – to akurat wiem – To od niej wiem o tej ochronie środowiska. Wiesz, ona ma na tym punkcie hopla. Może przez pracę?
- Pewnie tak – przypominam sobie, że u niej się nawet sortowało śmieci.
     Wracamy prawie dokładnie w porze obiadowej, więc mój brzuch głośno dopomina się jedzenia.
- Nic z tego – Julia rozkłada ręce – Weź sobie jabłko. Jedziemy do knajpy. Michael jest ich dostawcą wina, więc chcemy sprawdzić, jak dają jeść.  
     Po drodze opowiadamy z Adamem, jak udało nam się wejść do ambasady. Cieszymy się, jakbym już tę wizę dostała.
- Słuchajcie, a jakie Wy właściwie macie plany, bo może pojechalibyśmy razem do Skarżyska? – Julia kieruje to pytanie bardziej do Adama, bo już jej mówiłam, że ja planuję zajrzeć do domu pod koniec tygodnia.
- Musiałbym kupić jakieś koszulki i bieliznę na zmianę, – zastanawia się głośno – ale w sumie to mógłbym pojechać, skoro zapraszacie.
- Kuba oszaleje z radości – przekonuję go – a rodzice byli zachwyceni Twoim udziałem w mojej amerykańskiej przygodzie, więc się przygotuj – Nie mogę powstrzymać złośliwego uśmieszku.
- Na co? – zaskoczony, unosi brwi.
- Na przepytywanie o Twoje zamiary – Michael mnie wyręcza, a my z Julką rechoczemy, jak głupie.  
     Adam ma taką minę, że przestaję się śmiać. W swej naiwności, myślałam, że potraktuje to jak dobry żart, a tymczasem mam wrażenie, że chyba się "wypłoszył”.
- Daj spokój, przecież się wygłupiamy – staram się zbagatelizować całą sprawę – Myślę, że po prostu będą ciekawi, jak tam jest, czy będę bezpieczna, itp.?
- No, aż tak się nie przejmuj – wtóruje mi Julia – Nie zapytają Cię wprost, czy się z nią ożenisz.
- Julka! – gdyby mój wzrok mógł zabijać, to padłaby trupem – Kto Ci powiedział, że ja chcę wyjść za mąż?
- A nie chcesz? – trzy pary oczu przyglądają mi się z zaciekawieniem.  
- Nooo… - czuję, że robi mi się gorąco – Kiedyś pewnie tak, ale na razie się nad tym nie zastanawiałam – O rany, co ja plotę? – Moje studia są dłuższe, niż Twoje – patrzę na Julię wzrokiem bazyliszka.
- Żartowałam przecież! – Julia się wycofuje – Adam, jedź z nami, wrócicie sobie do Krakowa razem.
     Kurde! Głupio wyszło. Obiecuję sobie, więcej nie żartować w ten sposób przy Adamie. Wszystko przez to, że pobyliśmy ze sobą tak naprawdę razem przez te dwa tygodnie i poczułam się chyba częścią jego życia. Zastanawiam się, czy on czuje się częścią mojego? A może faceci mają inaczej?  
---
     Jednak jedziemy razem do Skarżyska. Oczywiście uprzedziliśmy rodziców, ale tak, jak się spodziewałam, zachwycili się pomysłem naszego wspólnego przyjazdu. Na szczęście, Adam zupełnie się nie przejął naszymi wygłupami, albo dobrze się maskuje. Nasz dom znów jest pełen ludzi i cudownych zapachów obiadu i ciasta.
- Czy możecie mnie jutro odebrać ze szkoły? – Podczas kolacji Kuba przymila się do Adama i Michaela. Już się z Julką pogodziłyśmy z tym, że przy chłopakach, mocno tracimy na atrakcyjności. Przynajmniej w oczach Kuby.  
- Jasne – odpowiadają chórem.  
- Kuba, zęby i spać! – tato jest nieubłagany w kwestiach zdrowia – Jutro wstajesz do szkoły, a oni będą spać – Dodaje, widząc, że Kuba jest bliski płaczu – W piątek możesz posiedzieć dłużej.
- To, jak było na Sylwestrze? – mama rozsiada się w fotelu i spogląda na mnie – sukienka się sprawdziła?
     Adam rzuca mi pytające spojrzenie. No tak, przecież oni nic nie wiedzą!  
