One shot

To opowiadanie wypłynęło z mojego zainteresowania tematyką yaoi. Napisałam je, bo chciałam spróbować czegoś zupełnie odmiennego, co będzie z całkowicie innej bajki.  
TAGI: Boys’ love/szkolne życie/one-shot.  

Maciek obudził się z przeświadczeniem, że tego dnia coś się wydarzy. Nie bardzo wiedział, co to będzie i czy będzie dobre czy złe. Będzie jakieś. Szedł do szkoły z dziwnym uczuciem. Na pewno nie chodziło o naukę, tym się nie przejmował. "No nic” – pomyślał – "pożyjemy, zobaczymy.”  
Do szkoły nie miał daleko, parę przystanków autobusem. "Zdążę jeszcze zahaczyć o sklepik i kupić sobie coś do picia.” Niestety, nie zdążył. Autobus się spóźnił i chłopak wpadł do szkoły już po dzwonku na lekcję. Puścił się biegiem korytarzem w kierunku swojej sali, wiedząc, że nauczycielka, z którą rozpoczynał zajęcia, nie znosi spóźnień. Nie rozglądał się na boki, nie zwracając uwagi na nic. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, zderzenie z kimś lub czymś, było nieuniknione. Wystarczył moment nieuwagi i … Maciek leżał jak długi na podłodze.  
- Hej! Patrz, gdzie leziesz! – zawołał wściekły, podnosząc się z podłogi i zbierając swoje rzeczy. – Przez Ciebie będę miał przechlapane.
- Przepraszam. – usłyszał w odpowiedzi. – Ale to Ty na mnie wpadłeś.  
Maciek podniósł głowę, żeby sprawdzić, do kogo należy głos. Kenzo. Kojarzył go pobieżnie, ale nie sposób było pomylić go z kimś innym. Egzotyczna uroda, tak odmienna od europejskiej, wyróżniała go z tłumu. Nie, żeby była powalająca, ale sprawiała, że trudno było go przeoczyć. Oryginalne imię chłopak zawdzięczał rodzicom, a właściwie ojcu, Japończykowi ożenionemu z Polką. Sam Kenzo urodził się w Osace, gdzie mieszkali przez jakiś czas, do momentu, gdy zdecydowali się zamieszkać w Polsce. Niespełna siedemnastolatek, był o rok młodszy od Maćka, który właśnie przygotowywał się do osiemnastych urodzin. Mówili na niego: "Japoniec” (dość oczywista ksywka).
- Już dobrze – Maciek nie miał czasu wdawać się w dyskusje, musiał jak najszybciej iść do klasy.
Po południu tego dnia spotkali się ponownie. Chodzili razem na dodatkowy angielski.
- Jeszcze raz przepraszam Cię za to zderzenie dzisiaj rano. – Kenzo wydawał się naprawdę zmartwiony. – Mam nadzieję, że nie miałeś poważnych kłopotów.  
- Daj spokój – Maciek uśmiechnął się – nie pierwszy raz mi się dostało. Jest okej, naprawdę – dodał widząc, że Kenzo patrzy na niego z niedowierzaniem. Dziwnie się czuł pod tym spojrzeniem.  
Na zajęciach omawiali metodę projektu, którą mieli pracować. Zespół miał się podzielić na czteroosobowe grupy. Jak zawsze, trochę to trwało. Po jakimś czasie zniecierpliwiona nauczycielka zdecydowała się zainterweniować.  
- Jak tak dalej pójdzie, nigdy się nie podzielicie. Dlatego najlepiej będzie, jak ja to zrobię. Tak jak siedzicie w ławkach, odwróćcie się do sąsiadów z tyłu. W ten sposób powstaną grupy.  
Traf chciał, że Maciek znalazł się w tej samej grupie, co Kenzo. Oprócz nich były jeszcze dwie dziewczyny, które nie były specjalnie zadowolone z takiego wyboru. Obaj chłopcy nie byli bowiem zbyt popularni, nawet Kenzo, którego "egzotyczność” z czasem spowszedniała. Przeciętnej urody, nie udzielali się w sporcie. Ich jedynym atutem było to, że dobrze się uczyli i nie mieli szczególnych problemów z nauką. Dlatego dziewczyny, z którymi mieli pracować, zgodziły się na współpracę, licząc na lepszą ocenę. Same też nie należały do elity społeczności szkolnej, były jednak o kastę czy dwie wyżej od nich.
Postanowili, że pouczą się w weekend w domu jednej z nich. Spotkali się tam w sobotnie popołudnie. Wbrew oczekiwaniom, okazało się, że dobrze im się pracuje razem. Wspólnymi siłami udało im się prawie skończyć pracę, kiedy dotarło do nich, że zgłodnieli.  
- Zamówmy coś – zaproponowała jedna z dziewczyn. – Może pizzę?  
- Może być – zgodzili się. – Ale zamiast zamawiać, lepiej się tam przejdźmy. Przecież pizzeria jest niedaleko. Poza tym, przyda nam się trochę świeżego powietrza.
- Dobry pomysł. Tyle że, skoro tak dobrze nam idzie, to może skończmy to dzisiaj. Nie wiadomo, czy jutro też będziemy mieli energię i natchnienie.
- Jak chcecie, ale ja muszę się przewietrzyć. – Kenzo był zdecydowany. – W takim razie, moja propozycja jest taka. Jeżeli mamy jeść tutaj, to my z Maćkiem pójdziemy i przyniesiemy jedzenie. Co wy na to?
Uznali, że tak będzie najlepiej. Chłopcy wyszli.
Idąc rozmawiali. Początkowo o projekcie, nad którym pracowali, potem ogólnie o szkole, planach na przyszłość, zainteresowaniach. Stwierdzili, że do tej pory prawie nic o sobie nie wiedzieli i z przyjemnością odkrywali, jak wiele mają wspólnego.
Byli tak pochłonięci rozmową, że przechodząc przez ulicę, nie zwrócili uwagi na światła. Dopiero klakson przejeżdżającego samochodu uświadomił im, jak blisko było niebezpieczeństwo. Maciek już wchodził na jezdnię. Kenzo niemal w ostatniej chwili złapał go za rękaw i mocno pociągnął. Tak mocno, że siłą rozpędu wpadli na siebie, prawie zderzając głowami. Kenzo pochwycił chłopaka ratując przed upadkiem.  
- Uważaj, bo jeszcze wejdzie nam to w nawyk. – uśmiechnął się Kenzo – Ciągle się ze sobą zderzamy.  
- Nie chciałbym, aby to się powtórzyło – Maciek był lekko zmieszany.
- A ja nie miałbym nic przeciwko. – Kenzo spojrzał na niego z dziwnym wyrazem twarzy. Maciek poczuł się jeszcze bardziej nieswojo. Już, kiedy się zderzyli, zauważył, że "Japoniec” zachowuje się dwuznacznie. Jego ręce podtrzymujące Maćka przed upadkiem, obejmowały go trochę zbyt mocno. Głowy chłopców znalazły się wtedy dość blisko siebie, a błysk w oczach Kenzo sugerował, że może chcieć to wykorzystać. "Co do cholery!” – pomyślał Maciek – "Chyba nie ma zamiaru mnie pocałować? Chociaż z tymi Azjatami nigdy nic nie wiadomo.”
Na wszelki wypadek postanowił, że będzie traktował Kenzo na dystans. Nie byli w tej samej klasie, więc unikanie go nie powinno sprawiać większych trudności. Tak się wydawało. Problem w tym, że Kenzo miał na ten temat odmienne zdanie. Przestał już kryć się z tym, że interesuje się Maćkiem. I to nie tylko jako kolegą ze szkoły. Nieustannie zapraszał go w różne miejsca: do kina, na zakupy, do restauracji. Raz zaproponował, że nauczy Maćka jeść pałeczkami i wybiorą się razem na sushi. Nie wywołało to jednak entuzjazmu u rozmówcy.
- A na cholerę mi to? – zapytał – Jesteśmy w Europie. Sushi mogę jeść widelcem.
Kenzo skamieniał. Jego mina mówiła sama za siebie. W całym swoim życiu nie słyszał chyba większej herezji. Spojrzał na chłopaka z taką zgrozą, że ten aż się wzdrygnął. Gdyby ktoś kiedyś powiedział Kenzo, że słońce nie wstanie następnego ranka, z pewnością nie byłby tak zszokowany.
Niemniej, wszystkie te awanse drażniły Maćka i strasznie krępowały. Nie miał nic do gejów – uważał, że każdy ma prawo sypiać, z kim chce. Sam jednak był zadeklarowanym heterykiem i nie w głowie mu były homoseksualne przygody. Źle się czuł jako obiekt zainteresowania innego chłopaka.
Kilka dni później podczas zawodów sportowych drużyny klasowe obu chłopców rozgrywały mecz koszykówki. Obaj byli na boisku. Maciek czuł się trochę niezręcznie pod spojrzeniami Kenzo, które dawały jasno do zrozumienia, co mu chodzi po głowie. W pewnym momencie, w ferworze gry, otarł się o Maćka, wykorzystując sytuację, aby go dotknąć. Niby nic, nikt nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Jednak dla Maćka był to znaczący dotyk, wiele mówiący o intencjach Kenzo. Tego już było za wiele. Poniosło go. Niewiele myśląc, a może nie myśląc w ogóle, zamierzył się i uderzył "Japońca” w twarz. Kenzo kompletnie się tego nie spodziewał. Stracił równowagę i upadł. Maciek pochylił się nad nim z zamiarem przyłożenia mu jeszcze raz, ale w tej samej chwili rozległ się gwizdek sędziego. Chłopcy zostali rozdzieleni i opuścili boisko.
- Mogę wiedzieć, co was napadło? – trener był wściekły. – Nawet nie wiedziałem, że się znacie.
- Znamy, znamy – Kenzo wciąż trzymał chusteczkę przyłożoną do krwawiącej wargi. – I coraz lepiej poznajemy.
- Mów za siebie – Maciek nadal był nieźle wkurzony.
- Skoro tak, mogę wam pomóc. Dam wam możliwość, abyście lepiej się poznali. Chodźcie ze mną. – Zaprowadził ich do składziku. – Widzicie ten bałagan? Macie godzinę, aby zrobić tu porządek. Do mojego powrotu wszystko ma lśnić. To będzie wasza kara za niesportowe zachowanie. Oczywiście, poza zawieszeniem – o najbliższych meczach możecie zapomnieć.
- Zadowolony jesteś? – zapytał Maciek po wyjściu trenera. – O to Ci chodziło? Nie dość, że mamy szlaban na mecze, to jeszcze utkwiliśmy w tym chlewie. W życiu nie ogarniemy tego syfu. Będziemy tu uziemieni do usranej śmierci.  
- Ja nie narzekam. – Kenzo wydawał się nawet zadowolony z takiego obrotu sprawy. – Jesteśmy tu sami, tylko we dwóch. Nie mogło być lepiej.  
- Ty chyba naprawdę prosisz się o dokładkę. I przestań mnie w końcu tak … nawet nie wiem, jak to nazwać … adorować? Kurwa, o czym ja mówię? Zrozum, Kenzo, nie jestem taki.
- To znaczy, jaki? Taki? – Kenzo podszedł do Maćka i pocałował go. Tak po prostu. Zrobił to tak niespodziewanie, że zupełnie zaskoczył chłopaka. Dopiero po chwili dotarło do niego, co się właściwie stało. Wściekłość jeszcze mu nie przeszła, więc Kenzo ponownie wylądował na ziemi.
- Pojebało Cię, debilu? Czy do Ciebie naprawdę nic nie dociera? Nie jestem pedałem. Ile razy mam Ci to powtarzać?  
- W ogóle nie musisz. To, kim jesteś albo nie jesteś, nie ma żadnego znaczenia. – Kenzo wstawał powoli wycierając wargę. – Tak jak to, co przed chwilą zrobiłeś. Możesz mnie uderzyć, możesz mnie tłuc tak długo, aż Ci ulży, ale to niczego nie zmieni. Podobasz mi się.
- Jeeze! Jesteś tępy czy niedorozwinięty? Pieprzony mangozjeb!
- A gdybym Ci powiedział, że to wszystko nie było jedynie dziełem przypadku? Że już dawno zwróciłem na Ciebie uwagę i czekałem tylko na odpowiedni moment, żeby Cię poznać?
Maciek spojrzał na niego, wciąż zły, ale i zaciekawiony. "O czym on mówi?”
- Pamiętasz ten dzień, kiedy na siebie wpadliśmy? Wtedy, gdy spóźniłeś się do szkoły? To nie było przypadkiem. Widziałem Cię już wcześniej i celowo na Ciebie wpadłem. Chciałem Cię poznać. Udało się.
- Jesteś naprawdę porąbany, wiesz? To chore, co mówisz.
- W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. Nie wiesz o tym?  
- Miłości? – Maciek miał już dość tej rozmowy, która do niczego nie prowadziła. – O jakiej miłości Ty mówisz? Między nami nie ma przecież żadnej miłości. I nigdy nie będzie.
- Pokażę Ci, o czym mówię. – Kenzo wstał i podszedł do Maćka. – Próbowałem już, ale być może nie zrobiłem tego tak, jak powinienem. Spróbuję jeszcze raz, ale teraz się nie opieraj, dobrze? Pozwól mi. – dodał namiętnym szeptem.
Objął rękami głowę Maćka, pochylił się i pocałował go. Delikatnie, ale stanowczo. Początkowo poczuł, że chłopak się opiera, ale wiedział, że to nie potrwa długo. Rozchylił językiem jego wargi, wsuwając go do środka i rozpoczynając penetrację. Chłopak wzdrygnął się i odsunął.
- Nie. – wyszeptał – Nie chcę.
- Owszem, chcesz. – Kenzo tym razem zaczął pieścić językiem jego szyję. – Tylko jeszcze o tym nie wiesz. Ale wkrótce się dowiesz, już ja się o to postaram.  
Maciek przymknął oczy. Ze zdumieniem uświadomił sobie bowiem, że pieszczoty Kenzo zaczynają mu sprawiać przyjemność. "Może, jak nie będę otwierał oczu, to będę mógł wyobrażać sobie, że to dziewczyna” – pomyślał.  
Kenzo tymczasem wsunął ręce pod koszulkę Maćka podnosząc ją do góry. Jego usta wylądowały na piersi chłopaka, a język niemal natychmiast rozpoczął pieszczotę sutków, drażniąc je i pobudzając. Maciek jęknął i zanurzył ręce we włosach Kenzo, przytrzymując mu głowę. Potem jednym ruchem zdjął koszulkę. Kenzo podniósł głowę i spojrzał na niego z uśmiechem, który znaczył: "widzisz, podoba ci się – mówiłem, że tak będzie.”  
Znowu go pocałował. Tym razem Maciek już się nie odsunął. Rozchylił wargi i odwzajemnił pocałunek. Namiętność, z jaką to robił, budziła w nim zdziwienie. Przez głowę przeleciała mu myśl: "całuję się z chłopakiem”, ale to był tylko moment. Myśl odleciała, a Maciek z zapamiętaniem oddawał się nowym doznaniom.  
Ręka Kenzo przesunęła się w dół tułowia i zatrzymała na kroczu chłopaka. Poczuł dość znaczne już wybrzuszenie, świadczące o gotowości. Rozpiął spodnie, zsuwając je razem z bielizną. Członek Maćka, uwolniony z krępujących go więzów, prezentował się teraz w całej okazałości. Chłopak był już mocno podniecony. Spojrzał na Kenzo wzrokiem, który ten odczytał jako: "zrób to”. Chwycił dłonią penisa Maćka, przesuwając ją w górę i w dół. Rozległ się jęk. Kenzo ukląkł i po chwili jego usta zastąpiły dłoń w pieszczocie. Maciek znowu jęknął. Ponownie pojawiła się myśl: "ja pierdolę, facet robi mi loda”, ale ta też, podobnie jak poprzednia, została odrzucona. Spojrzał w dół na Kenzo i zobaczył, że chłopak też jest już nagi ("kiedy on zdążył się rozebrać?”), nie potrafił jednak dłużej się nad tym zastanawiać. Był tak podniecony, że na ejakulację nie trzeba było długo czekać. Czuł się dziwnie spuszczając się w usta faceta, ale Kenzo najwyraźniej to nie przeszkadzało.  
- Chodź – powiedział. Nieopodal leżały materace gimnastyczne. Kenzo wskazał na nie. – Usiądź. – powiedział.
Maciek posłusznie usiadł. Kenzo stanął przed nim. Chłopak spojrzał na przyrodzenie "Japońca” i ogarnęły go wątpliwości. "Nie, kurwa! Nie zrobię tego! W życiu! Nie będę brał w usta niczyjego fiuta.”
- Spokojnie – Kenzo jakby czytał mu w myślach. – Nie musisz tego robić. Nie zmuszę Cię, jeżeli nie chcesz. Widocznie, nie jesteś jeszcze gotowy.  
- Gotowy? Ja nigdy nie będę na to gotowy.  
- Więc zrobimy coś innego.  
Wiadomo było, o co mu chodzi. Maciek pomyślał, że pewnie zrobią to od tyłu, ale Kenzo znowu go zaskoczył.  
- Masz przestarzałe i ograniczone poglądy – powiedział. Chyba naprawdę potrafił czytać w myślach. – Poza tym, lubię patrzeć na twarz osoby, z którą się kocham.  
Pochylił się, ponownie pieszcząc i pobudzając chłopaka. W tym samym czasie jego ręka powędrowała w dół, wsunął palec do środka. Maciek syknął z bólu. Kenzo nie zwrócił na to uwagi, zbyt podniecony, by przestać. Uniósł nieco nogi Maćka i wszedł w niego jednym szybkim ruchem. Chłopak krzyknął.  
- To boli, idioto! – zdołał wykrztusić.
Po chwili jednak ból minął, a zamiast niego pojawiła się przyjemność. Chłopak zauważył, że sam zaczyna odczuwać podniecenie. Mimowolnie chwycił swojego penisa i zaczął się masturbować. Jednocześnie współpracował z Kenzo, dopasowując się do jego ruchów. Doszli niemal w tym samym czasie. Maciek poczuł, jak jego własna sperma rozlewa mu się po torsie. Kenzo pocałował go, a potem położył się obok na materacu. Obaj byli wyczerpani.  
Leżeli tak dłuższą chwilę. Maciek nie do końca jeszcze rozumiał, co się właściwie niedawno wydarzyło. Zdecydował, że później o tym pomyśli, kiedy w pełni do niego dotrze, co zrobił i z kim.  
- Może byśmy tak ruszyli tyłki i zaczęli sprzątać? – Kenzo jak zwykle szybciej doszedł do siebie. Faktycznie, jeszcze nawet nie zaczęli, a pracy było sporo.  
Maciek mimo woli się roześmiał.
- Co Cię tak bawi? – zapytał Kenzo. – Powiedz, też chcę się pośmiać.
- Wiesz, mój tyłek jest zbyt obolały, aby się ruszyć. – wyjaśnił ze śmiechem. – Ale Ty możesz sprzątać.
Kenzo mu zawtórował. Potem wstał, wyjął z plecaka paczkę chusteczek i podał Maćkowi.  
- Masz, wytrzyj się. – spojrzał na zegarek. – Fuck! – zaklął. – Minęło ponad pół godziny. Mamy mało czasu.  
Na szczęście trener nie przyszedł w wyznaczonym czasie i zdążyli się ze wszystkim uporać. Przynajmniej pobieżnie. Mieli nadzieję, że nie będzie sprawdzał. Praca była im na rękę, szczególnie Maćkowi. Nie musieli rozmawiać, ani nawet myśleć o tym, co się stało. W pewnym momencie usłyszeli czyjeś kroki. Trener wracał. Ogarnęli się szybko, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku i nic nie wzbudza podejrzeń.  
- I jak tam, chłopcy – zagadnął trener wchodząc do składziku. – Poradziliście sobie? Ooo, widzę, że wyjaśniliście nieporozumienie – dodał spoglądając na twarz Kenzo. – To dobrze. Następnym razem postarajcie się jednak użyć słownych argumentów, są mniej bolesne. A co ze sprzątaniem? Skończyliście?
- Tak – Kenzo pochylił się, żeby zabrać plecak i lekko uśmiechnął – Właśnie skończyliśmy – dodał spoglądając znacząco na Maćka.

Przez kilka kolejnych dni jedyną myślą, jaka towarzyszyła Maćkowi było: "Co ja zrobiłem?” Analizował wszystko wzdłuż, wszerz i w poprzek i w żaden sposób nie mógł zrozumieć, jak do tego doszło. Jedno wiedział na pewno – coś podobnego już nigdy się nie powtórzy. Nie ma mowy!  
Kenzo próbował się do niego zbliżyć, ale Maciek zdecydowanie nie chciał do tego dopuścić. Przestał nawet chodzić na dodatkowe zajęcia. Spotkanie było jednak nieuchronne.  
- Unikasz mnie? - zapytał Kenzo. – Niepotrzebnie.
- To chyba oczywiste. – Maciek nie był zbyt przychylnie nastawiony. Postanowił, że skoro już się spotkali, to wyjaśnią sobie wszystko. – Posłuchaj, Kenzo. – zaczął. – To, co wydarzyło się w składziku, to między nami – wziął głęboki wdech, a potem głośno wypuścił powietrze. – Chcę, żebyś wiedział, że to nie może się nigdy powtórzyć. Rozumiesz? Nigdy! Może u was, w Azji takie rzeczy się zdarzają, może są normalne, ale u nas tak nie jest. Tu nadal jest to temat tabu.  
- Nie mów: "u was”. Jestem Polakiem, jak Ty.  
- Ale jesteś też Japończykiem. Nie wiem, która kultura jest Ci bliższa. Zresztą, to nieważne. W każdym razie, jeżeli o mnie chodzi, to był jednorazowy numer, jasne? Taki one shot. Nie będzie powtórki.  
- One shot, powiadasz. – Kenzo uśmiechnął się, jakby coś sobie przypominając. – Faktycznie, nieźle strzelasz.  
Maciek musiał policzyć do dziesięciu, bo znowu zaczynało się w nim gotować.
- Nie o to mi chodzi – próbował być spokojny. – Zakończmy to w miły i kulturalny sposób, dobrze? – Kenzo przytaknął. – Okej. I jeszcze jedno. Mam nadzieję, że zachowasz dyskrecję. Bo jeżeli coś z tego wycieknie, albo, nie daj Boże, znajdzie się w internecie, to zapewniam Cię, nawet yakuza nie obroni Cię przed moim gniewem.
- Nie znam nikogo z yakuzy. – Kenzo nadrabiał żartem.
- To nieistotne. Dobrze, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, cieszę się. A więc, jak to mówicie: "sayonara.” – Maciek poczuł, że z jakiegoś powodu jest mu żal, ale czego? – nie wiedział.
- Ja wolę: "jana”. To po japońsku: "na razie.”

Minęły dni, potem tygodnie, a oni ani razu się nie spotkali. Obaj zmienili rozkład swoich zajęć, układając go w taki sposób, aby nie musieli się widywać. Maciek próbował żyć normalnie, zapomnieć tamten dzień, wymazać go z pamięci. Coś jednak mu w tym przeszkadzało. Przyłapywał się na tym, że przechodząc korytarzem, przypatruje się mijanym uczniom, szukając znajomej twarzy o azjatyckich rysach.  
"Cholera, chyba za nim nie tęsknię?” – myślał. – "Nie, to niemożliwe.”
Któregoś dnia dowiedział się przypadkiem, że Kenzo wyjeżdża z rodzicami do Japonii. Nie na zawsze – na miesiąc, może dwa. Uznał, że w takim wypadku należy się pożegnać. No dobrze, to był tylko pretekst. Tak naprawdę, chciał zobaczyć Kenzo, tym bardziej, że mógł nie mieć tej możliwości przez dłuższy czas.  
Kiedy podchodził do domu, w którym mieszkał Kenzo, czuł, jak serce wali mu w piersi. "Czemu tak się denerwuję?” – zapytywał sam siebie. – "Przecież to tylko znajomy, który wyjeżdża.” Sam w to nie wierzył, ale próbował się przekonać.
Dom wyglądał zwyczajnie, choć w ogrodzie dawało się zauważyć akcenty w stylu japońskim. Zadzwonił. Czekał dłuższą chwilę, zanim usłyszał, że ktoś podchodzi i majstruje przy zamku. Kiedy drzwi się otworzyły, stanął w nich Kenzo. Spojrzał na Maćka lekko zdziwiony. Chłopak natomiast pod tym spojrzeniem zrozumiał wszystko. Swoje uczucia, to, co działo się z nim przez ostatnie tygodnie i czego naprawdę pragnie.  
- Czy Twoi rodzice są w domu? – to było jedyne, na co się zdobył. Kenzo uśmiechnął się, rozumiejąc, co ma na myśli.  
- One shot, co? – zapytał. Spojrzał na Maćka głodnym wzrokiem, po czym objął go za szyję, wpijając się w jego usta. Potem wciągnął go do środka i zamknął drzwi.  

KONIEC  
      
Dopisek: Tak naprawdę, Kenzo nigdzie nie wyjeżdżał. Rozpuścił tę plotkę wiedząc, jak to podziała na Maćka i mając nadzieję, że w ten sposób chłopak szybciej się zdeklaruje.

Erica

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 3803 słów i 21771 znaków, zaktualizowała 22 lut 2016.

2 komentarze

 
  • SłOdKoGoRzKaZoŁzA

    Napisz jeszcze coś w tym stylu :)

    6 mar 2016

  • Erica

    @SłOdKoGoRzKaZoŁzA Pomyślę, może coś się wykluje.  :P

    7 mar 2016

  • gjkl

    Świetne ;)

    26 lut 2016