Iluzja – rozdział 29

Iluzja – rozdział 29Przyjrzałam się dokładnie swojemu odbiciu, jednocześnie pociągając po szyi gąbką do makijażu, rozprowadzając ostatnie resztki fluidu. Ślady już nieco zbladły, a przy pomocy makijażu mogłam je całkiem zakryć. Moja twarz była za to blada i gładka, jak zawsze. Palce Gavina nie zostawiły żadnych śladów. Jedynie plecy odrobinę mnie bolały po tym, jak odbiłam się od ściany, ale nie było to nic, z czym nie mogłabym żyć.
Tamtego wieczora wrócił pijany. Niemal doczołgał się do kanapy, na której leżałam, usiłując się uspokoić po naszej kłótni. Odruchowo się odsunęłam, bo śmierdział wódką i nie byłam pewna, co zamierzał zrobić, ale on jedynie wystękał:
– Przepraszam. Tak bardzo… bardzo cię przepraszam. Miałaś rację, okłamałem cię. – Gdy na mnie spojrzał, zobaczyłam, że płakał. – Moi rodzice żyją, ale naprawdę byli alkoholikami. Widziałaś moją matkę, więc wiesz, że jest przeraźliwie chuda. To od alkoholu. On ją zniszczył. Mój ojciec wygląda podobnie. Wyglądają jak pieprzone menele. Odciąłem się od nich, bo nie chciałem skończyć tak samo. Rozumiesz mnie? – Był jak małe, zagubione dziecko, momentami bełkotał, by potem wyrzucić z siebie słowa w niesamowicie szybkim tempie. Łapał mnie za ręce i opuszczał na nie głowę, jednocześnie klęcząc przede mną i błagając o wybaczenie. – Nie chciałem zostać w rodzinie pijaków. Chciałem być kimś. Wolałem udawać, że umarli. Nie chciałem się za nich wstydzić. I nie chciałem tak do ciebie mówić… przepraszam, wybacz mi, przepraszam!
Z ciężkim sercem zaprowadziłam do go łóżka, gdzie jeszcze przez jakiś czas płakał jak małe dziecko i coś mamrotał. Głaskałam go po włosach, dopóki nie zasnął. W głowie miałam pustkę. Nie wiedziałam, czy mu wierzyć. Historia brzmiała realnie, ale tak brzmiało wszystko, co wychodziło z jego ust. Był urodzonym mówcą i manipulantem, potrafił sprawić, że każda historia brzmiała wiarygodnie.
Bolało mnie to, bo go kochałam. Po naszych burzliwych początkach nauczyłam się go kochać. Byłam mu wdzięczna, bo ocalił nas od bankructwa. Załatwił mojemu tatę dobrą pracę, był zawsze szarmancki, pomocny także dla mojej mamy… co najważniejsze – pomagał mi, wyciągał mnie z dołka, w który wpadłam po zerwaniu z Harveyem. Czy wszystko było kłamstwem? Czy naprawdę mnie kochał, czy może po prostu chciał mieć rodzinę – inną od tej, od której uciekł?
Nie wiedziałam już, w co wierzyć. Głowa pękała mi od nadmiaru pytań. Miałam wrażenie, że wiecznie byłam kimś niedoinformowanym. Nie znałam całej prawdy o Harveyu, o tym, co w nim siedziało, co go dręczyło i o czym tak bardzo nie chciał mi powiedzieć. Nie wiedziałam, dlaczego ze mną zerwał, komu dał się nabrać. Nie wiedziałam, z kim Kira była w ciąży. Teraz w dodatku nie wiedziałam, kim był mój własny mąż.  
Mogłam wybaczyć mu jedno kłamstwo, jedną wątpliwość – ale w tym momencie nagromadziło się już ich tyle, że ciężko było mu wierzyć w cokolwiek, co mówił. Powoli zaczynałam dostrzegać, jak bardzo źle zrobiłam, przyjmując jego oświadczyny. Co ja sobie myślałam? Oczywiście, że to było za wcześnie – ale tu chyba nawet czas by nie pomógł. Nie tak powinno wyglądać małżeństwo.
Z drugiej strony… stało się. Byliśmy poślubieni. Kochałam go. Potrzebowałam. Nie wyobrażałam sobie odejść. Nie to mu przyrzekałam. W moich myślach dalej był tym czarującym biznesmenem, który nie umiał zrobić najprostszych pierników i patrzył się na ciasto, jakby było wrogiem do pokonania. Był tym, który zabrał mnie do domku w górach, który zjeżdżał ze mną na nartach, choć na początku ciągle się wywalał, upadał na śnieg, powodując, że śmiałam się do rozpuku. Nasz pierwszy seks… to było coś magicznego. Nadal to czułam. Nie mogłam odejść bez walki. Wierzyłam, że jeszcze mogę przywrócić tamtego Gavina.  