- Sukienka jest super – uśmiecham się do mamy – sprawdzi się jeszcze raz, na połowinkach dodaję. Przynajmniej Adam ją zobaczy.
- Jak to? – mama przenosi pytający wzrok ze mnie na Adama – Myślałam, że mieliście iść razem?
- Miałem pewne problemy z powrotem na czas – odpowiada z zakłopotaniem – Ola była z moim kolegą, a właściwie, przyjacielem.
- Nie wiedziałam… - mama patrzy na mnie zaskoczona – Ola, nic nie mówiłaś – czy ja słyszę w jej głosie wyrzut? Od kiedy aż tak się interesuje moimi sprawami?
- Jakoś nie było okazji – lekceważąco macham ręką – Artur akurat nie miał dziewczyny, więc się mną trochę zajął – Och, mamo, tylko nie zaczynaj swoich filozofii.
- No, - tato grozi mi palcem – takie spółki bywają zdradliwe – dodaje ze śmiechem, patrząc na Adama.
- W przypadku Artura mogę mieć pewność – Adam stwierdza to z takim przekonaniem, jakby mówił o sobie.
- Skoro tak… – tato klepie go przyjacielsko po ramieniu.
- Jestem jedynakiem, więc Artur to dla mnie ktoś taki, jak brat – w głosie Adama znowu daje się wyczuć te nutkę nostalgii, która pojawia się zawsze, kiedy mówi o rodzinie – Czasem wydaje mi się, że my lepiej się dogadujemy, niż Artur z rodzonym bratem…
- Bo jesteście w tym samym wieku, razem studiujecie i podobają wam się te same rzeczy, – wpadam mu w słowo – a Młody, to Młody! Może nie jak Kuba dla nas, ale coś pośredniego.  
- Coś w tym jest – Michael kiwa głową w zamyśleniu – Ja mam dwie młodsze siostry i wcale się z nimi nie mogę dogadać…  
- To mnie akurat nie dziwi – Julia zaczyna się śmiać - Macie ochotę na kieliszek wina? – odwraca się do mnie i do mamy.
     Siedzimy do późna, gawędząc i przekomarzając się. W końcu Julia i Michael idą spać do babci, pozostawiając nam dwa wolne pokoje. Umieszczam Adama w tym, który zwolnili, a sama idę do siebie.
- Przyjdziesz powiedzieć mi "dobranoc”? – wtula się na chwilę w moje włosy.
     Jak mogłabym nie przyjść? To jedyny minus tej wizyty. Gdybyśmy wrócili do Krakowa, zasypiałabym wtulona w jego ciepło, a tak, rozdzieli nas ściana. Zastanawiam się, czy rodzice zdają sobie sprawę z groteskowości tej sytuacji? Przecież jesteśmy dorośli! A jeśli Adam nigdy mi się nie oświadczy? Jeśli będzie chciał mieszkać ze mną bez ślubu? Podobno w Stanach to normalne. Czy wtedy też będziemy przy nich spać osobno? Rany, nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogłabym się na coś takiego nie zgodzić! A gdybym zaszła w ciążę? Nie! Tylko nie to! Odganiam od siebie niepokojące myśli i idę pocałować Adama przed snem. Leży z rękami pod głową w dużym łóżku, które rodzice wstawili tu po ślubie Julii.
- Dobranoc kochanie – nachylam się nad nim – do jutra…
- Już tęsknię – przyciąga mnie do siebie, tak, że moje włosy opadają mu na twarz – duże to łóżko. Zmieściłabyś się.
- Wiem, ale pewnych rzeczy nie zmienię - wzdycham i przywieram do niego ustami.
---
     Piątkowe przedpołudnie ciągnie się leniwie. Chłopaki postanawiają ugotować wspólnie obiad, więc obie z Julią mamy trochę czasu dla siebie. Idziemy poszperać w naszych szafach, a przy okazji pogadać.
- Czemu nic nie powiedziałaś? – Julia aż siada z wrażenia, kiedy jej opowiadam o meksykańskiej przygodzie Adama i o tym, jak odchodziłam od zmysłów na myśl, że mnie zostawił.
- Byłaś we Francji, a rodzice… - wzdycham – sama wiesz, jak jest. Lepiej za dużo im nie mówić. Zwłaszcza teraz, jak może będziemy chcieli zamieszkać razem…
