Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Harry Potter: Dwoje na drodze: rozdział 2

Harry Potter: Dwoje na drodze: rozdział 2Weronika Malfoy - córka Lucjusza i Narcyzy, bliźniacza siostra Dracona, wydaje się być śmierciożerczynią, która ma na celu wyrządzenie jak największej krzywdy ludziom. Prawda jest jednak inna. Jest tylko jeden człowiek, przed którym panna Malfoy potrafi otworzyć się całkowicie. Jest nim Severus Snape. Obydwoje są szpiegami, ich poglądy na wiele tematów są podobne. Pragną wolności.

2. "Błahostki"  

Sam nie wiedział czego się spodziewać idąc do gabinetu Dumbledore'a. Miał nadzieję, że Weronika tam będzie, ponieważ jakaś ważna informacja mogła się gdzieś zawieruszyć w jego głowie, a młoda miała lepszą pamięć. Chociaż oczywiście, Snape zawsze dodawał krótki komentarz do każdego wypowiedzianego zdania Voldemorta. Dyrektorowi ułatwiało to sprawę, bo czasem już sam gubił się w swoich rozważaniach.  
Stanął przed kamiennym gobelinem. Jakoś wypadł mu z głowy pomysł użycia kominka.  
- Malinowe ciastko – mruknął z niechęcią.
Bo jak można było ustalać tak idiotyczne i banalne hasło, do jednego z najważniejszych pomieszczeń w szkole?! Severus zawsze uważał, że hasło powinno być kombinacją różnych dziwnych słów lub wyrażeń, na które nikt by nie wpadł. On mógłby ustalić sobie hasło, które brzmiałoby „Potter najlepszym chłopcem świata” i miałby pewność, że nikt nigdy tego hasła nie odgadnie.  
Wysunęły się przed nim kamienne schody, a on powoli zaczął się wspinać. Gdy stał już przed mosiężnymi drzwiami, miał zupełnie w nosie pukanie i machnięciem różdżki otworzył je. Albus na jego widok uśmiechnął się lekko. Gdyby ktoś inny wtargnąłby do jego gabinetu bez pukania, pewnie nie skończyłoby się to dla niego przyjemnie, jednakże Severus zawsze mógł wszystko i wszędzie. Według samego siebie.
Całe szczęście, że na krześle siedziała już panna Malfoy, popijając gorącą herbatę. Inaczej Snape pewnie nie byłby zbytnio szczęśliwy.  
- Napijesz się czegoś, Severusie? - zapytał grzecznie Albus.
- Oczywiście, że nie. Przejdźmy do rzeczy, nie mam zbytnio czasu.
- Nie masz czasu? To co masz do roboty? Siedzenie w swoim pokoju i czytanie książki?  
- Albusie przykro mi, ale się mylisz. Niestety mam do sprawdzenia jeszcze eseje trzecioklasistów, więc gwarantuję ci, że nie stawię się jutro na śniadaniu, gdyż będę odsypiał. Co z tego, że dwie godziny.  
- Przykro mi, ale to nie moja wina, że tyle zadajesz prac domowych. Gdybyś nie robił tego tak często, pewnie miałbyś i mniej do roboty.  
- A co ty myślisz?! - Severus zmarszczył brwi. - Ja w porównaniu do innych nauczycieli, nieco wymagam od swoich uczniów, by nie osiedli na laurach.  
- Dobrze Severusie, Eliksiry to twój przedmiot, także rób sobie co chcesz – Dumbledore mrugnął do niego. - Ale tematem tego spotkania nie jest chyba to, o czym teraz rozmawiamy.  
No i zaczęło się zdawanie relacji ze spotkania śmierciożerców. Zawsze było tak, że to Severus opowiadał, a Weronika dodawała kilka słów, gdy coś umknęło na spotkaniu jego uwadze, choć prawie nigdy się to nie zdarzało. Gdy on już skończył opowiadać i mówił sam, jakie są zagrożenia w ich przypadku lub dzielił się innymi obawami, Weronika potem również mówiła, co może wyjść dla nich na niekorzyść, lub o swoich spostrzeżeniach na temat Czarnego Pana, czy też może śmierciożerców i ich planach.  