Odwaga jednak mnie opuściła, gdy musiałam wyjść z domu. Bałam się, że gdy Julie spojrzy mi w oczy, to odkryje całą prawdę. Dopiero co broniłam Gavina, zarzekałam się, że jest dobrym człowiekiem, ale teraz… już nie byłam tego taka pewna. Bałam się go. Był nieprzewidywalny. Nie wiedziałam, co zrobi następnym razem, gdy będzie miał zły humor.
Nie wyjaśniliśmy kwestii jego rodziców. Nie wróciliśmy do tamtej kłótni. Nie przeprowadziliśmy żadnej normalnej rozmowy. Z powrotem wzięłam dużo zmian w kawiarni i wymykałam się wczesnym rankiem, gdy Gavin jeszcze spał. Wolałam harować cały dzień w pracy, niż wracać do domu.
Powoli zbliżały się Święta. Mama już parę razy dzwoniła, by nas zaprosić na świąteczną kolację. Do tego czasu musiałam perfekcyjnie opanować udawanie, że wszystko jest w porządku. Musiałam założyć maskę, dopóki nie rozwiążemy naszych problemów. Nie chciałam się z tym nikim dzielić.  
Czułam się samotna. Julie odsunęła się ode mnie po naszej ostatniej wymianie zdań. Choć ją przeprosiłam, wydawało się, że raczej mi nie wybaczyła. Czasem łapałam ją na tym, że przygląda mi się podejrzliwie, ale nic nie mówiła. Moim jedynym rozpraszaczem był Brian, który zawsze potrafił mnie rozbawić, choćby i na krótko.
Gdy wieczorem zamknęłam kawiarnię i tym samym skończyłam swój dzień, ponownie ogarnęło mnie uczucie przerażenia – nie chciałam wracać do mieszkania. Nie chciałam rozmawiać z Gavinem. Nie chciałam dłużej skupiać się na tym całym chaosie i bólu. Potrzebowałam czegoś, co wyłączy te myśli, oderwie mnie od codzienności. Chwilę się zawahałam, po czym ruszyłam do najbliższego pubu.
W środku było głośno i tłoczno. Minęłam grupę facetów, którzy głośno ryczeli i krzyczeli z bliżej nieokreślonego powodu. Znalazłam jedno wolne miejsce przy ladzie i bez zastanowienia zamówiłam whisky. Nie obchodziło mnie, że praktycznie nic dziś nie jadłam. Chwilę później ktoś postawił przede mną szklaneczkę, potem drugą, potem trzecią. Wkrótce zrobiło mi się niedobrze – odzwyczaiłam się od alkoholu i tego smaku – ale piłam dalej. Piłam, by zapomnieć o tym, co mnie dręczyło.
Może to właśnie z tego powodu Harvey zaczął pić. Whisky dobrze maskowała ból złamanego serca.
Po raz kolejny w mojej głowie pojawiła się myśl, by do niego zadzwonić – ale co bym mu powiedziała? Że miał rację? Że nie powinnam była wychodzić za Gavina? Nie był dla mnie dobry. Skrzywdził mnie. Stało się dokładnie to, przed czy Harvey próbował mnie uchronić.
Trzy szklanki później poczułam, że mam już dość. Zsunęłam się chwiejnie ze stołka i zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu komórki.
– Hej, chyba nie zamierzasz prowadzić, co? – Dobiegło mnie pytanie chłopaka zza lady. Podniosłam na niego wzrok.
– Samochodu?
– A czego, telekonferencji? No raczej, że samochodu. Zastanawiam się, czego tam szukasz. Jeśli kluczyków, to nie radzę.
– Szukam komórki, żeby zadzwonić po taksówkę – parsknęłam. – Nie martw się.
Nawet nie wiedziałam, która była godzina, ale po wyjściu z windy nie spodziewałam się zobaczyć światła ani żadnych gości – tymczasem natknęłam się na Gavina i jakichś trzech wysokich facetów, których nie kojarzyłam. Wszyscy czterej spojrzeli się na mnie z uniesionymi brwiami, kiedy wytoczyłam się z windy, o mało co się nie przewracając. Zmrużyłam oczy, bo jasne światło zbytnio mnie raziło i wyjąkałam:
– Dobry… wie–ee–czór.
– To twoja żona? – zapytał ktoś ze śmiechem.
Widziałam, jak Gavin się uśmiecha – niby grzecznie, niby z rozbawieniem – ale czułam, że był wściekły.  
