Cynamonowa miłość cz. III

Cynamonowa miłość cz. IIIPo otworzeniu drzwi ujrzałam uchylone okno. Chłopaka nigdzie nie było. Podeszłam w stronę okna, by je zamknąć. Zobaczyłam tylko odjeżdżającego na swoim motocyklu, Piotrka.

* * *

Kolejny dzień... Pobudka i miła niespodzianka na sam poranek. Łazienka była wolna. Szybko ogarnęłam się i zeszłam na śniadanie. Czekały już na mnie przepyszne naleśniki z dżemem. Zdążyłam na autobus. Czyżby nie prześladowało mnie już to dziwne fatum? Wchodzę do szkoły jak co dzień i czuje na sobie spojrzenia wszystkich wokół. O co im może chodzić? Może jestem brudna.. Spoglądam na swoje ubranie lecz nie widzę, żadnej plamy. Udaję się pod klasę, gdzie spotykam moich przyjaciół.  
-Wiecie o co chodzi im wszystkim?-pytam ze zdziwieniem.
-Wszyscy wiedzą o twojej „pomocy koleżeńskiej” Chodakowskiemu.-mówi Alek.
-No i co z tego, to chyba moja sprawa.-odpowiadam.
-Nic nie rozumiesz-włącza się Mela.-On jest w szkole i wszyscy mówią, że „ładnie” się uczyliście.- na „ładnie” poruszyła znacząco brwiami.
-Przecież wiecie, że nawet się nie zjawił...
Mija pierwsza godzina lekcyjna. Później kolejna. Następuje długa przerwa. Wychodzę wraz z moją ekipą na szkolne boisko i zajmujemy ławkę pod drzewem. Podchodzi do nas Piotrek.
-Mam dwójkę z chemii, koleżanko.-dosiada się bez pytania.
-I wszystkim opowiadasz, że to ja cię uczyłam?-pytam. Widząc go nie wiem do końca jak powinnam się zachować po jego wczorajszej, wieczornej wizycie u mnie.
-Chodź.-łapie mnie za rękę i ciągnie w miejsce w którym nie ma nikogo.
-Po co mnie tu zaciągnąłeś?-pytam.
-Chodzi o tą naukę... I wczorajszy wieczór...-milczę i daję mu się wypowiedzieć.-Bo ty nic nie rozumiesz...
-No właśnie. Chciałabym zacząć rozumieć.-powiedziałam, na co westchnął głośno.
-Zawsze taka jesteś?- rzekł z bulwersem.
-Ja? Czego ty ode mnie chcesz?- rzucam. Nastaje chwila ciszy. Parskam i obracać się na pięcie. Chwyta mnie za nadgarstek i odwraca w swoją stronę. Patrzymy sobie w oczy. Dzieli nas niebezpiecznie bliska odległość.  
-Chce się z tobą umówić wariatko.-mówił poważnie a w jego oczach błysnęły małe iskierki. Nie wiedząc co powiedzieć, stałam jak słup, wpatrując się w jego oczy.
-Dzisiaj. Szesnasta. Będę po ciebie.
Odszedł jakby nigdy nic. Otrząsnęłam się, uświadomiwszy sobie, że stoję sama i przyglądają mi się moi przyjaciele. Co się ze mną dzieje? Nie potrafiłam mu nic odpowiedzieć. W sumie, postawił sprawę jasno. Dzisiaj o szesnastej... Dzisiaj o szesnastej idę z nim... na randkę? Po podejściu do znajomych, zdałam im pełną relację z naszej rozmowy, nie opuszczając wątku o spotkaniu.
-Wiedziałam.-skomentowała Mela, przybierając dumną minę.
Co jak co, ale ona lubi mieć rację. Mimo uczucia niedowierzania pojawił się na mojej twarzy nieśmiały uśmiech.

