Królestwo Mongolii 7

Niestety moje obawy się potwierdziły. Musze iść do szkoły, lecz nie wiem czy będę mogła na kilka tylko dni tu się uczyć, a resztę nauki nadrobić w Królestwie Mongolii, z przyjaciółmi. Chciałabym jak najszybciej zacząć naukę magii. Katrina mówiła mi, że muszę iść na ''kasting'', czy w ogóle jestem czarodziejką. Mówiła też, że na nim duża część uczniów zdobyła pierwsze moce.

Rankiem zaczęłam sobie cały wczorajszy dzień przypominać. Coś miałam na końcu języka, związane to było z Katriną.. Ale za cholere nie mogłam sobie tego przypomnieć. Wstałam, ubrałam się w krótkie jeansowe spodenki, biały t-shirt i białe buty. Rozczesałam włosy, po czym wyszłam. Było coś po siódmej więc było jasno. Był bo wiem lipiec. Nie widziałam zbyt dużo uczniów, ale wystarczająco by rozpoczęły się pierwsze kastingi. Podeszłam do pewnej szatynki. Była w moim wieku, lub rok starsza. Wypisała mi na karteczce numer. Zdziwiłam się, bo miałam numer 28. Czyli już było 27 osób nowych. Cieszyłam się, że nie będę sama.. Choć jest też możliwość że połowa z nich nie przejdzie tego kastingu.. Ja też jestem w tej grupce nie pewniaków.. Przecież nie znam swej mocy.. Z drugiej strony byłam bardzo ciekawa jak takie magiczne kastingi się odbywają.. Nigdy nie byłam na żadnym.. A co dopiero na magicznym.

Nie wiedziałam na co mam się szykować. Jeden chłopak wyszedł ze smutną miną, pewnie się nie dostał..

- Na kasting proszony jest numer 20! - Krzyczała szatynka z megafonem.
Jakaś dziewczyna, chyba 3 lata młodsza ruszyła za moją rówieśniczką.

Już 20 ? To mam multum czasu.. Chciałam się gdzieś przejść, lecz ostatecznie postanowiłam zostać na miejscu i posiedzieć dając mojemu mózgowi się na myśleć i dotlenić. Zrobiłam się od razu senna jak usłyszałam śpiew ptaków. Gdy tak rozmyślałam i powoli zasypiałam, szatynka mnie szturchnęła, ze nadeszła moja kolej. Zrobiło mi się głupio, że jej nie usłyszałam i drzemałam.

Weszłam do ogromnego żółtego namiotu. Na przeciwko wejścia znajdowały się 3 krzesełka i 3 stoły. Siedziały tam trzy kobiety. Jedna była blondynką, dość zgrabną, lecz nie tak bardzo jak brunetka która siedziała obok niej. Była jeszcze rudowłosa bardzo piękna o nieskazitelnej cerze.

-Dzień dobry. Podaj imie, wiek, moc. - Powiedziała rudowłosa, nie patrząc nawet na mnie tylko na kartki, które miała przed sobą. - Jeśli nie znasz swej mocy, podaj powód czemu tu jesteś.- Dopowiedziała oschle.

- Jestem Annabell. Mam 17 lat.. Za 2 miesiące 18. Nie znam mojej mocy, lewitowałam. Pani Słonecznik zaproponowała mi tu przyjść. - Kobiety milczały, więc kontynuowałam swą wypowiedź. - Słyszałam, że czarodzieje zdobywali tu swe pierwsze moce. Chciałabym.. Oj bardzo chciałabym się tu..

- Każdy tak mówi kwiatuszku. - Odezwała się blondi patrząc na mnie swymi brązowymi oczami.- Przestać paplać, tylko się skup. - Wzięła do ręki teczke i wstała. - Zamknij oczy. - Tak też zrobiłam. - A teraz otwórz je.

Byłam sama. Kobiety zniknęły..

- Halo ? Szanowne panie..- Obracałam się jak szalona.

Z ciszy wyłonił się ostry szum, w moim kierunki leciała jakaś kula.. Była zrobiona z ognia! Zrobiłam unik, padając na ziemię.

- Oszalałyście ?! - Wrzasnęłam wściekła, podnosząc się.

Znowu szum, tym razem cztery kule zmierzały w moim kierunku ! Szybko skuliłam się, wszystkie kule pędziły na mnie ! One chciały mnie zabić ! Zasłoniłam oczy dłońmi.. To koniec.. Już nie żyje.. Siedząc tak jeszcze parę chwil, zorientowałam się że nic się nie dzieje. Otworzyłam oczy.. Znikły kule. Ale.. Znajdowałam się w lesie.. Ruszyłam przed siebie, omijając kilka drzew. Usłyszałam trzask gałęzi. Odwróciłam się z prędkością światła. Zobaczyłam tego staruszka z autobusu.Przestraszyłam się i zaczęłam iść do tyłu o pare kroków. Niestety zaczął podążać za mną a ja stykłam się z drzewem. Momentalnie przywarł do mnie. "Nie krzycz". Usłyszałam w głowie. Przecież i tak by mnie nikt nie usłyszał. "I masz racje". Poszerzyły mi się źrenice. To on! Czyta w moich myślach! "Annabell spokojnie, to się nazywa telepatia. Jestem Adrian. Przyszedłem w przyjacielskich zamiarach jak już Ci to mówiłem. Mówiłem Ci, że masz uważać na Katrine." Spojrzał na moją prawą rękę. Patrzył na pierścionek.
"Chroń go. Strzeż jak lwica swoich młodych. Do zobaczenia. Pamiętaj, że możesz mnie w każdej chwili wezwać."

Zniknął. Znowu znajdowałam się w namiocie, tym razem kobiety już były na swoich siedzeniach. Były wpatrzone we mnie z wytrzeszczonymi oczami jakby widziały ducha.

- Witamy Cię w naszej szkole magii. - Stanęły wszystkie trzy. blondi pokazała gestem ręką bym podeszła. Wyjęła ją i podała mi, brunetka i rudowłosa zrobiły to samo. Pożegnałam się serdecznie i wyszłam. Zobaczyłam tysiące uczniów kręcących się koło schodów, wchodzących i wychodzących ze szkoły, idących do parku, domów, sklepików.

Dostałam się. Pierwszy raz nie mogłam się doczekać szkoły. "Już się tak nie ekscytuj. szkoła jak szkoła. Jeszcze powiesz, że masz jej dość." Stanęłam jak wryta patrząc na boki. "To ja Adrian. Nie wspominałem Ci że będę wchodzić często w Twoje myśli? Nie ? To już wiesz. Zostałaś ostatnią moją uczennicą, więc będziesz moim oczkiem w głowie. A teraz zmykaj do pokoju! No już !"

Siedzę na ławce. Obok drzew. Oglądam dwie wiewiórki, które próbują znaleźć jakiś żołądź. Nagle z drzew wyłania się Marko.

-Zdałaś? - Spytał. Postanowiłam go nabrać, że nie. Przybrałam poważną mine.

-Nie.- Spojrzałam na swoje ręce, nogi podkuliłam do ciała tak, że mogłam oprzeć brodę o kolana.

-Wpadłaś. Pytałem się Angeliki, tej szatynki.- Zaśmiał się. -Nie ładnie tak kłamać!- Pogroził mi palcem, stojąc obok mnie.

- Mówiła Ci coś więcej ? - Uśmiechnęłam się.

- Tak. - Odpowiedział. Uśmiech mu zszedł z miny. Pojawił się na jego miejscu smutek.- To ten sam człowiek co Cię nękał w autobusie? Co on od Ciebie chce, Ano? -Zbliżył się do mnie. Dzieliła nas niebezpieczna bliskość. Nie żeby coś.. Lubiłam go. Bardzo. Ale bez przesady.

- T-tak.. Jest przyjacielem, chce mi pomóc..- Marko zbliżył usta do moich. W jednej minucie czułam wszystkie jego i moje uczucia. Strasznie mu biło serce. Widziałam zachwianie się jego rąk. Jedna delikatnie ocierała mój policzek, a druga chwyciła za talie. Może to głupie i banalne wyznanie, ale on był pierwszy który mnie pocałował. "Ana ma chłopaka! Ana ma chłopaka! Buzi! Buzi!" Słyszałam w mojej głowie. Przymknij się Adrian. Oprzytomniałam. Odepchnęłam chłopaka od siebie i uciekłam. Niestety chłopak był centaurem, a ja nie byłam zbyt szybka, ale za to dość sprytna.

Szybko skręciłam i nie uwierzycie na kogo wpadłam! Na Oliwie! Wysoką blondynkę!

Mocno runęłyśmy obie na ziemie.

-Uważaj jak chodzisz! - Krzyknęła z zamkniętymi oczami, gdy je otworzyła uśmiechnęła się i zaczęła śmiać. - Ty ciamajdo! - Mówiła po przez śmiech.

Przytuliła mnie

-Ano.. - Powiedział centaur stojąc za nami, po czym pomógł nam wstać. Oliwia patrzyła na niego z zaciekawieniem.

