Materiał odrzucony.

Opowiadanie o górach

Co roku przynajmniej tydzień wakacji spędzam w Tatrach. Kiedyś jeździłem tam z rodzicami i siostrą, teraz częściej wybieram się z przyjaciółmi. Tegoroczne wakacje były wyjątkowo udane pod względem pieszych wycieczek, ponieważ oprócz tygodnia w Tatrach byłem też w Bieszczadach.

W Tatry wybrałem się z dwoma kolegami, Tadkiem i Wojtkiem. Wszyscy lubimy górskie wędrówki i naprawdę miło spędziliśmy ten czas. Przez pierwsze dni robiliśmy sobie rozgrzewkę, żeby poznać swoje siły i wypróbować nowy sprzęt. Dla mnie było to szczególnie ważne, ponieważ miałem nowe buty. A wiadomo, że buty w górach to podstawa. Wojtek oprócz kurtki miał też nowy aparat i „wypróbowywał” go wyjątkowo zaciekle. Baliśmy się, że nigdzie nie dojdziemy, jeśli będzie się zatrzymywał co dwa kroki, by uwieczniać widoki, kwiatki, kamienie i oczywiście nas.

W środę nadszedł czas na najważniejszą trasę, czyli wyjście na Rysy. Wstaliśmy bardzo wcześnie, by wyprzedzić tłumy turystów, zdążające każdego dnia do Morskiego Oka. Przyznam, że niezbyt lubię tę trasę. Marsz po asfaltowej drodze w górach nie ma nic wspólnego z prawdziwą wycieczką. Przypomina raczej oglądanie ładnych wystaw w mieście. Ale dzięki temu, że to prosta trasa, mogliśmy wyruszyć, zanim zrobiło się całkiem jasno. Gnaliśmy wyjątkowo szybko, do Morskiego Oka dotarliśmy zdyszani i zmęczeni. Ale potem wyrównaliśmy tempo. Dzień wstawał wyjątkowo piękny. Im wyżej się wpinaliśmy, tym bardziej zachwycały nas widoki. Mgła zupełnie opadła, tak że widoczność była niemal doskonała. Wojtek ze swoim aparatem po prostu szalał, twierdząc, że to niepowtarzalna okazja i że zrobi zdjęcie swego życia. Żartowaliśmy z niego, ale trzeba przyznać, że takich górskich krajobrazów jeszcze nie widziałem, choć nie była to moja pierwsza wyprawa na Rysy.

Kto był na szczycie wie, że to nie jest łatwe podejście, trasa jest dość długa, a pod koniec trzeba się trzymać łańcuchów, bo miejscami jest bardzo stromo. Dumą napawał nas fakt, że nie widzieliśmy nikogo przed sobą, dopiero potem zaczęliśmy dostrzegać pierwszych wspinających się pod nami. Mieliśmy ambicję dotrzeć na szczyt jako pierwsi tego dnia, a z drugiej strony żal nam było się spieszyć, ponieważ widoki były przepiękne. Obiecaliśmy sobie długi postój dopiero w drodze powrotnej, a w czasie wspinaczki robiliśmy tylko krótkie przerwy na jedzenie, picie i oczywiście fotografie. Chyba nikt nigdy nie zrobił mi tylu zdjęć co Wojtek tamtego dnia. A moja skromna osoba znalazła się na niewielkiej części wszystkich fotografii z tej wyprawy.

Nasze wysiłki przyniosły pożądany efekt, na szczycie byliśmy pierwsi. To było cudowne uczucie odetchnąć pełną piersią na najwyższym szczycie Tatr. A oddechu było nam potrzeba. Faktem jest, że byliśmy spoceni i potwornie zmęczeni. Nasyciwszy się panoramą i popędzani nieco przez kolejnych zdobywców, powoli zaczęliśmy schodzić. Dość szybko uporaliśmy się ze wszystkimi zapasami, jakie mieliśmy ze sobą. Toteż ostatni odcinek do schroniska nad Morskim Okiem znów przyspieszaliśmy kroku, tym razem gnani głodem.

To była najwspanialsza wyprawa podczas tamtego wyjazdu, następnego dnia pogoda już się niego pogorszyła i musieliśmy ostrożniej wybierać szlaki. Mimo to, był to niezapomniany tydzień. Niedługo potem pojechałem z rodzicami w Bieszczady i choć też było przyjemnie to jednak brakowało mi prawdziwego wysiłku i skalistych stoków Tatr.

karolinka

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 621 słów i 3589 znaków.

2 komentarze

 
  • Ramol

    To Słowacy swój Gerlach (Pik Stalina) obniżyli?? Wiadomo, że my w Polsce mamy wszystko NAJ... ale bez przesady. Też kocham góry, z tym że wolę Pieniny i Bieszczady, czy też masyw Babiej Góry. Tatry - pomimo wspaniałych widoków - odstraszają mnie tłumami (nie zawsze turystów). Pozdrawiam  :bravo:

    8 cze 2015

  • Rosemary

    Fajne opowiadanko

    8 cze 2015