Akademia uczuć (V)

Następnego dnia nie było dobrze. Weszłam do szkoły z ogromnymi wyrzutami sumienia. Przy szafkach szkolnych na parterze napotkałam mściwe i druzgocące spojrzenia moich przyjaciółek. Poszłam za nimi, ale trzymałam się w bezpiecznej odległości. Nie chciałam, żeby potem miały do mnie jakieś pretensje. Wśród tłumu uczniów z drugich klas ujrzałam cztery najpopularniejsze dziewczyny z naszej szkoły : Rachel Scott, Grace Smith, Julie Neil oraz Elise Ryan. Wszystkie łączył kolor włosów i głównie to się liczyło. Każda z nich była blondynką. Co prawda, nie miały identycznych odcieni tego koloru, jednak była to jedna, wspólna barwa. Dziewczyny należały do grupy "Najlepsze” co znaczy, iż były w kontaktach z "cele brytami” naszego liceum takimi jak: Jake Nicholson, Victoria Call, Michael Thompson, Kristen Blair, Rosa Shelley czy Robert Jamie. Nie jedna uczennica dogłębnie zazdrościła im tej posady, jednakże te dziewczyny nie znały słowa "uprzejmość”.  
Podeszły do mnie i udawały troskliwe, starsze koleżanki.  
- Jak tam kotku? Nauczyłaś się fizyki? – syknęła Grace.  
- Czego chcecie? – zapytałam z miną przygnębionej. Pragnęłam, aby zlitowały się nade mną i odpuściły tym razem.  
- Chcemy się dowiedzieć czy sprawdzian z tego zacnego przedmiotu dobrze ci poszedł.  
Mogłam machnąć ręką i pójść dalej. Nie przejmować się nimi. Jak zwykle poszłam za głosem serca a nie rozumu. Pomyślałam, że może rzeczywiście mnie polubiły i dzięki nim zbliżę się do Jake’a.  
- Średnio. Sześć zadań na dziesięć. Może trója będzie – westchnęłam. Nagle Rachel objęła mnie ramieniem i powiedziała:
- Nie martw się, Vera. Na pewno dostaniesz czwórkę. – powiedziała przyjemnie. Nawet podniosła mnie na duchu.  
- Tak myślisz?
Wszystkie chórem wykrzyknęły, że nie może być inaczej i poczułam się lepiej mimo oporu, jaki wciąż do nich żywiłam. Chwilę potem Rosa mnie przytuliła i szepnęła:
- Już dawno chciałyśmy cię przyjąć do naszej paczki. Jake Nicholson podsunął nam ten pomysł. Chcesz być jedną z nas?  
Kiedy usłyszałam to wdzięczne imię i nazwisko, straciłam głowę. Od razu aprobowałam tę myśl. Sama nie wiedziałam, czy czuję coś do tego uroczego, acz z reguły odważnego blondyna.  
- Przecież mnie nie lubicie – odparłam. Chciałam zacząć spokojnie i usiłować, aby mnie przeprosiły za wcześniejsze dogryzki.  
- Lubimy! – zawołała Julie.  
Zastanowiłam się przez chwilę i spytałam:
- To dlaczego we wrześniu mi dokuczałyście?  
- Veronica! Każdy człowiek ma prawo do błędu. A my właśnie go dostrzegłyśmy i cię szczerze przepraszamy! Byłyśmy głupie! Bądź naszą piątą przyjaciółką! – poprosiła dosyć wiarygodnie Elise.  
- Dobra, dobra – mruknęłam. – Zawsze marzyłam, żeby być wśród was…
- To super – ucieszyła się Grace a jej koleżanki również wyrażały swoje zadowolenie minami jakie gościły właśnie na ich ładnych twarzyczkach.  
- Szkoda tylko, że jestem od was rok młodsza… - zauważyłam, ale tylko po to, aby sprawdzić czy naprawdę chcą, abym do nich należała.  
- Wiek nie jest ważny! Liczy się to, czy nas lubisz… - odpowiedziała dumnie Rachel.  
- No pewnie! – rzuciłam.  
Poszłyśmy razem na stołówkę, gdzie czekała na nas reszta cele brytów.  
Rachel, Grace, Julie i Elise od razu mnie przedstawiły.  
- Kristen, ty założyłaś ten klub, dlatego też oświadczam z wielką dumą i zaszczytem, że Veronica Bell od dzisiaj należy do nas. Zgadzasz się? – zaczęła oficjalnie Rachel.  
- Oczywiście. Vera, w tym klubie są sami fajni ludzie. Masz w nas przyjaciół i możesz nam wszystko powiedzieć, rozumiesz? Teraz obiecaj, że żaden sekret nie wyjdzie poza nasz okrąg, ok. ? A! I ubieraj się w miarę modnie jak chcesz zaliczyć wysokie progi i posadę. Wchodzisz w to razem z nami? – spytała.  
- No jasne. I przyrzekam dyskrecję.  
Ludzie przyjęli mnie z wielką chęcią do swojego grona. Może po prostu trzeba ich było lepiej poznać, aby okazało się, że są naprawdę w porządku? To dopiero są przyjaciele, a nie jakaś Nathalie i Jo, które obrażają się za byle co. Chwilę potem poczułam się wspaniale. Wszyscy mnie lubili wręcz od razu, miałam cały zastęp przyjaciół w tym Jake’a.  
Zaczęłam rozmawiać z Victorią i zrobiło mi się dziwnie. Czułam się jakbym robiła coś złego. A może ton jej głosu po prostu przyprawił mnie o mdłości?
Chwilkę później zobaczyłam przechodzącego korytarzem Nielsa. Spojrzał się w moją stronę. Popatrzył na mnie a potem na towarzystwo, które mnie otaczało. W jego pięknych, brązowych oczach ujrzałam smutek i głęboki żal. Jego spojrzenie ciążyło mi na sercu. Tak bardzo chciałam się do niego przytulić. Tak po prostu. On mnie kochał a ja to czułam. Chciałam tego, a jednak odrzucałam szczęście.  
- Co się dzieje?- usłyszałam za sobą znajomy, męski głos. Po chwili moim oczom ukazał się Jake. Zjawił się w nieodpowiednim momencie.  
- Nic, w porządku – skłamałam.  
- Kłamiesz – odparł i cicho się zaśmiał.  
- Jake, przestań. Najzwyczajniej kogoś ranię. Ale nie chcę o tym rozmawiać – skarciłam go odpychając jego dłoń, która usilnie przyciskała mój brzuch do swego ciała. Zupełnie nie wiedziałam jak się tam znalazła. Przeoczyłam ten moment.  
- Wiem, że ranisz.  
Całkiem odepchnęłam Jake’a od siebie. O co mu chodziło i czego ode mnie oczekiwał?  
- Słuchaj, nie wiem co masz zamiar zrobić, ale proszę cię, abyś zostawił mnie w świętym spokoju. – uprzedziłam go ostro.  
Jake zachowywał się, jak gdyby ogłuchł. Zbliżał się do mnie powoli i uśmiechał się do mnie.  
- Veronica, chodź ze mną.  
Pociągnął mnie mocno za rękę. Opornie się stawiałam, ale on był nieugięty. Był silniejszy ode mnie. Podobał mi się, ale zaczynałam się go bać.  
Znaleźliśmy się na zapleczu opuszczonej Sali lekcyjnej. Nie reprezentowała się przyjaźnie. Widać było, że dawno nikt tu nie zaglądał. Nawet duże dziecko mogłoby się przestraszyć tego miejsca. W kątach kłębił się kurz i pajęczyny. Stare "graty” porozrzucane były na całej podłodze. Jake pchał mnie w stronę najbliższej ściany i pomimo moich protestów nie przestawał. Nagle poczułam opór pod stopami i zaliczyłam wywrotkę. Na moje nieszczęście znaleźliśmy się na sobie, a bardziej Jake leżał na mnie.  
Z jednej strony czułam podniecenie a z drugiej obrzydzenie. Przecież miało być tak pięknie z Nielsem! A tymczasem znajdowałam się z Jake’em Nicholsonem na brudnym, starym, dawno nieodwiedzanym zapleczu.  
Po chwili Jake zsunął się ze mnie i podniósł moją głowę. Pozwolił, aby leżała na jego dłoni. Sam za to zbliżył twarz do mojej twarzy w taki sposób, że przez chwilę nasze nosy stykały się ze sobą. Następnie stało się coś, czego się nie spodziewałam. Nasze usta złączyły się w namiętnym i pełnym romansu pocałunku. Oddałam się całkowicie jego czarowi. W gimnazjum nigdy bym nie sądziła, że spotka mnie coś takiego. Kiedy Jake przestał, ja siedziałam na podłodze podparta z tyłu rękoma. On siedział koło mnie i wlepił we mnie wzrok.  
- KOCHAM CIĘ – powiedział i pogładził mnie po policzku. Uśmiechnął się delikatnie.  
Mogłam uciec. Mogłam uderzyć go po twarzy i powiedzieć, że jest skończonym idiotą. Mogłam donieść na niego do dyrekcji. Problem tkwił w tym, że nie potrafiłam tego zrobić. Nie umiałam. Czułam się, jakbym chciała porozmawiać z obcokrajowcem nie znając jego języka ojczystego. Tak samo tutaj, chciałam coś powiedzieć temu blondynowi, ale nie znałam tej mowy. Nie posługiwałam się biegle takim językiem.  
- Jake… - zaczęłam spokojnie. Podniósł na mnie wzrok, który chwilę temu powędrował gdzieś na przepełnioną szarością podłogę. – Przecież jesteś z Victorią. Nie zrobisz jej tego.  
- Ale ja ciebie kocham… - powiedział.  
Wtedy właśnie, po tych słowach coś we mnie pękło. Eksplodowało.  
- Naprawdę? – zapytałam.  
- Tylko ciebie – odparł i ponownie zaczęliśmy się całować. Sama sobie się dziwiłam, że tak to się skończyło. Dlaczego znowu chciałam by mnie pocałował? Przecież ja już dawno go nie kochałam. Ten etap życia zakończyłam.  
Zadzwonił dzwonek. Wtedy zorientowałam się, że musimy skończyć.  
- Jake – powiedziałam, ale on nie zareagował i cały czas próbował mnie całować.  
- JAKE! – krzyknęłam. Zgodnie z tym, co chciałam osiągnąć krzycząc, blondyn przestał.  
- Dzwonek zadzwonił – zauważyłam.  
- To co z tego?  
- Muszę iść – powiedziałam.  
- Poczekaj! – zawołał, kiedy już opuszczałam pomieszczenie. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam te piękne, błękitne oczy spoglądające prosto w moje. – Zostań moją dziewczyną. Proszę. Tak bardzo mi na tobie zależy. Zgódź się i uczyń mnie najszczęśliwszym chłopakiem na ziemi. Błagam cię.  
- Spóźnię się na lekcję historii. Wybacz, muszę iść – odpowiedziałam i zostawiając go całkiem samego w ponurej, starej salce, w którym od wieków urzędowały zniszczone i dawno nieaktualne już mapy świata…

Ada

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1695 słów i 9298 znaków.

6 komentarzy

 
  • sala_samobójców

    super daje ci za nie 6 jestes extra.  
    nie wiem skad jestes ale chetnie zostane twoja przyjaciolka.

    26 gru 2012

  • Ada

    jestem autorką :)

    11 lis 2012

  • zajebista:)

    świetnie czekam na kolejna cześć :* pozdrawiam autorkę lub autora  :)

    10 lis 2012

  • Malolata1

    Podoba mi się, naprawdę mi się podoba! :D
    Pisz dalej, jestem ciekawa dalszego przebiegu wydarzeń. :)

    10 lis 2012

  • natalia516

    Jesteś świetna. Nie mam nic do dodania, gratuluję.

    8 lis 2012

  • Morosov

    Idealne! Moim zdaniem za duzy zbieg okolicznosci z tym jake i przyjeciem do blondyn. Smierdzi mi tu spiskiem.

    8 lis 2012