Głupota (III)

Rano budzę się, czując już mi znany, uporczywy ból głowy. Mam kaca. Po raz kolejny w tym miesiącu.
Zaraz, ile wczoraj wypiłam ? Chyba z dwie butelki wina.  
O matko. Na tą myśl robi mi się niedobrze. Kawy. Muszę napić się kawy. wychodzę z sypialni i staję jak wryta. Na kanapie śpi Mateusz. Skąd on tu się wziął? A tak, chyba do niego zadzwoniłam w przypływie emocji...i alkoholu we krwi. Próbuje sobie przypomnieć wczorajszy wieczór...Ostatnie co pamietam, to to, że ktoś zaniósł mnie do łóżka. No nie ktoś, tylko ten mężczyzna, który teraz leżał na mojej kanapie. Wycofałam się cichutko z salonu i wbiegłam do łazienki. Miałam ochotę wrzasnąć z przerażenia widząc swoje odbicie w lustrze. Poczochrane włosy, blada twarz, rozmazany tusz wokół oczu...wyglądałam jak zombi. Szybciutko się odświeżyłam, wzięłam szybki prysznic, zmyłam resztki makijażu, uczesałam włosy i umyłam zęby. Przebrałam się w wygodną dresową sukienkę, w której lubiłam chodzić po domu. Teraz wyglądałam przynajmniej jak człowiek. Włosy związałam w wysoki kucyk, po czym udałam się do kuchni. Mój książę się obudził.  
- Jak się spało ? - pytam.
- Średnio. Ta kanapa nie jest zbyt wygodna. - odparł sennym głosem i ziewnął. - A Tobie?
- Chyba dobrze. - mówię. - Słuchaj, możemy zapomnieć o tym co się wczoraj stało?
- A co się stało? - usmiecha się. Droczy się ze mną? Drań.
- Nic. - mówię cicho. - Kawy?
- Poproszę.
Zrobiłam nam po kawie, a następnie jajecznicę z pomidorami. Cały czas mnie obserwował, jak krzątałam się po kuchni. To robiło się powoli irytujące.
- Na co tak patrzysz?
-Na Ciebie. Podziwiam widoki...- zamyśla się i znów się śmieje.  
-Nie wiedziałam, że jestem tak interesująca - mówię, bo to samo on mi powiedział wieczoru, kiedy się poznaliśmy.
A on dalej się uśmiechał. Miałam ochotę w końcu zetrzeć mu z twarzy ten pewny siebie uśmieszek.  

-Mówiłam poważnie. Nie do końca pamiętam, co wczoraj się wydarzyło, ale to nie miało i nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
Spochmurniał. Tak, sukces! Może jestem wredna, ale nie lubię jak ktoś się śmieje a ja nie wiem czemu. Zwłaszcza, że miałam kaca i nie owijałam w bawełnę.
- Mogę Ci przypomnieć. Zadzwoniłaś do mnie zapłakana, ja rzuciłem wszystko i przybiegłem prosto do Ciebie. Byłaś kompletnie pijana i pocałowałaś mnie. Mało tego, wyglądało na to, że chciałaś o wiele więcej...
Cholera. Pamiętam to jak przez mgłę, ale pamiętam, że miałam na niego ochotę...czułam się desperacko samotna...jak ja mogłam się na niego rzucić?!  
Widząc konsternację na mojej twarzy dodał:
- Ale do niczego nie doszło. Położyłem Cię do łóżka. Odleciałaś od razu.
No tak, pewnie pomyślał, że martwię się tym, że do czegoś doszło.  
-Kiedy wraca Twoja współlokatorka?
-Jutro. - cholera jasna, Paula. Zabije mnie chyba jak się dowie, kto spał w naszym mieszkaniu.
- Jakie masz plany na dzisiaj?
-Jeszcze żadne. Na pewno nie związane z Tobą - odpowiadam złośliwie. Wiem o co mu chodzi. Aż tak głupia nie jestem, żeby się tego nie domyślić.
- Jesteś niezbyt przyjemna z rana.
-Mam kaca - tłumaczę się, chociaż nie wiem po co.
-Myślałaś nad moją propozycją?
-Żeby zacząć się z Tobą spotykać? - parskam. - Nie będę kłamać. W końcu zapłakana zadzwoniłam do Ciebie wczoraj, więc tak, myślałam.
- Nie powinnaś się upijać.
- Tak, tatusiu, wiem.  
-Ale z Ciebie złośnica. Mówię poważnie.  
- Ja też.  
Milczeliśmy przez chwilę.  
- To ja już lepiej pójdę. - wstał, wziął marynarkę i skierował się ku wyjściu.  
- Czekaj...- odwrócił się i spojrzał mi w oczy. Nie wiem czemu, ale nagle poczułam się onieśmielona - Mogę spróbować...
-Możesz? Czy chcesz? - zapytał nieco apodyktycznym tonem.
Nie wiem czy tego chcę. Ale czuję, że jak powiem mu co innego, to wyjdzie. I nie wróci.
-Chcę.
-Jesteś pewna?
-Tak.
Uśmiechnął się ciepło. Miał piękny usmiech. Mogłabym całować te dołeczki...
-Spotkajmy się wieczorem. U mnie. Mam po Ciebie przyjechać ?
-Nie. Daj mi adres. O której?
-O osiemnastej Ci odpowiada?  
-Tak. Do zobaczenia.

I poszedł. Kurczę, chyba nie powinnam umawiać się u niego w mieszkaniu. Jakby nie patrzeć, to niebezpieczne. Znowu przemknęły mi nieprzyjemne myśli przez głowę...ale coś w tym człowieku wzbudzało moje zaufanie. Nie zrobi mi krzywdy. W końcu wczoraj okazał się nad wyraz opiekuńczy...położył mnie do łóżka, zamiast skorzystać z okazji. Może to głupie, ale przez to poczułam się pewniej. Ufam mu. Nie wiem czemu, ale tak jest.
Po tym jak wyszedł, stwierdziłam, że muszę się czymś zająć. Ugotuję rosół. Jak Paula wróci, będzie mile zaskoczona domowym obiadkiem. Zresztą jak ugotuję dzisiaj, jutro nie będę miała przynajmniej roboty.  
O szesnastej zaczęłam się zastanawiać w co się ubrać. Sukienkę? Nie, już widział mnie w sukienkach. W klubie, restauracji i w domu. Teraz ubiorę coś innego. Zwykłego. Włożyłam dżinsy z wysokim stanem, zwykły t-shirt, ale za to w fantastycznym turkusowym kolorze. Na ramiona narzuciłam białą marynarkę, a stopy wsunełam w klasyczne białe conversy.     No, przyznaję, teraz już nie takie białe. Przyjrzałam się sobie w lustrze i uznałam, że jest w porządku. Na luzie, bez ekstrawagancji, przez marynarkę także elegancko. Przede wszystkim wyglądałam schludnie. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Powinnam je chyba w końcu pofarbować. Mój naturalny ciemny, mysi blond nigdy mi się nie podobał. Dobra, teraz makijaż. Jako że nie jestem ekspertką postanowiłam nie eksperymentować. Wytuszowałam rzęsy, usta pomalowałam błyszczykiem.  
Spojrzałam na zegar. Już siedemnasta. Powinnam się zbierać, bo nie bardzo wiem w którą stronę jechać. Nie byłam jeszcze w tej części miasta. Hmm...może zadzwonię po taksówkę? Tak będzie lepiej. Wręczę po prostu taksówkarzowi karteczkę z adresem. I nie będę przynajmniej błądzić. Tylko trochę drogo mnie to wyniesie... a co mi tam.


***

Przyjechałam przed czasem. Zapłaciłam za taksówkę, a następnie spojrzałam na budynek znajdujacy się przede mną.  

O cholera.  
Przede mną stał wieżowiec. Robił wrażenie. Weszłam do środka i udałam się w stronę windy. Na kartce miałam zapisane 8 pietro, więc przycisnęłam przycisk z tym numerem.  

Ciekawe ile kosztuje apartament w czymś takim? Na pewno dużo...Skąd on wziął na to pieniądze? A no tak, pranie brudnych pieniędzy i tak dalej...udzielanie pożyczek i oczekiwanie w zamian kwot dwuktrotnie, trzykrotnie większych...ale żeby udało mu się zarobić aż tyle?  
Winda otworzyła się. Wyszłam z niej i skierowałam się w głąb korytarza w poszukiwaniu drzwi z numerem 15. Nie było to trudne, bo okazało się, że na korytarzu znajdują się tylko dwa mieszkania.
Zapukałam ostrożnie. Kilka sekund później otworzył drzwi i przywitał mnie promiennym uśmiechem gestem zapraszając do środka.
- Wow...-wzdycham gdy moim oczom ukazuje przestronny salon z aneksem kuchennym. Nowoczesne urządzone wnętrze było wyposażone w kominek. O mój Boże, marzyłam o kominku. Chociaż ten był elektryczny był niemniej wspaniały.  
- Podoba Ci się ?
- Skąd masz na to wszystko pieniądze?
-Chyba znasz już odpowiedź. Zarobiłem już swoje, nie na tyle dużo, żeby nie musieć pracować do końca życia, ale wystarczająco, żeby kupić sobie apartament.
- Ile kosztował? Nie mogę uwierzyć, że udało Ci się zbić na takim interesie całą fortunę...
- Nie zapłaciłem pełnej kwoty. W zasadzie, to 20% z pierwotnej ceny.
- Co? Ale jak? - też bym chętnie sobie taki sprawiła.
- Facet, który mi go sprzedał wisiał mi sporo. No dobra, nie aż tyle, ile upuścił mi z ceny. Na początku była mowa o 80%, ale dzięki pomocy kilku kolegów zszedł do dwudziestu...- śmieje się gorzko. To znaczy, że zlecił pobicie tego faceta?
- W sumie gdybyś chciał, to wogóle nie musiałbyś płacić, co?
-Chciałem je kupić, zeby mieć papier. Ale kupiłem po takiej cenie, na jaką było mnie stać. - spuszcza wzrok na podłogę. Wygląda na trochę skruszonego...chyba naprawdę chce się od tego odciąć. - Wina? Z tego co wiem, lubisz czerwone?
-Nie, dziękuję. - nie będę pić. Znów się na niego rzucę. Muszę pozostać trzeźwa. Powtarzam ostatnie słowa w myslach jak mantrę. - Co tak ładnie pachnie?
-Gulasz wołowy...Jesteś głodna?
- Jak wilk - odpowiadam uśmiechając się.
Zjedliśmy po porcji tego niebiańskiego gulaszu.  
- Pyszne. - mówię, po czym oblizuję usta. - No dobra, to może poznajmy się. - widzę zaskoczenie w jego oczach. - Mówiłeś, że jak Cię lepiej poznam, to zmienię zdanie. Więc słucham - staram się uśmiechnąć w najmilszy sposób.
- Skoro tego właśnie chcesz...

