Miłość do starszego - cz.1.

AMANDA

Przyjemne promienie słońca wpłynęły przez drzwi balkonowe do mojego pokoju. Snopy jasnego światła idealnie oświetliły przestrzeń znajdującą się przede mną. Spojrzałam półprzytomnym wzrokiem w kierunku zegarka na stoliku nocnym. A niech mnie! Pierwszy raz od miesiąca wstałam przed budzikiem. Podświadomie wiedziałam, że dzisiejszego dnia niedane mi będzie się nacieszyć miękkim pierzami. Dzień wcześniej obiecałam przyjaciółce... w sumie NIE! Do tej pory nie mogłam uwierzyć, że dałam się namówić na ten wypad. Nadia jednak wiedziała, w który punkt uderzyć, żebym stała się potulna. W dodatku jak się czegoś uprze, to nie ma zmiłuj się. Przyjaciółka, która była wiernym fanem męskich rozporków, nie mogła opuścić potencjalnego siedliska testosteronu i zapragnęła pójść na mecz piłkarski do sąsiedniego miasteczka. Mimo, iż futbol był na ostatnim miejscu w liście jej ulubionych rzeczy. Właśnie na tym meczu miał pojawić się, według niej ideał faceta, który dołączył w tym sezonie do zespołu. Do licha, ja nawet nie wiedziałam, że ona jest w stanie wyciągnąć i dowiedzieć się takich rzeczy, ale widocznie chłopak zawrócił w jej głowie do tego stopnia, że była zdolna do wszystkiego.  Przeciągnęłam się i opuściłam swój azyl zabierając po drodze z fotela przy mahoniowym biurku ciuchy przygotowane dzień wcześniej. Doczłapałam do drzwi i nim przekroczyłam próg łazienki klatka po klatce i w zwolnionym tempie zapamiętana scena, pojawiła się przed moimi oczami.

Płacząca matka.

Mój przeraźliwy krzyk.

Stukot butów pielęgniarzy.

Upadam na kolana i błagam, żeby mój koszmar okazał się snem.

Pośpiesznie odkręciłam srebrny kran. Chciałam jak najszybciej zagłuszyć myśli. Ten na pozór zwykły dźwięk dawał wytchnienie i ukojenie dla wciąż zranionej duszy. Od ponad trzystu pięćdziesięciu dni mieszkałyśmy same z matką. Monića unikała mnie do tego stopnia, że jak widywałyśmy się dwa razy w tygodniu to już był spory sukces. Nie dbała o mnie. Nie interesowała się ocenami, samopoczuciem, czy chociażby stanem emocjonalnym. Wszystko dusiłam w sobie i nikt nie miał prawa przebić się przez mur, który w tym czasie zbudowałam. To była moja przeszłość. Nadia, wiedziała tylko tyle ile byłam jej w stanie przekazać. Nie dopytywała. Przyjęła mnie taka, jaką byłam. Z moimi wadami, bez konkretnego planu na przyszłość. Stała się dla mnie bratnią duszą i lekarstwem na teraźniejszość.  
Po wyciszeniu, przekroczyłam próg. Duża okrągła wanna zabudowana płytkami gipsowymi stała w rogu zajmując praktycznie większą część przestrzeni. Tuż nad nią było okno, na tyle przyćmione, że musiałam zapalić światło. Zaraz obok znajdowała się umywalka ze szkła z ogromnym oświetlonym lustrem. Zrobiłam krok i zobaczyłam twarz w odbiciu. Ciemne kasztanowe włosy, były porozrzucane w każdą z możliwych stron, a kolejna niedospana noc odznaczyła się w postaci cieni pod oczami. Nigdy nie uważałam się za jakoś piękność, ale też nie miałam niskiej samooceny. Potrafiłam docenić u siebie nawet te najmniejsze zalety, które starałam się eksponować. Takim sposobem moje usta, jak i prosty nos, najbardziej podobały mi się w całej twarzy. Nie ujmując oczywiście oczom, których kolor był na tyle mylny, że sama do końca nie potrafiłam go rozszyfrować. Niemniej jednak, stawiałam na zielone, bo otoczka brązowego była bardzo nikła w porównaniu z jadeitem błyszczącym w promieniach lamp.