* * *

Lekcje mijały mi bardzo wolno, na rozmyślaniach o spotkaniu z Piotrkiem. Po głowie krążyło mi tysiąc pytań. I jeszcze ta jego wieczorna wizyta w moim domu... Znowu się uśmiecham. Jak określiła moje zachowanie Tamara:
„Zachowujesz się jakoś dziwnie. To znaczy, ty zawsze byłaś dziwna ale dzisiaj to już mega cię wzięło.”
Zrobiłam z siebie wtedy idiotkę a jemu nadal zależało na tym spotkaniu...
Pomyślałam, że nie będę się stroiła na to spotkanie. Randkę. Nadal to do mnie nie dociera. Ja i on. Piotrek Chodakowski, największy łobuz w szkole zaprosił mnie, uważaną za kujonkę dziewczynę na randkę. Po bardzo długich rozmyślaniach postanowiłam się ogarnąć. Wyszłam już na głupią, więc ten tytuł mi wystarczy. Nie potrzebuję kolejnego trofeum za „niechlujnie ubraną kujonkę”. Założyłam czarne rurki i szary t-shirt z napisem „Joke”. „Żart”. Ta bluzka najlepiej określa mnie dzisiaj. Wydaje mi się, że wszystko co dzieje się wokół mnie to jeden wielki żart. Do tego stroju dopasowałam koszulę w niebiesko-czarną kratę i czarne trampki. Do małego plecaka włożyłam najpotrzebniejsze rzeczy. Schodziłam na dół i będąc w połowie schodów, usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie spiesząc się, pokonałam kolejne stopnie i przekręciłam zamek. Byłam sama w domu. Z tego co wiedziałam, moja siostrunia spotykała się z tym... Z Arturem.  
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam opierającego się o futrynę drzwi Piotrka. Z jego twarzy nie schodził ten łobuzerski uśmieszek. Przez przypadek zamyśliłam się patrząc mu w oczy i to spowodowało, że moje spojrzenie nie schodziło w innym kierunku przez około dziesięć sekund. Co też on sobie o mnie pomyślał... Wpatrywałam się w niego jak sroka w gnat. Rozwichrzone naturalnie włosy w lekkim nieładzie, dodawały mu uroku. Zielonooki również nie spuszczał wzroku.  
-Wejdź.-ocknęłam się, zmierzając w stronę kuchni. Dlaczego przy nim tracę zmysły? Chyba mi się to nie podoba. To dziwne uczucie. Nie potrafię go opisać. Przy nim czuję się zakłopotana a patrząc w zielone tęczówki przypominam sobie łąkę znajdującą się przy domu babci.
-Chyba nie zapomniałaś, że dzisiaj cię porywam?-słyszę jego niski głos za sobą. Wywołuje on lekkie dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
-Jasne, że nie. Wezmę tylko wodę.-rzekłam nie patrząc na niego.
Rodzice zostawili na kuchennym blacie kopertę z pieniędzmi i krótkim liścikiem.
„Dziewczyny! Zostawiamy wam pieniądze na czas naszej nieobecności. Tylko gospodarujcie nimi dobrze. Papa Mama i Tata. Ps. Wracamy za tydzień i chcielibyśmy, żeby ten dom jeszcze stał :)”.
-Ehh.. No tak... Czego tu się było spodziewać.-mówiłam bez zastanowienia, tak jakbym była tu sama, całkowicie zapominając, że niecałe dwa kroki ode mnie stał chłopak.
-Coś się stało?-spytał z wyraźną troską i zaniepokojeniem w głosie.
-Nie, nie. Nic takiego.- potrząsnęłam lekko głową. W kopercie był równy tysiąc złotych. Odliczyłam dokładnie połowę dla siebie a resztę schowałam z powrotem do koperty. Wiedziałam, że Tamara rozpstryka kasę na ciuchy. Byłam uczciwa i z tego powodu, zostawiłam siostrze należną jej część.