***
Opowiedział mi o sobie.  
Dużo się na jego temat dowiedziałam. Jego matka zmarła, jak miał sześć lat, był wychowywany przez ojca, który miał go gdzieś i jak tylko skończył osiemnaście lat wyrzucił go z domu. Musiał sobie jakoś radzić. Wpadł w nieodpowiednie towarzystwo. Przez jakiś czas nawet pracował w handlu narkotykami, ale szybko się z tego wycofał. Nie chciał się dalej zagłębiać w ten temat. Ciekawe, czy sam też brał? Nie odważyłam się zadać na głos tego pytania. Jak miał 21 lat (czyli w moim wieku) przygarnęło go dwóch kanciarzy. Pożyczali pieniądze desperatom i naliczali coraz większe odsetki. Wszystkiego nauczył się właśnie od nich, dzięki nim mógł pójść na studia...jedank zadarli z niewłaściwymi ludźmi i zostali obydwaj zamordowani. Mateusz przejął po nich biznes. No, a resztę to już w sumie znałam.
- Intryguje mnie pewna kwestia...jak ktoś z takiego środowiska stwierdził nagle, że chce skończyć studia i wyjść na ludzi? Bez urazy, ale zdążyłeś nauczyć się zarabiać w inny sposób.
-Właściwie to oni mnie namówili, Bartek z Karolem. - czyli Ci, którzy go przygarnęli...interesujące...
- I tak po prostu dali Ci kasę na studia?
- Widzieli we mnie potencjał...chcieli mi przekazać swoją działalność pewnego dnia, ale jednocześnie chcieli żebym był wykształcony...wiesz lub nie, ale traktowali mnie jak syna. Byli mi bliżsi niż rodzony ojciec. - to było straszne. Nagle zaczęłam mu współczuć...
-Ciekawa historia...ty jesteś ciekawy - mówię, a on zaczyna się uśmiechać, po raz pierwszy odkąd zaczął mówić o sobie - w sensie...mam na myśli, że chcesz zacząć żyć normalnie, to chyba dość nietypowe, że z takiego otoczenia ktoś nagle zamierza zrezygnować - plącze mi się język, nie wiem jak ująć w słowa myśli które cały czas krążyły mi po głowie, gdy mówił.
- Nietypowe? Być może...w sumie to nigdy nie czułem się w tym zbyt dobrze...ale znałem się na tym, a jak już wiesz, nie miałem zbyt wielu perspektyw.  
No dobra...ale jest jeszcze coś.
- A Twoja praca? Ot tak zostałeś dyrektorem w tym wydawnictwie?
-Znajomy Karola i Bartka jest właścicielem wydawnictwa. Zwróciłem się do niego z prośbą o pracę, a on od razu mnie mianował dyrektorem finansowym.  
- Też kiedyś był dłużnikiem?
- Nie, współpracował z nimi. Krótko. Potem wyjechał, wziął kredyt, i założył wydawnictwo. Zawsze chciał je mieć, lubił czytać.  
- Był ich dobrym przyjacielem? I Twoim?
-Tak, można tak to ująć. Chwali mnie za to, że z tym kończę. Tak jak on kiedyś.
Hmm...tak mi przyszło do głowy...ile on musiał mieć znajomości ! Załatwił sobie śliczny apartament - praktycznie za darmo, bo czym niby było dwadzieścia procent? Załatwił sobie pracę - od razu został jakimś dyrektorem po studiach?! Boże, jakiego on miał farta ! Chwilę później dopadła mnie ta bardziej przykra kwestia- nie miał w życiu łatwo...trudna sytuacja z ojcem, potem dał się wciągnąć w te całe udzielanie pożyczek...nie pochwalałam tego, ale słuchając go z każdą kolejną sekundą czułam się...właśnie, jak? Brzmiało to wszystko tak szczerze...otworzył się przede mną...nabierałam do tego człowieka coraz większego zaufania...to głupie, ale chyba się zauroczyłam.  
Jak skończył, była 21. Aż trzy godziny słuchałam jego historii.
- To może teraz ty opowiesz mi o sobie? - pyta.
- W sumie nie ma tego zbyt wiele...- w porównaniu do niego, to moja historia nie była zbyt ciekawa - Pochodzę z małej miejscowości, przyjechałam tu z koleżanką na studia...razem mieszkamy, bo tak jest taniej dla nas obu. - i co dalej ? co mam jeszcze powiedzieć ? - Moi rodzice są dość pracowici, aczkolwiek nie zarabiają kroci.Mama z wykształcenia jest nauczycielką, a ojciec lekarzem.  
Przygląda mi się w milczeniu. Jejku, jakie on ma ładne oczy...mogłabym w nie wpatrywać się godzinami.  
- Może teraz byś się czegoś napiła ? Białego wina dla odmiany ?  
- Z chęcią. Ale tylko jeden kieliszek - uśmiecham się nieśmiało. A obiecałam sobie, że nie będę pić. Cholera. Ale po tej rozmowie potrzebowałam się czegoś napić...zresztą on chyba też.
- Aż dziwne, że mi o sobie tyle opowiedziałeś...mam na myśli, że znamy się zaledwie tydzień... - bąkam.
- Mówiłem Ci, że jesteś wyjatkowa ? - ocho, już czuję wypływający rumieniec na mojej twarzy. - Pewnie dlatego. Jeszcze nigdy nikomu tyle nie powiedziałem.
Milczymy dłuższą chwilę. Jestem wyjątkowa? Czuję motylki w brzuchu...z radości.  
- To co teraz będziemy robić? - alkohol dodaje mi odwagi, kurcze, serio nie powinnam nic pić, gdy on był w pobliżu.
- A co chcesz robić ? - widzę ten błysk w oku. Poczułam się nagle zakłopotana...bo pomyślałam, co moglibyśmy robić...w łóżku. - Jeśli chcesz, mogę Cię odwieźć do domu.
Co? Nie! Chcę zostać ! Czułam się swobodnie w jego towarzystwie.
- Zostanę jeszcze chwilę. Chyba, że już chcesz się mnie pozbyć ?  
- Nie, absolutnie nie. Najchętniej to bym Cię stąd nigdy nie wypuścił.
No nieźle. Po krótkiej chwili, coś mnie popchnęło w jego kierunku. To coś nazywa się pożądaniem. Pocałowałam go. I wcale tego nie żałowałam. Spojrzał na mnie zaskoczony, mrugnął kilka razy, po czym stęknął:
-Szybka jesteś. - Oboje zaczęliśmy się śmiać...a potem to on mnie pocałował. Smakował tak słodko.
- Chyba muszę się już zbierać...chciałam posprzątać jeszcze w mieszakniu, zanim Paula wróci - najgłupsza wymówka na świecie, ale nagle poczułam, że jak stąd nie wyjdę, to pozwolę mu na dużo więcej niż niewinne pocałunki.
- Odwiozę Cię. - nie protestowałam. Odstawił mnie pod blok, pożegnaliśmy się. A mnie dopadło dziwne uczucie pustki...Odjechał dwie minuty temu, a ja już za nim tęskniłam.  

Cholera, cholera, cholera...

Zakochałam się.


*


Paula dotarła do domu około godziny 16. Tak jak zaplanowałam wcześniej, odgrzałam rosół i nalałam nam do talerzy.
- Ala, nie miałam pojęcia, że gotujesz - no ja w sumie też tego nie wiedziałam; zazwyczaj to ona gotowała, ja co najwyżej tylko pomagałam, ale z małą pomocą internetu jakoś dałam radę - Smaczny - dodaje z uznaniem.  
-Dzięki. - Jak skończyłysmy jeść, opowiedziała mi o - jej zdaniem - nudnym pobycie na działce u dziadków. Mieli mały domek nad jeziorem koło lasu...ja dużo bym oddała, żeby teraz sobie pojechać w takie miejsce, ciche i spokojne.  
Tym się różniłyśmy - ona nie mogła żyć bez miejskiego gwaru, podczas, gdy ja go nie znosiłam.  
- A ty co porabiałaś, jak mnie nie było ? - pyta. Muszę jej powiedzieć o Mateuszu...wkurzy się, wiem to. - Właśnie, a jak w pracy? Ciężko?
-Nie, chodzę tylko na dzienne zmiany trzy razy w tygodniu. Nie przemęczam się. A, i pracuję też w co drugi weekend.  
-Rozumiem, że tego weekendu nie poszłaś do pracy, to znaczy idziesz w następny? - kiwam twierdząco głową. - Kurczę, szkoda. Akurat w ten weekend jadę ze starą koleżanką nad morze. Liczyłam, że zabierzesz się z nami...
- Znowu chcesz mnie opuścić?
-Oj, nie złość się. Wrócę w poniedziałek po południu.  
Super. Znowu samotny weekend. Chociaż...może umówię się z Mateuszem?
-Muszę Ci o czymś powiedzieć. - unosi do góry brwi i patrzy z ciekawością. - Widziałam się z nim. Byłam nawet u niego w mieszkaniu i...całowaliśmy się. - mówię rumieniąc się.
- Z nim, czyli z...? - a potem się domyśla o kogo chodzi. - Zwariowałaś ?!
- Ja się w nim chyba zakochałam...wiesz, otworzył się przede mną, był taki szczery. Dużo się o nim dowiedziałam i teraz... - nie zdązyłam dokończyć, bo Paula mi przerwała.
-Zakochałaś ? Znasz go zaledwie tydzień. I nie powinnaś wierzyć w każdą bajeczkę, którą Ci opowie. Sama mówiłaś, że powiedział otwarcie - chce iść z Tobą do łóżka. Ala, on Ci pewnie opowiedział jakieś brednie tylko po to, żeby zamydlić oczy.  
Może miała rację...a może nie. Wiedziałam, że po rozmowie z nią pojawią się znowu wątpliwości. No ale teraz kierowałam się uczuciami, które do niego żywiłam. Potrzebowałam rozmowy z kimś rozsądnym i trzeźwo myślącym.
- Zapomnij o nim.
- Nie potrafię - mówię cicho w zamyśleniu. Ona naprawdę myśli, że tak łatwo wybić sobie z głowy takiego faceta? I tak zamierzałam spróbować. Ale czego spróbować? Nie proponował mi tak bezpośrednio związku...a ja tego właśnie chciałam. Nagle zerwałam się z miejsca i oznajmiłam przyjaciółce, że wychodzę. Zaskoczona, nie zdążyła nic powiedzieć, a ja momentalnie znalazłam się za drzwiami.  
Postanowiłam, że udam się do niego z wizytą. Określę, czego od niego oczekuję, czego chcę.  
Tak właśnie zrobię.

***

Dotarłam na miejsce bez najmniejszego problemu. Stanęłam przed pokaźnym wieżowcem i udałam się na znane mi ósme piętro. Zapukałam do drzwi. Po dłuższej chwili otworzyły się.  
- Cześć - uśmiechnął się.
- Hej. Nie przeszkadzam?  
- Nie, właśnie przeglądałem papiery związane z inwestycjami firmy, ale to może poczekać do jutra. Wejdź.
Jak tylko znalazłam się w środku nagle opuściła mnie cała odwaga. Nie wiedziałam co powiedzieć, od czego zacząć...
- Coś się stało?
-Nie...a w zasadzie to tak... - unosi pytająco brwi, a ja decyduję się na bezpośredniość - Chcę postawić sprawę jasno. Chcę związku...- kurczę, nie zabrzmiało to tak dobrze, jak w mojej głowie.
- No tak. Rozumiem, że ze mną?
- Nie, z Myszką Miki. - irytuje mnie, jak ludzie zadają pytania, na które już znają odpowiedź. Chyba nie mówiłabym mu o tym, gdybym chciała związku z kimś innym, przecież to oczywiste. Dlaczego mężczyźni są tacy tępi...
-Nie wiem czy spełniam do końca Twoje wymagania... - droczy się ze mną znowu, czy co?
-Skoro Ci to proponuje, to wygląda na to, że spełniasz. No, przynajmniej do tej pory.
- Czyżby? - tak, teraz to wiem. Droczy się ze mną. Ugh, nienawidzę jak się ze mnie droczy...
- Chcę wiedzieć czy chcesz tego samego. Jeśli nie, to trudno. Wyjdę stąd i nigdy nie wrócę. A na jedną przygodną noc też się nie piszę.  
- To już zauważyłem...nie wiem, co Ci odpowiedzieć. Zaskoczyłaś mnie. Nie wiem, czy chcę związku...dla mnie tego słowa ma duże znaczenie.
- Dla mnie też. I zależy mi tylko na takich relacjach. Opartych na wzajemnym zaufaniu i trosce. I na miłości.
Milczy. Wystraszyłam go? Może nie powinnam tego z siebie wyrzucać...Paula miała rację, znaliśmy się zdecydowanie za krótko. Odzywa się w końcu :
- Mogę spróbować. - "mogę", co to ma znaczyć? Postanawiam użyć jego słów i pytam:
-Możesz czy chcesz? - wydaje mi się, że w końcu sam mi to proponował. Jak nie o to mu chodziło, to o co? Zresztą nieważne. Liczy się tu i teraz.
Podchodzi do mnie, delikatnie całuje i szepcze:
-Chcę. - a ja się rozpływam. Teraz to ja go pocałowałam. Nie delikatnie, ale żarliwie i namiętnie. Pragnę go. Nieważne jaką miał przeszłość. Chcę go takiego, jakim jest.
- Jesteś głodna? - pyta, dysząc.
- Tak.  
- Czekaj, zaraz zobaczę, co mam w lodówce...na co masz ochotę ?
- Na Ciebie - mówię i uśmiecham się figlarnie. Ponownie do mnie podchodzi i znów całuje.
-Chcesz tego? Teraz? - pyta ostrożnie. Doskonale wiem o co. Pod wpływem impulsu odpowiadam:
-Tak.
-Na pewno? Nie musimy się spieszyć, wiesz o tym.
-Chcę tego. Teraz. - sama jestem zaskoczona swoją śmiałością. Jak on na mnie działał. Owinęłam ręce wokół jego szyi i znów zaczęłam całować. A potem rozpięłam pierwsze dwa guziki jego koszuli. Głośno wciągnął powietrze. Chyba działałam na niego, równie mocno jak on na mnie. Cieszyło mnie to...i podniecało jeszcze bardziej.  
Poszliśmy do sypialni. Położył mnie na łóżku z srebrnoszarą pościelą. Delikatnie całował mi szyję i dekolt.  
- W każdej chwili możesz się wycofać. Powiedz, żebym przestał, to przestanę.  
Teraz jak o tym myślę, to było takie słodkie, że się tak o mnie troszczył. Ale ogarnięta pożądaniem wydusiłam z siebie:
-Nie wycofam się, przestań się w końcu hamować. Jeszcze raz usłyszę pytanie w stylu "jesteś pewna" to po prostu oszaleję i stąd wyjdę.
Obydwoje zaczęliśmi się śmiać. Potem spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Chciałam mieć to już za sobą, więc zdjęłam bluzkę przez głowę. Dzięki Bogu, że założyłam tego dnia bladoróżowy komplet koronkowej bielizny. Tak jakbym przeczuwała co się dziś wydarzy. A jednak, jakby ktoś mi to przepowiedział jeszcze godzine temu, to wyśmiałabym tą osobę. A jednak...potrafię samą siebie zaskakiwać.
On szybko i sprawnie rozpiął resztę guzików koszuli, po czym rzucił ją w kąt. Znów przywarliśmy do siebie wargami. Następnie Mateusz zaczął pieścić moją szyję pocałunkami, potem dekolt i brzuch, aż dotarł do krawędzi moich spodni. Rozpiął guzik i rozporek, i zsunął je ze mnie. Znów zaczął całować mój brzuch, a potem zszedł niżej, do wewnętrznej partii ud i je także zaczął pieścić. Nigdy nie czułam się tak wspaniale, tak rozkosznie. A to był dopiero początek. Odsunął się ode mnie na chwilę, żeby sam mógł ściągnąć dżinsy i podszedł do szafki nocnej, z której wyciągnął prezerwatywę i położył ją na wierzchu stolika.
Przełknęłam głośno ślinę. To już oznaczało, że robi się poważnie. Już nie ma odwrotu - mówię do siebie w duchu.
Wrócił do mnie, a w zasadzie to na mnie. Przygląda mi się z iskrami pożądania w oczach.
-Co? - pytam.  
- Nic. - odpowiada. - Jesteś śliczna.  
I wraca do całowania mego ciała. Jego słowa na nowo mnie podkręciły. Podobałam mu się. Chyba każda kobieta czuje się wspaniale słysząc cos takiego od swojego mężczyzny.  
Po chwili czuję jak sięga za moje plecy i rozpina mi stanik, uwalniając piersi, które szybko padają ofiarami kolejnych pocałunków i pieszczot. Kilka minut później schodzi językiem niżej, i zatrzymuje się przy moim pępku, a następnie chwyta za brzeg majtek i zdejmuje je.  
Zaczyna pieścić moją kobiecość. Drażni językiem łechtaczkę, czym doprowadza mnie do szału. Chcę więcej, mam ochotę krzyczeć. Po chwili zanurza we mnie dwa palce, wysuwa i wsuwa ponownie kilka razy.  
-Gotowa?
-Jak najbardziej. Skarbie. - dyszę. Słysząc moje zaproszenie, zdejmuje bokserki, a moim oczom ukazuje się nabrzmiała męskość. Zakłada prezerwatywę. Zaraz znajdzie się we mnie. Czuję lekkie przerażenie, ale moje ciało jest teraz tak ogarnięte pożądaniem, że z łatwością tłumi ten strach.
Całujemy się mocno i namiętnie, a chwilę później wchodzi we mnie. Najpierw poczułam lekkie ukłucie...poruszał się spokojnie i delikatnie. To co czułam, nie nazwałabym bólem...może uczuciem dyskomfortu, ale nie bólem.  
Zaczął powoli przyspieszać, a po kilku sekundach uderzyła mnie fala rozpływająca się po całym ciele. Dostałam orgazm. I on chyba też. Bo opadł na mnie, a za moment osunął się na bok.  
Dyszeliśmy głośno, byłam spełniona. Tak się czułam. Po raz pierwszy w życiu.
- Wszystko w porządku? Bolało?
-Było wspaniale...- mruczę. Leżeliśmy jeszcze przez chwilę wpatrując się w siebie.  
- Może weźniemy prysznic?
-Kusząca propozycja. - czułam się wyczerpana, ale prysznic zdawał się być teraz dobrym pomysłem.  
Pod strumieniem ciepłej wody, pieściliśmy się i myliśmy wzajemnie. Potem wróciliśmy do sypialni.
-Masz ochotę na drugą rundę?
-Tak, ale może jutro - ziewam - jestem zmęczona.
- To połóżmy się spać.
I zasnęliśmy słodko wtuleni w siebie na łyżeczki.  