– Tak. Aurora, nie wspominałaś, że idziesz na jakąś imprezkę po pracy. Też byśmy poszli. – Zaśmiał się krótko.
Usiłowałam wyglądać na w miarę trzeźwą i stanęłam prosto, uśmiechając się, choć ledwo potrafiłam utrzymać otwarte oczy.  
– Julie wyciągnęła nas na parę drinków – skłamałam. – Panowie wybaczą, ale jestem wykończona. – Skinęłam im głową, co było idiotyczne i szybko ruszyłam do naszej sypialni, zamykając za sobą drzwi. Boże, ale wtopa. Akurat dziś Gavin musiał przyprowadzić jakichś swoich kolegów? Nie mogli iść do jakiejś restauracji?  
Chwiejnie poszłam pod prysznic, bo następnego ranka znowu szłam do pracy. Szybko się wykąpałam, żałując, że nie wzięłam żadnej wody do sypialni. Wypity alkohol zaczynał dawać o sobie znać, a nie chciałam po raz kolejny przechodzić obok rozbawionych moim widokiem facetów w salonie. Oczy mi się zamykały, chciałam od razu iść spać, ale gdy wyszłam z łazienki, wpadłam na Gavina, który stał tuż za drzwiami.
– Wystraszyłeś mnie – mruknęłam, mrugając, by wyostrzyć obraz. – Twoi… koledzy już poszli?
– To nie byli jacyś tam zwykli koledzy – wycedził, a moja skóra automatycznie pokryła się gęsią skórką. Poczułam strach, potrzebę ucieczki. Gavin był wściekły. Wiedziałam, co to oznaczało. – To byli wspólnicy z firmy. A ty wytoczyłaś się z windy kompletnie pijana.
– Trzeba było mi powiedzieć…
– A niby kiedy miałem to zrobić? Myślisz, że nie widzę, jak mnie unikasz? Prosiłem cię, żebyś ograniczyła pracę, a ty znowu do niej uciekłaś.
– Mogę robić co mi się podoba – wymamrotałam. – Nie zakażesz mi pracować.
– Jeśli będzie trzeba, zakażę ci wychodzić, a już zwłaszcza się upijać, jeśli masz wracać do domu zalana w trupa! – warknął, robiąc krok do przodu. Ja automatycznie zrobiłam krok do tyłu. – Wiesz w ogóle, jak to wyglądało? Jakie świadectwo mi wystawiłaś? Teraz wszyscy będą myśleć, że mam żonę pijaczkę! Chcesz się upodobnić do mojej matki? Mścisz się na mnie? O to ci chodzi?
– Gavin, ja nie… nie planowałam tego, mogłeś mi powiedzieć, że będziesz miał gości! – Nie miałam jak uciec. Blokował mi ciałem drzwi od łazienki. Przez alkohol reagowałam i poruszałam się dużo wolniej. – Mogłeś mi napisać smsa, zadzwonić do mnie! Cokolwiek! Po prostu mogłeś mnie uprzedzić!
– Nie sądziłem, że teraz masz takie plany, że trzeba cię o czymkolwiek uprzedzać. To ty mogłaś uprzedzić, że wrócisz do domu kompletnie pijana. – Mocno zacisnął szczękę, jego oczy pociemniały. – Ośmieszyłaś mnie. Poniżyłaś.
– Nie chciałam, naprawdę…
– Dałaś takie przedstawienie, że teraz wszyscy sądzą, że ożeniłem się z pijaczką. Nie daruję ci tego.
– Nie darujesz mi? – powtórzyłam, nagle jakby trzeźwiejąc. Teraz i ja byłam wściekła. – Gavin... mógłbyś może zacząć traktować mnie jak żonę, a nie jak pieprzone ścierwo, które mieszasz z błotem? Ja też mogłabym ci nie darować wielu rzeczy, wiesz? Na przykład tego, że groziłeś zwolnieniem mojego taty, jeśli kiedykolwiek odezwę się do Harve…
Uderzenie było tak szybkie, że nie od razu poczułam ból; też nie od razu zorientowałam się, co się stało, dlaczego głowa odskoczyła mi na bok i dlaczego zatoczyłam się do tyłu, wpadając na kabinę prysznica i ostatecznie upadając na podłogę. Zszokowana, podniosłam wzrok na Gavina, który górował nade mną niczym kat. Przyłożyłam dłoń do policzka, który zaczął niemiłosiernie piec. Ból wywołał łzy, które zamazały mi wzrok i twarz Gavina. Nie wiedziałam, czy malowała się na niej wściekłość czy może wstyd. Wszystko docierało do mnie z opóźnieniem. Uderzył mnie. Uderzył mnie w twarz.
Wydawało mi się, że coś powiedział, ale byłam tak zamroczona, że nic do mnie nie dotarło. Poczułam jedynie, że się unoszę, a potem ktoś kładzie mnie na łóżku.