- Naprawdę? – Oczy Julki robią się okrągłe – To super. Od kiedy?
- Powoli, – studzę jej zapał – na razie to tylko takie moje przypuszczenia. Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale pewnie teraz coś ustalimy, bo właściwie to od dwóch tygodni mieszkamy ze sobą, ale zaczynają się zajęcia…
- Wiesz co? – Julia patrzy na mnie z politowaniem – Ty to lubisz skomplikowane sytuacje. Nie możesz tego po prostu powiedzieć?  
- Ja? – No, chyba żartuje – To on powinien mi to zaproponować, jest facetem i to jego mieszkanie.
- Ola, jest równouprawnienie, czy nie? Powiedz mu, że chcesz z nim mieszkać nawet bez pierścionka. Zdaje się, że o to mu chodzi – Julia nazywa rzeczy po imieniu – Niektórzy tak mają – wzrusza ramionami.
     Mam ochotę jeszcze pogadać, ale Adam woła nas na dół, bo trzeba iść po Kubę. Jak obietnica, to obietnica! Zabieramy ze sobą sanki. Po drodze do szkoły jest górka, więc zrobimy mu niespodziankę. Zgodnie z naszymi przypuszczeniami Kuba jest wniebowzięty. Wychodzi z nami dumny jak paw, sprawdzając co chwila, czy wszyscy koledzy widzą jego zaprzęg złożony z Adama i Michaela. Julia niesie aparat fotograficzny i kiedy dochodzimy do górki, mamy okazję zrobić naprawdę niesamowite zdjęcia. Uwieczniamy trzech doskonale się bawiących chłopców, z tym, że dwaj są dorośli. Kiedy wreszcie docieramy do domu, męska cześć naszej ekipy przypomina bałwany śniegowe. Mama jest tym lekko zniesmaczona, za to tata, chyba miałby ochotę do nich dołączyć.
- Macie niesamowitą rodzinę – w głosie Adama pobrzmiewa niekłamany zachwyt, kiedy żegnamy się na dworcu z Julią i Michaelem.  
     Mam takie dziwne uczucie, że chciałabym go widzieć w tej rodzinie. Co się ze mną dzieje? Zaczynam myśleć o ślubie, czy co?  
---
- … Ola! – Anka dotyka mojego ramienia, a ja aż podskakuję z wrażenia.
- Co? – odwracam się i widzę zaskoczenie na jej twarzy – co mówiłaś? Przepraszam, wyłączyłam się.  
- Wiesz co? – kręci głową – Od tygodnia jesteś wyłączona. Co wyście tu wyprawiali, jak mnie nie było? Chodzisz, jak błędny rycerz – śmieje się – to nie zakochanie, bo już w zeszłym roku byłaś zakochana…
     Co mam jej odpowiedzieć? Pewnie, że chodzę jak błędna! Jestem kompletnie skołowana! Od chwili, kiedy Adam odwiózł mnie do akademika, cały czas się zastanawiam, jak mu powiedzieć, że chciałabym, abyśmy zamieszkali razem. W sumie, to mogłam z nim pogadać w pociągu, ale chyba liczyłam, że po prostu powie: "zostańmy u mnie” albo coś w tym rodzaju, a potem już było za późno…
- Ola, a może ty jesteś… - Anka przełyka głośno ślinę – no wiesz… w ciąży?
- Co? – dopiero po chwili dociera do mnie, co powiedziała – Zwariowałaś? Przecież biorę tabletki!
- No, to co się dzieje? – zwiesza ręce i opuszcza ramiona zrezygnowana – masz majtki na lewą stronę! Chyba tak nie pójdziesz?  
     Zerkam w dół. Rzeczywiście, mam majtki na lewą stronę, wielkie rzeczy! Niby, pod sukienką i tak nie będzie widać, ale… Dlaczego to jest takie trudne? Przecież znamy się już tyle czasu! Tyle razy przekonałam się, że Adam mnie kocha i traktuje nasz związek poważnie…  
- Ola, – Anka wyjmuje mi z ręki suszarkę – suszysz podłogę. To bez sensu. Ty stój, a ja Ci posuszę te włosy, bo się w końcu spóźnisz na własny bal!
- Poczekaj – wzdycham i przekładam bieliznę – to chyba oznacza niespodziankę? – uśmiecham się.
