Miłość do starszego - cz.2.

Stanęłyśmy w wyznaczonym miejscu parkingowym dla kibiców i ruszyłyśmy do sklepików tuż przy stadionie, aby zakupić miejsce w sektorze, który miał się znajdować jak najbliżej boiska. Według kaprysu Nadii.
Gdy już kolejka zmalała i przyszła kolej na nas, przyjaciółka zatrzepotała rzęsami i biedny sprzedawca za szklanym oknem, miał już zapewne dobre dopłynięcie krwi do ich „mózgu". Odeszłam kawałek, aby zaoszczędzić sobie tej scenki i zwróciłam się w kierunku olbrzymiego budynku. Zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Oświetlone boki, łączyły się na samej górze w kolisty kształt. W nocy zapewne dawało to lepszy efekt, ale mimo tego, inwestycja była warta tych kilku milionów dolarów. W szczególności, że piłka nożna nie była wyróżniającym się sportem w Ameryce. Koszykówka? owszem. Hokej? owszem. Baseball? owszem, ale piłka nożna? Większość talentów musiało szukać klubów po innych kontynentach, jak Europa czy Ameryka Południowa. Tam piłkarze robili spektakularne kariery.
- Udało się. – Powiedziała triumfalnie Nadia i pociągnęła mnie za postawnym facetem, który miał na sobie odblaskową kamizelkę z napisem „Security". Jak udało mi się wywnioskować z rozmowy Nadii z ochroniarzem, prowadził nas do tzw. „Sektora dla fotoreporterów."
Szarpnęłam ją za rękę i niemalże siłą poleciała do tyłu.
- Oszalałaś!? Przecież my nie jesteśmy dziennikarkami sportowymi. Ba! Nawet nie posiadamy aparatów. – Pokazałam najpierw na nią, a następnie na siebie. Czy ona już całkowicie postradała zmysły? Zapytała się mnie w ogóle, czy chcę znajdować się tak blisko boiska i na domiar złego robiąc coś, na czym kompletnie się nie znałam? Czasami naprawdę miałam ochotę ją zabić gołymi rękoma.
- Spokojnie, stadion jest zaopatrzony w aparaty. Wystarczy, że ty będziesz robić zdjęcia a ja będę się prezentować.
Znowu ruszyła do przodu, a ja dosłownie przełknęłam złość i tupnęłam nogą zanim ruszyłam za przyjaciółką. Nie dość, że nie chciałam tutaj być to jeszcze na domiar złego, musiałam robić wszystko, czego sobie zażyczy Nadia. Yyyyyy.
Doszłam do nich, a ten łysy facet, tylko mrugnął jednoznacznie wiadomo do kogo i odszedł pozostawiając nas pod barierkami oddzielającym murawę od trybun. Nadia odwróciła się do mnie z pełnym satysfakcji uśmiechem i podnieceniem wypisanym na twarzy.
- Już niedługo będę miała szansę poznania tego bożyszcza wszystkich nastolatek. – Pisnęła i wraz z oklaskami kibiców odwróciła się w stronę wybiegających na murawę piłkarzy. – Jezu to on, to ON. – Podbiegła do samej murawy i klaskała z piszczeniem jednocześnie.
Ochłonęłam po niedorzecznym zachowaniu przyjaciółki i spojrzałam na piłkarzy. Wszyscy byli niemal identyczni. Wysocy, dobrze zbudowani z klasycznymi fryzurami, okalanymi żelami. Jednak im dalej przeskakiwałam z zawodnika na zawodnika, tym bardziej odczuwałam dziwne mrowienie na ciele. Wtedy mój wzrok padł na przystojnego, kuriozalnie nieziemskiego faceta, który odznaczał się pośród pozostałych swoim atletycznym ciałem i ciemną karnacją. Nigdy wcześniej nie spotykałam takiego mężczyznę. Powtarzam nigdy. Chłopcy z mojej byłej szkoły, przy nim to byli niewyrośnięci gówniarze. 
- Nadia, który to jest ten twój przystojniak? – Ocknęłam się po dłuższej chwili, mimo wszystko nie spuściłam wzroku z zawodnika z numerem dziewięć.