Rozmowa z dyrektorem nie była zbyt długa, gdyż na dzisiejszym zebraniu Czarny Pan i śmierciożercy nie dostarczyli zbyt wiele informacji.  
Spodziewałem się znacznie gorszych wieści, ale na szczęście nie jest na razie tak źle. Skoro atak na nas planują za około kilka miesięcy, powinni już zacząć przygotowania, stąd moje obawy. Tak czy inaczej, dziękuję wam serdecznie, możecie już iść. Dobranoc.
Severus mruknął coś pod nosem i wszedł do kominka, sypnął proszek, powiedział odpowiednie słowa i po chwili już stał w swoim salonie.  
Weronika w tym czasie pożegnała się z dyrektorem, po czym opuściła jego gabinet, kierując się w stronę lochów. Przechodziła właśnie obok klasy, w której odbywają się zajęcia obrony przed czarną magią, gdy usłyszała dochodzący stamtąd krzyk. Ostrożnie otworzyła drzwi i weszła do pomieszczenia. Przy jednej z ławek siedział nauczyciel, Remus Lupin, przeglądając jakieś pergaminy. Zbliżyła się do niego, i złapała za ramię. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie, gdyż siedział plecami do drzwi i odetchnął z ulgą, na widok uczennicy.  
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- A co ma być nie tak?  
- Słyszałam krzyk.
- Chyba się przesłyszałaś – uśmiechnął się do niej lekko.
- Jestem pewna, że nie. Ktoś krzyczał, naprawdę.  
- Tym ktosiem na pewno nie byłem ja, gwarantuję ci. A tak w ogóle to co robisz o dwudziestej drugiej na korytarzu szkolnym?  
Weronika przypomniała sobie jedno ze spotkań Zakonu Feniksa, na którym uczestniczyła i we wspomnieniach szukała, czy na tych spotkaniach był także Lupin. Przypomniała sobie sytuację, jak rozmawiała w kącie z Severusem po zebraniu, gdy podszedł do nich Remus. Czyli tak, należał do Zakonu, więc wiedział o jej szpiegostwie, więc mogła mu powiedzieć o wizycie u Dumbledore'a.
- Byłam z profesorem Severusem u dyrektora, by zdać relację ze spotkania.
- Spotkania śmierciożerców, tak?  
Dziewczyna pokiwała głową.  
- Radzisz sobie jakoś? Siadaj, tu obok.
Weronika uniosła lekko brwi i niepewnie usiadła obok profesora. Od kiedy był dla niej taki uprzejmy? Ze swoich szpiegowskich doświadczeń wywnioskowała, że udaje po prostu jej przyjaciela, by zaspokoić ciekawość i dowiedzieć się czegoś więcej o spotkaniach. Musiała zachować granicę.  
- No nie powiem, że jest tam najprzyjemniej, jednakże jakoś sobie radzę.
- Jest ci na pewno trudno – stwierdził Remus i spojrzał na jej przedramię. Ku jego zdziwieniu, nie było tam znaku.  
- On tu wciąż jest – dziewczyna wyciągnęła rękę i Remus po dłuższym przyglądaniu się, spostrzegł wyblakły znak. - Profesor Snape polecił mi zaklęcie, które na jakiś czas usuwa wyrazisty kolor znaku i ten pozostaje prawie niewidoczny.
- A skąd profesor Snape zna takie zaklęcie?
- Czy ja wiem? Pewnie sam je utworzył, gdyż wcześniej nie słyszałam o tym zaklęciu, a jestem dosyć dobra z tego przedmiotu.  
- Tak, też o nim nie słyszałem.  
- To teraz jak już pan wie, proszę mi obiecać, że się pan nikomu nie wygada. To jest mała tajemnica i raczej nie powinnam o tym nikomu wspominać.