- Niespodziankę to Ci zrobi Adam, jak przyjdzie, a Ty będziesz potargana, bez makijażu i w gaciach! – prycha – Stój tu!
     Rzeczywiście, zostało mi jakieś czterdzieści minut, a jestem "w proszku”! Wszystko przez to, że nie potrafię się zdobyć na odwagę. No dobra, dziś to załatwię, postanawiam w myślach. Ale po chwili dopadają mnie wątpliwości. A jak powie, że nie jest gotowy, albo, że… no, nie wiem, co? Przecież, gdyby chciał zamieszkać ze mną, to by zamieszkał. Przez ostatnie dwa tygodnie było super! Szkoda, że tymczasowo.  
- Tymczasowo – mówię na głos, ale suszarka mnie zagłusza. Zastanawiam się nad tym słowem. To jest to! On się obawia stałości! Ile czasu mu zajęło powiedzenie mi, że mnie kocha? Zamieszkanie razem to kolejny krok! Jasne, że tak. Ale jestem tępa, karcę sama siebie w myślach. Trzeba go oswoić, tak, jak wtedy!  
- Gotowe! – Anka wyłącza suszarkę i patrzy na mnie z zadowoleniem. Zerkam do lustra.
- Wow – dotykam gładkich włosów opadających na ramiona i plecy – jak to zrobiłaś? – wyglądają tak inaczej. Wydają się dłuższe, są dłuższe.
- Tajemnica – śmieje się – posmarowałam szczotkę balsamem do włosów i wygładziłam je przy suszeniu. Nie czułaś, że ciągnę?
- Musiałaś to robić bardzo delikatnie – głupio się przyznać, że tak się zamyśliłam – Rany, Anka, jak nie będziesz chciała zarabiać na zębach, to na włosach na pewno się dorobisz - odwracam się i odchylam głowę, żeby zobaczyć jak te włosy wyglądają w ruchu. Jest bosko!
- Maluj się! – Anka jest wyraźnie zadowolona – i lepiej coś na siebie włóż, bo zaraz powinien tu być Wojtek, a on nie jest taki obyty z babską bielizną, jak Radek.
     Ma rację, przy Radku właściwie się nie przejmujemy. Oczywiście, nie chodzimy z gołymi tyłkami, ale z majtek nikt nie robi wielkiej sprawy, ani on, ani my. Zastanawiam się, co na to Olka, ale chyba jej to nie przeszkadza? No, ale Wojtek, to co innego! Na wszelki wypadek wciskam się w sukienkę.  
- Może być? – ostrożnie naciągam jeszcze samonośne pończochy i staję przed Anką.
     Unosi w górę kciuk i szczerzy zęby w szerokim uśmiechu. Jeszcze kolczyki… odsuwam szufladkę. Cholera, zapomniałam o tej spince! Wyciągam kolczyki i idę skontrolować sytuację za ścianą. Radek jest gotowy, a Olka w łazience.
- Wow, Ola – Radek przygląda się moim włosom – wyglądasz jakoś tak inaczej...
- Ale dobrze, czy źle? – ciekawe, co na to Adam?  
- Dobrze, tylko tak… poważnie – uśmiecha się. Ma taki ładny uśmiech, taki chłopięcy i wesoły. Ciekawie to wygląda u takiego dużego faceta.  
- No, jak? – Olka staje w drzwiach pokoju – Ale wyglądasz w tej kiecce! – patrzy na mnie z zachwytem – i te włosy.
     Ja stoję, jak wryta, bo Olka to dopiero wygląda! Nie wiem, skąd wytrzasnęła tę sukienkę, ale to cudo! Obcisła, przylegająca do ciała, a cały lewy bok ma z koronki, przez którą prześwituje ciało. Cielista cieniutka bielizna jest właściwie niewidoczna.  
- Ciężko będzie utrzymać ręce z dala od Ciebie – Radek dotyka opuszkami palców koronki, a ja prawie czuję ten dreszczyk emocji.  
- Czapki z głów – kłaniam się Olce przesadnie.  
- Hej! Jest tu kto? – Adam wsuwa głowę do pokoju i staje jak wryty – Radek, idziemy po jakąś broń – mówi po chwili, przyglądając nam się z zachwytem.