- Ten. – Wskazała zadowolona na faceta z tatuażami ciągnącymi się przez całą długość ręki i z dziwaczną fryzurą. – Prawda, że słodki? – Westchnęła i pożerała wzrokiem nieszczęśnika. Zawsze lubiła facetów wyróżniających się w tłumie i w dalszym ciągu pozostała temu schematowi wierna.
Wydałam dźwięk zadowolenia, kiedy nie wskazała na rozciągającą się teraz dziewiątkę. Muszę przyznać, że nieznajomy wywarł na mnie nietuzinkowe wrażenie.
- Nie mnie to oceniać. – Odpowiedziałam zadowolona.
Doskonale wiedziałam, że nie miałabym nigdy szans u tak dojrzałego faceta, ale nieznane mi dotąd uczucia wychodziły na światło dziennie i powodowały, że nie mogłam przestać się w niego wpatrywać.
Mężczyzna, dla którego tutaj właśnie jesteśmy, podbiegł do przystojnego nieznajomego i klepiąc go po plechach, wskazał w naszą stronę. Jestem niemal pewna, że panna-bzyknij-mnie-tutaj-i-teraz miała już mokro w majtkach. W sumie nie dziwota, dwóch naprawdę urodziwych facetów jak na komendę wpatrywało się w szczupłą blondyneczkę o nogach, których nie powstydziłaby się Anja Rubik. Stało się wtedy coś, co przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wysoki brunet, przeniósł po krótkiej chwili wzrok na mnie i niemal przeszywał mnie na wskroś, ciemny spojrzeniem. Zwężał oczy, a na jego usta wychodził tak uwodzicielski uśmiech, że moje policzka jak i zapewne cała skóra była teraz w odcieniu purpury.
Nie wiem, co się ze mną działo, naprawdę, jedno tylko w tamtym momencie było pewne – nie chciałam, żeby ta chwila się skończyła. Chciałam tutaj stać. Mogłam nawet wyglądać na stalkera, ale gówno mnie to obchodziło. W jego wzroku odnalazłam coś, co sprawiło, że uwierzyłam jeszcze w dobroć. Byłam jak spragniona miłości i ciepła, których jeszcze nigdy nie otrzymałam. A on przez krótką chwilę wydawał się być wszystkim, czym szukałam.
- Ama!? – Poczułam szarpnięcie za barki i po chwili wróciłam do „normalnego" stanu. Od razu zostałam zlinczowana ciekawskim spojrzeniem Nadii, która stała teraz z założonymi rękoma. – Ty się czerwienisz?
Złapałam się instynktownie za twarz i momentalnie się otrząsnęłam.
- Nie... Jasne, że nie niby, dlaczego?
- Oj Ama, Ama, ty nie umiesz kłamać... Widziałam jak wpatrywałaś się w tego bruneciki. Czyżby budziła się w tobie niegrzeczna dziewczynka? Robisz się ciekawsza. – Dosłownie opadła mi szczęka na ziemię. Gdy już miałam odpowiedzieć równie sarkastycznie, ni stąd ni zowąd dostałam piłką w twarz. Siła uderzenia była tak duża, że upadłam na ziemię.
- O Boże, Amanda! – Nadia doskoczyła do mnie w okamgnieniu.
- Szlag, szlag, szlag! – Krople świeżej krwi opadały na moją białą bokserkę.
- Nic ci nie jest? – Złapała moją twarz w dłonie i głośno zaklęła. – O kurwa, kurwa! On może być złamany. – No tak jeszcze brakuje mojemu zajebistemu wizerunkowi złamanego nosa. Świetnie, nie dość, że to był jeden element, który mi się podobał z mojej twarzy, to teraz zamieni się w klamkę od zakrystii. – Boli cię głowa? Kurwa nie wiem, co robić...
- Przestań panikować, nic mi nie jest, poza pieprzonym krwawiącym nosem. – Nigdy nie zdarzyło mi się przekląć w ciągu dwóch minut tyle razy.
- Nic jej nie jest? – Dwóch facetów z obuwiem, które wydawało dziwny dźwięk na asfalcie podeszło do mnie. Jeden z nich dobiegł do mnie i próbował podnieść głowę do góry.
- Nic! Poza tym, że jakiś kretyn złamał mój nos! – Krzyknęłam i odwróciłam się w stronę faceta.