***
Rano obudziłam się sama. Spojrzałam na zegarek. Wpół do dziewiątej...cholera! Przecież jest poniedziałek, muszę iść do pracy...już jestem spóźniona. Jejku, żeby mnie tylko nie zwolnili...wszystko, tylko nie to. Będąc w ataku paniki szybko sięgnęłam po telefon.
5 nieodebranych połączeń. 3 z nich były od Pauli, a pozostałe 2 z pracy.
Kuźwa. Wywalą mnie, czuję to.  
Wstałam i zdałam sobie sprawę, że jestem naga. Muszę się ubrać...tylko gdzie są moje rzeczy?
Usłyszałam czyjeś kroki i instynktownie schowałam się pod kołdrę.  
- Dzień dobry. Zamawiała pani śniadanie do łóżka? - i ten gość był zaangażowany w handel narkotykami i naciąganie niewinnych ludzi. Taki słodki...śniadanie do łóżka? Przecież to skarb dla kobiety!
-Dzień dobry...to bardzo miłe z Twojej strony, ale chyba nie zdążę zjeść. - patrzy na mnie. chyba z lekkim zdziwieniem - jestem spóźniona do pracy...a ty przypadkiem też nie?
- Zadzwoniłem do szefa, że spóźnię się dzisiaj wyjątkowo.  
-Mój szef nie wie, że się spóźnie...chociaż w sumie jest już po fakcie...
Śmieje się. Z czego ? Ja tu się martwię, że mnie wywalą na zbity pysk, a go to bawi?
-Z czego się tak śmiejesz? To takie zabawne, że prawdopodobnie mnie zwolnią?
-To nawet lepiej, to nie jest praca odpowiednia dla Ciebie...jak potrzebujesz pieniędzy, to mogę Ci dać.
-Nie ma mowy! Niczego od Ciebie nie wezmę! - może jeszcze mi zapłaci za wczorajszą noc? Poczułabym się jak dziwka. A może zaproponuje mi pożyczkę, a potem zarząda 2 razy więcej? Z każdą sekundą byłam coraz bardziej wkurzona. - Gdzie są moje rzeczy ? - warczę.
- W łazience, zaraz przyniosę. - i przyniósł mi ubrania. - Proszę.
-Mógłbyś wyjść? Albo przynajmniej się odwrócić? - mówię, bo on stoi i patrzy na mnie jak gdyby nigdy nic.
Poskutkowało. Wyszedł. A ja szybko się ubrałam i wybiegłam z apartamentu. Chyba wołał moje imię, ale zignorowałam go.  
Udałam się prosto do pracy, modląc się w duchu, żeby mnie nie wywalili.
Jak tylko wsiadłam do autobusu, zadzwoniłam do Pauli, żeby ją uspokoić. Martwiła się, że nie wróciłam na noc do domu. Wytłumaczyłam jej wszystko w skrócie, co wcale jej nie uspokoiło...chyba jeszcze bardziej zaczęła się denerwować z mojego powodu. Ale teraz miałam to gdzieś. Myślałam o tym, jak się wytłumaczyć...chyba powiem po prostu, że zaspałam i obiecam, że to się więcej nie powtórzy. Bo co miałam powiedzieć ? "Sorry, ale zeszłej nocy starciłam dziewictwo i jakoś wyleciało mi z głowy, że dziś poniedziałek"  
Nawet w mojej głowie, nie zabrzmiało to dobrze. Na miejsce dotarłam kwadrans po dziewiątej. Tak jak wcześniej postanowiłam się wytłumaczyć, tak zrobiłam. Ku mojej ogromnej uldze, nie wylali mnie. Jednak szef zagroził, że jeśli przydarzy mi się to raz jeszcze, to nie mam po co wracać. Dodał, że z łatwością znajdzie kogoś na moje miejsce. Przez te słowa cały mój dzień był stresujący. A może też z powodu tego, co wydarzyło się rano? Nie gniewałam się na niego, ale mógł mnie obudzić. I przyniósł mi śniadanie...wydaje mi się, że na tacce znajdowały się naleśniki, a obok jajecznica. Nie mogę myśleć o jedzeniu, bo robię się momentalnie głodna.  
Zostałam dzisiaj godzinę dłużej, bo w kińcu rano się spóźniłam. Wróciłam do domu, a Paula od razu na mnie naskoczyła:
-Nie poznaję Cię! Jak mogłaś tak zniknąć bez słowa? Już myślałam, że coś Ci się stało, wariatko ! Po cholerę Ci ten telefon, jak i tak go nie odbierasz !
-Rozładował się. Jak widzisz nic mi nie jest. Teraz zajmijmy się czymś innym... - mówię i kończę swoją myśl - Boże, jaka jestem głodna.
-Co ja z Tobą mam dziewczyno - mówi zrezygnowana. - Mam zrobione ciasto na naleśniki, zaraz będę je smażyć.
Jak tylko to powiedziała, przypomniało mi się o czymś. W zasadzie to o kimś. Udałam się do swojego pokoju i zadzwoniłam do Mateusza. Nie odebrał. Spróbowałam jeszcze raz. Poczta głosowa. Rozłączyłam się i posmutniałam...może mnie już nie chce? Rzeczywiście za szybko poszliśmy do łóżka...a najgorsze był fakt, że stało się to z mojej inicjatywy...

