Romans z czasów szkolenia (fanfiction - Winter Widow) 4

Romans z czasów szkolenia (fanfiction - Winter Widow) 4James zatrzymał się gwałtownie, widząc przed sobą swoją partnerkę, która celowała w niego i Steve’a z tych swoich słynnych elektromagnetycznych bransoletek "Widow Bite”.
- Nat? – wyszeptał.
- Biegnijcie! – mruknęła, a ładunki wystrzeliły w ich stronę, omijając ich jednak o włos. Oboje odwrócili się zaskoczeni i ujrzeli, jak Czarna Pantera zwija się w pół kroku. Steve pokręcił głową i ruszył truchtem w stronę stojącego za Natashą najnowocześniejszego helikoptera. Bucky ruszył niezwłocznie za nim. Przebiegając obok ukochanej, posłał jej jeszcze szybki uśmiech.
- Jest szczęśliwa? – zapytał Steve, gdy poderwali maszynę do lotu.
- Jest – potwierdził Bucky, wybierając broń. – A przynajmniej taką mam nadzieję.
- Rozumiem... Żałuję tylko, że wcześniej o niczym nie wiedziałem. Być może dałbym wtedy radę jakoś wam pomóc.
- Obawiam się, że niestety tak musiało być. Gdybym nie stał się Zimowym Żołnierzem i nie trenował Nat w Red Roomie, teraz pewnie oboje już byśmy nie żyli... Albo przynajmniej ja... Zauważ, że oboje już mamy ponad sto lat... Jesteśmy wybrykami natury...
- Tak... Masz rację. Wiesz, cieszę się, że się znów odnaleźliście.
- My również – Bucky natychmiast się do niego wyszczerzył jak za dawnych czasów. – Steve... To, co tam znajdziemy...
- Wiem, nie byłeś wtedy sobą... Nie winię cię za to, co zrobiła ci HYDRA, Buck...

- James! – krzyknęła Natasha, podbiegając do Barnes’a. Ten podniósł głowę i westchnął, uśmiechając się delikatnie pomimo licznych ran i zadrapań na twarzy. – Z kim ty się biłeś? – zapytała ze zgrozą, przyglądając mu się uważnie.
- Z Tonym – wyjaśnił Steve, podchodząc do przyjaciół.
- Tony ci nie odpuścił? – zapytała zmartwiona.
- To ja zabiłem jego rodziców, Nat – przyznał. Natasha zamarła i spojrzała zdumiona na kapitana. Ten przytaknął w milczeniu. – Wściekł się – dokończył Barnes.
- I dalej będę się na ciebie wściekać! – warknął Stark, wchodząc do pomieszczenia w zbroi Iron-Mana. – Nigdy nie wybaczę ci, że zabiłeś moją mamę.
- Ile razy mam cię jeszcze przepraszać? – zirytował się Bucky. – To był rozkaz. Tylko go wykonywałem. Dostałem namiar. Nawet nie wiedziałem, że to twoi rodzice, rozumiesz? Poza tym sądzisz, że nie pamiętam? Wyraz jej oczu, gdy zabiłem twojego ojca, zostanie już ze mną na zawsze. Śni mi się co noc! Tego nigdy nie potrafili ze mnie wydobyć! Pamiętam każdą osobę, którą zabiłem!
Tony wytrzeszczył na niego oczy. Nie spodziewał się takiej informacji!
- To niczego nie zmienia! – prychnął w końcu.
- To wszystko zmienia, Stark! – odezwała się Natasha łagodnie. – James żałuje tego, co zrobił, będąc Zimowym Żołnierzem. Zrozum to wreszcie! Zrozum, że Bucky nie jest twoim wrogiem. Tak samo, jak ja!
- Ciebie o nic nie winię!
- A powinieneś. Zapomniałeś już, że na zlecenie KGB cię szpiegowałam? Miałam za zadanie zabicie cię...
- Nie zapomniałem – prychnął. – Ale to było co innego!
- Wcale nie! Ja i James pracowaliśmy niemal dla tych samych ludzi. To oni zlecili zabójstwo twoich rodziców oraz ciebie. To ich powinieneś winić, nie nas!
- Tony, dobrze wiesz, że czeka nas jeszcze wiele walk. Nie możemy cię stracić przez twój upór.
Strak sapnął przez nos i spojrzał spode łba na Bucky’ego.
