"Eye Of Lore" Cz. I

Rodzina? Co to jest?- Gdy wypowiedziałem te słowa miałem 3 lata. Dziwne, prawda? 3 latek rozmyślający o przyszłości, ale prawdopodobnie dzięki temu ktoś normalny zechciał mnie w ogóle kupić.
Przecież jestem tylko nędznym magiem klasy E. Śmieciem, który nigdy nie powinien się narodzić.  
W świecie magii liczy się tylko moc oraz rodowód. Wszystko jest określane za pomocą tych dwóch czynników. Przez co takie „coś” jak ja w ogóle nie powinno mieć prawa do korzystania z powietrza.
Gdzie się urodziłem? Kim była moja matka? Czy w ogóle mam prawo stąpać po tej ziemi? Takie pytania były dla mnie codziennością..
Zostałem wystawiony na aukcję chyba gdy miałem 2 lata, co wcześniej robiłem? Jak w ogóle przeżyłem? Po prostu nie wiem.  
Imię otrzymałem dopiero po zakupie, a zostałem zakupiony przez wysoko postawiony ród szlachecki.
Po 13 latach życia u nich jestem w stanie pisać, czytać, mówić, gotować i grać na fortepianie, co jest dośyć rzadko spotykane.  
Oczywiście, mogę używać magii. Nie noszę żadnych bransolet na nadgarstkach, ani kostkach, więc ciężko stwierdzić, czy jestem niewolnikiem. W niczym nie przypominam niewolnika, nawet w ubiorze. Jednak nadal nim jestem, pomimo postawy rodziny, która najwyraźniej tak nie uważa. Jestem traktowany na poziomie członka rodziny a nie niewolnika.  
Mimo, że to dziwne, ale większość swojego czasu spędzam z Eris, córką pana Rosalte. Z tego co zauważyłem lubi ze mną przebywać, a przynajmniej takie sprawia wrażenie.  
Jest także starsza ode mnie jednakże nie potrafi zasnąć bez mojej gry... niezwykle często wychodzi ze mną poza dom. Zawsze chwali się moim wyglądem przed znajomymi... Często przed wyjściem spędza ze mną dużo czasu aby się przygotować, choć to zawsze ja idę na pierwszy ogień.
Dlaczego się spytacie?
Ponieważ mam kobiecą cerę lubi bawić się moim wyglądem, choć nie odzwierciedla to jej statusu. W końcu jest elitą.
Państwo  Roselte są dla mnie bardzo wyrozumiali, czasem aż zbyt. Wielokrotnie namawiali mnie na test mojej many, albo naukę magii. Jednakże nigdy nie przekraczali cienkiej granicy między namawianiem, a zmuszaniem. Traktowali mnie jak normalną osobę, nie śmiecia, a także często wchodzili w temat mojego zainteresowania adopcją przez nich. To ostatnie było dla mnie pewnym tabu, więc mimo że często napominane, tak samo często przelatywało koło moich uszu i ostatecznie do nich nie trafiało.  
Nie chciałem tego z jednego względu. Rodzina Roslate  to jedna z najpotężniejszych rodzin szlacheckich na całym kontynencie. Byli znani wszędzie, a adoptowane przez nich dziecko na pewno by nie uległo uwadze mediów, a ja za wszelką cenę chciałem zachować swoje spokojne życie wraz z tą rodziną.
Niestety wiedziałem, że to nie jest możliwe, choć wtedy nie dopuszczałem tej myśli. Wszystko natężyło się tego dnia…  
Pan Rosalte wezwał mnie do swojego pokoju, często tu z nim przebywałem grając dla niego i Eris na fortepianie, ale jego ton głosu był dziś zupełnie inny. To było coś ważniejszego niż gra na fortepianie, choć mimo wszystko wziąłem rękawiczki, które dostałem w zeszłym roku do gry. To już był odruch. Po drodze zauważyłem, że z każdym metrem ilość służby się zmniejsza, a gdy doszedłem do masywnych, rzeźbionych z drewna drzwi, nikogo nie było w promieniu 5 metrów. Przez potajemny trening byłem w stanie wyczuć obecność na 5 metrów „w biegu”, lub dziesięciu przy skupieniu.
W tamtej chwili byłem zbyt zdenerwowany aby się skupić, więc zapukałem.
- Proszę wejść. – Pełen dostojności głos odpowiedział. To na pewno był pan Rosalte. Tego głosu nie dało się podrobić.  
W końcu był jednym z najsilniejszych magów w historii, a mimo swojego wieku miał tylko jedną córkę. To było niezwykłe.
  Dla porównania wielu szlachciców pokroju pana Rosalte ma około czwórki dzieci. Wiem na ten temat sporo ze względu, że dużo czasu spędzam z panienką Eris. Oprócz czasu wolnego często przez mój wygląd i dopasowanie do sytuacji jestem osobą jej towarzyszącą w bankietach, co jak można się zdziwić jej pasuje. Przed wejściem poprawiłem czarny garnitur i krawat. Był to mój codzienny ubiór, ponieważ jak twierdziła panienka, świetnie się komponuje z moimi srebrnymi włosami i fioletowymi tęczówkami.  
Nie twierdzę, że mój wygląd był pospolity, dlatego zazwyczaj gdy gdzieś szedłem tak ubrany czułem na sobie wiele spojrzeń. Oczywiście, przez emblemat na mojej piersi nikt nie odważył się do mnie podejść.  
Znak rodu Rosalte był tak znaczący, że nigdy nikt nie zamienił ze mną więcej słów niż to było wymagane. Gdyby wiedzieli, że jestem tylko śmieciem rangi E…
Wszedłem, i szybko rozejrzałem się po pokoju. Nie było nic  dziwnego, prócz tego że pan Rosalte siedział sam. Rzadko siedział sam w tym wielkim pokoju.
Pokój był mniej więcej wielkości salonu w normalnym domu, na środku stało ogromne, drewniane biurko a po bokach regały z książkami. Jednakże najwięcej uwagi każdego skupiał śnieżno biały fortepian ze zdobieniami wykonanymi skrystalizowanym lodem.  
Zwykle serdecznie przy mnie uśmiechnięty pan Rosalte miał dziś kamienną i poważną minę. Wiedziałem, że musze dopasować się do sytuacji, więc podszedłem do niego wyprostowany, i się ukłoniłem. Pan Rosalte natychmiastowo odetchnął, chyba próbując się rozluźnić.  
- W czym mogę pomóc, panie? – Zapytałem się głosem już pewnym, co nawet mnie zadziwiło. Nie sądziłem, że mogę tak szybko się uspokoić a pan Rosalte już wydawał się rozluźniony widząc moją postawę.
- Usiądź, Riss. – bez cienia strachu usiadłem, słysząc że mówi do mnie po imieniu. Zawsze gdy był spięty nie używał imienia, a raczej starał się przekazać mi coś przez mówienie do kogoś innego. Ulżyło mi. Usiadłem, już mniej formalnie, lecz nadal z pewnym dystansem. Musiałem w końcu się liczyć że jestem tylko psem, choć to za chwilę miało się zmienić…  
- Słuchaj, Riss… Do teraz udało Ci się uniknąć pomiaru many, ale powinieneś wiedzieć że za dwa tygodnie odbędą się Twoje 16 urodziny, a do tego dnia, niestety, ale musisz odbyć pomiar many. Od tego zależy czy dalej będziemy mogli Cię trzymać u nas. – Nie wiedziałem co powiedzieć, więc po chwili namysłu powiedziałem to co leżało mi na języku. Miałem nadzieję że nie będę musiał tego żałować.
- Nie żebym nie rozumiał przymusowego pomiaru przed pójściem do szkoły średniej, ale przecież i tak nie dostałbym się do żadnej, więc jaki jest sens tego pomiaru, panie? – już po chwili okazało się, że dobrze zrobiłem zadając to pytanie.
- Zasadniczo, Riss.. jeśli twoja mana się nie zmieniła, nadal będziesz u nas mieszkał, ponieważ nie chcę aby ktoś tak uzdolniony w kontakcie z moją córką skończył w jakiejś fabryce, ale… Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że przez samo utożsamienie się z moją córką Twoja ranga podskoczyła, a w takim wypadku nawet ranga D wraz z podpisanie papierku o nazwisku Rosalte wystarczy, abyś mógł się uczyć wraz z moją córką w jednej szkole. Dodam, że to ona sama to zaproponowała. – tą odpowiedzią zostałem zjedzony, przez to, że nie mogłem odmówić panu Rosalte. Wiedziałem, że jeśli chcę się tego dowiedzieć, muszę spróbować.  
Choć wiedziałem także że to nic nie zmieni, prawdopodobnie ciekawość mnie pożerała tak samo, jak odpowiedź pana Rosalte. W końcu minęło już prawie 16 lat od kiedy ostatni raz byłem badany na przepływ magii.
- Nie musisz odpowiadać teraz. Mogę dać Ci trochę czasu… - powiedział to jakby się o mnie martwił, co mnie lekko zszokowało, ale ostatecznie to nie był pierwszy raz.
- Panie Rosalte… Mogę zagrać? Po tym dam panu odpowiedź. – Powiedziałem to z lekkim, lecz szczerym uśmiechem, który sam się pojawił mi na twarzy.
- Oh, ależ oczywiście. Słuchanie Twojej gry zawsze jest świetnie spędzonym czasem, więc nie krępuj się. Masz przy sobie rękawiczki? – Mimo tego, że znałem już odpowiedź to chciałem wszystko jeszcze raz przeanalizować.  
- Oczywiście. Zawsze je mam przy sobie, od kiedy panienka Eris jest w domu zawsze musze je przy sobie mieć. – mój uśmiech się nasilił kiedy założyłem rękawiczki i podszedłem do fortepianu.
Przeszedłem do gry, po tym jak usiadłem.  
Po upływie około 5 minut podszedłem do biurka, aby dać odpowiedź.  

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cóż.. Po sporym czasie wracam znów z czymś, czego pewnie nie dokończę.. Przy okazji- mam jeszcze kilka różnych historii na komputerze.  
Może je powstawiać?  
Następna część... powiedzmy, że już ją mam, więc wstawię ją w sobotę wieczorem. :v

Sledzik985

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 1584 słów i 8964 znaków.

Dodaj komentarz