Romans z czasów szkolenia (fanfiction - Winter Widow) 12

Romans z czasów szkolenia (fanfiction - Winter Widow) 12Chwilę jeszcze zajęło, zanim na dobre się uspokoiła i starannie starła rękawem wszelkie pozostałości zdradzieckich łez. Przez ten czas James przyglądał się jej smutno.
- Poradzisz sobie? – zapytał w końcu. – Bo muszę cię wyszkolić, a nie mamy zbyt dużo czasu. I oboje nie możemy tego zawalić, rozumiesz?
Kiwnęła głową, zrezygnowana kładąc się na łóżku.
- Kocham cię, Nat, pamiętaj o tym, proszę...

Zaczął ją szkolić już nazajutrz wczesnym rankiem i choć widział, jak złamana i niewyspana była, musiał przyznać, że nawet w tak niekorzystnych dla niej warunkach, z nauką tej trudnej sztuki radziła sobie całkiem dobrze, czyniąc z dnia na dzień coraz większe postępy. Obserwował ją uważnie, gotów w każdej chwili interweniować, gdyby coś poszło nie tak, lecz była tak zawzięta, że nie miał po temu szansy. Wiele razy sam musiał zakończyć jej dzienny trening, bo najwyraźniej za cel postawiła sobie, że padnie, nie przejmując się deszczem, śniegiem, czy krwawiącymi z zimna dłońmi. A ich dowódcy wyraźnie byli zadowoleni z postępów, jakie czyniła Romanova. James wiedział jednak doskonale, że te pochwały i miłe słówka były jedynie przykrywką. Zasłoną dymną, która miała uśpić ich czujność, pozwolić im na popełnienie prostego błędu. Błędu, który ich oboje w najlepszym wypadku kosztowałby ich życie... W najgorszym... Wolał nawet nie myśleć... Westchnął, wsadzając dłonie głęboko do kieszeni i zaciskając palce na zimnym metalu.

Zgrabnie podciągnął się na ręce, drugą ostrożnie otwierając wytrychem okno i nie czyniąc żadnego hałasu, wślizgnął się do środka. Poblask księżyca padł na twarz śpiącej kobiety. Uklęknął przy jej wezgłowiu i delikatnie potrząsnął ją za ramię.
- Nat! – wyszeptał jej do ucha. – Wstawaj...
- Co się dzieje? – natychmiast otwarła oczy. W pokoju nie świeciło się światło, jak zawsze, gdy przychodzili ją zrewidować.
- Ubieraj się prędko, nie mamy zbyt wiele czasu. Nie mają pojęcia, że tu jestem – wyszeptał, rozpinając jej kajdanki.
- Czasu na co? James, co jest grane?
- Słuchaj... Jutro wysyłają nas na osobne misje. Nie mam pewności żadnej, czy wrócę lub, czy jeszcze cię rozpoznam... Kocham cię jednak i nie chcę o tobie zapominać, rozumiesz? – rzucił jej byle jakie ubranie. – Wiem, że to nie tk powinno wyglądać, ale proszę... Wyjdź za mnie, Nat... Wiem, że to wariactwo, ale...
- James! – rzuciła mu się na szyję. – Choćby i zaraz!
- To ubieraj się, bo czas nam ucieka, a nie chcę nawet myśleć o tym, co zrobią nam, gdy dowiedzą się, że czmychnęliśmy...
Pół godziny później weszli do małej kapliczki. Ksiądz już na nich czekał. Nie okazał zdziwienia na widok ich niecodziennych strojów. Ślubu udzielił im szybko i sprawnie. Nie było jednak oklasków, płaczu rozczulonych krewnych i przyjaciół, żadnych gości, którzy mogliby im po wszystkim gratulować, nie było życzeń. Były tylko dwie proste metalowe obrączki na ich palcach i ogień miłości w ich oczach. A gdy zostali sami, Bucky pochylił się nad Natalią i pocałował ją czule, z całym uczuciem, jakie do niej żywił.
- Kocham cię – wyszeptał z ustami przy jej gorących wargach, obejmując ją mocno.
- A ja ciebie, James... I jesteś dobrym człowiekiem.
- Nie, nie jestem... Ale tylko ty znasz prawdę... I obiecuję, że nigdy cię nie zapomnę. Bez względu na to, ile razy będą wymazywali mi pamięć – mruknął, gładząc ją po policzku i patrząc jej w oczy. – Zawsze zostaniesz w moim sercu, Nat...
- Ja ciebie też nie zapomnę! Obiecuję – zaczęła całować go namiętnie. Po chwili jednak odsunął się niechętnie.
- Nie możesz jej nosić – mruknął, patrząc na nią przepraszająco. – Ukryj ją tak, żeby nikt jej nie znalazł. Nawet w czasie przeszukania, rozumiesz?
- Dlaczego nie możemy uciec? – załkała.
- Skarbie, gdzie? – zapytał, uśmiechając się smutno. – Znajdą nas i zabiją oboje. Ale znów mnie aktywują i każą mi się ciebie pozbyć. A tego bym nie chciał. Oni nie darują dezercji... Dlatego teraz wracaj jak najszybciej do pokoju. Jeśli odkryją, że cię tam nie ma, postawią na nogi całe KGB i przyjdą też po mnie...
- A ty? – zapytała, ściągając obrączkę i chowając ją do spodni.
- Poradzę sobie... Leć, proszę, nie mogę cię stracić.
- Zobaczymy się jeszcze?
- Mam taką nadzieję – mruknął i zniknął w mroku nocy, która była jedynym świadkiem ich niebezpiecznej eskapady. Oraz zwłoki księdza spuszczone niedługo później do kanału ściekowego.