Nałożyłam trochę fluidu byleby tylko zakryć cienie, a rzęsy wyczesałam tuszem sprawiając, że wydłużyły się nieznacznie. Efekt był znośny, ale przecież to nie ja miałam tam upolować kolejnego samca do eksperymentów seksualnych.

Zakładałam już na siebie spodnie, kiedy na moim stoliku nocnym rozbrzmiał kawałek „Ghost Town". Chciałam jak najszybciej podbiec i odebrać, ale jak przystało na mistrzynię dramatów wywaliłam się na tyłek, milimetr od umywalki, o którą, nie daj Boże, rozwaliłabym głowę.

- Niech to szlag! – krzyknęłam starając się zebrać z ziemi swoje cielsko. Jak już udało mi się spionizować posturę, dźwięki ustały i nastała głucha cisza. Naciągnęłam cholerne czarne rurki i podeszłam z miną zbitego psa do swojego iPhone. Było jedno nieodebrane połączenie i wiadomość.

Nadawca: Nadia :)

Mam nadzieję, że jesteś już ogarnięta, bo wiecznie czekać nie będę pod Twoim domem. Twoja matka już wyszła? Nie chcę po raz kolejny na nią wpaść i słuchać tego samego, blee, blee. Jak Ty z nią tyle lat wytrzymałaś? A i jeszcze jedno - nie ubieraj pod żadnym pozorem tych znoszonych czarnych rurek, bo osobiście zedrę je z Twojego całkiem seksownego tyłka! Dzisiaj masz mieć na sobie seksowną sukienkę, Chica. I radzę Ci mieć tym razem zadowoloną minę.

Całuję, Twoja psiapsi.

Popatrzyłam z politowaniem najpierw na jedną nogawkę a potem na drugą. Czego ona do cholery chciała od moich nowych spodni?

Nadawca: Amanda <3

Jestem już gotowa, a przez Ciebie to „całkiem" seksowne dupsko obiłam! Strzeż się, bo dzisiaj będę zionąć ogniem i mogę ugryźć. Matka niestety jest, ale nie martw się zaraz do Ciebie zejdę, tylko doprowadzę swoją garderobę to „normalnego" stanu. Sąsiedzi już i tak za często mieli ten przywilej żeby oglądać moje cycki.

xoxo.

Włożyłam telefon do torebki i nałożyłam białą bokserkę. Poprawiłam koka i ruszyłam do holu, aby opuścić jak najciszej dom. Nie chciałam wpaść na matkę i być jej złowrogim spojrzeniem, na którym mogłaby wieszać jak za każdym razem psy.

Schodziłam już po schodach, kiedy aksamitny głos matki spowodował zebranie się we mnie powietrza. Wychodziłam z domu jak uciekinier, ale tak właśnie traktowała mnie własna rodzicielka. Byłyśmy sobie najbliższe, a dalece odbiegała nasza relacja rodzinna od normalnej. Moja matka, całą swoją miłość przelała na mojego starszego brata – Chrisa, który był uosobieniem wszystkich najlepszych według niej cech.

- Gdzie się wybierasz?

- Umówiłam się... - zaczęłam, ale nie pozwoliła mi dokończyć, tylko wtrąciła się w pół zdania pokazując jaką włada mocą w tym domu. Jeszcze tylko kilka tygodni i będę mogła w spokoju wynieść się jak najdalej od tego toksycznego miejsca.

- Wyjeżdżam do Tajlandii. – Powiedziała, a ja odwróciłam się do niej. Od razu zauważyłam nienaganny ubiór pani prezes i starannie dobraną fryzurę. Burza niesfornych czarnych loków została związana na jedną stronę i przygładzona prostownicą. Makijaż oczywiście był bez wątpienia biznesowy. Zresztą tak, jak jej rozkloszowana czarna sukienka i biały, wykrochmalony mundurek z logiem jej koszmarnej firmy farmaceutycznej.

- To wszystko? Przepraszam, ale się spieszę. – Odchrząknęłam grzecznie. Zawsze byłam kulturalna, kiedy ona dokładała starań, aby rzucać mi kłody pod nogi.

- Lecisz do tej... - powstrzymała się i podeszła do mnie chwytając za podbródek w tradycyjny dla niej sposób. – Mogłabyś lepiej wybierać dla siebie znajomych, a nie takie, sprowadzające cię na złą drogę, panieneczki! Chris będzie cię doglądał, także żadnych głupich pomysłów! – Poklepała mnie dwoma palcami po skroni i zacisnęła pełne wargi. Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę dominującym wzrokiem i odeszła, kiedy byłam bliska wybuchnięcia niepohamowanym płaczem.

Cierpiałam przez to wszystko, ale nigdy nie zdobyłam się, aby wyciągnąć od matki dlaczego mnie tak nienawidzi. Zawsze tak było, nawet jak mój ukochany ojciec żył. Ona wiecznie traktowała mnie jak niepotrzebny element swojego życia, mimo że robiłam wszystko, by zdobyć jej uznanie. Dobrze się uczyłam, nie przysparzałam żadnych zmartwień, wręcz byłam ułożonym dzieckiem, ale mimo wszystko matce to nie wystarczało. Musiałam się przyzwyczaić do tego, że nigdy nie pokocha mnie w taki sposób jak kochała Chrisa.

***

Zaczerpnęłam świeżego powietrza i zauważyłam Astona Martina mojej przyjaciółki. Nadia była jedynaczką w rodzinie, dla której priorytetem była firma. W ten sposób rodzice chcieli wynagradzać jej utracony czas – drogie prezenty, możliwość wybierania kasy z konta w każdej chwili i najdroższe wakacje, miały jej wszystko zrekompensować, a ona najzwyczajniej w świecie nawet nie próbowała protestować. Taki rozwój sprawy był jej niestety na rękę.

- Czego nie zrozumiałaś w zdaniu: „Masz nie zakładać tych znoszonych czarnych rurek?" Czy ja napisałam to po chińsku? – Nadia spuściła na dół szybę, a okulary zsunęła na nos, by móc lepiej mi się przyjrzeć.

- Odczep się! Ja ci nie narzucam własnego zdania odnośnie ubioru, a uwierz mi mam wiele uwag... – Zmierzyłam jej bluzkę, a raczej kawałek materiału protekcjonalnie. - W końcu zawsze zachowuje je dla siebie

- Złotko, sztuczna złość piękności szkodzi. Wsiadaj do auta, bo nie chcę się spóźnić na mecz. – Obeszłam auto i od niechcenia opadłam na skórzane fotele. – Masz szczęście, że zostało niewiele czasu, bo w przeciwnym razie już byś siedziała tym swoim meksykańskim dupskiem, bez tych cholernych spodni. Bóg mi świadkiem!

- Czasami mam cię dość! – Burknęłam i poprawiłam się na siedzeniu.

- Wystarczy, że czasami posłuchasz, co mam ci do powiedzenia, a wierz mi, obydwóm nam to ułatwi życie. – Oznajmiła ostentacyjne Nadia.

Spojrzałam w jej stronę i w głowie szukałam momentu, kiedy ta wredna istota stała się dla mnie taka ważna i co za los tak chybił, pchając nas w swoje ramiona.

Niemniej jednak to ona sprawiła, że po części pogodziłam się ze stratą swojego ojca, który przegrał walkę z rakiem. Ocaliła mnie i sprawiła, że odzyskałam chęć do życia.

Nadia poza tym, że imponowała mi pewnością, była także urodziwą kobietą o kształtach tak nieziemskich, że niejeden facet zatrzymywał się, kiedy obok niego przechodziła. Jej długie blond włosy były elementem wyróżniającym się, ale proszę, nie mylcie jej z typowymi blondyneczkami, o których znajdziecie masę kawałów w Internecie. Nadia była nad wyraz inteligentna, ale inteligencja niestety nie poszła w parze ze stałością uczuć, i tak Nadia skakała z kwiatka na kwiatek, a raczej z łóżka do łóżka.

- Coś ty dzisiaj taka naburmuszona? Masz muchy w nosie. – Przerwała moje rozważania nad jej osobą i po chwilowym otumanieniu dostrzegłam, że jesteśmy już w drodze, a Nadia zatrzymała się na światłach, tuż nad zjazdem do Northlake w stanie Ilinois.

- Doskonale wiesz, że nie chciałam wybierać się na ten mecz. Więc nie oczekuj, że będę tryskać szczęściem – powiedziałam zakładając za ucho pasemko włosów.

- Wiem, ale muszę ratować twój tyłeczek od całkowitej śmierci towarzyskiej.

- Nikt cię o to nie prosił, po drugie mogłabyś się zatroszczyć o swoją reputacje, bo kolejny romans jej nie poprawi! – Jad, jad, jad. Jad spłynął po mnie w stronę przyjaciółki.

- O co znowu ci chodzi, Ama? Tutaj nie chodzi o mnie, prawda? Myślisz, że jak mnie zranisz słowami innych, będzie ci lepiej i dzięki temu przestanę chcieć się z tobą przyjaźnić? – Zapytała wyraźnie niewzruszona. Nigdy jej nie przeszkadzało, że w liceum była wyzywana od dziwek. Wręcz to ją umacniało w przekonaniu, że to co robi zostawia trwały ślad w jej życiorysie. Bullshit!

- Nie chodzi o mnie a o osoby, które ranisz... Przypominam, Brian, całkiem miły gość, który rozpromienia się jak tylko cię zobaczy... Mówi ci to coś? – Byłam już wkurzona. Jej postępowanie świętym nie można było nazwać, a teraz na dodatek wszystko odbiło się w moim kierunek. Po prostu świetnie! Nie dość, że jestem ciulową córką, to jeszcze jak się okazuje także przyjaciółką.

- Nie dramatyzuj. Z Brianem łączy mnie tylko seks i tak między nami – nieziemski, ale dla mnie facet, musi mieć poza dwudziestoma centymetrami, jeszcze większe jaja. – Wzruszyła ramionami i po uprzednim spojrzeniu na moją zszokowaną minę, ruszyła pierwszym zajazdem na sześćdziesiątkę czwórkę, aby dotrzeć na North Ave.

- Czasami odnoszę wrażenie, że nie posiadasz serca, Nad. – Tym razem się nie zgrywałam. Na serio odczuwałam, że postępowania mojej przyjaciółki, są sposobem odreagowania swoistego buntu, rozkapryszonej nastolatki.

- Nie posiadam i nie polemizuj więcej, bo niepotrzebnie doszukujesz się w moim zachowaniu drugiego dna. – Tym akcentem zakończyła rozmowę i włączyła radio na cały regulator. Gdy tylko chciałam ponownie otworzyć gębę, by wypuścić jad, ona zaczęła się wydzierać w wniebogłosy. Śpiewając obleśną piosenkę, która wybiła się mają zaledwie cztery słowa w całym repertuarze.

- Ssij mojego kutas... Ssij mojego pieprzonego kutasa... Ssij mojego kutasa...

O mój Boże. Jak Nadia dalej będzie tak wrzeszczeć o ssaniu kutasa, to chyba się pochlastam i zwymiotuje przez okno na drogę. „Dj Zitkus - Suck my motherfuckin dick", to jedna z najgłupszych piosenek, jakie w życiu słyszałam, ale w wykonaniu mojej przyjaciółki, brzmi ona jakby uprawiała cholerny seks oralny z kierownicą.

Nie dobrze mi...

Coori

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i dramaty, użyła 2385 słów i 13445 znaków.

Dodaj komentarz