     Nie ma lepszego kosmetyku niż męski komplement, jak mawia moja babcia. Podchodzę więc do mojego mężczyzny, kołysząc biodrami. Patrzy na mnie tak, że właściwie nie musi nic mówić.
- Tylko wezmę buty – rzucam, przechodząc obok niego i ocierając się, niby niechcący o jego ramię.
     Słyszę, jak głośno wciąga powietrze. Idzie za mną do pokoju.
- Zrobię nam po małym drinku na dobry początek – Anka puszcza do Adama oczko – co Wy na to?  
- Dla nas też! – dobiega nas głos Radka.
- Ola, poczekaj, – Adam podchodzi do mnie blisko i sięga do kieszeni marynarki – chciałem Ci coś dać…  
     Nagle czas się dla mnie zatrzymuje. Jak w zwolnionym tempie, ręka Adama wyłania się zza ciemnego materiału, trzymając małe czarne pudełeczko przewiązane cieniutką czerwoną kokardką. Przełykam z trudem ślinę, czując, że gardło mam suche, jak pieprz. Uchyla powoli wieczko, a ja aż boję się spojrzeć do środka… zamieram w oczekiwaniu. Sięga do wnętrza i wyjmuje… och! Bransoletkę. Cieniutki łańcuszek łączy błękitne oczka, lśniące przy każdym poruszeniu. Jest piękna, ale…  
- Nie podoba Ci się – Adam przygląda mi się uważnie.
- Nie, to znaczy tak! Bardzo! Tylko… - staram się zatrzeć pierwsze wrażenie – zaskoczyłeś mnie. Z jakiej to okazji?  
- Bez okazji, a właściwie… chciałem, żebyś miała pamiątkę z połowinek – waha się, jakby nie wiedział, co ma zrobić z trzymanym w dłoni łańcuszkiem.  
- Założysz mi ją? – wyciągam szybko rękę.
- Grałem wczoraj z Arturem i zapytałem go, jaką miałaś sukienkę na Sylwestrze – ostrożnie zapina mi bransoletkę na nadgarstku – pamiętał tylko, że cała lśniłaś na niebiesko…
- Jest piękna – poruszam dłonią, a małe oczka rzucają wesołe błyski – dziękuję – zarzucam mu ręce na szyję i dotykam nieśmiało ust. Boże, jestem okropna! Chciał mi zrobić przyjemność, a ja zamiast radości, poczułam… rozczarowanie.  
- Można ją wymienić – mówi cicho.
- Nie! Za nic w świecie! - przywieram mocniej do jego ust – mmm – jest taki słodki!
- Dosyć tego! – Anka wparowuje do pokoju z dwoma szklankami w rękach.
---
W szatni jest ścisk, a my musimy zmienić buty. Na szczęście posiadanie dwóch dobrze zbudowanych "ochroniarzy” zapewnia nam odrobinę miejsca. Właśnie dopinam oporną klamerkę, kiedy Olka szturcha mnie łokciem.
- Ale ta laska ma zgrabny tyłek – syczy mi do ucha. Odwracam się i kogo widzę?  
- Część Kaśka! – uśmiecham się szeroko na widok mojej nowej koleżanki – Olka poznaj niespodziankę, którą zrobiłam Rafałowi.
- Cześć! - Kaśka lekko się rumieni. Rzeczywiście wygląda świetnie. Założyła obcisły kombinezon w stylu lat siedemdziesiątych. Dopiero w ruchu widać, że to spodnie, a nie długa spódnica. A tyłek? No, jak dla mnie bomba! Szkoda, że Rafał tego nie doceni.
- Cześć… - Olka, Adam i Rafał mają podobne miny. Zatkało ich! Ale miałam pomysł.
     Już wszyscy razem idziemy do stołu. Kazałam Rafałowi przyjść wcześniej, więc siedzi i grzecznie na nas czeka. Nie uświadamiałam Kaśki za mocno, ale od razują uprzedziłam, żeby raczej nie liczyła na randkę. Ku mojemu zdumieniu, wcale jej to nie przeszkadzało, choć powiedziała, że jest sama. Na nasz widok Rafałowi opada szczęka. No, nie na nasz, tylko Kaśki, bo chyba się domyślił, że ona, to ona.  
- No, stary – Adam klepie go po ramieniu – nic nie chcę mówić, ale siedzisz przy najlepszym stole w tym lokalu, a już na pewno, przy najładniejszym.
