To nie koniec! cz. 12

- Wyjdziesz za mnie?
Tego się nie spodziewałam, to było coś tak nierealnego, że stałam jak wryta patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
- Anka, powiedz coś – nadal przede mną klęczał – proszę zgódź się, chce mieć pewność, że zawsze będziesz moja.
Uklękłam przed nim i wzięłam jego twarz w dłonie.
- Marek, ja od dawna jestem twoja. Kocham cię – pocałowałam go.  
- Ale nadal nie odpowiedziałaś – widziałam strach w jego oczach, bardzo mnie to wzruszyło.
- Tak – mocno przytulił mnie do siebie. Nie wiem ile to trwało, ale długo klęczeliśmy na kuchennej podłodze obejmując się. Radość, jaka mnie przepełniała nie miała końca. Miałam wrażenie, że właśnie spełnia się moje największe marzenie, choć tak naprawdę nigdy nie czułam presji i potrzeby zamążpójścia. Do tej pory, bo przy nim chciałam od życia więcej, niż dotychczas.  
Rozluźnił uścisk i pocałował mnie, spokojnie, choć oddech miał przyspieszony.
- Kochanie…. Tak bardzo cię kocham – spojrzał mi prosto w oczy – proszę nigdy mnie nie zostawiaj, bądź moja.
- Będę – obiecałam, bo zawsze chciałam być jego i w tym momencie czułam, że zawsze tak będzie.
- Mogę założyć ci pierścionek? – kiwnęłam głową i wyciągnęłam rękę przed siebie, cała się trzęsła, spokojnie ujął moją dłoń i wsunął mi na palec złoty pierścionek z małym diamencikiem – jeśli kiedykolwiek rozstaniemy się na dłuższą chwilę, spojrzyj na niego i pamiętaj, że zawsze cię kochałem i zawsze będę cię kochać. To jest moja obietnica, że zawsze będę twój.
Nie miałam słów, którymi mogłabym odpowiedzieć, więc mocno wtuliłam się w niego. Łzy radości spływały mi po policzkach, czułam, że moje życie nareszcie weszło na właściwe tory. Pozornie rozstanie z Danielem wydawało się najgorszym, co mogło mnie spotkać, ale tak naprawdę było najlepszym, co mogło się stać, bo dzięki temu mam Marka. Wtedy myślałam, że to koniec, ale to był początek nowego, lepszego życia, w którym czułam się spełniona i szczęśliwa, jakbym nareszcie odnalazła samą siebie.
Nareszcie wstaliśmy z podłogi, Marek wziął mnie na ręce i znów zaniósł do łóżka, tym razem jednak położyliśmy się wtuleni w siebie.
- Przez to, jak na mnie działasz, cały mój plan legł w gruzach. Chciałem ci zaserwować spaghetti, tak jak wtedy, gdy gotowałem dla ciebie pierwszy raz i napić się wina. Dopiero wtedy chciałem się oświadczyć, ale ty jak zawsze musiałaś dorzucić swoje trzy grosze – zaśmiał się.
- Wybacz, ale nie wiedziałam, jakie masz plany.
- Wybaczone już dawno, kochanie. Najważniejsze, że się zgodziłaś – zamilkł na chwilę – wiesz, że teraz już nie ma odwrotu? Nie pozwolę ci się wycofać.
- Nie zamierzam tego robić, chcę za ciebie wyjść.
- To powiedz mi, jakie wesele chcesz?  
- Co?  
- No chyba każda dziewczyna w głębi serca wie, jak ma wyglądać jej dzień. Spełnię każde twoje życzenie.
- No to chyba jestem dziwna, bo w sumie nie wiem, czego bym chciała. Ale na pewno nie chce tej całej pompy, stu gości i gołębi.
- A zatem skromnie, sama rodzina i najbliżsi przyjaciele, to mi odpowiada. Chciałbym już zacząć przygotowania, nie chce czekać, chce żebyś już była moją żoną.
- Ale możemy chyba zaczekać do jutra? – zażartowałam.
- A masz na dziś inne plany?
- W zasadzie to nie, ale teraz mam narzeczonego i chciałabym się z nim troszkę poprzytulać – uśmiechnęłam się – chyba, że narzeczony nie ma ochoty….
Nim skończyłam zdanie jego usta odnalazły moje, spokojnie nigdzie się nie śpiesząc rozbieraliśmy się, całowaliśmy i pieściliśmy. Pieściliśmy nawzajem swoje ciała, dając jak najwięcej od siebie, biorąc tak samo dużo. Dotyk jego dłoni doprowadzał mnie do szału, nie mogłam się mu oprzeć, wiedział, czego potrzebuje jeszcze zanim ja to wiedziałam. Kochał mnie długo i namiętnie, cały czas szepcąc, że mnie kocha. To była najpiękniejsza noc w moim życiu.  
Kiedy obudziłam się rano w łóżku byłam sama. Było to dla mnie rozczarowanie. Marka znalazłam w kuchni przy stole. Na mój widok uśmiechnął się.
- Jak się czuje moja narzeczona?
