Było nam pisane- cz.2

Mam godzinę żeby się spakować i wyjść do bramy. Nie potrzebuje aż tak dużo czasu, nie mam wielu rzeczy. Otworzyłam szafę, która była zapełniona nawet nie w połowie. Wszystko zmieściło mi się do plecaka i zostało jeszcze miejsca. Nigdy nie wstydziłam się biedy, bo to w końcu bidul. Teraz, kiedy mam jechać do chyba bogatej rodziny czułam się nieswojo. Po kwadransie stałam już przy bramie, państwo Lewandowscy czekali na mnie na parkingu przy swoim samochodzie. Nie znam się na markach ale to chyba Audi. Nie wiem czemu ale spodziewałam się czegoś bardziej ekskluzywnego, może limuzyny? Eh... Nie ważne, marzenia małej dziewczynki wróciły i powoli się spełniają. Kobieta spojrzała na mój plecak i delikatnie się uśmiechnęła, a Pan domu położył rękę na moich plecach prowadząc do drzwi samochodu, zabierając mi wcześniej plecak i wkładając do bagażnika. Kiedy usiadłam z tyłu na skórzanym fotelu, zrozumiałam że zaczynam nowy rozdział w moim życiu.
-Jak mam się do was zwracać?
-Po imieniu. Ja jestem Anna, a mój mąż Marek.
-Dobrze, więc macie inne dzieci?- oby nie mieli małych pięcioletnich bachorów, nie zniosę tego, wolałabym zamieszkać na ulicy albo wrócić do przytułku. Odpowiedziała mi jak zawsze Pani Ania.
-Tak, dwoje. Dziewczynkę i chłopaka, mają osiemnaście lat i są bliźniakami. Na pewno się dogadacie.
-Ta, z pewnością- mruknęłam tak żebym tylko ja to usłyszała.
Jechaliśmy około godzinę i kiedy wyjechaliśmy z miasta, na jakąś bogatą dzielnicę, Pan Marek zatrzymał się przed białym dwupiętrowym domem z wielkim ogrodem i tarasem na dachu. Zza domu widziałam kawałek basenu, na pewno był duży. Środek domu był urządzony nowocześnie. Duży pokój połączony z kuchnią trzy łazienki i pięć pokoi, czyli będę miała osobny. Jest jeszcze gabinet, biblioteka i małe kino.
Pani Anna zaprowadziła mnie do pokoju, który był pusty i chyba cztery razy większy niż ten w bidulu.
-Nie ma tu mebli, ponieważ pomyśleliśmy, że sama byś chciała go urządzić. Jutro pojedziesz z naszym synem do sklepu i coś wybierzesz. Nie patrz na cenę, chcemy żebyś miała wszystko co zapragniesz.
-Dobrze, dziękuję.
Na początku wydawał mi się to super pomysł z przeprowadzką, ale teraz kiedy to stało się prawdą nie wiem czy tego chcę. Znaczy oczywiście że chcę, ale nie do takiego domu. Ja tu nie pasuję. Wycofałam się z pokoju i popędziłam spiralnymi schodami do drzwi. Jak na moje nieszczęście ktoś akurat wszedł do domu i dostałam drzwiami w twarz. Weszło pięć dziewczyn (czyt.plastików), miałam pewność że jedna z nich to córka tego małżeństwa.
-Kim ty jesteś?-zapytała piskliwym głosem dziewczyna na czele grupy ubrana w top z odkrytym brzuchem i różową mini spódniczką.- Ah! Nowa służąca! Wspaniale! Przynieś mi do pokoju pięć koktajli z mango i maseczki z alg- patrzyłam na nią z niedowierzaniem, starzy nic jej nie powiedzieli o moim przyjeździe? Ciekawie się robi.
-Zgaduję, że stara służąca nie mogła z tobą wytrzymać i się zwolniła- uśmiechnęłam się ironicznie, a ona lekko poczerwieniała co było trudno zauważyć pod toną makijażu.
-Maaaamo!- jak na zawołanie pani Anna wybiegła z kuchni do przedpokoju.
-Co się dzieje Klaudia?
-Kim jest ta przybłęda?-krzyknęła chyba na cały dom.
-Przypominam ci, że stoimy koło siebie, nie krzycz tak bo Ci tapeta z ryja odpadnie- lalka bardziej poczerwieniała ze złości, a pani Anna puściła to mimo uszu.
-Jak to kto? Opowiadałam Ci, że ja i tato chcemy zaadoptować dziewczynkę.
-Myślałam, że ona będzie mieć jakieś pięć lat! A nie piętnaście!
-Szesnaście, ale to mało istotnie- oparłam się plecami o ścianę i założyłam ręce.
-Siedź cicho nikt cię nie pytała o zdanie-wysyczała w moją stronę.
-Ej, nie pluj jak mówisz, bo zalejesz dom- otarłam twarz od jej śliny.
-Spokojnie dziewczynki, ja idę do kuchni a wy się dogadajcie- jak jej brat jest taki sam to czeka mnie wspaniałe życie. Klaudia patrzyła się na mnie jadowicie, nic z tego sobie nie robiłam tylko patrzyłam na nią lekceważąco.
-Okej, sorki poniosło mnie- posłała mi wymuszony uśmiech.- Może wpadniesz do mnie za godzinę i zmienimy twój styl... Bo nie oszukujmy się. Nie wyglądasz za dobrze.
-Nie dzięki, nie chce być tak samo sztuczna jak ty-wyminęłam te laski i skierowałam się do wyjścia. Pierwszy dzień w tym domu i już narobiłam sobie wrogów. Trudno. Nie potrzebuje litości. Muszę wyjść na miasto, mimo że go nie znam. Z plecaka wyciągnęłam kartkę długopis i napisałam Wiadomość do Pana Marka że wyszłam na miasto pozwiedzać i żeby się nie martwili. A następnie skierowałam się do wielkiej czarnej bramy.

Ksiazkoholiczka

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 898 słów i 4811 znaków.

Dodaj komentarz