-Ano kto to jest ? - Patrzyłam się w ziemie. Nie chciałam na niego spojrzeć. Tak, wiem, wiem. Nic przecież takiego nie zrobił.. Ale dla mnie zrobił. I to coś strasznego. Nie że mi się nie podobało.. Podobało, ale nie chciałam z nim.. Nie z tym Marko..

- To jest Marko.. - Miałam nadzieje, że dziewczyna tego nie usłyszała. Tego mojego ''zachwiania się''. Możecie się tylko zastanawiać, czy to usłyszała czy też nie.

-Ano, chodź ze mną do toalety. Miło było Cię poznać Marko. Ja jestem Oliwia. -Uśmiechnęła się ironicznie i pociągnęła mnie w odwrotną stronę niż były toalety. Gdy byliśmy już daleko od chłopaka, zatrzymałam się.

-Oliwio przecież tam są toalety. -Pokazałam palcem, a blondynka puściła mnie i chwyciła się za głowę, coś w rodzaju "facepalma."

-Widziałam, że coś się stało. Mów co Ci zrobił. -Zauważyłam, że się powstrzymała od wykrzyczenia tego.

-Nic.- Spuściłam głowę. - Chodź coś zjeść, głodna jestem.- Skierowałam się do stołówki. Jednak dziewczyna przygwoździła mnie do ściany obok której stałam. Widziałam, że ogarnia ją wściekłość, małe płomyczki tańczyły w jej oczach.

- Mów co Ci zrobił. - Wyszeptała.

Byliśmy na korytarzu, na którym nikt się nie ośmielił wkroczyć. Bałam się jej trochę. Ale serio byłam bardzo głodna, więc wygrała.

- Pocałował mnie.- Wypuściła mnie ze swojego ''uścisku''. Powstrzymywała się od śmiechu, jednak nie dała rady i wręcz się turlała ze śmiechu. Skrzyżowałam ręce i czekałam z 15 minut aby się uspokoiła.

- Po to ta cała akcja ? Oburzyłaś się, bo facet.. Przepraszam! Koń Cię pocałował ?! - Znowu się śmiała.

- To nie ''koń'' tylko centaur. Dla Twojej wiadomości to był pierwszy.. I w ogóle niechciany z mojej strony.- Ruszyłam w stronę stołówki.

-Dobra, dobra! Przepraszam. Mogę z Tobą zjeść, czy się boisz że ja Cię też pocałuje? - Zaśmiała się, a ja z poważną miną uderzyłam ją w ramię. - Ała ! Kocica ma pazurki?!

Ze śmiechem już, dotarłyśmy do pani która wydawała posiłki. Wszystkie stoliki były już zajęte, z wyjątkiem jednego.. koło Marko i jago kolegów.. Oczywiście z racji iż był pół koniem, stał z boku.

-Cześć, możemy się dosiąść ?- Spytała o dziwo bez stopnia chamskości, Oliwia.

- Jasne. Siadajcie dziewczyny. - Powiedział przysuwając się do końca ławki, piękny czarnowłosy.- Jestem Alexander. - Podał mi rękę.

Ból. Pisk. Krzyk. Strach. Wizja.. Alex, moja mama i ciocia Wanda. -Ciocia Wanda umarła 20 lat temu.. 2 lata przed moimi narodzinami. ( 14 września w tym roku będę mieć 18 lat ) -Znajdowali się w lesie. Było ciemno. Z jednej strony Alex, nie daleko od chłopaka stała ciocia z moją mamą. Trzymały się za ręce. Ciotka mówiła coś, równocześnie jak Alexander. Uniosła rękę, z której wydobył się magiczny ''laser'' skierowała go na chłopaka. A on w obronie zrobił to samo. Widziałam jak ciocia opada z sił. Z Każdą sekundą robiła się słabsza. Alex zrobił 5 kroków do przodu i co raz bardziej się zbliżał.

Ciotka puściła matkę, a ta upadła i zniknęła. Wanda natomiast uklękła nadal się nie poddając. Jednak chłopak był już zbyt blisko i poddała się. Ten, magiczną mocą, wziął ją i podniósł na bardzo wysoką wysokość. I puścił..

Otknęłam się. Leżałam na podłodze. Przy moim boku widziałam kucającą Oliwię.

-Odbiło Ci?! - Krzyknęła, potrząsając mną. Opadła na przeciwko mnie.- Co Ci się stało do cholery?!

- Chce iść już do pokoju.. - Wtedy styknęłam się ze wzrokiem Alex'a. Był przerażony.- Nic mi nie jest. Spoko. Jestem Annabell, a to jest Oliwia. -Pokazałam głową na dziewczynę i nie podając mu ręki, wstałam.