-Wow. To kupa kasy.-zrobił duże oczy, kiedy chowałam do portfela swoją połowę. Nie chciałam wyjść na szpaniarę mówiąc, że dla moich rodziców to drobnostka, choć to była prawda. Powiedziałam tylko:
-Tak masz rację. Idziemy?
-Yhm.-wymruczał. Z jego miny można było odczytać konsternację, jednakże udawałam, że tego nie widzę.-Myślałem, że poznam twoich rodziców, twój tata zrobi mi jakieś przesłuchanie. Zapyta gdzie cię zabieram i czy nie jestem jakimś nieodpowiedzialnym szczeniakiem.
-No cóż... Myliłeś się.- odpowiedziałam.  
Nie odzywaliśmy się do siebie, oboje zakłopotani sytuacją.  
-Trzymaj się mocno bo spadniesz.-mówił z uśmiechem, unosząc lekko swoją czarną kurtkę, bym złapała go w pasie. Poczułam się trochę niezręcznie, jednak wykonałam polecenie.
-Gdzie mnie zabierasz?-zapytałam.
-Panna ciekawska się odezwała.-zrozumiałam, żeby więcej nie pytać bo i tak niczego się nie dowiem od tego chłopaka.
Ruszyliśmy z mojego podwórka w stronę kawiarni, którą odwiedzałam jako dziecko. Przychodziłam tutaj z opiekunką. Zamawiałam zawsze duże czekoladowe lody z posypką. Tamara jako młodsza siostra, papugowała mój wybór i również życzyła sobie pucharek czekoladowych lodów. Zaczynało się wtedy droczenie. Nadia, nasza opiekunka starała się nas uspokoić, niestety dawałyśmy jej wytchnienie dopiero, gdy kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Pałaszowałyśmy wtedy lody w wielkim skupieniu, spoglądając od czasu do czasu na staw znajdujący się za szybami kawiarni.
Wiatr otaczał nas i mimo, że lato zbliżało się ku końcowi było całkiem ciepło. Trzymając w ramionach „pana legendę” i przemierzając z nim kolejne kilometry trasy, uświadomiłam sobie, że coś zaczęło się zmieniać. Od kiedy go poznałam, nic nie było już takie samo. Pod wpływem jego obecności, stałam się inna. Mniej zasadnicza, bardziej spontaniczna... No bo przecież, jeszcze miesiąc temu, gdyby zaproponował mi randkę, jakiś inny chłopak, wliczając w to jazdę motocyklem, to bezwzględnie bym mu odmówiła. Serce o mało nie wyskoczyło mi z klatki, przez tą szybką jazdę, jednak nic nie krzyczałam. Nie darłam się, że jest jakiś nienormalny, rozwijając takie prędkości. Po prostu byłam i cieszyłam się z tej chwili, uświadamiając sobie, że to może się już więcej nie powtórzyć. To uczucie można chyba nazwać szczęściem. Co ten chłopak ze mną robi? Przy nim się zmieniam... Przy nim chcę robić rzeczy szalone, na które wcześniej bym się nie odważyła.  
Zatrzymaliśmy się na wysokim wzgórzu z którego było widać rozciągający się na dole wielki zbiornik wodny. Widok był imponujący. Obok jeziora był duży, mieszany las. Piotrek stanął przodem do jeziora, zostawiając mnie tym samym za sobą. Podeszłam do niego i stanęłam tuż obok.
-Ładnie tu.-rzekłam, przerywając ciszę.
-Co?-zapytał jakbym wyprowadziła go z transu.
-Mówię że mi się tu podoba.-odpowiedziałam.
Uniósł jeden kącik ust do góry a w oczach znów zatańczyły te żywe ogniki.
-Chodź-złapał moją dłoń.-pojedziemy tam-wskazał palcem plażę na jednym z brzegów jeziora. Pokiwałam twierdząco głową i usadowiłam się na maszynie za chłopakiem.

* * *

Siedząc na piasku i wpatrując się w hipnotyzujące ruchy wody nie myślałam o niczym. Chyba po raz pierwszy od dawna żyłam tym co tu i teraz. Liczyła się tylko dana mi przez los chwila. Teraźniejszość bez kropli codzienności była dla mnie czymś nowym, nieznanym, ciekawym... Z tego stanu wyrwał mnie głos chłopaka, dzięki któremu mrzonki stały się rzeczywistością.
-Zdejmij koszule.- rozkazał z rozbawionym wyrazem twarzy.
-Po co?- pytałam zaskoczona.
-No rób co mówię!- dodał już bardziej zniecierpliwionym tonem. Posłusznie zdjęłam koszule w kratę i stałam teraz przed nim w szarym t-shircie. Podbiegł w moją stronę i załapał w pasie unosząc w powietrzu. Ta sytuacja była dla mnie wielkim zaskoczeniem.
-Co ty robisz?- pisnęłam wysokim głosikiem.  
-Koleżanko, przestań zadawać pytania.- mówił patrząc mi w oczy. Jego wzrok był przenikliwy. Gdy patrzył mi w oczy miałam wrażenie, że zagląda w moją duszę, czytając przy tym moje myśli.  
-Chyba nie chcesz mnie skąpać.- bardziej twierdziłam niż pytałam.
Zrobił dwa kroki w stronę brzegu, patrząc na moją reakcję. Udawałam, że mnie to nie rusza. Byłam prawie pewna, że nie zrobiłby tego. Nie wiem dlaczego ale zaczęłam mu ufać. Chłopak zrobił kolejne dwa susy w stronę wody. Teraz już brodził po kostki w wodzie. Na jego twarzy pojawił się grymas, świadczący o temperaturze wody. Nie musiał go robić bo i tak zauważyłam na jego rękach gęsią skórkę.
-Zimno Ci.-odezwałam się.- lepiej wyjdź z tej  
wody.
-Martwisz się o mnie?-zapytał i uśmiechnął się szelmowsko. Nic nie odpowiedziałam tylko spuściłam głowę w dół. Czując ciepło w policzkach. O nie! Tylko nie rumieńce... na pewno to zauważył.
-Od kiedy to Panna Pytalska, martwi się o takiego chuligana?-mówił drwiąco.
-Nie martwię się. Po prostu nie chcę żebyś nas oboje utopił.- mówiłam na obronę co przyszło mi na myśl. Zachwiał się i nie rozluźniając uścisku oboje wpadliśmy do wody. Wynurzyłam się z wody i zaczęłam się na niego drzeć.
-Zachowujesz się jak niedojrzały dzieciak-wyrzynałam w tym momencie swoje ubranie. On teatralnie przegarnął swoje niesforne włosy, które opadały mu na czoło.
-Myślałam, że chociaż trochę jesteś...-ucięłam wychodząc na brzeg.
-"Myślałam że chociaż trochę jesteś..."? Dokończ.
-Doroślejszy-mówiłam zwracając się w jego stronę.
-To znaczy, że o mnie myślałaś.- stwierdził z zadowoleniem.
-Nie odwracaj kota ogonem.
-Może i jestem niedojrzałym dzieciakiem Ale widzę, że nie lubisz rozmawiać o swoich uczuciach.
-Świetne spostrzeżenie Sherlocku.-wyszeptałam patrząc w dół. Zrobił dwa susy wziął swoją ciemną skórzaną kurtkę i okrył nią moje ramiona. Moja szczęka zaczęła zgrzytać z zimna.
-Usiądź, zaraz rozpalę ognisko.
-Potrafisz?- zrobiłam zdziwioną minę Ale natychmiast przypomniałam sobie o pewnej historii, która krążyła po szkole. Dotyczyła ona Piotrka. Wszyscy opowiadali, że podczas jego tygodniowej nieobecności w szkole, uciekł do lasu i mieszkał w szałasie, który sam sobie zrobił. Miał do dyspozycji tylko butelkę wody i zapałki.-No tak. Przepraszam zapomniałam.  
Uśmiechnął się zniewalająco i odparł układając suche gałęzie w stożek.
-O czym sobie przypomniałaś?- spojrzał na mnie a w jego spojrzeniu była beztroska.
-O... Niczym ważnym.- nie chciałam poruszać tematu plotek bo jeszcze okazało by się prawdą,że podczas jednego z biwaków zjadł nie surowe serce wilka.  
-Mam nadzieję, że nie wierzysz w to co gadają ludzie w szkole.-rozpalił ognisko i zajął miejsce obok mnie.
-Czyli nie byłeś sam przez tydzień w lesie?- na moje pytanie wybuchł śmiechem co mnie trochę zakłopotało.
-Okey, nie było pytania.- dodałam.
-Było.-wspomniał.-A więc takie rzeczy opowiadają... a co do odpowiedzi to nie, nie buszowałem w lesie.-uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na niego z rozbawieniem.W Peru też nie skakałem ze spadochronem. I nie zabiłem nigdy żadnego zwierzęcia ani człowieka.-opowiadał dalej.-Ludzie opowiadają różne rzeczy o mnie ale jak widzisz, większość z nich jest nieprawdą.