- Tym razem ci daruję! – wycedził przez zęby, celując w mężczyznę palcem. – Ale! – dodał ostro. – Skrzywdź kogoś ponownie, a znajdę cię, gdziekolwiek będziesz i nikt, ani nic cię przede mną nie ochroni! Rozumiesz?
- Nie będę się ukrywać – odparł twardo Bucky, patrząc mu w oczy. – Już nigdy.
- Nie mów "hop” – prychnął pogardliwie Tony. Skinął głową Kapitanowi i Wdowie, rzucił jeszcze ostatnie wrogie spojrzenie Barnes’owi i pospiesznie wyszedł z pomieszczenia.
- Nie daruje mi – mruknął James ponuro. – Lepiej, żebym zniknął mu z oczu. Ja już naprawdę nie chcę walczyć.
- Więc co chcesz zrobić? – zapytała Natalia, kładąc mu dłoń na ramieniu. Spojrzał na nią czule i uśmiechnął się delikatnie.
- Zniknąć – powiedział. – Nikomu się nie narażać.
- Gdzie chcesz to zrobić? - zainteresował się Steve. – Jest już niewiele państw, które przyjmą cię z otwartymi ramionami... A Rosja wciąż może chcieć cię zabić...
- Jest jedno takie miejsce – powiedział nagle T’Challa, pojawiając się w sali szpitalnej, w której siedzieli. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni. – Wakanda – dodał.
- Myślałem, że mnie nienawidzisz – wymsknęło się Bucky’emu. T’Challa uśmiechnął się kącikiem ust.
- Nie zabiłeś mojego ojca – mruknął Wakandczyk. – Teraz to wiem. Więc moja chęć zemsty na tobie nie ma już sensu... Poza tym potrzebujesz pomocy, którą my możemy ci zapewnić.
- Dziękuję – bąknął zdumiony Barnes i spojrzał na żonę. Nat stała ze zwieszoną głową, ale wyczuwając jego spojrzenie, podniosła na niego wzrok.
- Co/ - zapytała cicho.
- Pojedziesz ze mną?
- Naprawdę masz zamiar się tam ukrywać?
- Nie chcę, ale co innego mi pozostaje? Jestem niebezpieczny dla społeczeństwa! – zirytował się, podchodząc do niej. – Tony jest na mnie wściekły i przy najbliższej okazji z chęcią oderwie mi głowę. Nat, zrozum. Muszę usunąć się w cień, jeśli nadal chcemy być razem. Bo chcemy, prawda?
- Oczywiście! – zapewniła go. – Ale przenosiny do Wakandy to poważna sprawa. Nie mogę odjąć decyzji tak nagle. Mam pewne zobowiązania wobec Steve’a i Fury’ego.
- Nie wiem, jak on, ale ja nie będę mieć do ciebie pretensji, jeśli zdecydujesz się wyjechać z Buck’iem – odezwał się natychmiast Rogers. – Słuchajcie, rozumiem rozterki Natashy, ale wydaje mi się, ze w obecnej sytuacji nie będzie z tym problemu. Porozmawiam z Furym. Tony’ego jakoś spacyfikuję... Nat – zwrócił się do przyjaciółki. – Musicie nadrobić ten czas, który wam odebrano. Nie opieraj się już, tylko jedźcie!
Wdowa spojrzała najpierw na Rogersa, a następnie na ukochanego, który wpatrywał się w nią w napięciu.
- Pojadę z tobą do Wakandy – zdecydowała, na co on natychmiast szeroko się uśmiechnął. – Ale jeśli Steve będzie mnie potrzebować, pozwolisz mi do niego dołączyć, dobrze?
- Jesteś nieznośna – mruknął i wziął ją w ramiona. – Obiecaj, że nie będziesz się narażać bardziej, niż to konieczne, dobrze?
- Znasz mnie – uśmiechnęła się. – Nigdy się nie narażam. To świat naraża mnie! – zaśmiała się.
- Wiem, kochanie – odparł, po czym spojrzał na Panterę. – Pozwolisz nam tam razem zamieszkać?
- Małżeństwo jest rzeczą świętą – mruknął T’Challa. – W każdej kulturze i religii. Będziecie naszymi miłymi gośćmi.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 1168 słów i 6927 znaków, zaktualizowała 22 sie 2018.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto