Suffer - 4

Włożyłam słuchawki w uszy, będąc już daleko od domu Chrisa. Nawet tutaj było  słychać muzykę, którą pogłośniono po moim wyjściu, a światła dawały znać że w środku trwa impreza.  

Wsłuchując się w jakąś wolną piosenkę, doczłapałam do przystanku. Sięgnęła do torebki, wyjmując telefon. Zobaczyłam trzymaną w środku paczkę, jednak nie robiło to już żadnego wrażenia. Odkąd moje życie zaczęło sie sypać a Chris stał się swego rodzaju opiekunem, często mam takie rzeczy przy sobie.  

Czekałam chwilę na autobus. Minuty dłużyły się, zanim pojazd nie pojawił się na horyzoncie. Wsiadłam, będąc jedną z nielicznych pasażerów.  

Zbliżała się 18, jednak dzień nie był zbyt słoneczny i już robiło się ciemno. Zachmurzone niebo pokrywało cały sufit świata.  

Będąc znudzoną, zadzwoniłam do przyjaciółki. Czas dłużył się  niemiłosiernie.

- Cześć Ally, tu Hope - powiedziałam, przerywając ciszę panującą w busie.

- No, siemka. Co tam?  

- Słuchaj, przepraszam za to jak cie potraktowałam pod szkołą. Może wynagrodzę ci to dziś wieczór?

- Co masz na myśli, wredna irytująca suko? - Spytała Ally, z sarkazmem.  

- Mam na myśli impreze. Musiałabyś wpaść do Chrisa - powiedziałam, spodziewając się zmiany jej nastawienia do mnie.  

- Wiesz... - Ally zamilkła, jednak aj wiedziałam co powie - Wiesz, że go nie lubie.

Tak, wiem to. Ona jest normalną dziewczyną, a większość moich znajomych to ludzie spod ciemnej gwiazdy.  

- Daj spokój, idiotko... Jest naprawde spoko. I przystojny... - pod koniec zdania zmieniłam ton, licząc że to ją przekona.  

- Zastanowie się, Hope. Nie zdziw się jeśli odmówie - powiedziała dość zdecydowanie.

- Ehh... Za dwie godziny pod domem Chrisa - Zakończyłam połączenie, mając grymas na twarzy.

Lubie Ally, bardzo. Ale irytuje mnie jej nastawienie do świata.

Po skończonej rozmowie, znów gapiłam się w okno. Albo czas leci tak wolno, aby mnie przed czymś ostrzec... Albo ten kierowca nie umie jeździć.  

Zerknęłam przelotnie na adres. Znałam ulicę, ale który to dom, to już będe musiała poszukać.

Wysiadłam, z ulgą wdychając powietrze do płuc. W autobusie było duszno i gorąco. Albo to zdenerwowanie dało mi takie uczucie.  

Nie denerwuję sie robotą. To Ally wprawia mnie w taki stan. Kiedy ja chce dobrze, a ona tego nie podziela.

Szłam nieciekawą dzielnicą. Slamsy, meliny, pijaństwo, dragi... Zwykle dostarczamy towar w takie miejsca, jednak po dzisiejszym spotkaniu z typem, jakoś przerażała mnie ta okolica.

Rozpadające sie domy z cegły i porozwalane płoty - to mnie otaczało gdy szłam nieoświetlonym chodnikiem.

Ledwo dostrzegałam numery na posesjach. Były albo zamazane, albo wypłowiałe... albo ich nie było.  

Szłam, denerwując sie że pomyle domy albo nie znajde właściwego. Nerwowo spoglądałam na każdy mijany budynek.  

W końcu, odetchnęłam widząc numer z kartki.

Nie denerwowałam się, wchodząc na ceglane schody. Wiele razy roznosiłam zioło dla Chrisa.  

Zapukałam, widząc wokół siebie narastający mrok. Robiło się zimniej i ciemniej.  

Przez szkło w drzwiach widziałam zapalone światło. Ktoś napewno był w domu.  

Miałam puknąć drugi raz, ale mężczyzna wyrósł przede mną.  

Krótko obcięty, biały tshirt i spodnie... I BARDZO znajoma twarz.

Tylko teraz nie śmierdział alkoholem.  

To był ten menel którego spotkałam rano!

Coś się we mnie gotowało, jednak udawałam że to nieważne.

- O... czy to nie ty wpadłaś na mnie dzisiaj? - spytał, zadziornie sie uśmiechając. Miał niewyraźny i niezachęcający uśmiech.

- Nie... Nie wiem o czym mówisz. Masz paczke od Chrisa - powiedziałam spokojnie, grzebiąc w torbie.

- Na ciebie wpadłem... I... Ekhem... I zachowałem sie troche jak debil - rzekł, opierając się ręką o futrynę.  

- Nie wnikam, bierz to i ja sie zmywam - wypaliłam chrypiąc. Chciałam już odejść, nie zniosę widoku tej gęby drugi raz tego dnia.

Podawałam gościowi pakunek. Ten jednak, dość długo zwlekał aby go wziąć.  

Patrzył tylko na mnie, jakby nie wiedział jak sie zachować.  

- Może wejdziesz na chwile, mam tam piwo i...

- Nigdzie nie wchodze! Bierz to gówno! - krzyknęłam prawie, zabijając go wzrokiem. Moje oczy były ciemne i pełne agresji.  

-No dobra... Ale jakby co to masz zaproszenie - powiedział zirytowany i szybkim ruchem zgarnął paczkę z mojej dłoni.

Zamknął drzwi, zerkając jeszcze na mnie przez szkło.

Patrzył jak odchodzę z podwórka, trzęsąc sie.  

Kopałam kamienie, które ktoś zostawił koło ulicy.  

Czego ten debil ode mnie chciał?! Czy już nie wystarczająco przestraszył mnie rano?!

Jakby chciał mnie zgwałcić, nie zdziwiłabym się.

Teraz udawał grzeczniutkiego, ale tak naprawde widziałam jakim menelem i psychopatą jest. A to mnie kiedyś nazywano wariatką!

I do tego narkomanem, teraz sie potwierdziło!

Starałam się uspokoić, idąc wolno przez tą dzielnice nędzy. Niektórym mieszkańcom należało się współczucie. Nie zrobili nic złego, nie zasłużyli na takie traktowanie przez życie. A mieszkają w rozpadających sie lepiankach albo domkach o metrażu 10x10m.  

Stawiałam kroki, patrząc już tylko na moje buty. Gdy doszłam do przystanku, autobus podjechał prawie od razu.

Gdy jechałam, zadzwonił Chris. Nie chciałam rozmawiać z nim przez telefon o biznesie, więc tylko powiedziałam że niedługo będe.

Szybko dojechałam. Gdy zbliżałam się do chatki, ze środka dalej dobiegała muzyka a ludzie wili się w oparach dymu.  

Zastałam Chrisa na kanapie. Jego ulubione miejsce. Tylko, tym razem nie otaczały go już wytapetowane zdziry.

- Hope, skarbie! - wstała i podszedł do mnie, po czym spytał ściszonym tonem - Załatwiłaś?

- Tak, załatwiłam. I była to najgorsza robota w życiu! - odpysknęłam, po czym ze złością odepchnęłam chłopaka. Zaskoczony, patrzył jak znikam w korytarzu.  

Zamknęłam sie w łazience. Czułam, że po wizycie na slumsach, moje własne problemy zaczynają przytłaczać mnie jeszcze bardziej. Martwię sie o ludzi mieszkających tam, kiedy sama nie moge sobie poradzić z własnym shitem.  

Zaczęłam histerycznie płakać. Przez głośną muzyka, nie obawiałam się że ktoś mnie usłyszy.

Przykryłam deską brudną toalete i siadłam na niej, chowając mokrą od łez twarz w dłoniach.

Krzyczałam, aby wyrzucić z siebie frustracje. Bóg pokarał wielu ludzi, w tym niestety też mnie.  

Najpierw incydent z matką i tatą, potem ten naćpany typ, potem chwila oddechu w domu... a potem znowu ten naćpany typ!

Nie wiem czego chciał ale więcej nie zapuszcze sie w tamte okolice, wiedząc już że tam ma swoją nore.

- Hope, otwieraj te cholerne drzwi! - Chris mocno zastukał w drzwi, wydzierając sie.  

Uniosłam zapłakany wzrok, nie wiedząc czy mu otworzyć i wrócić do życia czy dalej kontemplować niesprawiedliwość tego świata.

Nie, to nic nie da. Wróć do życia, Hope...

Otworzyłam zrezygnowana. Spojrzał na mnie, pytając "Co sie znów stało?".

- Nic, Chrissy. Już jest okej... - rzekłam cichutko.  

- Napewno? Bo zaraz idziemy i nie chce żebyś tak wyglądała całą noc - Uśmiechnął się, chcąc poprawić mi humor.

- Jeszcze Ally wpadnie, powinna zaraz być - powiedziałam, wkładając ręce do kieszeni kurtki i wychodząc zapalić.  

Przed domem ludzie żegnali się, zostawiając mnie i Chrisa samych. Zaraz jedziemy... tylko gdzie? Co za niespodziankę szykuje Chris z tą imprezą? I gdzie?

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1372 słów i 7525 znaków.

Dodaj komentarz