I wtedy go zobaczyłam. Z bliska wyglądał jeszcze lepiej. A kolor jego przejętych oczu, był dosłownie taki sam jak zapamiętałam. Ciemny, mroczny i taki absurdalnie mnie uspokajający.
- To znaczy... Nie kretyn, tylko... - Próbowałam jakoś wybrnąć z  sytuacji, w której mój język okazał się zbyt długi.
- Ja użyłbym dosadniejszego słowa. – Poprawił opadający kosmyk włosów i nie zrywając ze mnie wzroku, zwrócił się do kolegi z drużyny. – Matthew, przynieś lodu... Nie masz jakieś szmatki, żeby zatrzymać krwotok? – Pokiwałam głową, a on nie robiąc sobie nic z wypisanego strachu na mojej twarzy, zaczął pozbywać się przedmeczowej koszuli i zwijając ją w kulkę, przyłożył do mojego nosa. – To na chwilę pomoże, zaraz obejrzy cię nasz lekarz. – NIE! Krzyknęłam w myślach, bo chciałam żeby to on zajął się moim nosem.
- Może jakoś pomóc? – Nadia w końcu obudziła się z szoku i uklęknęła tuż za moimi plecami robiąc mi możliwość położenia się na jej tors.
- Ona musi teraz trzymać głowę do dołu, nigdy do góry! Lepiej, żeby krew spływała na materiał. – Nachyliłam się bardziej do przodu. Nieznajomy w dalszym ciągu trzymał swoją koszulkę, a ja próbowałam wydobyć z niej zapach, ale jedyne, co czułam to metaliczny posmak krwi, której teraz znienawidziłam.
Po dłużej chwili, podszedł do naszej trójki Matthew i jakiś starszy mężczyzna, zapewne lekarz. Kazał odsunąć się nieznajomemu i sam zajął się sprawdzeniem mojego nosa. Krwawienie nieznacznie ustało, ale kręciło mi się na tyle w głowię, że obawiałam się najgorszego.
- Spójrz na mnie. – Wydał polecenie, które od razu wykonałam. Zdążyłam zauważyć tuż przed światłem małej latareczki, że wokoło mnie zebrał się już pokaźny tłum gapiów.
- Wszystką z nią dobrze? – Zapytał zmartwiony nieznajomy. Na barwę jego głosu, moje ciało zaczęło odpływać. Ktoś się o mnie martwił i nie była to Nadia, ani Chris. Zupełnie obca osoba, dzięki której uwierzyłam w człowieczeństwo.
- Obawiam się, że będzie musiała pojechać do szpitala.
- Nie!
Momentalnie zaprotestowałam i próbowałam podnieść się do góry. Szpital odpadał, zaraz zostałaby wezwana moja matka, a tego chciałam uniknąć na wszystkie świętości.
- Masz powiększone źrenice, musisz przynajmniej sprawdzić czy wszystko w porządku i nie doszło do wstrząśnienia mózgu. – Nadia złapała w kojący sposób moją drżącą rękę.
- Ama, myślę, że to dobry pomysł. – Spojrzałam jej głęboko w oczy. Martwiła się, a ja martwiłam się już całkiem inną kwestią.
- Wiesz, jakie są tego konsekwencje, a dopiero wyjechała. Nie chcę jej martwić. – Właśnie tutaj był pies pogrzebany. Ja starałam się nie przysparzać jej zmartwień a ona zawsze szukała dziury w całym. Zaraz nałożyłaby na mnie jakiś surrealistyczny szlaban. Nie miałam zamiaru spędzić ostatniego miesiąca pod jej dyktando.
- Coś wymyślimy.
- Okej. Pojadę, ale już czuję się lepiej, serio... - Podniosłam się do góry, wspierana ramieniem Nadii, gdy świat zawirował i poleciałam do tyłu. Mój upadek nie należał do pięknych upadków. Reszta pamiętam jak przez mgłę.




-------------------------

Kolejny rozdział. Życzę miłego czytania :)

Coori

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i dramaty, użyła 1895 słów i 10541 znaków.

3 komentarze

 
  • KlasycznyAnanas

    Świetne💞 Czekam na następną część

    11 lut 2019

  • Ev

    Strasznie słabe, oszczędź sobie wstydu a nam zmarnowanych chwil

    11 lut 2019

  • Iga

    Świetne 😊 pisz dalej.

    11 lut 2019