- Ależ oczywiście, masz moje słowo. Jak chcesz, mogę odprowadzić cię do lochów, by nie stała ci się żadna krzywda.
- Sądzę, że sobie poradzę – powiedziała niepewnie, zaniepokojona troską Lupina o swoją osobę. - Tak czy inaczej dziękuję i życzę dobrej nocy.  
- Dziękuję, panno Malfoy. Życzę tego samego.
Uśmiechnęła się do niego, a gdy tylko wyparowała z klasy, z jej twarzy uśmiech natychmiast spełznął. Chwila, co to miało być?! Dlaczego on na każdej lekcji tajemniczo się do niej uśmiechał, a teraz jeszcze to? Dopiero teraz zauważyła, że zawsze przymrużał oko na jej błędy podczas zajęć, kilka razy złapał ją w nocy na korytarzu, a mimo to udawał, że nic wielkiego się nie stało. Czego on od niej chciał?  
Gdy znalazła się już w salonie ślizgonów spostrzegła, że na kanapie przed kominkiem siedzi jej brat, Draco. Podeszła do niego i usiada obok. Chłopak wpatrzony był w płomienie.  
- Musimy pogadać – powiedział nawet na nią nie spoglądając.
Weronika dobrze znała swojego brata i ten jego ton nie wróżył wcale nic dobrego.
- O co chodzi, Draco?
- Rozmawiałem dzisiaj ze Snapem. Nie wiem czy ci coś mówił, ale ja się czegoś dowiedziałem. Za dwa dni, czyli w piątek, Śmierciożercy mają zaatakować mugolską wioskę.  
- Ale po co mają to robić? Co im to da?
- Da im się wyżyć. Wiesz jacy są... To psychopaci. Pragną krwi, śmierci, bólu. Wiem też, że na takich „wypadach”, śmierciożercy lubią zabawiać się z mugolskimi kobietami. No wiesz, okrutne gwałty.
- CO? Skąd ty to wszystko wiesz? Snape ci powiedział?  
- Naturalnie.  
Siedzieli długo w ciszy i wpatrywali się w ogień. Weronika przypomniała sobie, jak dawno temu bawiła się ze swoim braciszkiem w chowanego... Beztrosko biegali po domu, a mama chodziła za nimi krok w krok by mieć pewność, że nic się z nimi nie dzieje złego. Tata, gdy wracał z pracy, unosił swoją ukochaną córeczkę i podrzucał do góry, sprawiając jej ogromną frajdę. Potem brał swoją dumę, czyli syna, i opowiadał mu godzinami o historiach czarodziejów. Weronika też często lubiła się w nie wsłuchiwać. Czasem nawet i Narcyza siadała obok męża i z zaciekawieniem słuchała.  
Gdy tak wspominała te stare, dobre czasy, nie miała pojęcia, że w głowie Dracona kłębią się dokładnie te same myśli.  
Lecz po chwili zadała sobie pytanie, na które nie znała odpowiedzi i nie wiedziała, czy chce poznać. Bała się odpowiedzi.  
- Draco... Czy ty też będziesz musiał wziąć udział w tym ataku? Czy będziesz musiał to robić tym kobietom? Zabijać tych mugoli?  
Blondyn po raz pierwszy odwrócił się od kominka i spojrzał na nią. Nic nie odpowiedział, lecz jego oczy mówiły wszystko. Nie pierwszy raz widziała w tych błękitnych oczach smutek i strach.  
- Draco... Tak mi przykro.
Przysunęła się do niego i czule objęła. Nie mieściło jej się w głowie to, że jej kochany braciszek, z którym spędziła całe życie, będzie zmuszony do czegoś tak okrutnego jak gwałt. W sumie już nie chodziło o sam gwałt, bo skoro będzie uczestnikiem tego ataku, pewnie będzie musiał również zabijać... A to dla tego rodzeństwa nie było takie łatwe.  