W pracy starałam się jak najczęściej pochylać głowę, obracać ją tak, by policzek chował się pod włosami, których wyjątkowo nie związałam. Zaczynałam żałować, że nie odwołałam swojej zmiany i nie poprosiłam o zastępstwo. Ukrywanie się było cholernie trudne, ale nie chciałam, by Julie znowu zaczęła ze mną dyskutować. Rano pokryłam twarz solidną dawką podkładu, ale policzek i tak był mocno zaczerwieniony. Nie chciałam o tym nikomu mówić. Bo i po co? To była moja wina. Faktycznie, ośmieszyłam Gavina przed jego kolegami z pracy. Wróciłam kompletnie nawalona, zachowując się, jakbym robiła tak codziennie. Ludzie plotkują. Wieść zapewne szybko się rozniesie. Ostatnie, czego chciałam, to zepsuć Gavinowi reputację.
Przypomniały mi się jego ciche słowa, które zanotowałam mgliście po tym, jak położył mnie na łóżku:
– Chyba nie muszę mówić, co się stanie, jak komuś o tym powiesz.
Nie zamierzałam – bo co wtedy stałoby się z moim tatą? Wyżyłby się na nim? A może na Harveyu? Już raz go uderzył. Nie potrzebował wiele, by go pobić po raz kolejny. Zamierzałam skupić się na tym, jak naprawić naszą sytuację. Musiałam coś zrobić. Na pewno nie wracać do domu pijana. Musiałam poczekać, aż nadejdzie jakiś lepszy okres, aż Gavin się uspokoi i wtedy w końcu porozmawiam z nim o terapii. Powiem mu, że go kocham, że go nie zostawię, ale że musimy popracować nad tym, jak wygląda nasze małżeństwo.  
Usilnie starałam się nie myśleć o tym, co wszyscy mi mówili, a ja to zignorowałam.
Tak, uważam, że ty też popełniłaś błąd. Nie powinnaś była za niego wychodzić.
Jesteś głupia. Myślałam, że jesteś mądrzejsza! Zostawiłaś rodzinę, poleciałaś na jego pieniądze! Żyjesz sobie teraz w tym wielkim mieszkaniu, a rodzice muszą sami zarabiać na rachunki…
On nie jest dobrym człowiekiem. Mam nadzieję, że jednak się mylę. Że on będzie dla ciebie dobry. Że cię nie skrzywdzi.

To była nieprawda. Nieprawda. Nikt nas tak naprawdę nie znał. Nikt nie wiedział, co przeszliśmy. Co przeszedł Gavin – ja sama nawet tego nie wiedziałam. Mogłam sobie tylko wyobrażać, jak na niego wpłynęło dzieciństwo z rodzicami alkoholikami. To dlatego tak się na mnie zdenerwował. Gdy wróciłam pijana, przypomniałam mu matkę alkoholiczkę. Jeśli więcej tak nie zrobię, wszystko wróci do normy.

Do Świąt zostało parę dni. Wszyscy uwijali się w kawiarni jak mrówki. Nie było czasu nawet usiąść czy wypić kawy, bo ciągle przychodzili nowi klienci. Pracowałyśmy z Julie w kuchni i co chwilę napływały do nas nowe zamówienia. Nie wiedziałam już, czy lepiej było opóźnić chwilę zamówienie, by umyć naczynia, czy ignorować ciągle rosnący stos, ale uwijać się na czas z robieniem kanapek i sałatek. Julie też była tak zajęta, że nawet nie miała czasu podejrzliwie się na mnie patrzeć.
Zawijałam właśnie kanapkę w papierek i obwiązywałam cienkim sznureczkiem, gdy przyszedł Brian.
– Zamówienie na omleta i kanapkę z szynką.
– Boże, niech oni się zlitują – jęknęła Julie. – Od początku zmiany nie byłam w toalecie.
– Nie marudź, chyba że chcesz się zamienić?
– Nie, dziękuję. Zrobię tego cholernego omleta. Aurora, możesz mi podać drugą patelnię?
Gdy stanęłam na palcach, by dosięgnąć najwyższej półki, usłyszałam jej przerażony głos:
– Aurora… co ci się stało?
Natychmiast obciągnęłam koszulkę, która poderwała się do góry, ale nic z tego. Wiedziałam, że Julie już wszystko zauważyła. Przynajmniej Brian zdążył wyjść z kuchni.
– Nic takiego. Proszę. – Wyciągnęłam w jej stronę patelnię.
– Jaja sobie robisz? – Wzięła ją i rzuciła gdzieś na bok. Skrzywiłam się, słysząc przykry dźwięk uderzenia metalu o blat. Zanim zdążyłam ją powstrzymać, uniosła mi koszulkę do góry, patrząc z przerażeniem na sińce, które zdobiły okolice moich żeber i bioder. – Co to ma być, do cholery jasnej?! To też ci zrobił ten pijak ze sklepu? – Nie mogłam nie usłyszeć kpiny w jej głosie.
– Nie. Zdaje się, że miałaś robić omleta…
– Przestań robić ze mnie idiotkę! To on cię bije, prawda? – Odsunęła się z niedowierzaniem na twarzy. – Gavin cię tłucze, a ty jeszcze to ukrywasz!
– Ciszej – syknęłam, patrząc ze strachem na drzwi. – Nie bije mnie. Upadłam na podłogę, kiedy myłam prysznic. Poślizgnęłam się i…
– Nie umiesz kłamać, Aurora. – Wpatrywała się we mnie ze złością i strachem. – Myślisz, że ci w to uwierzę?
– Co z tą kanapką z szynką? – Brian znowu pojawił się w kuchni. – Co wy robicie? Nie macie kiedy plotkować, tylko w czasie pracy?
– Nic nie robimy – powiedziałam, odrywając wzrok od twarzy przyjaciółki. – Brian, możemy się zamienić? Chętnie pójdę do przodu.
– No dobra – powiedział raczej niechętnym tonem, a ja szybko wyszłam z kuchni, biorąc głębokie wdechy, by wziąć się w garść i odgonić wspomnienia zeszłego wieczora.
Przez okres nie miałam siły ani chęci gotować, ale wykrzesałam z siebie na tyle energii, by przygotować makaron z pomidorami z puszki. Proste i pyszne. Na koniec obsypałam obficie dania parmezanem i przyozdobiłam listkiem bazylii. Gavin cmoknął mnie w usta i szybko zjadł swoją porcję. Ja przeniosłam się z miską do sypialni i powoli jadłam, leżąc z termoforem na brzuchu. W pewnym momencie dobiegł mnie jednak pełen bólu krzyk, który spowodował, że zerwałam się jak oparzona. Popędziłam do kuchni, gdzie Gavin ściskał palca u prawej ręki, który obficie krwawił. Natychmiast zrobiło mi się niedobrze.
– Co się stało?!
– Co się stało? Używałaś pomidorów z puszki, czyż nie? – Wskazał na kosz. – Nie wsadziłaś jej dostatecznie głęboko, to się stało!
Nie musiał mówić nic więcej. Zrozumiałam w mig, że próbował coś wyrzucić, a leżąca na wierzchu puszka z otwartym wieczkiem rozcięła mu palca swoją ostrą jak nóż krawędzią. Próbowałam zatamować krwawienie, ale rozcięcie było tak głębokie, że musieliśmy szybko jechać na ostry dyżur, by ktoś zaszył mu ranę. Czekałam na niego, piekielnie zdenerwowana i z poczuciem winy. Dlaczego nie włożyłam tej puszki odrobinę głębiej? Przecież nie od dziś wiedziałam, jak ostre jest jej wieczko. Zapewne weszło w skórę jak w masło. Rozcięcie było może i nieduże, ale głębokie i na pewno piekielnie bolało. Gdy wróciliśmy, tylko czekałam na wybuch. I dostałam go – ostrego kopniaka w bok, od którego zabrakło mi tchu, w akompaniamencie tłuczonego szkła.  
Nie dziwiłam mu się. Przeze mnie rozciął sobie palca i nie mógł teraz robić podstawowych czynności. Na pewno cholernie go to bolało – tylko dlatego, że nie pomyślałam, by wrzucić puszkę odrobinę głębiej.
Potem jednak przyszedł i przykładał mi zimny okład do bolących miejsc. Całował każdy powstający siniak, przepraszał. W końcu rozebrał mnie, a ja jego. Po raz kolejny zastosowałam terapię uciszania bólu – jednak przestawała ona działać.  
Może nigdy nie działała.  

