Hogwart Dziś - Odkrycie [6]

Hogwart Dziś - Odkrycie [6]Tak, wiem. Jestem okropny! Taka przerwa :c
Ale co ja poradzę? Nie mogę pisać na siłę, bo nic z tego nie wyjdzie. Dziś w nocy także zacząłem z niezbyt optymistycznym nastawieniem, ale wpadłem na pomysł który udało mi się mocno rozwinąć ^^
Także miłego czytania. Ktoś ma propozycje wydarzeń/miejsc? Możecie je wymyślić, nie muszą być z książki. Piszcie je w komentarzach lub wiadomości!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wspinaczka na szczyt Wieży Zachodniej zajęła im dobre pięć minut i wcale nie byli pewni, czy było warto tak się męczyć. Większość sów smacznie spało, jednak niektóre wlatywały i wylatywały przez szczeliny w ścianach. Celowo nie było tutaj szyb, by zwierzęta mogły dostarczać listy czy szukać sobie w nocy pożywienia. Najgorzej jednak wyglądała kamienna podłoga, pokryta prawie w całości odchodami i szczątkami szczurów oraz innych małych stworzonek. Przyjaciele skupili się jednak na ścianach, bo gdzieś tutaj musieli znajdować się ich pupile. Will podszedł bliżej i wskazał na sowę o brązowoszarym ciele, pokrytym kolistymi białymi cętkami, dość dużymi na skrzydłach, ale małymi na głowie.
- Poznajcie Liz. – rzekł chłopak, uśmiechając się do nich. Ptak nawet nie miał zamiaru podnieść głowy. Najwidoczniej czwórka ludzi nie przeszkadzała mu we śnie.
- Bardzo ładna. – przyznały jednocześnie bliźniaczki, które wypatrywały swoich pupili. – Wiecie co...Nasze chyba poleciały. – skrzywiły się zawiedzione. – Może przy kolejnym śniadaniu?
- Nie ma problemu, my się aż tak nie zachwycamy zwierzętami. – wyszczerzył się Gabe. – Ewentualnie, gdyby potrafiły w jakikolwiek sposób czarować, to może byłoby w nich coś ciekawego. – przyznał i sięgnął dłonią w prawo, a mała czarna sówka, o zielonych oczach sfrunęła na jego dłoń. – A oto Suzie – podszedł bliżej, by zachwycone dziewczyny mogły ją dokładnie obejrzeć. – Imię wybrała moja kuzynka, nie ja. – usprawiedliwił się, bo nigdy nie nazwałby w ten sposób zwierzęcia.
- Jest śliczna. – zapewniła Lily, która wyraźnie żałowała, że sówka nie należy do niej. – Szkoda że jej oczka symbolizują Slytherin. – roześmiała się. – A Liz... – zerknęła na Willa. – Właśnie, jakie ona ma oczy? – zaciekawiła się, bo przez zamknięte powieki nie była w stanie tego dostrzec.
- Niestety, żółte. – zaśmiał się chłopak. – Ale sercem jest przy Ravenclawie. – popatrzył z ogromną dumą na zwierzę. – Wieje tu strasznie...Macie ochotę na dłuższy spacer? – wskazał widoczny w oddali szkolny stadion, naturalnie do quidditcha.
- Stary, mamy wolny dzień! To oczywiste że trzeba zobaczyć jak najwięcej. – Gabe ruszył z entuzjazmem w stronę schodów. – Ruszcie się, bo chcę zdążyć przed obiadem. – zniknął pod podłogą, a reszta ruszyła ochoczo za nim.
Wyszli na pokryty idealnie zieloną trawą dziedziniec, z którego skierowali się w stronę boiska. Wysokie trybuny, pomalowane w kolorach czterech domów były doskonale widoczne, gdyż cała konstrukcja znajdowała się na wzniesieniu.  
- Byłyście kiedyś na meczu? – Will zerknął w stronę bliźniaczek. Nie mieli okazji pogadać o wszystkim ani na Pokątnej ani w pociągu. Przecież obcy ludzie skrywają w sobie tak wiele tajemnic, że ich poznanie zajmuje miesiące, a czasami nawet po kilku latach dowiadujemy się ciekawych faktów o ich osobach.
- Jak byłyśmy małe, tata zawsze zabierał nas ze sobą, głównie dlatego że mama kazała mu się nami opiekować, a on nie miał zamiaru rezygnować z oglądania tego widowiska na żywo. – zaśmiała się Julie. – Nie ukrywam, że nam się podobało, ale jakoś później gdy stałyśmy się bardziej samodzielne, spędzałyśmy czas z innymi dziećmi. A żadne z nich oczywiście tego nie oglądało, bo Mugole raczej nie mają o tym pojęcia. – zachichotała.
- No tak. Oni fascynują się innymi sportami. – przyznał chłopak. – Mój ojciec nie jest czarodziejem, więc chcąc nie chcąc, jestem skazany na niektóre niemagiczne rozrywki. – uśmiechnął się, wiedząc że nikt go tutaj o pochodzenie jego przodków nie zaszufladkuje do gorszej grupy. – Niemniej, konsole to świetny wynalazek. – spojrzał na przyjaciela. – Testowaliśmy z Gabem kilka gier i zabawa jest niezła, ale wszystko co nie jest związane z magią, zdecydowanie za szybko się nudzi. – skrzywił się. – Moja siostra na pewno dobrze się tam bawi, jeżeli jeszcze nie rozwaliła tego sprzętu.
- Czyli...w Twojej rodzinie tata jest Mugolem, a u Nas mama. – zdradziła Lily i obie dziewczyny spojrzały na drugiego chłopaka, czekając na jego relację.
- Ja, a raczej moi rodzice mieli ogromne problemy by żyć normalnie. – odparł pod wpływem ich spojrzeń. – Na szczęście w końcu nauczyli się robić podstawowe rzeczy bez czarów. – uśmiechnął się, gdy do jego głowy napłynęły wspomnienia. – Wyobrażacie sobie miny sąsiadów, gdy żywopłot przycinał się bez nikogo w pobliżu? – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. – Ludzie chodzą sobie ulicą, a sekator lata w powietrzu i kilkadziesiąt minut później mamy najlepiej przyciętą zieleń w okolicy.
Reszta wybuchnęła śmiechem, mimo że Will był świadkiem opowiadanej historii. Zresztą jego rodzicielka była nieco zbyt lekkomyślna w tej kwestii. Mimo to, nie pozwalała mu nigdy latać na dziecięcej miotle, którą dostał od dziadka na ósme urodziny. Zresztą było to dość zrozumiałe. Osiedle domków jednorodzinnych to bardzo nieodpowiedni teren, ale dlaczego zabraniała mu polatać na polu, gdzieś na wsi? Niestety, mimo że była kobietą bardzo ugodową, nie udało mu się nic wskórać w tej kwestii. Jednak razem z Gabem mieli plan, by kupić choćby używaną miotłę i potrenować w spokoju, bez wiedzy ich rodziców. Przecież mogą odkryć swój ukryty talent, trafić do drużyny albo nawet zostać profesjonalnymi graczami quidditcha. Dziadek zawsze na to liczył, jako wielki fan tej gry. Stąd zamiłowanie Willa do tego sportu i kibicowanie lokalnej ekipie, która ostatnio nie miała zbyt wielu sukcesów.
- I tak chyba najfajniejszą rzeczą, która nie jest taka podejrzana, jest teleportacja. – uznała Lily. – Wiecie, trzeba rozsądnie wybrać miejsce, żeby nikt Was nie widział i nie ma szans żeby wydało się to dziwne. Po prostu wychodzicie z jakiejś uliczki jak normalni ludzie. Tata często w ten sposób podróżuje, bo woli oszczędzać benzynę dla mamy. – roześmiały się obie.
- Racja. Zawsze w ten sposób "lecimy” na wakacje. – przyznał Will. – Rodzice rezerwują hotel, mama rzuca zaklęcie na cztery torby i można tam wrzucić co się chce. – wyjaśnił zafascynowany. – Nie pamiętam jak to się nazywa. Można w sumie rzucić na jedną walizkę, ale normalna czteroosobowa rodzina na pewno by się w nią nie spakowała. – zaśmiał się. – Dla pozorów mamy więc cztery, ale i tak są lekkie, jakby były puste. Teleportujemy się w okolice hotelu, a potem wchodzimy do środka jak inni, którzy na przykład przyjechali z lotniska taksówką. Proste i skuteczne. Będę tak na pewno robił w przyszłości, bo uwielbiam zwiedzać świat. – wyznał.
Podczas tej rozmowy dotarli już na szkolny stadion quidditcha, gdzie niedługo rozpoczną się treningi. Niestety, zasady pozostały niezmiennie i pierwszoroczniacy nie mogli wziąć w nich udziału. Chłopcy nie mieli jednak zamiaru odpuścić możliwości oglądania powietrznych manewrów, więc Will wyciągnął smartfona.
- Ten system zadziwia mnie coraz bardziej. – pokiwał z uznaniem głową. – Pomyśleli o wszystkim. – przewijał palcem listę na ekranie. – O, są. Kwalifikacje do szkolnych drużyn quidditcha. – wyczytał i stuknął odpowiednią pozycję. – Ravenclaw...Piętnasty września. To mamy dwa tygodnie oczekiwania. Mecze jeszcze nie są rozpisane. – odczytał dalej. – Dopiero jak ustalą się składy i kapitanowie wytrenują taktyki, wszystko zostanie dogadane. – schował telefon do kieszeni.
- A może on jest tak stworzony, żeby odpowiadać na Twoje pytania? – podpowiedziała Julie, choć nie wiedziała czy to możliwe. – Po prostu jak ktoś ma wątpliwości, to zostają wyjaśnione na nowej stronie, która jest dodana do listy?
- Normalnie byłoby to niemożliwe. – przyznał. – Ale to magia. Tutaj raczej nie ma granic i czas zacząć brać to pod uwagę. Tym bardziej, że dyrektor czy ktokolwiek kto zajmuje się tą stroną, na pewno ma ogromną wiedzę w tej dziedzinie i mógłby coś takiego wymyślić. – uśmiechnął się.
Jaka była ta dewiza? – zastanowił się Gabe. - Rozum ponad miarę jest największym skarbem człowieka? – popatrzył po twarzach przyjaciół, którzy pokiwali twierdząco głowami. – Jak na razie wszystko się zgadza. – ucieszył się. – Stadion mamy zaliczony. Kolejny punkt programu, to w takim razie Hogwart...To nam zajmie całe siedem lat, więc trzeba zacząć już teraz. – spojrzał na wschód, gdzie kołysały się drzewa Zakazanego Lasu, ale skierował swoje kroki znacznie bardziej na południe, ku zamkowi.
Błonia będą jeszcze mieli okazję zwiedzić podczas słonecznych weekendów jak ten. Jednak w tej chwili, tajemnice Hogwartu przyciągały ich znacznie bardziej. Dotarli na dziedziniec, gdzie kręciło się kilkudziesięciu uczniów. Niektórzy biegali, krzyczeli, a nawet odbijali piłkę siatkową, co mocno zaskoczyło czwórkę przyjaciół. Niedługo mieli się przekonać skąd takie mugolskie przedmioty pojawiły się w obrębie murów szkoły.
- Możemy na razie przejść się parterem, tutaj sekrety mogą znajdować się wszędzie. – rzekł z wyraźną ekscytacją w głosie i ruszył przodem razem z Willem.