***
Całe szczęście, że wtorek miałam wolny. Wyspałam się przynajmniej. Obudziłam się, i pierwsze co zrobiłam to wzięłam telefon do ręki. Żadnych nieodebranych połączeń. Ale zaraz, był SMS...od Mateusza.  
"Hej. Przepraszam, że nie odebrałem, nie mogłem.
Może się spotkamy dzisiaj wieczorem? Chcę porozmawiać"
Najpierw poczułam ulgę. Napisał do mnie. Ale zaraz potem ogarnął mnie niepokój. Chce porozmawiać. O czym? O nas? Najprawdopodobniej, bo o czym innym mielibyśmy rozmawiać. Odpisałam mu tylko "OK" i wybrałam się do kuchni po coś do jedzenia.
Dzień płynął bardzo wolno. Pewnie dlatego, że czekałam niecierpliwie na wieczór.  
Nie umówiliśmy się na konkretną godzinę. Zgaduję, że przyjedzie między 19 a 20. Nie chciało mi się przebierać, bo i po co. Miałam na sobie dżinsy i fioletowy sweterek. Nie było sensu ubierać sukienki...zresztą w takim stroju czułam się najbardziej komfortowo. Paula stwierdziła, że wyjdzie ze starym znajomym na piwo. Nie pytałam o szczegóły, bo wiedziałam, że chce zapewnić nam odrobinę prywatności. Byłam w duchu jej za to wdzięczna.
Czekałam. Wypatrywałam czarnego mercedesa przez okno, a po nim ani śladu. Minęła godzina i nadal nic. Może poglądam telewizję? Włączyłam telewizor, ale nic ciekawego akurat nie leciało. Zresztą byłam zbyt zdenerowowana, żeby skupić się na oglądaniu jakiegoś głupiego filmu. W końcu usłyszałam dzwoniący domofon. Nareszcie - pomyślałam i pobiegłam otworzyć drzwi.
Wszedł do mieszkania i usiadł na kanapie.
- Coś do picia ? - kiwa przecząco głową. Dlaczego nic nie mówi? Jest zły, że nie zostałam na tym śniadaniu? Mnóstwo myśli kłębi mi się teraz w głowie, ale w końcu wyduszam z siebie ;
-Przepraszam. Za wczoraj...
-Nie masz za co. - To o co mu chodzi? Ma grobową minę.
- Coś się stało?
- Mam małe problemy...nieważne. - Wstaje i podchodzi do mnie, a następnie całuje delikatnie. - Tak wogóle to cześć. - śmieję się...wszedł bez słowa do mieszkania i dopiero teraz się wita...no ale na ten pocałunek warto byłoby i poczekać do jutra.
- Problemy w pracy? Przez to, że się spóźniłeś? - usiłuję dowiedzieć się o co do diabła chodzi.
- Z obecną pracą wszystko w porządku...to z tą poprzednią mam kłopot...- o cholera. To nie brzmi dobrze. - Słuchaj, Alicjo. Zależy mi na Tobie. Bardzo. Ale teraz chyba nie jest odpowiedni moment dla nas. I nie wiem czy kiedykolwiek będzie. - Co? Nie! Co on u licha wygaduje? To on mi nie dawał spokoju...co takiego się stało...
- Dlaczego?
-Muszę wyjechać na jakiś czas z miasta...nie wiem kiedy wrócę. Boję się, że może Ci się coś stać...Pamiętaj, nikomu nie ufaj, poza rodziną i Pauliną. Nikogo nie wpuszczaj. Najlepiej byłoby gdybyście wymieniły zamki.  
- Czemu? Mogę się w końcu dowiedzieć o co chodzi?
- Gdybyś zrezygnowała z pracy też byłoby lepiej...
-Czy ty mnie wogóle słuchasz?! Ścigają Cię czy co? Ktoś chce Ci zrobić krzywdę ? Powiedz mi wreszcie, bo nie wytrzymam! - domyślam się o co może chodzić. Z cholerną mafią nigdy nie wiadomo. Boże, żeby tylko go nie pobili...a co jak chcą go zabić? Nie przeżyję tego.  
- Zadarłem z niewłaściwymi ludźmi...nie do końca chcą mi pozwolić odejść.
Nagle mi przychodzi do głowy absurdalny pomysł. Nigdy nie myślałam tak nieracjonalnie, ale pod wpływem emocji mówię:
- Jeśli wyjedziesz, to razem ze mną. - sama byłam zaskoczona stanowczością w moim głosie. On milczy i chyba się namyśla.  
- Nie ma mowy. Lepiej żebyś została tutaj. Ze mną możesz znaleźć się w niebezpieczeństwie.
- Myślisz, że jak zostanę, to będę bezpieczniejsza? Zresztą największą krzywdą jaką możesz mi zrobić, to mnie opuścić. - zaskoczyłam go tymi słowami. - Ja Cię do jasnej cholery kocham a ty chcesz ot tak po prostu wyjechać! - jestem wściekła.
- Nie wiesz co mówisz...jak to mnie kochasz?
- Tak to - debilu, dodaję w myślach.
-Ja...nie...nie przypuszczałem...cholera, nie ułatwiasz mi tego...
-Kiedy wyjeżdżasz?  
- W piątek. Jutro mam rozmowę z potencjalnym kupcem mojego apartamentu.
-Tak szybko? Wow...- serio, szybki jest. Już znalazł kupca? Niesamowite...- Gdzie? Gdzie konkretnie?
-Na razie do Londynu. Mam tam małe mieszaknie na takie wypadki...a potem planuję wyjechać do Stanów... - o kuźwa. Myślałam, że przeprowadzi się po prostu na drugi koniec kraju...Do Londynu? Do Stanów ?! Mnie nie było stać nawet na bilety na samolot do USA.
- Pojadę z Tobą. Dam radę się spakować na piątek. Nie mam zbyt wielu rzeczy...
-Nie bądź lekkomyślna. Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie jest dobry pomysł.  
-Co z tego? Mi na Tobie też zależy. Chyba, że mnie nie chcesz? Postaw sprawę jasno.
-Chcę, bardzo chcę. Ale nie zamierzam Cię narażać. A Twoje studia?
-Nic się nie stanie, jak zrobię sobie rok przerwy.  
Chyba się w końcu poddaje.  
-Wiedz, że tego nie popieram...Paula i Twoi rodzice na pewno też nie.
- Nie muszą wiedzieć. To o której mamy samolot?
-My mamy? A no tak...muszę Ci najpierw kupić bilet...Wylot jest o 7.15, w Londynie ma być punktualnie o 9.00.
-To umówmy się, że o 6 po mnie przyjedziesz.  
Marudził jeszcze przez chwilę, ale w końcu się zgodził. Porozmawialiśmy jeszcze o szczegółach przez chwilę, a potem wyszedł. A ja zaczęłam zastanawiać się, jak przekażę tą nowinę Pauli i rodzicom...Mateusz miał rację, nie będą tego popierać. Bo głupotą było jechać tak daleko z dopiero co poznanym facetem.  
Głupotą było kochać tego faceta...a i tak go kochałam.