W nocy Weronika spała bardzo niespokojnie. Wciąż budziła się, bo koszmary ciągle ją męczyły. Śniła o tych atakach, w których pewnie sama niedługo będzie musiała uczestniczyć. Widziała w snach swojego brata, który wymawia mordercze zaklęcie...  
Tak czy inaczej, rano obudziła się kompletnie niewyspana. Wzięła zimny prysznic, by nieco się obudzić, ubrała się, umyła zęby, spakowała torbę. Poranek nie różnił się niczym od pozostałych. Gdy schodziła do Wielkiej Sali, na wrotach wisiało ogłoszenie które informowało, iż lekcje są dziś odwołanie z powodu wyjazdu do Hogsmeade. Szczerze się zdziwiła, gdyż nikt wcześniej jej nie poinformował, że jest jakikolwiek wyjazd. Tak czy inaczej, i tak wolała zostać w szkole.  
- Malfoy, do mnie – usłyszała za sobą znajomy głos.
Odwróciła się i zauważyła Snape'a, który spojrzał na nią beznamiętnie i pognał w stronę lochów. Zmarszczyła brwi i udała się za nim. Gdy zbiegała już po schodach i usłyszała, że drzwi od gabinetu Mistrza Eliksirów z hukiem się zamykają, z irytacji pokręciła głową i przyspieszyła. Jakby nie mógł pół minuty poczekać, albo chociaż nie iść tempem dzikiego zwierzęcia, które rozpiera energia.  
Gdy stanęła przed drzwiami do gabinetu, już chciała wchodzić, ale pomyślała, że dla jej ukochanego profesorka będzie to świetny powód, by trochę ponarzekać i pokrzyczeć. Uniosła więc rękę i walnęła pięścią w drzwi. W sumie to wyszło to jeszcze gorzej, niż by miała wejść bez pukania. Słysząc ciche przekleństwa dochodzące zza drzwi, usłyszała „Właź”, po czym ostrożnie uchyliła drzwi, jakby spodziewała się za tymi drzwiami co najmniej rozwścieczonego Voldemorta, który zamierza ją torturować.  
- Chciał pan mnie widzieć – pospiesznie zamknęła drzwi, i zanim się obejrzał siedziała już na krześle za jego biurkiem.
- Nie chciałem.  
- To po co mnie pan tu zwabił?  
- Zwabił, doprawdy? Więc „zwabiłem” cię tu po to, by z tobą porozmawiać. Nie oznacza to wcale, że chciałem. Po prostu muszę to zrobić.
- Proszę przejść do rzeczy, profesorze – powiedziała z lekkim uśmieszkiem.  
Snape zmierzył ją piorunującym spojrzeniem i lekko uniósł kąciki ust. Merlinie, za co ona lubiła tego człowieka?!  
- Więc nie wiem czy Draco już ci mówił, ale wolałbym cię ostrzec. Chodzi o to, że w piątek, wraz z Draconem i innymi śmierciożercami robimy atak na wioskę.
- Wiem już o tym. Niepokoi mnie to, że mówi to pan takim tonem, jakby nie widział pan nic w tym złego. Albo to, „robimy atak na wioskę”, czyli robicie to świadomie, z własnej woli czy za przymusem Czarnego Pana?
- Zgadnij – odparł krótko, zupełnie zaskoczony teorią dziewczyny.  
- No nie wiem, czego mogłabym się panu spodziewać. Nie no dobra, żarty żartami, ale ufam panu i nie sądzę, by robił to pan z własnej woli. Tak czy inaczej Draco mi już powiedział, o co chodzi.  
- Wspomniał też o tym, co będzie musiał doświadczyć po raz pierwszy w swoim krótkim życiu, czy raczej wstydził się?  
Szatynka nie musiała się długo zastanawiać, by zgadnąć, o co chodzi Severusowi.  
- Powiedział mi wszystko. Łącznie z tymi okropieństwami.