-To znaczy że w Afryce też nie byłeś?-pytałam dalej, tym razem spodziewając się jego odpowiedzi.
-Bzdury wyssane z palca.- skomentował.
-Dlaczego po prostu nie zaprzeczasz, słysząc te wszystkie plotki?-pytałam zaciekawiona.
-Bawią mnie te wszystkie historyjki. Nie chcę psuć im zabawy.
Rozmawialiśmy tak przez kilka godzin. Nawet nie wiadomo kiedy zaczęło się ściemniać. Ogień oświetlał przestrzeń wokół nas. Rozmawiało nam się świetnie. Ja opowiadałam o legendach, które krążyły po szkole a on na bieżąco zaprzeczał. Jego oczy wciąż się śmiały a na ustach miał ten swój zniewalający uśmiech. Co chwila zatracałam się w spojrzeniu jego zielonych oczu. Ogień świetnie się rozpalił a nasze ubrania po pewnym czasie były już suche. Po naszej rozmowie odważyłam się w końcu zapytać o sprawę, która mnie od jakiegoś czasu zaczęła bardzo ciekawić.
-Po obaleniu tych wszystkich mitów na temat „sławnego Chodakowskiego”, zastanawiam się, gdzie znikałeś na całe dnie?-z jego twarzy znikł uśmiech. Chłopak odchrząknął i zaczął opowiadać.
-Rok temu...mój ojciec był bardzo chory-spojrzał przed siebie.-Ostatnie kilka tygodni swojego życia spędził na szpitalnym łóżku, podpięty do jakiś urządzeń. Nie byłem w stanie chodzić do szkoły. Całe dnie spędzałem u jego boku, chcąc nacieszyć się jego widokiem. Wiedziałem, że śmierć stoi za drzwiami...-znów spuścił w dół głowę.-Potem, brakowało mi go. Nienawidziłem spędzać czasu w domu, widząc moją matkę. Starała się nie pokazywać jak bardzo ją to bolało ale słyszałem jak płakała po nocach. Rano budziłem się i widziałem jej podpuchnięte oczy i coraz bardziej docierało do mnie, że jego już z nami nie ma. Uświadamiałem sobie, że już nie wróci...-spojrzał w moją stronę smutnym wzrokiem a po policzku spłynęła mu łza. Przybliżyłam się do niego i kciukiem, starłam słoną kroplę. -Pewnego dnia wpadłem na pomysł by odwiedzić wszystkie miejsca, które mi pokazywał. I tak zostało do teraz. Kiedy mi go brakuje, wyruszam w podróż do miejsc w które mnie zabierał.
-To jedno z tych miejsc, prawda?-zapytałam cicho. Pokiwał twierdząco głową.
-Teraz już znasz całą moją historię. Nie wiem czemu ci ją opowiedziałem... Może dlatego, że przy tobie znów chcę mi się żyć. Jesteś niezwykłą dziewczyną.-powiedział i zamknął mnie w uścisku. Jego umięśnione ramiona trzymały mnie w stalowym uścisku a zapach perfum docierał do mnie i drażnił zmysły. Melodyjny głos Piotrka rozbrzmiewał echem w mojej głowie: „jesteś niezwykłą dziewczyną”.
Niespodziewanie oderwał się ode mnie, chwycił moją twarz w dłonie i oparł nasze głowy o siebie. Teraz znowu patrzyłam w jego głębokie, zielone źrenice. Tym razem z bliższej odległości. Nasze oddechy łączyły się a już tylko milimetry dzieliły nasze wargi od spotkania. Tą chwilę przerwał mój telefon. Tym razem ja oddaliłam się od niego, wyciągając z kieszeni koszuli telefon. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie mojej siostry. „Brawo Tama! Tylko ty masz takie świetne wyczucie czasu”-pomyślałam.
Odebrałam szybko lecz ku mojemu zdziwieniu w słuchawce nie usłyszałam głosu mojej młodszej siostrzyczki. Odezwała się jakaś inna dziewczyna, w tle słychać było głośną muzykę. Dziewczyna prosiła o zabranie Tamy z klubu, ponieważ sama nie jest w stanie wyjść. No pięknie... ta gówniara się upiła. Rozłączyłam się i szybko wstałam.
-Coś się stało?-zapytał zatroskanym głosem.
-Musisz zawieźć mnie do klubu. Muszę odebrać z niego siostrę, ostro zabalowała.
Piotrek szybko zaczął gasić ognisko a ja mu pomogłam. Wsiedliśmy na motocykl i odjechaliśmy w stronę klubu. Po głowie huczały mi tysiące pytań. Dlaczego to zrobiła? Czy coś jej się nie stało? Bądź co bądź ale teraz ja za nią odpowiadam...

