Mona Lissa cz.2

Włosy miał koloru kasztanu, a oczy czarne jak noc. Z uśmiechem jak biały śnieg szybko się odezwał.
- omg! Ale ty masz śliczne oczy.
- dzięki- odpowiedziałam szybko.
- pierwszy raz widzę osobę która ma dwie rożne tęczówki. Błękit i brąz. Niezwykle połączenie- odezwał się lekko romantycznym głosem.
- dzięki, mnie masz okazje- odpowiedziałam oschle.
- jak masz na imię ?
- chętnie poznałabym pierwsza twoje imię.
- okej. Wiec tak, jestem Mateusz. Teraz twoja kolej.  
- dobra, jestem Lissa.
- mona lisa ?
- nie tylko lissa- odpowiedziałam z lekką złością w głosie.  
- okej, nie musisz na mnie naskakiwać, co cię tak złości ??
- to że musze jechać w jakieś głupie miejsce i spędzić tam kawałek swojego życia.
- tam nie jest tak źle.  
- byłeś tam ?
- jasne, jest tam naprawdę świetnie.  
- jakoś mnie to nie przekonuje- odpowiedziałam z grymasem na twarzy.
- czemu jesteś taka obrażona, przecież nic ci nie zrobiłem.
Przewróciłam tylko oczami. Nie wierzyłam że on ma dobre intencje. Tacy faceci nie są bezinteresowni. Pewnie coś chce ode mnie, albo się o coś założył ze swoimi kolegami. Jestem tego pewna. Obróciłam się do szyby i włożyłam słuchawki. Zamknęłam oczy i pomyslałam o moim cudownym widoku morza. Tak za nim tęskniłam. Mateusz tylko mnie szturchnął i pokazał abym się uśmiechnęła. Nie chciałam na niego patrzeć. Widok morza mnie uspokajał, a on tylko mnie złościł. Nie wiedziałam czemu tak na mnie działał, ale już tak było więc poddałam się swojemu przeczuciu i po prostu byłam na niego zła. Szybko zasnęłam a koszmary i teraz nie dawały mi spokoju.  
Nagle obudziłam sie. Po krótkiej chwili zorientowałam się ze leżę na jego kolanach. Przestraszona szybko wstałam i uderzyłam go przypadkiem w twarz. On tylko uśmiechnął się i złapał za nos.
- nic ci się nie stało ?- zapytałam się z przejęciem.
Mateusz popatrzył się na mnie z radością w oczach i powiedział:
- ooooooo... Martwisz się o mnie. Słodkie.
- nie wiem o co ci chodzi, ale się o ciebie nie martwię, ledwo cię znam. W ogóle co ja robiłam na twoich kolanach ?- lekko poirytowana popatrzyłam mu prosto w oczy.
- widziałem jak się bardzo wykrzywiłaś się, przecież nie mogłem pozwolić abyś krzywo spała, wiec cię położyłem na moich kolanach.
- jak długo spałam tak ?
- około godzinę.  
- dzieki, ale nie musisz się o mnie troszczyć.
Popatrzył się na mnie z politowaniem i głęboko spojrzał mi w oczy. Zauważyłam ze miał lekko jaśniejszą kropkę w lewym oku. Nieoczekiwanie zaczęła mu lecieć krew z nosa. Wiem że to głupie, ale trochę mnie to rozbawiło.
- mam chusteczkę w plecaku chcesz ?
- po co mi ?
- bo leci ci krew z nosa.
Dotknął ręka krwi i się uśmiechnął.  
- jesteś niebezpieczna.
Odwzajemniła jego uśmiech i wyciągnęłam chusteczkę. Powoli przyłożyłam mu pod nos. Mateusz przyłożył rękę do mojej. Miał ją tak ciepłą. Ja zawsze miałam zimne ręce. Ta sytuacja wprawiła mnie w zakłopotanie, wiec mu się wyrwałam. Spojrzałam na niego gniewnie. Nie wiem co on chciał od mnie. Chyba myśli że zdoła mnie poderwać, ale takimi sztuczkami na pewno tego nie zrobi.    Nagle autobus stanął. Kierowca wyciągnął wizytówkę i podał jakiemuś mężczyźnie. Przed nami był wielka brama. Wszystko było odgrodzone wielkim murem na wysokość około siedmiu metrów. Po chwili autobus ruszył a brama się otworzyła. Wielkie namioty były porozstawiane wszędzie. Pomiędzy nimi krzątali się jacyś ludzie. Autokar zatrzymał się dopiero po prawie dziesięciu minutach. W oddali można było zobaczyć druga stronę muru. Obóz był ogromny. Wszyscy powoli wyszli. Ja oczywiście prawie ostatnia, choć nie byłam na końcu autobusu. Wysoka i muskularna kobieta kazała nam ustawić się w rzędzie. Próbowałam znaleźć Mateusza, lecz go nie widziałam. Jak sprawdzili naszą obecność, powędrowaliśmy do wielkiego hangaru. Tam każdy zostawiał rzeczy, aby mogli je przeszukać, a my musieliśmy wejść do jakiegoś pokoju. Powiedzieli nam że będą pokolei przywoływać, wiec nie powinniśmy się denerwować, że to tak długo trwa. Jako że miałam nazwisko na W to długo poczekałem. Na szczęście poznałam pare osób, dlatego mogłam z kimś porozmawiać. Okazało się ze ja jestem na samym końcu listy, wiec w pewnej chwili zostałam sama. Jak ja się cieszyłam ze w końcu ktoś mnie przywołał. Weszłam do ciemnego pokoju, w którym zrobili mi parę zdjęć i wręczyli jakąś kartę. W następnym pomieszczeniu kazali mi się rozebrać do bielizny. Nie było to przyjemne, ale jak rozkaz to rozkaz. Oddałam swoje ciuchy i znowu poszłam do kolejnego pokoju. Jezu, ile można mieć pokoi? Jeszcze nie wiedziałam, ze to dopiero początek. Teraz musiałam usiąść na lodowatym krześle i pokazać im lewy nadgarstek. Przeraziło mnie to ze jakiś facet zbliża do mnie, igłę do robienia tatuażu. Ból był ogromny. Pewnie sobie pomyślicie, ze jestem jakąś rozwydrzoną dziewczynką, ale tak nie jest, wiem co to jest ból tatuażu. Po cudownych piętnastu minutach, w końcu facet skończył swoje dzieło. Nie zdziwiło mnie ze były to cyfry. 00029021. Wstałam z obolała ręka i weszłam oczywiście do kolejnego pokoju. Tam był mężczyzna z czymś podobnym do pistoletu. Kazał mi się odwrócić, wiec to zrobiłam. Podszedł do mnie i przyłożył mi to coś do szyi. Widziałam ze znowu zaboli. Mężczyzna nacisnął spust, a nabój wbił mi się w kark. Szybko dotknęłam tego miejsca na szyi i poczułam że był to czip. Potem facet zaprosił mnie do kolejnego pokoju. Tam kobieta która sprawdzała nam obecność, zaczęła pytać się o przebyte choroby i o leki. Strasznie mi było zimno. Trzęsłam się. W kolejnym pomieszczeniu bardzo dokładnie oglądnęli moje ciało. Uwierzcie mi nie było to miłe. Tym bardziej kiedy robiły to osoby z zimnymi palcami jak lód.  
- co to jest ?
- to tylko blizna- odpowiedziałam szybko.
- a to ?!
- to też- nie wiem czemu tak się czepiali moich blizn, ale może mieli powód.
W końcu doszłam do ostatniego pokoju, w którym dali mi ubrania. Czarne spodnie i bluzę. Niestety nie mogłam się teraz w nie ubrać, ponieważ wypędzili mnie z ostatniego pomieszczeni i wyszłam na ogromną hale. Wszyscy się na mnie patrzyli, jak paraduje w samej bieliźnie. Kazali mi się ustawić w szeregu i się szybko ubrać. Kiedy stanęłam na swoim miejscu i miałam już zacząć się ubierać, zauważyłam kątem oka znajomy uśmiech. Tak, był to Mateusz ubrany w czarne spodnie i bluzę. Miał na niej napisane rycerz. Speszyłam się trochę ale jak zobaczyłam, jego przezwisko zaśmiałem się. Piorunem ubrałam swój strój. Jak było miło w końcu poczuć ciepło. Ja oczywiście tez miałam napis na swojej bluzie. Nie mogło być to nic innego niż mona lisa. Wiedziałam kogo to sprawka. Stałam boso na betonowej podłodze i patrzyłam na beznadziejny uśmieszek rycerza.

Mivia

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1329 słów i 7046 znaków. Tagi: #miłość #rycerz #obóz

Dodaj komentarz