- No ale co jest tym okropieństwem?  
- Robienie krzywdy kobietą, zabijanie, tortury, właśnie to!
- Tak, czyli wspomniał o wszystkim – Severus delikatnie pomasował skronie. - Szkoda mi tego chłopaka, jest zbyt młody na takie rzeczy, jednakże Czarny Pan jest bezlitosny.  
Siedzieli w ciszy. Weronika miała tendencje do rozważania zaistniałych okoliczności, podczas ciszy, która krępowała innych.  
W jej głowie narodziły się paskudne myśli. Wiedziała dobrze, że skoro Draco będzie musiał torturować te kobiety fizycznie, to Snape tym bardziej. Bolało ją to strasznie. Nie wiedziała dlaczego. No bo przecież to normalne, że martwiła się o swojego młodego brata, ale przecież Severus pewnie nie robił tego po raz pierwszy. Mimo wszystko zamartwiała się. Wiedziała, że przecież on by nie chciał...  
Tymczasem Snape zastanawiał się, co zrobić, by albo pozbyć się Weroniki, albo zacząć jakiś konkretny temat, bo nie miał zamiaru siedzieć w ciszy. Postanowił więc zacząć rozmowę. Jednak zanim mu się to udało, Weronika otworzyła usta.
- Nie zauważył pan dziwnego zachowania u profesora Lupina?
- Co jest dziwnego w jego zachowaniu? Znaczy ja rozumiem, że on ogólnie jest dziwny, ale nie mam pojęcia, o co tobie może chodzić.  
- Chodzi mi o to, że ostatnio przymyka oko na moje wyskoki, traktuje mnie inaczej niż innych uczniów, a wczoraj wieczorem rozmawiał ze mną i był bardzo zainteresowany moją osobą.  
- Może po prostu się o ciebie troszczy? - Snape skrzyżował dłonie na piersiach.  
- No proszę pana, widział pan kiedyś, żeby Lupin zwrócił na mnie choć najmniejszą uwagę? A teraz najchętniej odprowadzałby mnie do lochów, każdego wieczora!
- Może mu się spodobałaś?
- Nie wiem, martwi mnie to.
No i gratulacje Snape, powiedział w duchu. Znów Weronika zacznie się wyżalać i narzekać i jak zwykle ma do tego wielkie powody! No bo przecież to coś okropnego, gdy nauczyciel jest miły, prawda? Błędne koło. I tak było ciągle, gdy próbowali rozmawiać. Ona mu się zwierzała, on jej doradzał i podsuwał myśli, ona się nieco uspakajała i po pewnym czasie znów musiała znaleźć sobie nowy problem, który jak zawsze okazuje się być błahostką. Nie chodziło o to, że nie chciał jej wysłuchać czy coś w tym stylu, ale po prostu męczyło go to już... Ona w ogóle nie miała poczucia, co jest problemem z którym należy przychodzić po pomoc. No bo na pewno się stresowała przed spotkaniami z Czarnym Panem. Na pewno bała się tortur, które czasem lubiono na spotkaniach na niej stosować. A mimo wszystko nigdy nie przychodziła z tym do niego, tylko z takimi banałami! Obiecał sobie, że kiedyś jej to wygarnie, ale może nie dziś.  
Po pewnym czasie Weronice najwyraźniej znudziło się marudzenie, więc opuściła jego gabinet, życząc mu przy tym dobranoc.  
A gdy tylko znalazła się w swoim łóżku, uśmiechnęła się do siebie. Widziała zawiedzioną minę Severusa, gdy znów zaczęła wyrzucać z siebie swoje żale, które nawet dla niej były błahostkami. A po co to robiła? Po prostu nie chciała mówić mu o prawdziwych problemach, lecz po prostu z nim porozmawiać. Tylko on dawał jej oparcie na spotkaniach ze śmierciożercami, którego tak bardzo potrzebowała.

Wero

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2960 słów i 16438 znaków.

Dodaj komentarz