- Bardzo dobrze, dziękuje. Czemu już wstałeś?
- No bo widzisz jest wiele rzeczy do zrobienia, musimy iść do księdza, zrobiłem już swoją listę gości, tylko trzydzieści osób, myślę o tej sali, na której bawiliśmy się na weselu Alicji, bardzo mi się podobała i było dobre jedzenie, jeśli chodzi…..
- Marek! Zatrzymaj się na chwilę – trochę byłam zszokowana jego szybkością – dopiero wczoraj się zaręczyliśmy, skąd ten pośpiech?
- Nie śpieszę się jakoś wyjątkowo, po prostu nie ma, na co czekać. Kochamy się i chcemy być razem, więc ślub nie musi być kiedyś, w jakiejś tam przyszłości – przyjrzał mi się – chyba nie zmieniłaś zdania?
- Nie! No coś ty, po prostu nie spodziewałam się, że tak ci będzie spieszno – chyba zrobiło mu się trochę przykro – wiesz, nie jestem w ciąży, więc taki pośpiech nie jest potrzebny.
- Masz rację, ale jeśli to nie problem, to chciałbym to naprawić jak najszybciej – uśmiechnął się – no wiesz, jak się dobrze postaramy to możesz być w ciąży.
Zatkało mnie, a on się tylko śmiał, w końcu sama zaczęłam się śmiać.
- Kochanie, minąłem już trzydziestkę, do tej pory nie czułem pośpiechu, ale miało to chyba związek z tym, że nie byłem z tobą. Bo teraz nareszcie jestem z kobietą, z którą naprawdę chce być, z którą chce mieć dzieci. I chce to wszystko jak najszybciej. Rozumiesz, o co mi chodzi?
- Tak, rozumiem.  
- No właśnie, więc po co czekać?
- No chyba nie ma po co….. ale jeszcze nikt nie wie, że się zaręczyliśmy, a ty już chcesz zamawiać salę.
- Wszyscy już wiedzą, rano zadzwoniłem do rodziców, a oni dali znać całej rodzinie, bo ciągle dostaje sms z gratulacjami. Do Agaty też dzwoniłem, bardzo się ucieszyli.
- Trochę mnie przerażasz, ty i twój entuzjazm – spojrzałam na niego – ale nich tak będzie. Masz racje, nie ma na co czekać.
- No nareszcie mówisz mądrze – wstał i złapał mnie za rękę ciągnąc w stronę mojego pokoju – choć, nie ociągaj się, musimy poćwiczyć trochę robienie dzieci, żeby w odpowiednim czasie być gotowym – zaczął się śmiać. Był chyba bardzo szczęśliwy, co i mnie uszczęśliwiało. Chętnie poćwiczę robienie dzieci. Też zaczęłam się śmiać, ale szybko przestałam czując jego dłonie na swoim ciele.
***************************************
Nie minęły trzy tygodnie od naszych zaręczyn, a już wszystko było zorganizowane, sala zarezerwowana na 14 maja, zaproszenia w druku, ksiądz załatwiony. A najdziwniejsze było to, że wszystko załatwił Marek, jedyne, co zostało dla mnie, to suknia ślubna. Do ślubu miałam niewiele ponad trzy miesiące. Tak szybko wszystko się działo, że miałam aż zawroty głowy. Już się stresowałam, ale wiedziałam, że to dobra decyzja. Kochaliśmy się, świetnie się rozumieliśmy, byliśmy idealnie dopasowani, wszystko się cudownie ułoży.
Czas mijał mi bardzo szybko, nagle z zimy zrobiła się wiosna, w powietrzu czuć było świeżość, nareszcie mogłam pozbyć się czapki i rękawiczek, było wspaniale. W pracy też układało się dobrze, Kamila traktowała mnie bardzo poważnie, można powiedzieć, że razem prowadziłyśmy biuro, choć tak naprawdę znów byłam jej pracownicą. Z czasem nawet można powiedzieć, że zostałyśmy koleżankami, co było nawet bardziej zaskakujące niż wszystko inne. Bez problemu dała mi dwa tygodnie urlopu, żebym spokojnie wyszła za mąż, byłam jej bardzo wdzięczna. Alicja aż podskakiwała z radości na myśl o moim ślubie, cały czas powtarzała, że od początku wiedziała, że Marek mnie kocha, no cóż, miała rację. Choć wtedy, chyba nawet ona sama nie wiedziała, jak bardzo ma racje. Agatka delikatnie zaokrągliła się, przestała już wymiotować, ale nadal czasami słabo się czuła. Krystian biegał w koło niej, jak nigdy dotąd, zapewniając jej wszystko, czego potrzebuje. Zastanawiałam się, czy Marek też taki będzie. Śmiać mi się chciało na tę myśl. Już przyzwyczaiłam się do świadomości, że będziemy małżeństwem, że czeka nas wspólne życie, chciałam tego coraz bardziej. Chciałam też dać mu dziecko, bardzo chciałam mieć rodzinę, której od dawna nie miałam, chciałam żyć i cieszyć się życiem.  
Dni upływały spokojnie, ale jednocześnie szybko i pracowicie. Do obowiązków zawodowych i teraz już regularnych wypadów na ściankę, doszło mierzenie sukni ślubnej. Agata cały czas narzekała, że wybrałam zbyt prosty model, a Alicja ją uciszała, mówiąc, że to moja decyzja, jaką chce suknię, choć w jej oczach również widziałam dezaprobatę. Ale faktycznie to była moja decyzja, dlatego wybrałam to, co naprawdę chciałam. Lśniąco białą suknię na cienkich ramiączkach, gorset z niedużym dekoltem i odcięcie zaraz pod biustem. Resztę stanowiło kilka warstw tiulu, który luźno puszczony sięgał aż do ziemi. Żadnych cekinów, złoceń, świeceń i innych dodatków. Dla mnie był najlepsza, czułam się w niej naprawdę dobrze, jednocześnie komfortowo i wyjątkowo. Nim się obejrzałam byłam już na ostatniej przymiarce. Został tydzień do ślubu. Agata z Alicją zgodnym chórem uznały, że wyglądam pięknie i tak właśnie się czułam. Czułam też nieopisane szczęście.
Spokojnym krokiem wracałyśmy do domu, rozmawiałyśmy o zbliżającym się ślubie, obie mówiły, że nie mam się czym martwić, że stres szybko minie, a ja chciałam im wierzyć, choć przyznam, że naprawdę się stresowałam. Nie miałam wątpliwości, ale składanie przysięgi przed prawie pięćdziesięcioma osobami nieco mnie peszyła. Poczułam, że ktoś mi się przygląda, spojrzałam w bok i po drugiej stronie ulicy na parkingu zobaczyłam Justynę. Agata mnie szarpnęła, zasłaniając mi widok.  
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!  - zatrzymałam ją i znów spojrzałam na parking, ale nikogo tam nie było. Chyba nerwy rzuciły mi się na wzrok.  
- Tak słucham cię, mów dalej – w przypadku Agaty nie musiałam prosić dwa razy, jej słowotok czasem tylko przerywała Alicja. Niestety wcześniej się urwała, bo umówiła się na randkę z mężem. Puściła nam na odchodne „oczko” i podbiegła do niego. Chwile spoglądałyśmy za nimi.
- Anka, wiesz, że nigdy nie spodziewałabym się tego wszystkiego?
- To znaczy, czego?
- No tego. Zawsze miałyśmy ciężko w życiu, ty miałaś gorzej, ale nareszcie wyszłyśmy na prostą. Zadziwia mnie to.
- Tak. Wiesz, jestem tak szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Ale ciągle mam wrażenie, że coś się popsuje.  
- Wiem. Miałam nadzieję, że to powiesz, bo dzięki temu nie powiem tego pierwsza. Wszystko jest dobrze, z Krystianem bardzo dobrze mi się układa, nareszcie jestem w ciąży i dzieciątko według lekarzy prawdopodobnie jest zdrowe – uścisnęła mnie za rękę – ty też nareszcie znalazłaś kogoś, kto naprawdę cię kocha i szanuje. Dlaczego więc, ciągle czuje, że to nie koniec?
- Nie wiem – zaśmiałam się – może po prostu jesteśmy przewrażliwione?
- Pewnie tak – zamyśliła się chwilę – o, Krystian już jest, uważaj na siebie – przytuliła mnie mocno – nie powinnaś sama chodzić po nocy.
- Nic mi nie będzie. Pa.
Spacerkiem wracałam do domu. Naprawdę coś wisiało w powietrzu, skoro nawet Agata to czuję, to chyba nie jest dobrze. Pod klatką przystanęłam, znów miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Rozejrzałam się, ale nic nie zauważyłam, więc weszłam do klatki i odetchnęłam. Nareszcie w domu. Weszłam do pokoju, Marek zasnął na łóżku czytając gazetę. Wyglądał bardzo spokojnie, więc postanowiłam go nie budzić. Poszłam do kuchni i zaczęłam robić kanapki na kolację, cały czas myśląc o Justynie. Jakby wróciła Marek na pewno by o tym wiedział, i na pewno poinformowałby mnie o tym. Chyba mi się tylko wydawało. Byłam ostatnimi czasy tak szczęśliwa, że pewnie podświadomie bałam się, że coś może to zmienić. Jej ostatnia wizyta wiele skomplikowała, więc teraz mój umysł ją sobie wymyślił, jakby była jakimś złym duchem. Zaśmiałam się sama do siebie. Ale jesteś głupia! Wszystko się uda, przestań wymyślać jakieś bzdury! Obudziłam Marka i razem zjedliśmy kolację, trochę rozmawialiśmy, opowiadał mi swój dzień i jak zwykle ciekaw był mojego. Ale nie wspomniałam o Justynie. Nie chciałam go martwić, choć sama cały czas o niej myślałam. Wcześnie położyliśmy się do łóżka, ale zasnęliśmy dużo później.

Hush

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2386 słów i 12862 znaków.

3 komentarze

 
  • Gaba

    Przy okazji, wątki erotyczne zaczynasz pomijać a szkoda,bo erotyka była bardzo mocną stroną a przy tym bardzo fajnie, bez wulgaryzmów opisywana. A gdybyś ją jeszcze urozmaiciła były by to miody..... Pozdrawiam Cię👍

    12 mar 2018

  • Gaba

    Wielkie mnóstwo dooobre! Ale! Mam wrażenie, że piszesz od 10 odcinka trochę "na kolanie", to nie są teksty dopieszczone w Twoim stylu. Mam wrażenie,że po napisaniu czytasz to tylko raz i brakuje mi tu tego cyzelowania słowa i myśli. Być może nie mam racji, może się mylę??? Ale! Jest to i tak rewelacyjna i bombowa opowieść. Pozdrawiam

    12 mar 2018

  • Hush

    @Gaba masz rację. Bardzo się się śpieszę z pisaniem. Żałuję, że aż tak to widać.

    13 mar 2018

  • Margo1990

    Super 😁 coś czuje że ta Justyna da im popalić...😢

    12 mar 2018

  • Hush

    @Margo1990 coś złego jeszcze musi się wydarzyć, ale później będzie happy end.

    12 mar 2018