Mój chłopak to złodziej cz 6

Mój chłopak to złodziej cz 6Ponownie proszę o komentarz :)


- Opowiadałeś mi wcześniej, że jesteś handlarzem. Zajmujesz się czymś jeszcze? - dociekał Fabien upijając łyk wina. Nie śpieszył się wcale z opróżnieniem kieliszka.  
- Pracuję jako początkujący aktor w teatrach. Tymczasem to bardzo niepewna robota. Czasami nie ma roli i trzeba czekać tygodniami. Dlatego często dorabiam na boku jako barman - wyjaśniał powoli, by zapamiętać każde swoje słowo. Francuz próbował ukryć wrażenie, jaki wywołał na nim olbrzymi majątek Marco, a okazało się, że jest tylko aktorem i barmanem. Mężczyzna nie chciał uwierzyć, że można się dorobić fortuny wykonując te zawody i to amatorko oraz zapewne nieregularnie.  
- Musi być jakiś haczyk w tym trzecim zajęciu - myślał niespokojnie. Nie zapytał go czym handluje. Na pewno nie był to najlepszy moment.
- Zostajesz na noc? - Marco przerwał niezręczną ciszę.
- Nie wiem, z samego rana mam sesję.
- To ty sobie pomyśl, a ja zadam ci nurtujące mnie pytanie. Skąd ty w ogóle kotku jesteś?  
- Z Lyonu - odpowiedział błyskawicznie - Marco też nie jest polskim imieniem.
- To tylko ksywa. Jestem Marek, ale to do mnie zupełnie nie pasuje - wybuchnął śmiechem na samą myśl, że ktoś mógłby się tak do niego zwrócić. - Namyśliłeś się?
- Nie chcę się spóźnić, a to na ósmą rano kilka ładnych kilometrów stąd.
- Życie to sztuka wyboru - uśmiechnął się prowokacyjnie, pociągnął porządny łyk i ruszyli w stronę sypialni.
                                                                               ***
Ponownie przekroczyła próg dobrze znanego sobie domu. Robiła to już milion razy, ale dzisiaj po raz pierwszy jako gość. Nic się nie zmieniło. Szła po tej samej podłodze, oglądała te same meble i swoje odbicie w tym samym lustrze. Mężczyzna pomógł jej zdjąć płaszcz i powiesił go na tym samym wieszaku. Lekki półmrok rozjaśniały te same lampy, a na powitanie wybiegł jej ten sam pies. Od domownika wyczuła tak bardzo utęskniony, ten sam zapach perfum, który przesiąkał wszystkie jego rzeczy napawając je przyjemnym aromatem. Niby przez przypadek dotknęła go, by poczuć te same dłonie. Dałaby wiele, żeby mogła pocałować te same usta i przeczesać te same, jedwabne włosy. Ale to nie możliwe. Dlaczego? Bo nic nie było już takie samo.
- Kawy? - zaproponował bezbarwnym tonem. Amanda nie odpowiedziała. Wystarczyło spojrzenie. Znali się jak łyse konie i nauczyli rozmawiać przez odpowiednie rozszerzanie i zwężanie źrenic, przez sposób siedzenia lub stania oraz przez prędkość oddechu. Zawsze, gdy się kłócili stawał się oficjalny i oschły. Wtedy w niczym nie przypominał tego szalonego Fabiena, który robił wszystko, by ją rozweselić - łącznie z tańczeniem makareny, przedrzeźnianiem swoich fotografów i graniem na harmonijce istnych ,,dzieł sztuki". Na samą myśl o tym uśmiechnęła się nie zważając na to, że siedział naprzeciwko i spoglądał na nią jak na idiotkę. Jednak już po chwili musiał przygryzać wargi, żeby dalej udawać poważnego. W końcu oboje wybuchnęli śmiechem. Wstali i przytulili się mocno.
- Tęskniłam za tobą, wariacie.
- Ja też.
Nie chciała innego mężczyzny. Chciała Fabiena. Patrzyli sobie w oczy, zauważyła cień uśmiechu. Powoli uniosła rękę i pogładziła go po policzku, lecz on przyklęknął na jedno kolano i wyciągnął małe pudełeczko. Był już pewien, że chce to zrobić.
                                                                                ***
- Kiedy wreszcie wyprodukują nieprzemakalne kurtki, przez które nie będzie dostawać się woda?! - denerwowała się Gośka czekająca od pięciu minut w ulewie. Oprócz tego czuła, że pływa we własnych butach. Basen można uznać za zaliczony. Ucieszyła się, gdy dostrzegła zarys postaci. Na szczęście nie na darmo wymykała się w nocy z domu. Mężczyzna niewątpliwie zmierzał w jej kierunku. Chwycił oburącz dach i umiejętnie się podciągnął. Po chwili stali garażach twarzą w twarz.
- Masz tyle ile prosiłam? - zagadnęła nastolatka.
- Co do grama - odparł wyjmując torebkę - Mam nadzieję, że tym razem unikniesz nieprzyjemnej sytuacji, bo zapłacisz odpowiednio dużo.
- Zdołałam wygrzebać tylko tyle - podała niepewnie pieniądze.
- To nie pierwszy kwietnia. Czy ty sobie dziecko ze mnie kpisz?! Trzy stówy?! - chwycił ją za kurtkę. Było już ciemno i nikt nie mógł ich zauważyć ze względu na wiecznie popsutą lampę. Gwałtownie zepchnął ją w dół, po czym zeskoczył obok niej i przycisnął szesnastolatkę do ściany.
- Co ty sobie suko wyobrażasz?! -  wygarnął jej przez zaciśnięte zęby - Kiedy dostanę resztę?! W przyszłe Boże Narodzenie?! Odpowiadaj jak do ciebie mówię! - uderzył jej głową o ścianę.
- Nie mam ani grosza - wydusiła. - Ja... coś wymyślę.
- Masz ogromny dług dziewczyno! Na następny raz ma być co najmniej dwa razy tyle! Jak nie to ja już znajdę sposób na odebranie kasy! Wytnę ci nerkę! NERKĘ! Rozumiesz?! - ryknął.
- T-T-Tak - przytaknęła przez łzy. Puścił ją, zostawił osłabioną na brudnej ziemi i wrócił tam, skąd przyszedł.

Igi

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 924 słów i 5095 znaków.

Dodaj komentarz