-Opowiesz teraz co się stało?

- Jak dojdziemy do pokoju.- Głowa mi pękała i myślałam tylko o tym aby glebnąć się na łóżko i pójść spać. Ale musze jej to wytłumaczyć.. W końcu jest dla mnie jak siostra..

Wchodziłyśmy po schodach i dopiero wtedy przypomniało mi się, że nie wzięłam jeszcze kluczy od P. Słonecznik.

-Oliwia..- Zatrzymałam się i usiadłam na schodku.- Klucze..Są u P. Słonecznik..

-U kogo? -Zaśmiała się.- Dobra, siedź tu, a ja pobiegne po nie. Tylko nie zejdź mi z tego świata. -Posłała mi oczko i zniknęła za pierwszym lepszym zakrętem.

Nie mogłam w to uwierzyć. Jak mogłam zapomnieć o kluczach ?! "Widze, że już poznałaś Alex'a. Pewnie Pani profesor już Ci o nim mówiła. On zabrał Twojej mamie moc. Oj nie, przepraszam. To był jego pradziadek. Podobni c'nie? Zabił Twoją ciotkę. Sama widziałaś z resztą.." Zaraz.. To Ty mi to pokazałeś ?! Ale po co ?! W ogóle dlaczego zawsze słysze pisk przed wizją ? "Masz moc i już marudzisz ?! Z resztą jaka matka taka córka." Uczyłeś moją matkę ?! "Można tak powiedzieć.." To ile Ty masz lat ?! "216." Kogoś jeszcze uczyłeś z moich bliskich ? "Wszystkich. Z wyjątkiem Twojego ojca i rzecz jasna całej jego rodziny."

Mojego taty? On znał mojego ojca ?? "Nie. Nie znałem go osobiście, lecz z opowieści Twojej matki. Ale nie wiem czy chcesz wiedzieć co się z nim stało.." Chce! Gadaj! "Jak wrócisz do domu. Twoja mama chętnie się dowie gdzie jej córka była.. I prosze grzeczniej. Jestem w końcu od Ciebie starszy o kilkaset lat." Dobra, dobra.. Po za tym nie wiem jak wrócić.." A chcesz wrócić ?"

W tej chwili Oliwia przybiegła z kluczem, cała zdyszana.

-Oliwia, usiądź! Jesteś cała blada!

- Masz ten pierdolony klucz! - Mówiła dysząc.

Opowiedziałam jej w pokoju wszystko.. Od tamtego zniknięcia z Mongolii, gdzie siedziała ze mną i pomagała mi wrócić, aż do tej rozmowy z Adrianem.

-Chcesz wrócić..? -Powiedziała cicho i smutno.

-Tęsknie za rodziną, a po za tym muszę szczerze porozmawiać z mamą.. Sama z resztą wiesz o czym..- Usiadłam koło niej na łóżku.

-Pamiętasz jak Marko miał Cię wziąść z Twojego świata do Mongolii? A Ty pojawiłaś się tu ? A co jeśli znajdziesz się w innym świecie? Gdzie ja, lub Marko, lub ktokolwiek.. Już Cię nie znajdzie ? - Powiedziała łamiącym się głosem. Łzy strumieniami płynęły jej po policzkach..

AnaidPrincess

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 2606 słów i 13853 znaków, zaktualizowała 21 wrz 2018. Tagi: #miłość #magia #smutek #rodzina #szczescie

3 komentarze

 
  • Dghyfvhghok

    Kiedy next.?

    22 lip 2018

  • AnaidPrincess

    @Dghyfvhghok Nie mam pojęcia.

    22 lip 2018

  • blondeme99

    Tego się nie spodziewałam. Znowu zostałam miło zaskoczona :) Twoja kreatywność i sposób ubierania w słowa jest magiczny(tak samo jak pierścionek Annabell ;)) Genialne i intrygujące :) I poznanie nowej osóbki, jaką jest Adrian, który siedzi w głowie Any :) Mega!

    11 lip 2018

  • AnaidPrincess

    @blondeme99 To Twoje historie powodują u mnie wene <3

    11 lip 2018

  • blondeme99

    @AnaidPrincess A mnie twoje  :redface:

    11 lip 2018

  • Kmicic

    Adrian to zdecydowanie moja ulubiona postać.  
    Dziękuję za dodanie kolejnej części, życzę weny i powodzenia z kolejnymi.

    10 lip 2018

  • AnaidPrincess

    @Kmicic Haha ciszy mnie to ! Dziękuje ! :D

    11 lip 2018