     Oddycham z ulgą, przyglądając się połyskującej bransoletce. Nie zapowiadało się dobrze, ale chyba bal nam się uda. Zaczynamy tradycyjnie, rosołem, a potem kawałkiem pieczonego kurczaka, ale przynajmniej mamy czas, żeby trochę pogadać, zanim zaczniemy tańczyć. Kaśka okazuje się sympatyczna, choć, jak to zauważa Adam, trochę za bardzo ekstrawertyczna. Ostatnio lubuje się w takich trudnych słowach. Z drugiej strony, Rafał nie jest lwem salonowym, więc przyda mu się taka zakręcona dziewczyna.  
- Zatańczymy? – Adam nachyla się do mnie, jak tylko rozlega się muzyka.
     To jakaś wolna melodia, więc przygarnia mnie do siebie tańcu. Zerka na mój nadgarstek. O rany, tak mi głupio.
- Pasuje do mnie – trącam nosem jego policzek.
- Też o tym pomyślałem – zagląda mi w oczy – Naprawdę Ci się podoba, czy mówisz tak, żeby mi nie sprawić przykrości?
- Czy ja Cię kiedyś okłamałam? – wytrzymuję jego spojrzenie.
- Nie – kręci głową – wydaje mi się, że nigdy.
- Wydaje Ci się? – mrużę gniewnie oczy. Może nie zawsze mówię wszystko, ale kłamać?  
- No dobrze, nigdy – stwierdza ugodowo.
     Tak dawno nie tańczyliśmy ze sobą, a tak bardzo to lubię. To zupełnie coś innego, niż zajęcia z tańca. Obok nas widzę Olkę z Radkiem i Kaśkę z Rafałem. Ci ostatni, nieźle sobie radzą, jak na kogoś, kto spotkał się pierwszy raz w życiu.  
- Adam, zatańczysz z Kaśką? – mam ochotę pogadać z Rafałem.  
     Zamieniamy się partnerami. Adam z Kaśką szaleją obok nas tak, że musimy się trochę odsunąć.
- Szkoda, że nie ma Pawełka, co? – uśmiecham się do Rafała – Jak Ci się podoba?
- Strasznie sympatyczna.– Rafał szczerzy się do mnie - Taka dziewczyna-kumpel, tylko ma lepszy tyłek!
- No wiesz? – opada mi szczęka – Odkąd to znasz się na babskich tyłkach?
- Nie przesadzaj, – udaje obrażonego – umiem docenić piękno, niezależnie od orientacji.
     Prowadzący ogłasza przerwę na jakieś jedzenie, więc wracamy do stołów. Adam i Kaśka są zdyszani jak dwa zgonione psy.  
- No ładnie! – opieram ręce na biodrach – Tylko Cię spuścić z oka i proszę! – oburzam się na Adama, wywołując ogólną wesołość przy naszym stole. Kaśka przygląda nam się przez dłuższą chwilę, ale też w końcu wybucha śmiechem.  
- Możesz na chwilę? - odciąga mnie na bok – Słuchaj, na tym konkursie byłaś z takim przystojnym chłopakiem… - zaczyna - Już z nim nie chodzisz? – przygląda mi się w napięciu.
- Z Arturem? Nigdy z nim nie chodziłam. To kolega, byłam z nim tylko dlatego, że Adam był w Stanach – uśmiecham się – A co, wpadł Ci w oko?
- O matko! – wzdycha – Tak właściwie, to chciałam tu przyjść, żeby go zobaczyć, ale myślałam, że jesteście razem. No, w każdym razie tak to wyglądało – stwierdza z zakłopotaniem.
- Nie, no coś Ty! Oni są z Adamem jak bracia – Ale ze mnie idiotka, że też wcześniej tego nie zauważyłam! – mogę Cię z nim poznać. O ile nic się nie zmieniło, to chyba nie jest z nikim…
- Jezu, mogłabyś? Naprawdę? – Chyba nieźle jej ten Artur zalazł za skórę – A na pewno nikogo nie ma?
- Zapytam Adama, on wie – wzruszam ramionami – mogę zaraz.
- Nie! Bo się domyśli, a faceci gadają między sobą – łapie mnie za rękę – Potem go zapytaj, tak przy jakiejś okazji – patrzy na mnie błagalnie – Myślisz, że mu się spodobam?
- Spoko! - uśmiecham się kącikiem ust – masz to, na co zwraca uwagę – mrugam do niej. Gdyby jeszcze można było kogoś przekonać do zakochania się.  
     Wracamy do stolika, bo kelnerki roznoszą jakieś pierogi.
- O czym tak gadałyście? – Olka sprawia wrażenie zazdrosnej.
- Potem Ci powiem – puszczam do niej oczko – takie babskie sprawy.
     Grzebię w pierogach widelcem, ale jakoś nie mam apetytu. Kaśka przypomniała mi ten mój udział w jury Dziewczyny Miesiąca. Margo się do mnie nie odezwała od tamtej pory. Inna sprawa, że ja też mogłam do niej zadzwonić. Jakoś nie mam ochoty z nią rozmawiać, ale chyba powinnam.  
- Kasia? – zagaduję przez stół – Margo się do ciebie odzywała?
- Nie – kręci głową – ale wiesz co? - zamienia się miejscami z Rafałem i siada obok mnie – ja u nich byłam. Ta asystentka, Kama, powiedziała mi, że mogę z nimi podpisać umowę, ale jednak będę musiała coś tam zapłacić.
- A to małpa! – wkurzam się. Nie dość, że Kaśka niesprawiedliwie nie wygrała, to jeszcze chcą od niej kasy? Wyjątkowy niefart. Mam nadzieję, że chociaż z Arturem jej się uda – Nie płać im i nie podpisuj tej umowy. Może znajdę inne rozwiązanie?
- Nie mam zamiaru – zastanawia się nad czymś – ale słyszałam, jak namawiają młode dziewczyny do zapisywania się na jakieś ich kursy chodzenia i pozowania. Oczywiście płatne – robi okropną minę – Nic nie chcę mówić, ale dają do zrozumienia, że one będą tak pracowały, jak Ty, czyli za granicą.
- Chyba żartujesz? – już wiem, dlaczego nie lubiłam tej Margo – Przecież to nie ona mnie tam wysłała!
- Nie, mówię poważnie – uśmiecha się krzywo – one używają Ciebie, jako wabia.  
- Czy ja dobrze słyszę? – Adam pochyla się do mnie i nadstawia uszu.
- Obawiam się, że tak – jestem wściekła!  
- Może powinniśmy poważnie z nią porozmawiać? – sposób, w jaki to mówi, nie wróży nic dobrego – chcesz, żebym to załatwił?
- Wydaje mi się, że powinnam to załatwić sama - Postanawiam w duchu, że zrobię im awanturę, albo po prostu zrezygnuję z umowy. W sumie, to i tak nic z tego nie mam – Sama się w to wpuściłam, to sama z tego wyjdę!
- Tylko nie narób sobie kłopotów… - zaczyna.
- Dam sobie radę – przerywam mu.  
Około drugiej mamy wszyscy dość. Muzyka jakoś nam nie podchodzi, a i pić już nam się nie chce.  
- Jedźmy do domu – Olka zarządza wreszcie odwrót. Chyba wszystkim nam był potrzebny taki sygnał.
Docieramy do mieszkania prawie na trzecią.  
- Myjemy się? – Adam pyta z taką niechęcią w głosie, że jestem gotowa skapitulować, ale i tak muszę zmyć makijaż.
- Taki ekspresowy prysznic – stwierdzam sennie i zaczynam ściągać sukienkę.
- O! – Adam dopiero teraz zauważył, że mam na sobie pończochy – chyba Ci pomogę z tym rozbieraniem.
- Przestań – bronię się, chichocząc – jestem spocona.
- Lubię, jak jesteś spocona… - pachnie alkoholem, ale ja pewnie też. Jednak po chwili zmęczenie bierze górę i nie mam ochoty grać w to dalej.
- Dość – odpycham od siebie zachłanne dłonie – chcę się umyć.
     Adam opiera się o umywalkę i śledzi, jak zsuwam pończochy. Chce coś powiedzieć, ale w końcu rezygnuje. Całe szczęście, bo rozmowy nocą nie są moją mocną stroną. Mijamy się w drzwiach prysznica i pospiesznie się osuszam. Padam z nóg, więc z ulgą przyjmuję pozycję poziomą. Prawie śpię, kiedy Adam wsuwa się do łóżka i przygarnia mnie do siebie. Ciepła dłoń ogarnia moją pierś.
- Lubię tak zasypiać – mruczy – i tak się budzić…
- To zrób z tym coś… - szepczę sennie.
     Odpowiada mi miarowy głęboki oddech.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 6073 słów i 34157 znaków.

13 komentarze

 
  • missWiki

    No cóż nic dodać nic ująć.. Martwi mnie trochę ta spinka Artura.. Ale jak mniemam trochę napięcia nie zaszkodzi;)

    29 maj 2014

  • andzia

    Kochana Roksana <3

    28 maj 2014

  • Roksana76

    Witajcie drodzy czytelnicy, leci do was nowa część  :jupi:

    28 maj 2014

  • an

    Ty tez! ;D

    27 maj 2014

  • Roksana76

    An, jesteś niesamowita! dzięki, dzięki, dzięki!

    27 maj 2014

  • an

    Adam naprawde nie powinien byc go taki pewien. Przyjazn przyjaznia, ale juz niejednokrotnie w swoim zyciu przekonalam sie, ze niestety roznie z nia bywa, gdy na horyzoncie pojawi się piękna dziewica(niekoniecznie w dzisiejszym tego slowa znaczeniu). Mam nadzieje, ze Ola nie jest taka, zeby się latwo poddac urokowi przystojnego Artura :D na pewno nie. Przeciez kocha Adama. Tylko niech lepiej odda te spinke, bo bedzie musiala się ostro tlumaczyc. Ciesze się, ze ona i Anna się lubia :D czekam na cd

    27 maj 2014

  • an

    :) Super. Tata Oli ma zdecydowanie rację i moglby sie drogi Artur zajac rownie droga Kasia. Wiem ze jestem niesprawiedliwa,
    a Arturek z pewnoscia skrywa interesujaca nature pod maska wyrywacza, ale nie. Nie lubię go i chyba nigdy nie polubie. Nie lubię takich mocno "uzywanych" chlopakow, jesli moge to tak nazwac. Coz za hipokryzja, w koncu Adam tez
    swiety nie byl. W ogole nie byl ;| Ale jednak. Wydaje mi sie byc lepszym czlowiekiem. Zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie. No ale tak czy siak

    27 maj 2014

  • ;)

    Dodasz dziś jeszcze jedną część? Boskie! :*

    27 maj 2014

  • red&rot

    więcej, więcej i więcej;3

    27 maj 2014

  • Roksana76

    Sorry, za te przerwę, ale miałam gości

    27 maj 2014

  • Tuśka

    Prooooszę jak najszybciej o następną część :-)

    27 maj 2014

  • Sylwia.

    Ja chce jeszcze!

    27 maj 2014

  • misiak:)

    Nie mogę juz sie doczekać następnej części nie daj mi długo czekać sproszę a opowiadanie boskie :) pozdrawiam Misiak :)

    27 maj 2014