Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Harry Potter: Dwoje na drodze: rozdział 1

Harry Potter: Dwoje na drodze: rozdział 1Weronika Malfoy - córka Lucjusza i Narcyzy, bliźniacza siostra Dracona, wydaje się być śmierciożerczynią, która ma na celu wyrządzenie jak największej krzywdy ludziom. Prawda jest jednak inna. Jest tylko jeden człowiek, przed którym panna Malfoy potrafi otworzyć się całkowicie. Jest nim Severus Snape. Obydwoje są szpiegami, ich poglądy na wiele tematów są podobne. Pragną wolności.  

1. "Perfekcyjny spokój"

Szła wolno i próbowała zachować perfekcyjny spokój. Może i nie było to łatwe, idąc na spotkanie z Czarnym Panem i Śmierciożercami, lecz jej dziwnym sposobem zawsze się to udawało. Kto by pomyślał, że Weronika Narcyza Andromeda Malfoy, może być kompletnie martwa w środku? Tak, to wszystko ją wyniszczyło. Miała szesnaście lat i była w szóstej klasie w Hogwarcie, gdy jej ojciec  - Lucjusz – po raz pierwszy poprosił ją, by uczestniczyła w spotkaniach Śmierciożerców, które regularnie odbywały się w ich rodzinnym domu. Oczywiście była w szoku. Wiedziała, że jej ojciec i bliźniaczy brat – Draco – są Śmierciożercami, jednakże nigdy nie spodziewała się, że i ona dołączy do tej drużyny! Lecz od tamtego wydarzenia minął już rok, a spotkanie na które teraz szła, było jednym z kilkudziesięciu, na których miała przyjemność być. Teraz te spotkania były coraz częstsze, gdyż planowano bitwę. Bitwę o Hogwart. I oczywiście to spotkanie było jednym ze spotkań, na których omawiano szczegóły dotyczące bitwy. Jej zadanie było trudne: musiała przekazywać informacje Dumbledorowi, jednocześnie dbając o to, by Voldemort niczego nie podejrzewał. Tak, to prawa, była sercem po stronie Dyrektora Hogwartu, jednak nie mogła zrezygnować ze służenia Voldemortowi, gdyż zabiło by to nie tylko ją, ale i prawdopodobnie jej rodziców i brata, być może i ciotka Bella byłaby zagrożona. Ale nie czuła się tak bardzo źle, gdyż dużym wsparciem był dla niej Severus Snape. Można powiedzieć, że to dzięki niemu jeszcze jakoś funkcjonowała. Dawał jej cenne rady dotyczące szpiegostwa, przecież on sam był szpiegiem. Gdy miała jakiś problem, zazwyczaj przychodziła z nim do niego, a on zawsze jej doradzał. Nawet jak po prostu nie miała nikogo obok siebie, zawsze mogła liczyć na jego towarzystwo. Bardzo szanowała jego osobę, i poza tym, że Snape był jej wychowawcą i nauczycielem od eliksirów, znajdowała w nim również przyjaciela i pocieszyciela.  
Gdy stanęła już przed wielkimi mosiężnymi drzwiami, wiodącymi do pokoju w którym trwało zebranie, dziewczyna zamknęła na chwilę oczy, wzięła wdech i cicho wypuściła powietrze. Nie mogła tam przecież wejść ze strachem wymalowanym na twarzy! Szybko założyła maskę obojętności, po czym drzwi otwarły się przed nią.  
Wkroczyła wolno i uśmiechnęła się lekko do Śmierciożerców, którzy siedzieli już przy podłużnym stole. Na samym początku tego stołu siedział nie kto inny, jak Czarny Pan. W myślach spanikowała, widząc jego przenikliwe spojrzenie, jednak nie dała po sobie poznać. Podeszła bliżej i ukłoniła się nisko.  
- Witaj, mój panie.
- Weroniko, myślałem że nie przyjdziesz.  
- Jakże bym mogła – odparła bardzo spokojnie.
- Zajmij swoje miejsce, moja droga.  
Dziewczyna usiadła obok swojego brata i matki chrzestnej – Bellatriks. Mimo, iż Draco był jej bliźniaczym bratem, zupełnie się od niego różniła. On z wyglądu przypominał typowego Malfoy'a – blond czupryna, jasne niebieskie oczy, dosyć blada cera, idealna męska sylwetka, mięśnie. Ona z kolei, po Malfoy'ach odziedziczyła jedynie błękitne oczy, które i tak nie były jasne, lecz ciemne. Włosy miała brązowe, sięgające do piersi. Cera ładna, nieco ciemna. Szczupła, piękna sylwetka, wyraźne wcięcie w talii. Jedno było pewne: rodzeństwo uwielbiało ubierać się elegancko, tak jak rodzice. Weronika zawsze, gdy tylko nie musiała nosić szkolnej szaty, ubierała sukienki, zazwyczaj czarne, które podkreślały jej figurę. Uwielbiała też buty na obcasie, w których czuła się dobrze. Dracona miłością były koszule, marynarki i garnitury, których miał w garderobie pod dostatkiem.  