***

(6 miesięcy później)

Właśnie wprowadziliśmy się do mieszkania na przedmieściach Nowego Jorku. W Londynie podszlifowałam trochę swój angielski, chociaż w Ameryce niektóre słowa miały inne znaczenie. Przynajmniej tutaj nie było trzeba tak akcentować, jak w Anglii. To był jeden z plusów, bo z akcentowaniem zawsze miałam problem.
Mieszakanko nie było duże, mieliśmy do dyspozycji trzy pokoje: salon, sypialnię i dodatkowy pokój, który póki co pełnił funkcję garderoby. A kiedyś może będzie to pokoik dla dziecka...
Przed wyjazdem do Stanów Mateusz oświadczył mi się. Wiem, szybko. Ale ze ślubem zamierzamy poczekać z rok, dwa. Najpierw się zadomowimy w mieście. Nigdy nie chciałam się wyprowadzać z ojczyzny, ale dla niego mogłam się poświęcić. Uwielbiałam nasze małe, cudne mieszkanko...jeszcze nie było całkiem wykończone, ale było takie...nasze. Tak, to dobre słowo. Nasze...uśmiecham się na samą myśl o tym.
Z niewielkiego tarasu można było podziwiać soczyście zielony park. Okolica była spokojna, jak na tak zahukane miasto. Uwielbiałam patrzeć na dzieci, które radośnie biegały między drzewami.  
Czułam się z nim szczęśliwa. Naprawdę. Do tej pory nawet przez chwilę nie żałowałam swojej decyzji. Wyjeżdżając wytłumaczyłam wszystko Pauli, która zadowolona czy nie, pozwoliła mi odejść. Do końca wakacji mieszkała z rodzicami, a potem wynajęła mniejsze (i tańsze) mieszkanie, które było położone bliżej jej uniwerku.  
Rodzicom powiedziałam, że wyjadę, zobaczę jak to jest za granicą, a jak mi się spodoba, to może zostanę. I zostałam. Potem powiedziałam im o mnie i Mateuszu, ale nie zdradzałam szczegółów na temat jego przeszłości. Nie wiem, czy byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy, ale nie okazywali żalu, czy złości. Powtarzali tylko żebym na siebie uważają, i że bardzo mnie kochają. No tak, moi rodzice, zawsze troskliwi. Zaprosiłam ich do nas na święta. Stać nas było na to, żeby kupić im bilety. Mieliśmy jeszcze oszczędności pozostałe ze sprzedaży apartamentu. Połowa z tego poszła na obecne lokum. Pieniędzy było coraz mniej, więc zdecydowaliśmy się poszukać pracy. Mateusz już nie został żadnym dyrektorem...może kiedyś, ale teraz miał na to małe szanse. Za to dostał pracę w banku jako zwykły doradca finansowy. Ja natomiast, nie mając skończonych studiów, zatrudniłam się w butiku. Praca w sklepie z odzieżą bardzo mi się spodobała. Lubiłam doradzać innym kobietom, co pasuje do ich karnacji, sylwetki, co powinny ubierać. Niby zwykła praca, a ile sprawiała mi przyjemności. Z naszych obu pensji, choć niezbyt pokaźnych, spokojnie starczało na rachunki, a jeszcze trochę zostawało na oszczędności.  
Kochamy się i to jest teraz najważniejsze. Nie wiem, co wydarzy się jutro, za tydzień czy za rok. Wiem, że razem damy sobie radę.  
Czuję się spełniona.  
Niczego nie żałuję. I to co wydawało mi się niegdyś głupotą, teraz zdawało być się ogromnym szczęściem.  


Koniec :)

BerryMuffin

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6975 słów i 37681 znaków.

2 komentarze

 
  • BerryMuffin

    czytelniczkaa : przyznaję, że sama nie jestem zadowolona z końcówki. Opowiadanie napisałam kilka miesięcy temu, wrzuciłam nic nie zmieniając. Pozdrawiam :)

    7 gru 2014

  • czytelniczkaa

    czuję niedosyt...akcja się fajnie rozwijała do momentu ich wspólnej nocy a potem przeszłaś za szybko z tym wszystkim...mogłaś to jakoś rozwinąć, opisać itp. a nie przechodzić po końca....pozdrawiam ;)

    7 gru 2014