W oczach moich rodziców wyglądaliśmy jak idealnie dobrane małżeństwo – tyle że każde z nas, siedząc na świątecznej kolacji, przyoblekło na twarz maskę. Ja przykleiłam sobie sztuczny uśmiech, za wszelką cenę próbując uczynić go prawdziwym. Gavin też się uśmiechał, był rozluźniony, tak jakby ostatnie tygodnie były sielanką. Oczywiście nie obyło się bez pytań mojej mamy, co mu się stało w palec. Roześmiał się tylko krótko i powiedział:
– Niezdara ze mnie. Nie zauważyłem otwartej puszki po pomidorach. To cholerstwo tnie lepiej niż najlepszy nóż.
Wszystko obrócił w żart, nawet nie wspomniał, kto tak naprawdę był za to odpowiedzialny. Kontynuował rozmowę, zmieniając temat, pytając rodziców o pracę i inne codzienne sprawy. Zachwalał kuchnię mamy, jak zawsze. Obserwując go, zastanawiałam się, jak to było możliwe, że przy innych ludziach Gavin był tak czarujący, uśmiechnięty… jak mógł tak dobrze udawać? Jak mógł z tego miłego człowieka zmieniać się w… potwora? Dlaczego nie zauważyłam tego wcześniej? Jak mogłam wyjść za tyrana? Jak się w to wszystko wplątałam?
Musiałam się pilnować, by niczego nie pokazać. Musiałam płytko oddychać, by nie bolały mnie przy tym żebra. Założyłam sukienkę, która skutecznie maskowała wszelkie siniaki – ale i tak dało się wyczuć mój nastrój, ciężką atmosferę. Gdy mama zapytała mnie, czy wszystko w porządku, Gavin ostrzegawczo ścisnął moje ramię.
– Tak, oczywiście – odparłam z uśmiechem.  
I tak było aż do końca wizyty u rodziców – gdy tylko pojawiało się potencjalnie niebezpieczne pytanie, mąż ściskał jednoznacznie moje ramię lub kolano, dając mi znać, bym dobrze odpowiedziała, bym nie zachowała się źle. Mimo że był to czas radości, miłości, przebaczania, czułam, że zaczynam go nienawidzić. Że kara, którą dostałam, nie była adekwatna do przewinienia. Że nie powinno jej w ogóle być.
Poprzedniego wieczora w końcu zasugerowałam terapię. Zrobiłam to z sercem w gardle, ale byłam z siebie dumna, że w ogóle zdołałam to z siebie wydusić. Gavin tylko się roześmiał.
– Terapię? Jeśli masz jakieś problemy do przepracowania, to śmiało, idź, ale mnie nawet w to nie wciągaj. Zresztą… co powiesz terapeucie o tych wszystkich siniakach? Że przewróciłaś się na rowerze? – Uśmiechnął się kpiąco. – Dobrze wiesz, co masz robić. Po prostu… zachowuj się odpowiednio. Tak, jak powinna zachowywać się żona. Wtedy wszystko będzie dobrze. Oto twoja terapia. – Wstał z fotela, na którym siedział i zaczął odchodzić. Wtedy jednak odwrócił się i dodał: – Dobrze wiesz, co będzie, jeśli komuś o tym powiesz.  
O tak, mogłam sobie wyobrazić. Zdążyłam się już przekonać, że Gavin miał kontakty niemal wszędzie. Mógł wyżyć się na moim tacie, na mojej mamie, na Harveyu… może nawet na Julie? Bałam się myśleć, do czego był zdolny. Bałam się jego. Bałam się niemal cały czas, ale mimo to uśmiechałam się i udawałam. Bo nie miałam innego wyjścia.  
Z głośników włączonego radia poleciała nagle piosenka Bon Jovi jako przerywnik świątecznych piosenek i kolęd. Zdawałam się być jedyną zwracającą na nią uwagę, podczas gdy inni byli pogrążeni w rozmowie.
An angel’s smile is what you sell, you promise me Heaven, then put me through hell... Oh, you’re a loaded gun, there’s nowhere to run – no one can save me, the damage is done.
Obiecał mi niebo, a zgotował piekło.
Czułam się jak w więzieniu. W pułapce.  
Tak właśnie było – nie miałam dokąd uciec.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Wer...