- Na dzisiejszym spotkaniu pragnę przedstawić wam, kilka nowych informacji, które zdobył dla nas Yxley – oznajmił Czarny Pan. - Więc po pierwsze, w Ministerstwie chodzą pogłoski o zagrożeniach, bitwach i tym podobne, także podejrzewam, iż spora część czarodziejów wie już o naszych zamiarach. Tak czy inaczej, stary Dumbledore pewnie też.
- Ale skąd wiedzą, panie? Czy jest wśród nas zdrajca?! - Bellatriks zerwała się na nogi mierząc chłodnym spojrzeniem każdego po kolei.  
- Bellatriks, spokojnie – Voldemort machnięciem ręki rozkazał, by usiadła. - Sądzę, iż nie jest to tajemnica, że ostatnio nie darzymy Hogwartu miłością. Każdy już wie o ataku, który miał miejsce miesiąc temu, i niestety okazał się dla nas porażką. Od tamtego czasu pojawiły się te plotki, ale to nawet dobrze, niech czarodzieje mają świadomość, co się kroi.  
I tak mniej więcej wyglądało każde spotkanie. Dla Weroniki było to dosyć męczące, więc zawsze wlepiała spojrzenie w jeden punkt i siedziała tak nieruchomo do końca spotkania, uważnie wyłapując każde słowo Czarnego Pana, by wraz z Severusem przekazać potem odpowiednie informacje Dumbledorowi. Oczywiście o jej szpiegostwie nie wiedział nikt prócz Zakonu Feniksa, Dracona i w rzeczy samej Severusa.  
Następnego wezwania spodziewajcie się w przeciągu dwóch tygodni, żegnajcie przyjaciele –  tymi słowami Voldemort zakończył spotkanie, deportując się, Merlin wie gdzie.
Gdy zniknął Czarny Pan, zaczęli deportować się pozostali Śmierciożercy. Wkrótce w jadalni został jedynie Draco, Lucjusz oraz Weronika z Narcyzą i Bellatriks. W cieniu stał również Severus.
- O co chodzi, Snape? - zapytała Bellatriks zaraz po tym, gdy go dostrzegła.
- Zostałem, by dostarczyć do Hogwartu młodych Malfoy'ów, bo jak mniemam, nie radzą sobie chyba jeszcze za dobrze z deportacją, czyż nie?  
Lestrange zmierzyła go chłodnym spojrzeniem, po czym opuściła jadalnie i udała się do swojej komnaty.
- To widzimy się na spotkaniu – Narcyza poklepała swoje dzieci po ramieniu, po czym szczerze uśmiechnęła się do nich. Może i pragnęła ich teraz wyściskać, ale nie chciała pokazywać swojej słabości do własnych dzieci przed Severusem.
- Jakie to wzruszające, Cyziu. Idziecie czy mam deportować się sam?  
Po chwili cała trójka: rodzeństwo Malfoy'ów i Snape, stali już przed bramą Hogwartu. Weszli ostrożnie na teren szkoły, gdyż był już wieczór i panował mrok. W ciszy skierowali się w stronę zamku. Gdy Snape stał już przed drzwiami wiodącymi do swojego gabinetu, uważnym wzrokiem obserwował Weronikę, która powoli szła ze spuszczoną głową w stronę kamiennej ściany, która była przejściem do Pokoju Wspólnego. Oczywiście Draco miał nieco szybsze tempo, więc już dawno był w dormitorium i szykował się do spania. Severusowi zrobiło się naprawdę żal tej dziewczyny, w końcu była taka młoda, a już musiała nosić ten piekielny znak na przedramieniu! Wiedział, że dziewczyna ma duże powodzenie u płci przeciwnej, a dziewczyny ze Slytherinu wręcz stają na rzęsach, by się z nią zaprzyjaźnić, jednak on nie widział w niej nic wyjątkowego. No bo co można wyjątkowego dostrzec w osobie, która ciągle udaje, że jest dobrze a tak naprawdę umiera od środka? Snape postanowił, że postara się za wszelką cenę przyjrzeć tej osobie. Zawsze przychodziła do niego z problemami, chociaż dla niego wydawały się być one błahostką. Może naprawdę nie radziła sobie z takimi rzeczami, jak kłótnie z bratem czy niechęć do koleżanek? Mimo, że jej „problemy” go wręcz śmieszyły, zawsze słuchał jej do końca i stawał się dawać rady. Ale jak to możliwe, że taka osoba jak ona, nie radzi sobie z najprostszym powikłaniem? Przecież zawsze spokojnie zachowuje się w obecności najniebezpieczniejszego czarnoksiężnika na świecie, jej frekwencja na zebraniach jest stuprocentowa, słowo w słowo przekazuje wszystko co zapamiętała Albusowi, nie ma problemów z nauką, nigdy nie żaliła się też z powodu złamanego serca, więc o co chodzi? Czyżby naprawdę nie była taka silna, na jaką się wydaje?  