Trzy miesiące później.
Zerknął na wchodzącego do pomieszczenia Karpova i przestał natychmiast ćwiczyć, stając na baczność. Nat rozciągająca się nieopodal, również zamarła, oczekując na nowe polecenia.
- Wasze misje zostały odwołane – powiedział spokojnie Rosjanin. – Wykonacie je w innym terminie. Teraz okoliczności są niesprzyjające.
- Tak jest, towarzyszu – odparł James.
- Za godzinę przyjdźcie na dół, chcę wam coś pokazać – polecił im jeszcze. Zalękniona Natalia spojrzała wielkimi oczami na swojego męża, lecz łagodnym ruchem dłoni nakazał jej spokój. Wystarczyło już, że to on się denerwował. Przecież na dole znajdowały się tylko pokoje przesłuchań i pokój do jego indoktrynacji! Co więc się działo?!
Pierwsze złe przeczucia ogarnęły go już na korytarzu prowadzącym do „zabiegowego”, jak niekiedy co bardziej popieprzeni Ruscy go nazywali, bowiem wszędzie stali uzbrojeni po zęby strażnicy. Zdusił w sobie jednak niepokój i z obojętną, tak doskonale wyćwiczoną przez całe lata miną, wszedł do pomieszczenia. Zaklął natychmiast w myślach, widząc pracującą aparaturę.
- Ah, Soldát, jesteście nareszcie – ucieszył się Karpov nieszczerze, gdy za Buckim zamknęły się solidne stalowe drzwi wzmocnione kratą. – Przywitaj się z Natalią.
Dopiero teraz zauważył po swojej lewej skrępowaną kobietę. Wyglądała na ciężko przerażoną. Nie odezwał się jednak.
- Cóż to? Nagle stała ci się tak strasznie obca? – zakpił jego dowódca. – A to niesłychanie ciekawe. Sądziłem, że jesteście sobie dużo bardziej bliscy, skoro postanowiliście tak nieczysto grać... Cóż... Rozbierzcie go! – polecił ostro.
James spiął się błyskawicznie, szykując się do ataku, gdy otrzymał nagle silny cios pod kolana, który powalił go na betonową podłogę. Usłyszał, jak Natalia jęknęła. Kątem oka dostrzegł też, jak rozwścieczony Karpov doskoczył do niej, łapiąc ją za włosy.
- Chcesz coś powiedzieć, dziwko? Co, boisz się o swojego kochasia? Boisz się, że nie będzie miał już kto cię pierdolić? Spokojnie, znajdziemy kogoś odpowiedniego!
Rzucił ją na podłogę w tym samym momencie, gdy Barnesa przykuwano do fotela. Strach w oczach ukochanej sprawił jednak, że zawrzała w nim krew i przestał chwilowo myśleć. Odrzucił od siebie „obsługującego” go lekarza i zerwał się z fotela z głośnym krzykiem:
- Natalia!
Odgłos repetowanej broni osadził go jednak na miejscu.
- Tak? – syknął Karpov, podchodząc z kolei do niego i zdzielając go mocno w twarz. – Przygotujcie go raz jeszcze!
Patrząc smutno na Natalię, bez oporów poddawał się kolejnym zabiegom. Boleśnie zdawał sobie sprawę z tego, że już nic nie zdziała. Skazałby ich jedynie na niewyobrażalne cierpienie. A do tego nie mógł dopuścić. Wolał być już posłuszny.
- Patrz na niego! Patrz mu w oczy! – wrzasnął Karpov, ponownie chwytając ja za włosy i zmuszając, by spojrzała na James’a.
- Przepraszam – załkała.
- Nie patrz – wyszeptał, samemu zamykając oczy, gdy nad jego głową pojawiły się dwa silne elektromagnesy, które wkrótce znów miały zrobić z niego posłuszną maszynkę do zabijania. Wrzasnął z bólu, gdy pierwsza igła przeszyła mu umysł. Tym razem, po raz pierwszy nie dali mu nic do zagryzienia. Mógł jedynie wrzeszczeć, zaciskając kurczowo palce na rękojeściach fotela i z bólem w sercu słuchać jej rozpaczliwych krzyków i błagań, by dali mu spokój. A potem...
Potem spojrzał na nią kompletnie bez wyrazu. Nie rozpoznał jej. Widział jej łzy, lecz nawet go nie obeszły. Widział jej strach w oczach i nieme błaganie, lecz nie widział, o co jej chodzi. Czekał tylko na rozkaz, dysząc jeszcze spazmatycznie po bólu, który wciąż mocnym echem odbijał się w całym jego ciele. Słyszał, jak kobieta rozpaczliwie woła czyjeś imię, jak płacze wciąż i nie reagował. Nie był już sobą. Nie był już James’em Barnes, żołnierzem 107mej w czasach II Wojny Światowej... Nie był zniszczonym Bukim, który tak prawdziwie pokochał tę śliczną Rosjankę... Był Zimowym Żołnierzem.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1540 słów i 8895 znaków, zaktualizowała 18 maj 2019.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto