Rzeczywista gra

Jako że już po wynikach konkursu, wklejam tekst, który brał w nim udział ;⁠)  


Poruszyła myszką, a jej postać w grze wykonała natychmiastowy ruch ręką, który pozwolił jej obronić się przed atakiem wroga. Joanna uśmiechnęła się szeroko, widząc, że choć została pozbawiona konia, jej rycerz raczej wyjdzie zwycięsko z ów bijatyki, w którą wpędziła swój wirtualny oddział. Minutę później było już po wszystkim, a cyfrowi rycerze wznosili właśnie swą broń w geście zwycięstwa. Zachichotała i wykonała podobny gest, tyle że zamiast broni, trzymała w dłoni puszkę napoju gazowanego. Przymknęła oczy, dając im chwilę wytchnienia od spoglądania w jasny ekran monitora i odchyliła się na krześle, jednocześnie poruszając głową na boki, by nieco rozluźnić spięte od długiego grania mięśnie karku. Ach, wolny dzień naprawdę był jej potrzebny, tak samo, jak takie oderwanie się od rzeczywistości i problemów otaczającego ją świata. W tym newralgicznego wręcz problemu, a można by rzec, że wyzwania, jakie niosło ze sobą posprzątanie domu. Przysięgła sobie jednak, że weźmie się za tę niechcianą czynność, gdy tylko skończy następną rundę pojedynków.
Zakołysała się nieco na krześle, nie myśląc o niczym konkretnym, kiedy poczuła, że kółka tracą nagle przyczepność, a ona sama leci wraz z krzesłem w kierunku podłogi. Przymknęła oczy, szykując się na twarde uderzenie. Tąpniecie w ziemię było jednak na tyle silne, że po prostu odleciała, gdy tylko jej głowa spotkała się stanowczo zbyt blisko z deskami podłogi.

Jęknęła, budząc się gwałtownie i usiadła, unosząc dłoń do głowy. Brzdęknął metal. Zaskoczona popatrzyła na swą dłoń odzianą w stalową rękawicę. Podniosła drugą rękę, która wyglądała identycznie. Mało tego, oprócz rękawic, jej całe ciało pokryte było zbroją, na głowie miała hełm, przez którego otwory wpadało teraz oślepiające słońce. Szybka ocena sytuacji pozwoliła jej dostrzec, że ma na sobie zbroję płytową krytą i właśnie znajduje się na polu bitwy. Przerażona zerwała się na równe nogi, rozglądając bezradnie po usianym trupami ludzi i koni otoczeniu. Ciężkozbrojni ścierali się ze sobą z dwóch stron, zewsząd dochodziły do niej okrzyki walczących, kwik ranionych wierzchowców, krzyki umierających i zgrzyt broni trącej o broń. Co tu w ogóle się działo i jakim sposobem się tu znalazła? Przecież jeszcze przed chwilą siedziała w swoim domu, grając w RPG o Grunwaldzie! Nagle gdzieś przed nią mignął jej rycerz odziany w długi, biały płaszcz z czarnym krzyżem na plecach. Nie, przecież to niemożliwe... Obróciła się powoli w stronę odległego wzgórza, zauważając na nim chorągwie, w tym tę jedną, która interesowała ją najbardziej – białego orła w koronie, z ogonem jakby spiętym złotą kulą – flagę Korony Królestwa Polskiego z piętnastego wieku. Grunwald! Ta jedna myśl, niczym strzała, które łucznicy słali w niebo, rażąc przeciwników, przeszyła jej umysł tak gwałtownie, że dziewczyna zachwiała się z wrażenia. Jak to możliwe? Przecież jeszcze parę minut temu siedziała spokojnie w pokoju i z pasją oddawała się ulubionej grze. Jak to się mogło stać, że teraz przerażona i skołowana znajdowała się na polu jednej z największych średniowiecznych bitew? Gdzie okiem sięgnąć otaczali ją rycerze odziani głównie w ciężkie zbroje płytowe, najczęściej kryte, chociaż odróżniła również brygantyny, a nawet kilka zbroi kolczych pośród pewnie co uboższych rycerzy. Konie, choć mniejsze, niż współczesne odmiany, były tak samo niebezpieczną bronią w rękach doświadczonego jeźdźca. Jednakże nie widok walczących, a martwych i umierających był dla niej najbardziej wstrząsający i wciąż zbierało jej się na wymioty.
Już sięgała do hełmu, chcąc jak najszybciej zdjąć go z głowy i pozbyć się jak najszybciej zawartości żołądka, gdy oto, niczym spod ziemi, wyrósł na jej drodze rosły jak na tamte czasy rycerz, wymachujący zawzięcie trzymaną w ręku buławą. Uchyliła się w ostatniej chwili, unikając tym samym ciosu miażdżącego czaszkę i uniosła trzymany do tej pory dość bezwiednie długi miecz. Wiedziała, że powinna się bronić, ale co innego odbieranie życia wirtualnym rycerzom, a zupełnie co innego tutaj, żywemu człowiekowi na polu bitwy. Zacisnęła dłonie mocniej na rękojeści miecza i wzięła głęboki oddech, w tym samym momencie, w którym przeciwnik ponownie zaatakował. Sparowała cięcie, a uderzenie nieomal pozbawiło ją broni. Sapnęła i zamachnęła się, lecz niewprawna w bojach poleciała do przodu, pociągnięta siłą rozmachu. Byłaby się przewróciła i niechybnie zginęła, lecz zanim rycerz ponownie zdołał wyprowadzić uderzenie, zamarł w dziwnej pozie, a jego głowa z głuchym plaśnięciem wylądowała w błocie. Joanna z trudem powstrzymała torsje, gdy zdekapitowane ciało, upadło niemal w to samo miejsce. A wszystko trwało nie dłużej niż dziesięć sekund. Zamrugała zaskoczona i uniosła spojrzenie. Przed sobą ujrzała rycerza w zbroi uwalanej krwią swych ofiar. Cofnęła się o krok, co najwyraźniej było błędną decyzją, bowiem nieznajomy wyżej uniósł swój miecz i zapytał, zbliżając się do niej powoli:
- Cracovia?
Zmarszczyła brwi, zastanawiając się przez chwilę, dlaczego piętnastowieczny rycerz pyta, czy jest fanką ów zespołu sportowego, ale gdy nie odpowiedziała i wzniósł miecz ponad swą głowę do ewidentnego ataku, zrozumienie błędu przyszło błyskawicznie. On nie pytał bynajmniej o klub, lecz o miejsce. Kraków!  
- Kraków! – ryknęła pełną piersią, lecz widząc, że mężczyzna nie pojmuje, dodała prędko. – Cracovia!
Wtedy też nieznajomy opuścił swą broń wzdłuż uda i skinął jej powoli głową, po czym rzucił się do dalszej walki, zostawiając ją na pastwę losu.
- Cholera – mruknęła, z trudem łapiąc oddech i dopiero wtedy zorientowała się, że jej głos brzmi zupełnie inaczej, głębiej. Była mężczyzną! A przynajmniej znajdowała się duchem w jego ciele. Z wrażenia aż się zatoczyła. Wtedy wzrok jej padł na stojącego nieopodal wierzchowca, który trącał pyskiem swego nieżywego właściciela. Rozejrzała się w obawie, że znów ktoś ją zaatakuje, ale na razie nie było nikogo, kto by się do tego kwapił. Ruszyła więc ku samotnemu zwierzęciu, mając bolesną świadomość, że pośród niemalże morza trupów, widoczna jest jak na dłoni. Przełknęła ślinę, gdy koń parsknął zaniepokojony jej obecnością i wstrząsnął dziko łbem. Podeszła doń powoli, wyciągając dłoń ku uździe i już po chwili z niemałym trudem związanym ze zbroją, wspięła się na wysokie i niebywale niewygodne siodło. Jako współczesna dziewczyna przywykła zgoła do o wiele miększych siedzisk, zwłaszcza na końskim grzbiecie. Uderzyła go piętami po bokach, a posłuszny rozkazowi zwierzak, ruszył w kierunku, który obrała. Ku wolności. Co prawda wciąż czuła przemożną chęć, by zawrócić i rzucić się do walki, ale, jak podejrzewała, były to tylko wspomnienia ów człowieka, którego ciało obecnie posiadała. Nie mogła im się poddać, musiała wracać do domu, do współczesności, znaleźć na to jakiś doskonały sposób. Przecież zostanie tutaj, w tym świecie, w tej rzeczywistości równało się śmierci, zwłaszcza jeśli miałaby walczyć. A tego nie chciała.
Pognała wierzchowca, który posłusznie przeszedł w galop, zwinnie omijając powalonych towarzyszy i ich jeźdźców. W końcu jednak pole poległych wokół nich znacznie się przerzedziło i wypadli na otwartą przestrzeń. Wolność!
Niestety. I tym razem los postanowił z niej zadrwić. Usłyszała szczęk zbroi i huk kopyt. Spojrzała w prawo, widząc nacierającego na nią ciężkozbrojnego rycerza. Szarpnęła cuglami, chcąc wymusić zmianę kierunku jazdy, ale rozhukany wierzchowiec ani myślał się zatrzymać. Wrzasnęła, gdy błysnęła opuszczona na wysokość ramienia kopia. W następnej chwili poczuła uderzenie bólu rozsadzające żebra i wyleciała z siodła. Zdążyła jeszcze zarejestrować, że jeździec zeskakuje z rozpędzonego konia i w momencie, gdy z całym impetem uderzyła w ziemię, zemdlała.

Obudziła się gwałtownie i skrzywiła, czując pulsujący ból po prawej stronie klatki piersiowej. Zdezorientowana rozejrzała się po otoczeniu, ze zdumieniem, ulgą i radością konstatując, że znów znajduje się w swym pokoju. Postękując z bólu, wstała z podłogi i podniosła leżący fotel i odetchnęła głęboko. Ból był okropny, ale przynajmniej mogła oddychać. Miała jednak przeczucie, że wszystko, co się wydarzyło, czego była świadkiem i mimowolnym uczestnikiem, nie było bynajmniej wytworem jej zmęczonego umysłu.
Z wolna podeszła do szafy i stanęła przed lustrem, podwijając koszulkę. Cały jej prawy bok pokrywał fantazyjny, ciemny siniak, który na pewno nie powstał wskutek upadku na podłogę wraz z fotelem. Zaklęła i ruszyła do drzwi. Potrzebowała prysznica. Zimnego. Najlepiej, gdyby z kranu leciały kostki lodu. Otworzyła drzwi i ruszyła ku łazience. Nagły widok w holu sprawił, że stanęła w miejscu jak wryta. Średniowieczna zbroja na postumencie w rogu, który od lat był pusty i wciąż powtarzała mężowi, że należy tam coś ustawić. A teraz po prostu tam była. Gdzieniegdzie zaśniedziała, z brunatnymi plamkami rdzy, z nieco podartym kaftanem, na którego czerwonym tle wciąż czernił się herb rycerza, który ją nosił. Rycerza, którym jeszcze przed chwilą była. Schyliła się i odczytała znajdującą się na postumencie plakietkę. To samo nazwisko, które nosiła jako panna, tylko w bardziej starodawnej formie. Jej przodek... Wyprostowała się i przesunęła palcami po nierównościach hełmu, naramienników, w końcu przenosząc dłonie na okryty aksamitem napierśnik. Wyraźnie wyczuła wgłębienie, jakie zostawiło po sobie uderzenie kopią. A więc to wszystko była prawda. Tylko jak? Na to pytanie nie potrafiła sobie odpowiedzieć. Przynajmniej na razie. A na razie postanowiła poszukać informacji o ów rycerzu. Ale najpierw prysznic. Koniecznie.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii inne i historyczne, użyła 1887 słów i 10408 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Zap

    Fajnie się czyta. Tylko czemu z uporem maniaka wszędzie ddzie się da wstawiasz "ów" w podstawowej formie zamiast odmienić przez przypadki lub osoby, jak wynika z tekstu? Ode mnie łapka.

    19 gru 2023

  • Noname

    @Zap Dokładnie. Może i nie jestem jakimś wszystkowiedzącym "miszczem polonistycznym", jednak "owego" brzmiałoby zdecydowanie lepiej. Chyba... że to ma być literacka próba stylizowanego tłumaczenia ówczesnej (tj. z 1410r) łaciny na j.polski (o ile tak to wtedy wyglądało), to OK.

    3 stycznia

  • WojtekWr

    Czyżby początek nowej sagi?

    15 gru 2023

  • elenawest

    @WojtekWr tym razem nie ;⁠)

    15 gru 2023