Otworzył drzwi wiodące do swojego gabinetu, po czym zamknął je ostrożnie i zabezpieczył kilkoma ochronnymi zaklęciami. Dochodziła dwudziesta. Postanowił, że weźmie prysznic po czym za pomocą sieci Fiuu, uda się do Dyrektora by przekazać informacje. Miał nadzieje, że stawi się tam też Weronika, bo nie wyglądała za dobrze. Może powinna odpocząć? Merlinie, Snape, co cię obchodzi jakaś głupia małolata? Podjęła się szpiegostwa to ma przekazywać informacje, a nie odpoczywać, pomyślał.  
Gdy upewnił się jeszcze raz, że jego gabinet jest zamknięty, zwrócił się w stronę ciemnych jak ściana drzwi, które stały w ciemnym końcu gabinetu. Kto by się spodziewał, że za tymi drzwiami znajduje się mieszkanie znanego ze swojej złośliwości i sarkazmu, profesora Snape'a? Przekręcił klamkę, po czym wszedł do środka. Stał już w swoim salonie i nareszcie mógł się rozluźnić. Cicho zachichotał na myśl, że pewnie każdy uczeń myśli, iż jego mieszkanie jest tak samo ponure jak sam on czy jego gabinet. Wręcz przeciwnie! Jego prywatne mieszkanie było przytulniejsze niż Pokój Wspólny Kurczaków! Kurczaki – tak Snape nazywał potajemnie Gryfonów i uważał, że jest to bardzo zabawne. Na lewo od wejścia, rozciągał się wielki regał, który sięgał aż do samego sufitu. Oczywiście w każdy możliwy zakamarek tej biblioteczki wepchnięta była książka. Przy tej samej ścianie przy której drzwi, stała jedynie drewniana komoda. Na prawo, czyli przy ścianie wschodniej, stały samotnie również drewniane drzwi, które wiodły do małej kuchni. I tak rzadko w niej przebywał, gdyż nie miał czasu gotować. Miał od tego skrzata domowego. Na ścianie południowej, czyli tej równoległej do ściany z drzwiami wejściowymi, rozciągały się kręcone schody. Na ich szczycie znajdował się korytarzyk, przez który można było dostać się do sypialni Mistrza Eliksirów, łazienki, a także pokoju gościnnego, w którym jak na razie nikt nie miał przyjemności przebywać. Na lewo od schodów stał stolik cały zawalony przeróżnymi pergaminami. Na prawo natomiast, można było ujrzeć kominek, który połączony był z kominkiem Dyrektora, jak i innych nauczycieli. Na środku salonu stały dwa fotele oraz kanapa i stół, na którym stała filiżanka z niedopitą, poranną kawą. Wspinając się po schodach, przypomniał sobie, że ma do sprawdzenia jeszcze eseje trzecioklasistów. Oczywiście kolejną noc spędzi nieprzespaną, bo znów Dumbledore za dużo od niego wymaga. Nikt w tym zamku nie zdawał sobie tak naprawdę sprawy, jak trudno jest uczestniczyć w spotkaniach, udawać niewyżytego Śmierciożercę, podsuwać Voldemortowi błędne informacje na tyle sprytnie, by nikt nie zorientował się, iż jest to kłamstwo. A gdy przyjdzie co do czego, jeszcze patrzeć na niewinnych ludzi, którzy są torturowani przez Czarnego Pana i Śmierciożerców, na gwałcone kobiety, które błagają o wolność, męcząc się pod ciężarem ciał zwolenników Toma Riddle'a. Czasem nawet sam musiał podlegać torturą, gdy coś poszło nie po myśli Czarnoksiężnika. A potem jak gdyby nigdy nic wracać do swojego pustego pokoju ze świadomością, że tak naprawdę nikt tam na niego nie czeka, że znów będzie sam ze sprawdzianami i esejami, które ma do sprawdzenia. Nikt nie wiedział, jakie ciężkie życie ma Severus Snape, a jak bardzo mimo wszystko stara się pomagać swoim uczniom, przekazać im jak najdokładniej swoją wiedzę, i wychowywać swoich Ślizgonów których traktował niemalże jak swoje skarby.

Wero

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2115 słów i 12114 znaków.

Dodaj komentarz