****************
Tym razem troszkę dłuższa niż zawsze część ale mam nadzieję, że się nie zanudziliście czytając ;)

Pozdrawiam! ^.^

Karolayn

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3165 słów i 17789 znaków.

9 komentarzy

 
  • lola6979

    Kiedy kolejna?

    12 mar 2016

  • ala1123

    Cudo ;) kiedy kolejna?

    26 lut 2016

  • Karolayn

    @ala1123 Dziękuję ;* Jest w trakcie pisania, myślę, że już niedługo się pojawi. ;)

    26 lut 2016

  • claire

    Oh yeah... chce więcej xD

    9 lut 2016

  • Karolayn

    @claire :)

    9 lut 2016

  • super

    Cudowna :) Proszę dodaj szybko kolejna :)

    7 lut 2016

  • Karolayn

    @super :* Zobaczę co da się zrobić ;) Czas dodania kolejnej części, jak już wspomniałam nie zależy tylko ode mnie. Jest jeszcze szkoła i wena, która nie zawsze przychodzi na zawołanie... xD

    8 lut 2016

  • arinaxd

    Cudowne.  Warto było czekać. Kiedy kolejna

    7 lut 2016

  • Karolayn

    @arinaxd Dziękuję :) Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze w tym miesiącu. Szkoła, nauka... Proszę o wyrozumiałość ;)

    7 lut 2016

  • Misiaa14

    boskie ♡♡♡♡

    7 lut 2016

  • Karolayn

    @Misiaa14  :*

    7 lut 2016

  • Ksiezniczka25

    Rozdział cudowny. Czekam na kolejną :)

    7 lut 2016

  • Karolayn

    @Ksiezniczka25 Dziękuję, postaram się szybciej zabrać do pisania ;)

    7 lut 2016

  • nacpanapowietrzem

    Rozdział bardzo, bardzo dobry :) Fajnie się czytało :D Czekam na ciąg dalszy :kiss:

    6 lut 2016

  • Karolayn

    @nacpanapowietrzem Dzięki <3

    7 lut 2016

  • mela

    Jejuu , az sie milo czyta ! :))  
    Poproszee kolejna jak najszybciej :)

    6 lut 2016

  • Karolayn

    @mela Dzięki bardzo! :* Postaram się szybko pisać ;)

    6 lut 2016