Wewnątrz zamku czuć było wyraźny chłód. Mury były bardzo grube i ciepło słoneczne nie było w stanie wedrzeć się tutaj. Przy okazji, większość korytarzy spowita była mroczą atmosferą. Ciemne, rozświetlone co kilka metrów pochodniami. Tylko niektóre miały okna, jednak w tej chwili po obu stronach znajdowały się klasy, stąd jedynym źródłem światła był skaczący po ścianach blask płomieni. Przeszli do końca, gdzie znajdował się zakręt w prawo i wyjście na wewnętrzny plac, z którego można było dotrzeć do szklarni. Smartfony całej czwórki zawibrowały i wydały sygnały oznaczające otrzymane powiadomienie. Will, który ten ruch miał już wyćwiczony do perfekcji, pierwszy wyjął telefon i wbił wzrok w ekran, a z każdym kolejnym słowem, jego mina zdradzała coraz większe niedowierzanie.
- Oni chyba naprawdę poszli z duchem czasu...To wygląda jak gra. – wymamrotał zaskoczony. Pewnie niektórzy przejdą obok tego obojętnie, ale na nich zrobiło to niesamowite wrażenie. – Albo inaczej. – stukał już zawzięcie w szybkę wyświetlacza. – W promieniu trzech metrów znajduje się nowe zaklęcie. – przeczytał i podniósł na nich wzrok. Wszyscy otrzymali dokładnie tą samą informację.
Nie wiadomo na jakiej zasadzie to działało. Być może ktoś z nauczycieli jest odpowiedzialny za takie genialne pomysły, dzięki którym mają jeszcze chętniej zagłębić się w świat magii? Może w ten sposób próbują zmusić leniwych uczniów do ruszenia się z dormitorium i odkrywania tajemnic z ich ukochanym urządzeniem w ręku? Jeśli tak, to można być pewnym że to zadziała.
- To jest po prostu epickie! – Gabe nie krył ogromnego zachwytu, podczas gdy Will już szedł korytarzem, cofając się w stronę Sali Wejściowej. Rozglądał się po ścianach, świecąc latarką wbudowaną w telefon.
- No tak to ja mogę odkrywać co sobie zażyczą. – zapewnił entuzjastycznie. – Niech mi jeszcze dodadzą tutaj questy. Na przykład, udaj się do Wielkiej Sali i zeskanuj kod QR znajdujący się na tyłach fotela dyrektora. – roześmiał się. – Będę tam zanim się spostrzegą. To absolutnie wymiata! – zatrzymał się w pewnym miejscu. – A skoro już mowa o tych kodach... – uśmiechnął się szeroko. – Chodźcie szybko. – machnął ręką na resztę.
Dziewczyny poszły w stronę placu, jednak w ten sposób zostały jedynie poinformowane że muszą szukać w innym miejscu, bo ta droga jest błędna. Na ścianie, którą oświetlał Will, znajdował się charakterystyczny rysunek. Składał się z białego tła oraz czarnych kwadratów, ustawionych w dość losowy sposób. Odpalił odpowiednią aplikację i zeskanował kod. Na ekranie pojawiła się animacja ciemnego korytarza, jednak po chwili pojawił się w nim czarodziej trzymający różdżkę, a jej koniec rozświetlał mrok. Pojawił się napis, głoszący "Gratulacje Will. Poznałeś swoje pierwsze zaklęcie w Hogwarcie. Lumos pozwoli Ci odnaleźć drogę w najmroczniejszych chwilach.” Poniżej znajdował się napis "nauka”. Chyba nie ma osoby, która by go nie nadusiła. Tak też uczynił, a płynna animacja ukazała sposób rzucania czaru, czyli odpowiedni ruch ręki oraz poprawną wymowę czaru.
- To się nie dzieje naprawdę... – wyszeptał, próbując otrząsnąć się ze snu, jednak to była rzeczywistość. Jeśli dawniej Hogwart był interesujący, to niektórzy mogli czuć smutek z powodu nieodkrycia wszystkich tajemnic. W ten sposób będzie to o wiele prostsze, lecz satysfakcja nadal pozostaje. Tym bardziej że i tak trzeba obejść wszystkie zakamarki zamku, skoro trzeba być bardzo blisko celu. Pozostali również zeskanowali kod i obejrzeli animację.
- Też zostawiliście różdżki w dormitorium? – westchnęła Lily, patrząc po chłopakach, którzy pokiwali smutno głowami. Będą mogli sprawdzić to zaklęcie dopiero jak wrócą na górę. – Kto by się spodziewał, że jeszcze dziś nauczymy się czarować? – ucieszyła się razem z siostrą. – Jest tam coś jeszcze o tych zaklęciach?
- Tak. Lumos będzie tematem naszych pierwszych Zaklęć, a chyba mamy jutro? – Will upewnił się i zadowolony zatarł ręce. – W takim razie będziemy do przodu. – był wyraźnie dumny z takiego odkrycia. – Myślę że inni tego nie odkryli, choć niewykluczone że te kody pojawiają się na losowych ścianach. Poza tym... – zastygł na chwilę, znów przeglądając zawartość aplikacji. – Mam wrażenie, że tutaj wszystko się aktualizuje co kilka minut. Dodają nowe rzeczy. Na przykład na górze jest dynamiczny pasek, gdzie pojawiają się informacje o punktach. Imię i nazwisko ucznia oraz dom i ilość. – kliknął, a ekran wyświetlił aktualną punktację domów oraz rekordy. – Wiecie, że ktoś zgarnął za jednym razem minus czterysta siedemdziesiąt? – roześmiał się. – Slytherin, czterdzieści trzy lata temu. Łee tam, wtedy było zupełnie inaczej. – przeglądał dalej. – Jakiś uczeń Hufflepuffu dostał minus sto i jest to rekord szkoły za najszybciej zarobione ujemne punkty. Ciekawe jak on to zrobił...Ale nie jest napisane, więc pewnie jutro już będzie. – uśmiechnął się. Skoro wszystko tak szybko się zmieniało i stawało coraz bogatsze w szczegóły, to... – Jest! Najszybciej zdobyte punkty dodatnie w historii szkoły! – wykrzyknął i aż podskoczył. – Ustaliłem wczoraj nowy rekord Hogwartu. – wyszczerzył się i w świetnym humorze oglądał dalej. – Izbę Pamięci trzeba odwiedzić samemu. Nie ma dostępu przez smartfona, ze względu na wybitne zasługi i honor jaki powinno się oddać tym osobom. Słusznie. – zauważył i stuknął kilka razy palcem. – O, to jest najlepsze. Każdy z nas ma własny...jakby to nazwać...wykres postępów. Odnalezione czary, tajne przejścia, składniki eliksirów. – wyczytywał z ekranu. – Można nawet spokojnie sprawdzić, w którym miejscu Hogwartu się jeszcze nie było, żeby tam zajrzeć. Wczoraj ta mapa była jedynie do przeglądania. – przypomniał wesoło. – Idziemy na piąte piętro. Po drodze może coś znajdziemy. – ruszył szybkim krokiem w stronę marmurowych schodów. – Potem bierzemy różdżki i musimy znaleźć miejsce, w którym inni pierwszoroczniacy nie podpatrzą zaklęcia. – takiej zdobyczy trzeba pilnować, przynajmniej do jutra.

Marzyciel

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 2719 słów i 16444 znaków.

2 komentarze

 
  • Marzyciel

    Czasami coś oryginalnego wpadnie do głowy w środku nocy ;)

    6 cze 2014

  • Karou

    świetny pomysł z tymi zagadkami :D

    6 cze 2014