    Kiedy kolejna część bo jestem tak wciągnięta że już nie mogę się doczekać ❤️
    Według mnie powinna szukać ratunku u Harveya 😁

    23 mar 2021

  • candy

    @Wer... Już jutro ❤️ w teorii tak, ale co jeśli Harvey ma już ułożone życie i ruszył dalej? Jej cały czas na nim zależy, ale czy on to odwzajemnia? Dlatego się boi :D

    23 mar 2021

  • Wer...

    @candy Wydaje mi się że on pomimo nowego życia nie zapomniał o niej i nadal coś do niej czuje jak to mówią jak ktoś jest sobie pisany to pomimo wszystko będą razem ❤️ Ale tego się dowiem w swoim czasie 😁

    23 mar 2021

  • candy

    @Wer... tak, ale ona w tym momencie jest ofiarą przemocy domowej, więc nie myśli racjonalnie :) wieczorem wrzucę rozdział <3

    23 mar 2021

  • Wer...

    @candy czekam 😍

    23 mar 2021

  • Mysza

    Co za... Uhhh. Czy ona naprawdę będzie się na to zgadzać?

    20 mar 2021

  • candy

    @Mysza poniekąd tak - chciałam tutaj pokazać myślenie osoby, która jest ofiarą przemocy domowej i mimo że zdaje sobie sprawę z tego, że to jest absolutnie złe, to jednak momentami obwinia siebie i nie jest gotowa opuścić partnera.

    21 mar 2021